17.06.2018, 12:17:26
Candlemass - Tales of Creation (1989)
Tracklista:
1. The Prophecy 01:27
2. Dark Reflections 05:06
3. Voices in the Wind 00:14
4. Under the Oak 06:00
5. Tears 04:13
6. Into the Unfathomed Tower 03:04
7. The Edge of Heaven 06:25
8. Somewhere in Nowhere 03:47
9. Through the Infinitive Halls of Death 05:07
10. Dawn 00:25
11. A Tale of Creation 06:55
Rok wydania: 1989
Gatunek: heavy epic /doom metal
Kraj: Szwecja
Skład zespołu:
Messiah Marcolin - śpiew
Lars Johansson - gitara
Mats "Mappe" Björkman - gitara
Leif Edling - bas
Jan Lindh - perkusja
Ocena: 10/10
16.08.2008
Tracklista:
1. The Prophecy 01:27
2. Dark Reflections 05:06
3. Voices in the Wind 00:14
4. Under the Oak 06:00
5. Tears 04:13
6. Into the Unfathomed Tower 03:04
7. The Edge of Heaven 06:25
8. Somewhere in Nowhere 03:47
9. Through the Infinitive Halls of Death 05:07
10. Dawn 00:25
11. A Tale of Creation 06:55
Rok wydania: 1989
Gatunek: heavy epic /doom metal
Kraj: Szwecja
Skład zespołu:
Messiah Marcolin - śpiew
Lars Johansson - gitara
Mats "Mappe" Björkman - gitara
Leif Edling - bas
Jan Lindh - perkusja
"Tales Of Creation" jest ostatnią częścią Trylogii O Śmierci I Przemijaniu z Messiahem Marcolinem w roli głównej, wydaną przez Music for Nations we wrześniu 1989 roku.
Jeśli część poprzednia, czyli "Ancient Dreams" w pewnych momentach kierowała się ku mrocznemu bardziej tradycyjnemu heavy metalowi, to ta płyta jest najdoskonalszym wyrażeniem mistycyzmu, tego tak trudnego do jednoznacznego zdefiniowania stylu CANDLEMASS z tamtego okresu. Już w roku 1988 w kompozycji "Epistole No81" pojawił się ten mistycyzm wydobyty z największym z możliwych łagodnym pietyzmem i w jakimś stopniu "Tales Of Creation" całościowo przejawia ten smutek i aurę w oprawie z lekka łagodniejszej niż na LP poprzednim i większym stopniu nawiązuje do "Nightfall". Łagodniejsze są miniatury i interludia, jak ze snu, bo ta płyta jest zarazem snem i wyjściem duszy poza ciało, jest podróżą napędzaną ciężkimi, ale pełnymi delikatności transowymi riffami. Ascetyzm klasztornej celi z "Nighfall" i mroczna surowość "Ancient Dreams" zastąpione zostały transcendentalną wędrówką duszy i umysłu przez łagodniejsze melodie, czasem jakby toczące się wręcz leniwie w lekko zwolnionym tempie i rozmytych pastelowych kolorach. To jednak nadal CANDLEMASS, jaki poruszał góry wcześniej i jakże zgrabnym nawiązaniem spinającym w całość dotychczasowy dorobek zespołu było umieszczenie tu nowej wersji "Under The Oak", której i Marcolin i nieco odmienna aranżacja nadały w pełni mistyczny wymiar. "Somewhere In Nowhere"... ten niedługi utwór wydaje się tu skromnym wypełnieniem, w rzeczywistości to jest taka ukryta kwintesencja muzycznego przesłania tej płyty. To co najważniejsze, to końcówka tego utworu w gitarowym solo, jakże krótkim i ulotnym. W jakiś sposób ten watek podjęty został również w "Tears".
To także płyta najlepszego wokalu Messiaha. Co ciekawe, tym razem jest on lekko cofnięty w głąb gitarowej ściany, jego głos dochodzi jakby gdzieś z innego miejsca.
