Drużyna Spolszczenia

Pełna wersja: Athlantis
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Athlantis - Athlantis (2003)

[Obrazek: R-3963471-1350699644-9400.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Flyin' Higher 04:59
2. Silver and Gold 05:46
3. Voices 06:57
4. Surrender 05:06
5. Listen to Me 06:45
6. King Lear 05:49
7. Delian 05:59
8. End of all Days 06:28

Rok wydania:2003
Gatunek: Progressive Power Metal
Kraj: Włochy

Skład zespołu:
Ivan Drake - śpiew
Pier Gonella - gitara
Liv Carson - gitara
Steve Vawamas - bas
Chris Parisi - perkusja

gościnnie:
Roberto Tiranti - śpiew
Wild Steel - śpiew

Steve Vawamas należy do najbardziej cenionych basistów włoskiej sceny metalowej , zazwyczaj jednak występuje w zespołach, gdzie jego wpływ na kształt kompozycji jest niewielki. ATHLANTIS był pierwszą grupą, którą kierował, zdołał też skupić w niej znane postacie włoskiego power metalu a z pewnością najbardziej rozpoznawalny z nich to Pier Gonella z LABYRINTH (i nie tylko) oraz Chris Parisi. Płyta została wydana przez specjalizującą się w takiej muzyce wiodącą włoską wytwórnię Underground Symphony.

Ten LABYRINTH zresztą słychać w muzyce ATHLANTIS wyraźnie i album "Athlantis" trudno uznać za oryginalny. Rozległe klawisze, progresywne aranżacje oraz wokal Ivana Drake, który nie zdołał zrobić wielkiej kariery w AUREA oraz serie rozpoznawalnych riffów i patentów gitarowych Gonella to najbardziej charakterystyczne cechy tego LP, może jedynie nieco bardziej energicznego w power metalowym podejściu niż większość kompozycji LABYRINTH. Gonella gra tu znakomite sola zresztą dodatkowo napędzane przez mocną sekcję rytmiczną, gdzie Vawamas gra pierwsze skrzypce, ale bez wychodzenia przed szereg. Płyta ma udane otwarcie w postaci "Flyin' Higher", szybkiego i energicznego oraz nieco wolniejszego nastawionego na melodię "Silver and Gold" ale mimo starannego, wysokich lotów wykonania ta muzyka brzmi wyjątkowo wtórnie. LABYRINTH, zdecydowanie LABYRINTH tym bardziej, że gościnnie pojawił się tu jako drugi wokalista Roberto Tiranti, wspierający Drake'a, (jak w "Surrender") przy czym Drake radzi sobie sam doskonale i jest tu bardzo mocnym, wyrazistym punktem zespołu.
W "Voices" zwracają uwagę operowe aranżacje partii wokalnych oraz symfoniczne wstawki z kręgu RHAPSODY, choć pozbawione epickiego patosu. Pewne uproszczenie w porównaniu z LABYRINTH wcale nie jest wadą tej muzyki, czytelność i przejrzystość wszystkiego jest atutem tak jak i to wzmocnienie brzmienia w stosunku do włoskiego standardu progressive melodic power co słychać w podniosłym songu o cechach pół ballady "Listen to Me". Dobrze prezentuje się kompozycja w klasycznym fantasy flower power stylu "King Lear" z potoczystym epickim refrenem, ale już "Delain" jest nieznośnie podobny do łagodniejszych numerów LABYRINTH bez własnego oblicza.
Album pozostawia wrażenie niedosytu. Niby wszystko jest na miejscu i zrobione jak należy, ale nie chwyta i nie porywa jak to co nieraz prezentują inne, wcale niekoniecznie najsławniejsze grupy włoskie z tego kręgu metalu. Tak najbardziej można to odnieść do niewyraźnego zwieńczenia w postaci niby patetycznego i galopującego zarazem "End of all Days".
Soczyste klarowne brzmienie może się podobać, choć perkusja nieco sucha i miejscami chyba zbyt gęsta. Brak w zasadzie "tylko" oryginalnych atrakcyjnych melodii, przynajmniej dwóch - trzech wyrastających poza ogólnie dobry poziom.

