17.06.2018, 15:12:57
Children of Bodom - Something Wild (1997)
Tracklista:
1. Deadnight Warrior 03:21
2. In the Shadows 06:02
3. Red Light in My Eyes, Part 1 04:28
4. Red Light in My Eyes, Part 2 03:50
5. Lake Bodom 04:02
6. The Nail 06:17
7. Touch Like Angel of Death 07:57
Rok wydania: 1997
Gatunek: Extreme Melodic Metal
Kraj: Finlandia
Skład zespołu:
Alexi Laiho - śpiew, gitara
Alexander Kuoppalla - gitara
Henkka Blacksmith - bas
Jaska Raatikainen - perkusja
Janne Wirman - instrumenty klawiszowe
Ocena: 9.5/10
10.09.2008
Tracklista:
1. Deadnight Warrior 03:21
2. In the Shadows 06:02
3. Red Light in My Eyes, Part 1 04:28
4. Red Light in My Eyes, Part 2 03:50
5. Lake Bodom 04:02
6. The Nail 06:17
7. Touch Like Angel of Death 07:57
Rok wydania: 1997
Gatunek: Extreme Melodic Metal
Kraj: Finlandia
Skład zespołu:
Alexi Laiho - śpiew, gitara
Alexander Kuoppalla - gitara
Henkka Blacksmith - bas
Jaska Raatikainen - perkusja
Janne Wirman - instrumenty klawiszowe
O tej płycie napisano już całe tomy, eseje i niezliczoną liczbę recenzji.
Napiszę i ja.
Pomijając specyficzne okoliczności wydania tego albumu przez Spinefarm, sama płyta jako taka jest niezwykła. Nie będę tu bronić tezy, że jest to pierwszy album z takim ujęciem metalu melodyjnego, ale agresywnego, bo może nie jest to teza do końca prawdziwa. Z pewnością jednak połączenie agresji z klawiszami i mozartowskim uzupełnieniem całości to novum.
Black metalowe korzenie Laiho i neoklasyczne fascynacje Wirmana stworzyły razem nową jakość, która określana była jako power metal with harsh vocals, a dziś bardziej extreme melodic metal czy melodic death metal, przy czym z tym drugim się nie zgadzam.
Melodic jak najbardziej. Extreme też. Petarda w postaci "Deadnight Warrior" pokazuje, że mamy do czynienia z nową jakością. Drobne wartości, gęsta, szybka perkusja, harsh, ale i niezwykle wystudiowane sola gitarowe i rozległe klawisze, choć w tej kompozycji podane z umiarem.
"In the Shadows" to metaliczny bas i blasty oraz klawisze, stosowane wcześniej w melodic black metalu, tu zaś dostosowane do bardziej power metalowej filozofii. "Red Light in My Eyes" w dwóch odsłonach to zadziwiająca mieszanka harshu, growlu, screamo, krzyku, potężnych riffów, wziętych z black metalu, thrashu, klasycznego heavy Mozarta w tle i taka muzyka musiała ekscytować i fascynować, gdy się ta płyta ukazała i choć w dobie obecnej znalazła sporo naśladowców, to pozostaje wciąż świeża i dla większości poziomem wykonania nieosiągalna. No i ta melodyjność jest przebogata. Te melodie są tu różne, niby powiązane, a czasem przecież wręcz niemal się wzajemnie wykluczają, stoją na przeciwległych stronach metalowego mostu. Nagromadzenie neoklasyki, podanej w nowoczesny sposób ogromne. Ale sensem tego albumu i rodzącego się gatunku jest "Lake Bodom" i to ten rytm i takie gitarowe ataki stały się podstawą jego dalszego rozwoju. Tak też jest i w przypadku "The Nail" z wstępem zaczerpniętym z filmu "Ben-Hur" i gwałtownymi nawałnicami, budowanymi przez gitary i sekcję rytmiczną. Mniej prostej melodii, więcej grania twardego, momentami thrashowego w rytmice, ale pełnego klasycznych motywów klawiszowych i fragmentów o niemal filmowym rozmachu dźwiękowym.