Łagodność bierze górę nawet wtedy, gdy kompozycja ma dosyć szybkie tempo w głównym motywie, jak w "Dark Reflections". To CANDLEMASS spokojny i pogodzony z nadchodzącym...
Jeden raz tylko w instrumentalnym "Into the Unfathomed Tower" zagrali zupełnie coś innego, ale jak wyjaśniał Edling ten numer znalazł się na płycie, aby dać odpór szydercom, którzy zarzucali zespołowi, że po prostu nie umie grać szybko. Nie umie? Ten numer daje jednoznaczną odpowiedź. Jeśli "Through The Infinite Halls Of Death" jest na tej płycie utworem najostrzejszym i najbardziej bezkompromisowym, to chyba tylko dlatego, aby uwypuklić maestrię delikatności "At The Edge Of Heaven" i w jeszcze większym stopniu "A Tale Of Creation".
Czasem przy okazji najwspanialszych kompozycji CANDLEMASS z Marcolinem o tym numerze się zapomina, tymczasem to kompozycja jak żadna inna skupiająca w sobie sens muzycznego przesłania zespołu.
To także płyta najlepszego wokalu Messiaha. Co ciekawe, tym razem jest on lekko cofnięty w głąb gitarowej ściany, jego głos dochodzi jakby gdzieś z innego miejsca.
Łagodność bierze górę nawet wtedy, gdy kompozycja ma dosyć szybkie tempo w głównym motywie, jak w "Dark Reflections". To CANDLEMASS spokojny i pogodzony z nadchodzącym...
Jeden raz tylko w instrumentalnym "Into the Unfathomed Tower" zagrali zupełnie coś innego, ale jak wyjaśniał Edling ten numer znalazł się na płycie, aby dać odpór szydercom, którzy zarzucali zespołowi, że po prostu nie umie grać szybko. Nie umie? Ten numer daje jednoznaczną odpowiedź. Jeśli "Through The Infinite Halls Of Death" jest na tej płycie utworem najostrzejszym i najbardziej bezkompromisowym, to chyba tylko dlatego, aby uwypuklić maestrię delikatności "At The Edge Of Heaven" i w jeszcze większym stopniu "A Tale Of Creation".
Czasem przy okazji najwspanialszych kompozycji CANDLEMASS z Marcolinem o tym numerze się zapomina, tymczasem to kompozycja jak żadna inna skupiająca w sobie sens muzycznego przesłania zespołu.
CANDLEMASS nie był w czasach Trylogii zespołem doom metalowym jak zwykli twierdzić niektórzy, zapewne bojąc się posądzenia, że podoba im się heavy metal. Elementy charakterystyczne dla muzyki doom to tylko jedna z części składowych ich stylu i wcale nie najważniejsza.
Edling chciał stworzyć zespół grający najcięższy heavy metal świata, Pojęcie ciężaru jest względne, choć mierzalne. Klimatu zmierzyć się nie da. "Tales Of Creation" jest najdojrzalszym wyrażeniem idei klimatu według CANDLEMASS, przy czym pierwotny kształt tych kompozycji w stosunku do demo szkiców z roku 1985 został poważnie zmieniony.
Tego Edling nie potrafił, czy też może nie chciał już potem kontynuować, jednak Trylogia Śmierci unieśmiertelniła CANDLEMASS po wieczne czasy.
Edling chciał stworzyć zespół grający najcięższy heavy metal świata, Pojęcie ciężaru jest względne, choć mierzalne. Klimatu zmierzyć się nie da. "Tales Of Creation" jest najdojrzalszym wyrażeniem idei klimatu według CANDLEMASS, przy czym pierwotny kształt tych kompozycji w stosunku do demo szkiców z roku 1985 został poważnie zmieniony.
Tego Edling nie potrafił, czy też może nie chciał już potem kontynuować, jednak Trylogia Śmierci unieśmiertelniła CANDLEMASS po wieczne czasy.
Ocena: 10/10
16.08.2008