ATHLANTIS nie stał się nigdy "oczkiem w głowie" zawsze mocno zajętego w innych projektach lidera. W roku 2008 zespół nakładem Underground Symphony miał wydać drugi LP "Metalmorphosis" jednak płyta nie została nigdy ukończona. Gdy wydawało się, że ATHLANTIS umarł naturalną śmiercią Vawamas w roku 2012 jeszcze raz pod tym szyldem i ponownie z Gonella, choć poza tym w innym zestawieniu zapowiedział i przygotował drugi album zatytułowany "M.W.N.D." z nowymi kompozycjami.


Ocena: 7/10

10.10.2008
Athlantis - M.W.N.D. (2012)

[Obrazek: R-6273056-1483703069-5595.jpeg.jpg]

Tracklista:
1.Madness Is Rising 04:50
2.Getaway 04:58
3.The Final Judgment 04:47
4.Strong as Your Love 03:52
5.Faraway 04:37
6.Dry Gin 05:35
7.Lightning 05:15
8.One Man, One Look, One Desire 06:25
9.Again You 05:54
10.Holy Call 05:12
11.Faraway (acoustic version) 03:53

Rok wydania: 2012
Gatunek:  Power Metal/Hard Rock
Kraj: Włochy

Skład zespołu:
Francesco Ciapica (Jack Spider) - śpiew
Pier Gonella - gitara
Steve Vawamas - bas
Enry Sydoz- perkusja

oraz
John William Tudor - instrumenty klawiszowe, śpiew
Alessio Calandriello - śpiew
Giorgia Gueglio - śpiew

Gianfranco Puggioni - gitara


 M.W.N.D znaczy Metal Will Never Die i to jest prawda.
Prawdą okazała się także zapowiedź wydania drugiego albumu ATHLANTIS , który Vawamas i Gonella nagrali i wspólnie wyprodukowali na przełomie lat 2011-2012. Niespodzianką okazała się natomiast jego muzyczna zawartość.
Obaj giganci włoskiego progresywnego grania opuścili tym razem 'labirynt' i zaproponowali archetypowy melodyjny power metal, zmiękczony dodatkowo wyraźnie uwypuklonymi elementami estetyki hard rocka.
Niestety, chyba ta stylistyka power metalu bez progresywności, którą tak ładnie we Włoszech w roku 2012 pokazał chociażby DRAKKAR, to nie jest domena Gonella i Vawamasa.
Takie numery jak Madness Is Rising, Lightning, są nudne, pozbawione realnej power metalowej mocy lub, jak w przypadku The Final Judgment, zagrane zbyt topornie jak na włoski flower power. Bardziej epicki Getaway prezentuje się już nieco lepiej. Jakoś bez bólu głowy przelatuje rockowy One Man, One Look, One Desire, na szczęście z pewną dawką podniosłego klimatu. Sporo udającego heavy metal hard rocka w bardzo przeciętnych Strong as Your Love, Dry Gin, w niby dostojnym i romantycznym, ale ociężałym i ospałym Faraway, którego nie ożywia nawet partia wokalna z Giiorgią z MASTERSTROKE.
Jack Spider nie jest złym wokalistą, ale zdecydowanie bardziej sensownie prezentowałby się w jakimś true metalowym lub  heavy/power zespole i nośnym epickim repertuarze. Tu przy dosyć słabo brzmiących gitarach za bardzo góruje nad nimi swoim twardym, kwadratowym głosem.
Giorgia Gueglio ładnie śpiewa w nostalgicznym rock/metalowym Again You, ale przecież jest tu tylko gościem i trudno oceniać płytę po występie gościa, nawet tak sympatycznego jak Giorgia. Tak czy inaczej, jest to najlepszy numer na płycie.
Album zamyka power metalowy Holy Call i jeśli tylko posłuchać pierwszej i tej kompozycji to już wiadomo, jak wygląda tu kondycja ATHLANTIS...