Wreszcie "Touch Like Angel of Death" oraz niespodzianki, jakie spotykają słuchacza, gdy zapada na jakiś czas cisza. Tu można powiedzieć jedno. W tej niesamowitej kompozycji jest chyba jeden z nielicznych punktów stycznych CHILDREN OF BODOM i KALMAH. A nawet wiele punktów.
Wspaniałe jest wykonanie na tej płycie. Ta muzyka jest trudna wykonawczo. Zdecydowanie to nie jest monotonna łupanka ich naśladowców NORTHER. Tu jest maestria i to nie tylko Warmana.
Tu jest splot niemal natchnionego grania całej ekipy. Okiełznanie chaosu. Osiodłanie agresji.
Można by o tym albumie pisać tomy. Już je napisano. Można też posłuchać po raz kolejny.
Warto. Polecam.
Napiszę i ja.
Pomijając specyficzne okoliczności wydania tego albumu przez Spinefarm, sama płyta jako taka jest niezwykła. Nie będę tu bronić tezy, że jest to pierwszy album z takim ujęciem metalu melodyjnego, ale agresywnego, bo może nie jest to teza do końca prawdziwa. Z pewnością jednak połączenie agresji z klawiszami i mozartowskim uzupełnieniem całości to novum.
Black metalowe korzenie Laiho i neoklasyczne fascynacje Wirmana stworzyły razem nową jakość, która określana była jako power metal with harsh vocals, a dziś bardziej extreme melodic metal czy melodic death metal, przy czym z tym drugim się nie zgadzam.
Melodic jak najbardziej. Extreme też. Petarda w postaci "Deadnight Warrior" pokazuje, że mamy do czynienia z nową jakością. Drobne wartości, gęsta, szybka perkusja, harsh, ale i niezwykle wystudiowane sola gitarowe i rozległe klawisze, choć w tej kompozycji podane z umiarem.
"In the Shadows" to metaliczny bas i blasty oraz klawisze, stosowane wcześniej w melodic black metalu, tu zaś dostosowane do bardziej power metalowej filozofii. "Red Light in My Eyes" w dwóch odsłonach to zadziwiająca mieszanka harshu, growlu, screamo, krzyku, potężnych riffów, wziętych z black metalu, thrashu, klasycznego heavy Mozarta w tle i taka muzyka musiała ekscytować i fascynować, gdy się ta płyta ukazała i choć w dobie obecnej znalazła sporo naśladowców, to pozostaje wciąż świeża i dla większości poziomem wykonania nieosiągalna. No i ta melodyjność jest przebogata. Te melodie są tu różne, niby powiązane, a czasem przecież wręcz niemal się wzajemnie wykluczają, stoją na przeciwległych stronach metalowego mostu. Nagromadzenie neoklasyki, podanej w nowoczesny sposób ogromne. Ale sensem tego albumu i rodzącego się gatunku jest "Lake Bodom" i to ten rytm i takie gitarowe ataki stały się podstawą jego dalszego rozwoju. Tak też jest i w przypadku "The Nail" z wstępem zaczerpniętym z filmu "Ben-Hur" i gwałtownymi nawałnicami, budowanymi przez gitary i sekcję rytmiczną. Mniej prostej melodii, więcej grania twardego, momentami thrashowego w rytmice, ale pełnego klasycznych motywów klawiszowych i fragmentów o niemal filmowym rozmachu dźwiękowym.
Wreszcie "Touch Like Angel of Death" oraz niespodzianki, jakie spotykają słuchacza, gdy zapada na jakiś czas cisza. Tu można powiedzieć jedno. W tej niesamowitej kompozycji jest chyba jeden z nielicznych punktów stycznych CHILDREN OF BODOM i KALMAH. A nawet wiele punktów.
Wspaniałe jest wykonanie na tej płycie. Ta muzyka jest trudna wykonawczo. Zdecydowanie to nie jest monotonna łupanka ich naśladowców NORTHER. Tu jest maestria i to nie tylko Warmana.
Tu jest splot niemal natchnionego grania całej ekipy. Okiełznanie chaosu. Osiodłanie agresji.
Można by o tym albumie pisać tomy. Już je napisano. Można też posłuchać po raz kolejny.
Warto. Polecam.
Ocena: 9.5/10
10.09.2008