Poziom wykonania, jak na takich instrumentalistów jak Gonella i Vawamas, jest żenująco niski. Zupełnie bezbarwne i pozbawione finezji granie. Ani jednego natarcia basu, ani jednego pochodu, ani jednej dobrej solówki Gonella poza tą w One Man, One Look, One Desire. Do tego poziomu dostosował się także perkusista i występujący tu jako muzyk sesyjny klawiszowiec. Jest to doprawdy dziwne, że ta płyta jest taka słaba. Nawet  aspekcie brzmienia. Ani to ciepły, ani surowy sound, z basem Vawamasa dudniącym jak ze studni. Pewne rzeczy przesterowane, inne niedokręcone na stole mikserskim, jak sola Gonella dobiegające często jak zza ściany.
Chyba szkoda było czasu na tworzenie muzyki, którą znacznie lepiej grają włoskie zespoły pół amatorskie, których członkowie spotykają się, by pograć power metal po pracy.


ocena: 4,8/10

new 10.08.2018
Athlantis - Metalmorphosis (2017)

[Obrazek: R-10962646-1507293628-2737.jpeg.jpg]

Tracklista:
1.Delian's Fool 06:26
2.Battle of Mind 05:19
3.Wasted Love 04:45
4.Nightmare 05:06
5.Devil's Temptation 05:18
6.Angel of Desire 06:03
7.No Fear to Die 04:31
8.Resurrection 06:09
9.Tragedy (Bee Gees cover) 04:29

Rok wydania: 2017
Gatunek: Power Metal
Kraj: Włochy

Skład zespołu:
Alessio Calandriello - śpiew
Tommaso Talamanca - gitara
Steve Vawamas - gitara basowa, instrumenty klawiszowe
Alessandro Bissa - perkusja
oraz
Stefano Galleano - gitara
Roberto Tiranti - śpiew ("Tragedy")
Roberto Traverso (Trevor Nadir) - ("Nightmare")
Laura Gioffrè -  śpiew ("Angel of Desire")


"Metalmorphosis" miał  być drugim albumem ATHLANTIS jeszcze w składzie z Gonella i był przewidziany do wydania  w roku 2008. Reklamowany i umieszczony w oficjalnych planach wydawniczych nie został jednak nigdy ukończony.
Po wielu latach Vavamas , ale bez udziału Gonella postanowił dokończyć ten LP, przy czym nie jest do końca jasne, jak duże zmiany zostały wprowadzone w zachowanym materiale. Na liście muzyków figurują ci z obecnego składu, oraz kilku gości w tym Roberto Tiranti, który zaśpiewał w coverze BEE GEES. Płyta ukazała się w październiku 2017, już po wydaniu kolejnego albumu z nowym materiałem zatytułowanego jednak "Chapter IV".

"Metalmorphosis" zawiera zestaw przeciętnych kompozycji power metalowych, gdzie ostre i trochę rock/metalowe riffy łączą się z łzawymi, sentymentalnymi melodiami i płaczliwym wokalem Alessio Calandriello. Śpiewak ten dał się poznać jako jedne z bardziej manierycznych wokalistów włoskich, operując zazwyczaj głosem podniesionym bardziej, niz naturalnie wysokim i udramatyzowanym sposobem przekazu. Drażni w ten sposób w standardowym power metalu włoskim w Battle of Mind, ale w Wasted Love, rozpoczynającym od nieuzasadnionych ryczących gitar wypada dobrze, i ogólnie jest to dobra kompozycja jak na ten album, z udaną melodią refrenu. Bardzo dobre solo tu można usłyszeć i jest to pierwsze z tych, za które tu można pochwalić gitarzystów. Wszystko to jest tutaj nieco eklektyczne. Brutalny wokal Trevora Nadira SADIST pojawia się tu obok klimatycznych zagrywek w Nightmare, ballada Angel of Desire jest bardzo gustowna z udziałem Laury Gioffrè i nawet Alessio Calandriello śpiewa tu w sensowny sposób, szczególnie na początku.
Devil's Temptation i Resurrection to blada próba dorównania LABYRINTH, grającego trochę szybciej, zaś No Fear to Die ma bardzo dobrą linię melodyczną, zostało to jednak całkowicie zmarnowane przez nijakie wykonanie, dalekie od realnego power metalu. Gdyby tu była prawdziwa moc i energia, mógłby to być prawdziwy killer.
Trochę to groteskowe, że najsympatyczniejszy jest tu niemetalowy cover z Tiranti jako wokalistą...

Vawamas jako basista niczego tu nie pokazuje, natomiast kilka jego partii klawiszowych zasługuje na uwagę. Produkcja przyzwoita, choć kilka utworów jest chyba nagrywanych podczas innej sesji, bo brzmienie gitar i ustawienie wokalisty jest słyszalnie odmienne.
Album sprawia wrażenie zbioru utworów przypadkowych, niepowiązanych ze sobą stylistycznie, a po części nadal niedopracowanych. Niekiedy sławne zespoły wydają płyty z odrzutami z sesji nagraniowych. Tak dla historycznej dokumentacji i z sentymentu. ATHLANTIS zespołem sławnym za bardzo nie jest i sens wydania "Metalmorphosis" nie jest do końca jasny, no chyba, że Vawamas chciał pokazać tu różnorodne metalowe metamorfozy swoje grupy.
Mało to ciekawe...


ocena: 6,3/10

new 6.03.2019
Athlantis - Chapter IV (2017)

[Obrazek: R-9965462-1489342028-9521.jpeg.jpg]

Tracklista:
1.The Terror Begins 04:44
2.Master of My Fate 04:46
3.Ronin 03:52
4.Our Life 04:23
5.The Endless Road 04:11
6.Crock of Moud 05:39
7.Face Your Destiny 04:04
8.Just Fantasy 03:55
9.Reset 04:33
10.The Final Scream 05:00

Rok wydania: 2017
Gatunek: Power Metal
Kraj: Włochy

Skład zespołu:
Alessio Calandriello - śpiew
Gianfranco Puggioni - gitara
Pier Gonella - gitara
Steve Vawamas - gitara basowa, instrumenty klawiszowe
Francesco La Rosa - perkusja
oraz
Barbara D'Alessio - perkusja ("The Final Scream")
Roberto Tiranti - śpiew ("Master of My Fate", "Just Fantasy")
Davide Dell'Orto - ("Our Life")
Francesco Ciapica (Jack Spider) - śpiew ("Crock of Moud")


Równolegle do prac nad niedokończonym przed laty LP "Metalmorphosis" ATHLANTIS w odnowionym w stosunku do roku 2012 składzie realizował album nazwany "Chapter IV", z zupełnie nowym zestawem nagrań. Płyta została wydana w tym samym niemal czasie co "Metalmorphosis", a zaśpiewało oprócz Alessio Calandriello kilku zaproszonych wokalistów. Znalazł się wśród nich również poprzedni frontman Jack Spider.

Vawamas postawił na tym razem na bardziej dynamiczne granie niż w 2012 i płytę wypełniają kompozycje z obszaru melodic power metal, z mniej manierycznym Calandriello, niż można było się spodziewać jeśli patrzeć na "Metalmorphosis".
Bardzo dobry jest na początku energiczny i łagodnie melodyjny The Terror Begins, słychać także, że Gonella  jest w dobrej formie, jest kreatywny i starannie dopracował solo, nie tylko zresztą w tej kompozycji. Ta przyjemna, nieskomplikowana przebojowość cechuje także Ronin oraz ciepły, choć dosyć ostry w galopujących riffach The Endless Road.
W Face Your Destiny ATHLANTIS proponuje ten klasyczny, romantyczny włoski power metal i Alessio Calandriello wspierany tu przez chyba wszystkich pozostałych śpiewających na tym LP wypada nad podziw dobrze. Bardzo ładna to kompozycja, gustownie rozplanowana wokalnie i wykonana z wielką elegancją. Ta elegancja cechuje również Reset, który ma pewne cechy gothic metalowe w klimacie, mimo zdecydowanie power metalowej aranżacji.
Dwa razy zaśpiewał Roberto Tiranti. Zaśpiewał wybornie w Master of My Fate i w Just Fantasy, przy czym oba te utwory to bezpośrednie nawiązanie do twórczości LABYRINTH i to melodyjny power metal o cechach progresywnych.
W Our Life głównym wokalistą jest Davide Dell'Orto z DRAKKAR i ten numer jest nieco cięższy w stylu DRAKKAR z albumu "When Lightning Strikes", w umiarkowanym tempie i zdecydowanie epicko-rycerski.  Znakomita rzecz, znakomicie zaśpiewana przez Dell'Orto. Tym razem mamy kapitalne zagrywki basowe Vawamasa, świetną odmienną, ażurową część instrumentalną i ogólnie to killer, jakiego jeszcze ATHLANTIS nigdy nie nagrał, bo i nie grał nigdy w takim stylu. Francesco Ciapica wziął na siebie najbardziej dramatyczny i najwolniejszy, dostojny Crock of Moud i wyszło to bardzo dobrze, choć może Tiranti zrobiłby to ciekawiej... Tu na plan pierwszy wysuwa się Gonella w pięknym rockowym, pełnym patosu solo i to solo jest bez wątpienia ozdobą instrumentalną tego albumu.
Na zakończenie ATHLANTIS prezentuje nieco bardziej melancholijny power metal o cechach epicko- progresywnych w The Final Scream, gdzie zagrała zaproszona perkusistka Barbara D'Alessio, a wokaliści poszli na kawę. I Vawamas i Gonella lubią takie granie, jednak kompozycja niespecjalnie pasuje do całości płyty, mimo niewątpliwego kunsztu wykonania.

Wykonanie wszystkiego na wysokim poziomie, ponadto słychać wiarę, że to co grają, jest dobre. Alessio Calandriello może się podobać, basy świetne, gitarzyści zgrani i konsekwentni, dobra perkusja i najlepszy oczywiście Davide Dell'Orto!
Bardzo dobra jest także klarowna produkcja z wysuniętym basem Vawamasa (wreszcie!) oraz sposób realizacji planów dalszych. Vawamas jako producent i główny inżynier dźwięku powierzył mastering Simone Mularon z grupy DGM i jest bardzo dobry efekt tego.
Generalnie po latach falstartów jest to wreszcie udany album uznanych i wysokiej klasy muzyków, jakimi są Vawamas i Gonella w ramach grupy ATHLANTIS.


ocena: 8,1/10

new 6.03.2019
Athlantis - The Way To Rock And Roll (2019)

[Obrazek: R-13241608-1564483528-9972.jpeg.jpg]

Tracklista:
1.Letter to a Son 04:49
2.Prayer to the Lord 04:59
3.Heaven Can Wait 03:58
4.Forgive Me 05:27
5.No Pain No More 05:46
6.Black Rose 04:26
7.Lady Starlight 03:59
8.If I 05:30
9.Reborn 04:26
10.The Way to R n R 05:11

Rok wydania: 2019
Gatunek: heavy/power metal
Kraj: Włochy

Skład zespołu:
Davide Dell'Orto - śpiew
Pier Gonella - gitara
Steve Vawamas - gitara basowa
Alessandro Bissa - perkusja
Stefano Molinari - instrumenty klawiszowe


W roku 2017 przy okazji wydania udanego albumu "Chapter IV" sprawy w ATHLANTIS poszły w dobrym kierunku. Ostatecznie jednak Vawamas i Gonella zdecydowali się na nagranie kolejnej płyty w innym składzie. Pojawił się nowy klawiszowiec, odszedł drugi gitarzysta, na pozycji perkusisty jest ponownie Alessandro Bissa...
Najważniejsza zmiana to wokalista. Został nim Davide Dell'Orto z DRAKKAR, który tak znakomicie się spisał jako gość w kompozycji "Our Life" z poprzedniej płyty. No i teraz w marcu 2019 to on niszczy głosem w ATHLANTIS.

Grupa gra prawdziwy rasowy power metal z nutką włoskiego sentymentalizmu i taką kompozycją wita już na samym początku (Letter to a Son). Trzeba przyznać, że potęga gitary Gonella jest tym razem ogromna i tak ciężko grupa jeszcze nie grała na żadnej płycie. No, ale i Davide Dell'Orto ma przecież bardzo mocny, metalowy głos. Pięknie brzmi romantyczny i niezbyt szybki Prayer to the Lord, z pewnym neoklasycznym rysem, kruszące riffy dominują w posępnym, kroczącym Heaven Can Wait. Idealny to numer dla Dell'Orto, który tu błyszczy wyjątkowo wyraziście.
Fantastycznie melodyjny i pompatyczny jest Forgive Me z zaraźliwie chwytliwym refrenem i jeśli heavy power może być jednocześnie rockowy, to jest to idealny przykład na taki mix. 
To album dwóch aktorów. Obok wokalisty to Pier Gonella, który zaliczył kapitalny występ. Zdecydowana, finezyjna gra okraszona niesamowicie dopracowanymi solówkami. Gonella nie zawsze jest w najwyższej formie, nie zawsze ma chyba dość motywacji, ale jak już ma to ... Moc! Trochę chropawy i trochę miejscami toporny Davide Dell'Orto to nie Fabio Lione czy Roberto Tiranti, ale tym razem to bardzo dobrze. Głos i gitara stanowią tu jedność. Davide Dell'Orto i pianino w dramatycznym songu No Pain No More... Czy trzeba czegoś więcej? Wstrząsająca moc przekazu emocjonalnego. Piękna melodia. Nokturn i elegia w jednym.
Black Rose jest kolejnym wspaniałym heavy/power w umiarkowanym tempie z vintage klawiszami Stefano Molinari. Suma elementów składowych -instrumenty plus głos daje piorunujący doprawdy efekt. Patos, monumentalizm najwyższej metalowej klasy. Lady Starlight to jedyny utwór na tej płycie, gdzie można mieć jakieś uwagi do wokalu w pewnych momentach, może Davide mógł inaczej zaśpiewać niektóre fragmenty... Nie mógł jednak zaśpiewać na pewno inaczej w If I, gdzie mrok miesza się z melodyjnym, polatującym ku niebu refrenem.
Trochę w stylu hard'n'heavy rozpoczyna się Reborn, ale szybko wraca to na tory patetycznego grania typowego dla tego LP w fantastycznym refrenie. Bardzo elegancka i gustowna jest część instrumentalna z barwnym rockowym solo Gonella i mocarnym basem Vawamasa.
Niesamowite zakończenie. Co za klawisze, co za hammondy w rozpędzonym The Way to R n R ! Miazga po prostu. Brawo Stefano Molinari za pełną brawury grę w tym doborowym towarzystwie. To prawdziwa Droga do Rokendrola.

Twarda, mocna realizacja całości oparta na ciężkiej, głębokiej gitarze, nisko strojonym, wysuniętym basie i cofniętych dosyć nietypowo dla Włoch klawiszach. Umiejscowienie wokalu w wśród instrumentów wzorcowe.
ATHLANTIS jest jak wino. Im starszy, tym lepszy, tym dojrzalszy. Soczysty, dramatyczny i emanujący mocą heavy/power.
Sensacyjny album niespełnionej przez tak wiele lat ekipy.


ocena: 9,9/10

new 8.03.2019
Athlantis - 02.02.2020 (2020)

[Obrazek: R-14734851-1580566285-6573.jpeg.jpg]

Tracklista:
1.Message to All 00:50
2.Life in Your Hand 05:11
3.Light of Love 05:07
4.Dancing Shadows 05:09
5.Fire and Ice 04:44
6.The Fly of the Eagle 06:04
7.Anche questo è Rock'n'Roll 04:46
8.Words Are Weapons 05:41
9.Someday Love Will Come My Way 07:00
10.02.02.2020 05:24

Rok wydania: 2020
Gatunek: heavy/power metal
Kraj: Włochy

Skład zespołu:
Davide Dell'Orto - śpiew
Pier Gonella - gitara
Steve Vawamas - gitara basowa
Christian Parisi - perkusja
Stefano Molinari - instrumenty klawiszowe


ATHLANTIS zadziwił fenomenalnym albumem w roku 2019, a tu już w lutym 2020 nakładem Diamonds Prod. pojawia się "Zero - Dwójkowy" album wydany dokładnie, jak w tytule, 02.02.2020.

Na pewno pod względem pomysłowości tytułu ATHLANTIS przejdzie do historii metalu, jednak jeśli chodzi o samą zawartość muzyczną, to tym razem jednak nie. Skład jest niemal taki sam, powrócił tylko perkusista Christian Parisi z czasów "Athlantis" (2003), jednak tym razem ten materiał wydaje się być przygotowanym nieco pospiesznie...
Dominuje melodyjny power metal z elementami hard rocka i masywnego, pełnego pompatycznego monumentalizmu metalu nie ma tu wiele, a co za tym idzie i Davide Dell'Orto ze swoim emocjonalnym i zadziornym głosem nie ma tu za wiele do powiedzenia. Tylko jeden raz, w kapitalnym dramatycznym semi balladowym songu Someday Love Will Come My Way, trwającym siedem minut, może on rozwinąć skrzydła przy akompaniamencie pianina i ciężkich heavy/power metalowych riffów. Wspaniały, chwytający za serce i poruszający numer, godny albumu poprzedniego!
Jednak cała reszta to po prostu taki power metal bez większego pomysłu, dobry ale nie wzbudzający większych emocji i niestety z nie zawsze dobrze dobranymi klawiszami. Vintage klawisze w stylu ROYAL HUNT i dosyć surowy sound gitary nie są tu zestawione fortunnie, ale można by to jakoś przeżyć, gdyby melodie były lepsze, nie takie bezbarwne. Do tego także trudno uznać większość refrenów za w pełni udane i jeśli już, to w tej masie ogólnie dosyć schematycznych kompozycji, to może ten Light of Love, może jeszcze jeden jakiś... Próbą przełamania schematyzmu na średnim poziomie jest tu na pewno mroczny hard'n'heavy Anche questo è Rock'n'Roll, ale pomysł na gęste basy i cięte riffy gitarowe dobry, zaś sama melodia bardzo blada. Szkoda. Zresztą, także w bardzo, bardzo przeciętnym Words Are Weapons i rozczarowującym melodyjnym power metalowym 02.02.2020.

Także samo wykonanie tym razem jest po prostu tylko dobre, sola tylko dobre, a jeśli kogoś wyróżnić, to chyba tylko Vawamasa. Klarowna, dosyć ostra w brzmieniu i selektywna produkcja, z nastawieniem na ekspozycję basu i staranne ukazanie planów klawiszowych. Bardzo tradycyjny sound, ale Vawamas i Gonella mają w tym zakresie swoją wizję i konsekwentnie ją realizują.
Power metal z wyraźnymi rockowymi akcentami jakich wiele. Jak na ATHLANTIS, to nieco za mało po rozbudzeniu apetytów w roku 2019.


ocena: 7/10

new 5.02.2020
Athlantis - Last But Not Least (2021)

[Obrazek: a3956548379_16.jpg]

Tracklista:
1.Intro 00:39
2.Broken Soul 04:59
3.Scream Louder 04:50
4.Cursed Time 03:59
5.Devil or Woman 05:43
6.Falling Star 04:06
7.Stranded 06:57
8.Me and You 04:57
9.Waiting for You 05:28
10.Much Stronger 05:35

Rok wydania: 2021
Gatunek: heavy/power metal
Kraj: Włochy

Skład zespołu:
Davide Dell'Orto - śpiew
Pier Gonella - gitara
Steve Vawamas - gitara basowa
Mattia Stancioiu - perkusja
Stefano Molinari - instrumenty klawiszowe


Bardzo pracowity jest w ostatnich latach ATHLANTIS. W 2019  nowa płyta, w 2020 kolejna płyta i teraz, we wrześniu 2021 kolejna, wydana przez Diamonds Prod. z Genui.
Gwiazdorska obsada stała się jeszcze bardziej gwiazdorska, bo nowym perkusistą jest tu Mattia Stancioiu (ex VISION DIVINE, LABYRINTH, AMAZING MAZE, SCREAMING SHADOWS).

Oni wiedzą, co chcą grać i jeśli jest wena twórcza, to są i bardzo dobre utwory, tym razem zdecydowanie w konwencji melodyjnego heavy/power, bez nadmiaru gitarowego ciężaru, ale za to z mocnym wokalem Davide Dell'Orto dokładającym tu mocy do gitary Piera Gonella. Solidnie, wyraziście także w atrakcyjnej melodii brzmi nieco romantyczny Broken Soul i ten lekko melancholijny klimat jest dla tego albumu charakterystyczny i dodaje dużo kolorytu i uroku. Tak jak w przechodzącym w szybsze tempa Scream Louder z potężnymi dramatycznymi wokalami Davide. On tu tym razem ma zdecydowanie więcej okazji do zaprezentowania swojego niewątpliwego talentu niż w roku 2020 i w nawet nieco słabszych kompozycyjnie utworach, o dosyć ogranych motywach głównych (Cursed Time), ciągnie głosem wszystko ku lepszej ocenie. Stosunkowo prosty i przebojowy Devil or Woman jest wyjątkowo reprezentatywny dla tego albumu i tak powinien brzmieć udany, melodyjny heavy/power z akcentem na rozpoznawalny refren. I jest romantycznie w pięknej partii o cechach progresywnego italian power metalu spod znaku LABYRINTH. Tak, ta płyta ma klimat, to słychać w mrocznym i ponownie dramatycznym Falling Star, gdzie ten mrok jest odrobinę łagodzony w trochę lżejszym refrenie.
No i apogeum tej melancholii przychodzi w najdłuższym Stranded, gdzie rozpoczyna się to elegijnie, poetycko, z wydobyciem głębokich pokładów smutku, gdzie wokale są w duetach pięknie skonstruowane, a solo Davide daje fantastyczny pokaz aktorskiego śpiewu i to jego z pianinem w tle słucha się tu z niekłamanym wzruszeniem. Jaka moc się tu pojawia w tej ciężej zagranej części. Kapitalny utwór, po prostu kapitalny. Ciężko zachwycić się czymś po tak wybornej kompozycji jak Stranded, a mimo to także rytmiczny Me and You, może się podobać, zwłaszcza w refrenie, choć może tym razem Dell'Orto mógłby być w nim nieco łagodniejszy i zachować styl ze zwrotek. Waiting for You jest dobry, czeka się tu na refren, który powinien rozkwitnąć i jakoś jednak nie rozkwita. Ta szybka, gładka w melodii kompozycja to bardziej styl LABYRINTH/SECRET SPHERE i Davide zaśpiewał to trochę za ostro, zbyt siłowo, choć wysokie zaśpiewy są udane. Może tak Roberto albo Tita gościnnie to lepiej rozpracowałby w obszarach wokalnych? Ale w Much Stronger na koniec Davide sieje zniszczenie w posępnym, mrocznym stylu w niepokojącym układzie melodycznym, opartym w dużej mierze na powtarzalnych riffach zwrotek i znowu bryluje w refleksyjnym refrenie. I wreszcie dochodzą do głosu klawisze Stefano Molinari, których na tej zdecydowanie gitarowej płycie jest stosunkowo mało.

Gonella gra zacznie bardziej wysublimowane rzeczy niż na albumie poprzednim, dużo jest popisów wirtuozerskich (zniszczenie w Devil or Woman i Stranded!), wydaje się także, że Mattia swoją finezyjną grą mocno wzbogaca plan rytmiczny, ale on zawsze wnosił specjalną wartość dodaną, niezależnie gdzie i co grał.
Mocna, wyrazista oprawa dźwiękowa, staranny przejrzysty mix Vawamasa, bardzo dobrze zrobiony, rzecz jasna, bas oraz blachy Stancioiu. Heavy/power, ale bez toporności ciężkich gitar.
Album bardziej przemyślany i bardziej zwarty stylistycznie niż poprzedni i kolejna udana pozycja w dorobku ATHLANTIS, który stał się w ostatnim czasie jednym z najważniejszych zespołów grającym melodyjny metal na scenie włoskiej.


ocena: 8,3/10

new 20.10.2021