Drużyna Spolszczenia

Pełna wersja: Count Raven
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Count Raven - Storm Warning (1990)

[Obrazek: R-2067735-1262102323.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Intro: Count Raven 03:08
2. Inam Naudemina 05:52
3. True Revelation 08:56
4. In the Name of Rock 'n' Roll 04:25
5. Sometimes a Great Nation 06:06
6. Within the Garden of Mirrors 06:59
7. A Devastating Age 08:40
8. How Can It Be 06:22
9. Social Warfare 07:19

Rok wydania: 1990
Gatunek: Doom metal
Kraj: Szwecja

Skład zespołu:
Christian Linderson: śpiew
Dan Fondelius: gitara, instrumenty klawiszowe, śpiew (5)
Tommy Eriksson: bas
Christer Petterson: perkusja

Stawiając pytanie - kiedy w Europie pojawił się doom metal, można dawać różne odpowiedzi - przywodząc dokonania CANDLEMASS z lat 80tych, czy nagrania kilku mniej znanych zespołów lub sabbathopodobnych brytyjskich zespołów okresu NWOBHM. COUNT RAVEN na pewno należy do tych, którzy nagrywając konkretny pełnometrażowy album należeli do pionierów, tym bardziej, że nie ma wątpliwości co do tego że grali tu czysty chemicznie doom, który dziś nazywa się często tradycyjnym doom metalem.

Ta płyta, wydana przez Active Records jest jednak zarazem inna niż te, które prezentowały w tamtym czasie zespoły amerykańskie i nieco inna od ogólnego trendu jaki wyznaczała stajnia wytwórni Hellhound Records. Album poza niewielkimi wyjątkami pozbawiony jest tego co dziś wyznacza krąg stonera, więcej tu mrocznego gotyku, czasów średniowiecza, lecz nie takiego w jakim dobrze czułby się Messiah Marcolin. W pewnym stopniu album ten inspirowany jest również tradycyjnym heavy lat 80 tych, bo i tempa części kompozycji są szybsze niż w wąsko pojmowanym tradycyjnym doom metalu, a i melodie niekiedy wkraczają na obszar klasycznego heavy, przerobionego na potrzeby nowego gatunku.
Długie gotyckie intro doskonale wprowadza do dosyć szybko granego Inam Naudemina z ładnymi, delikatnymi zwolnieniami pełnymi długich wybrzmiewań i jeśli pojęcie power doom funkcjonuje jako sposób energicznego grania doom, to ta kompozycja na pewno jest spełniającą takie warunki. Jest tu także i BLACK SABBATH, zdecydowanie jest, przy czym
wokal Lindersona, choć podobny do tego jaki prezentował Ozzy Osbourne jest znacznie bardziej delikatny, no lepszy technicznie. True Revelation to przykład na jeden z pierwszych utworów epic/doom heavy metalu ze Skandynawii, jeśli nie brak pod uwagę prekursorów z CANDLEMASS. Zresztą tej kompozycji bliżej raczej do tego co prezentowały nieco później zespoły brytyjskie, w tej średniowiecznej otoczce, łagodnej i z lekkim uśmiechem pogodzenia się z losem. COUNT RAVEN to mistrzowie w kategorii utrzymywania uwagi słuchacza. Co prawda riffy powtarzają, jak to w doom, w tych samych kombinacjach cały czas, ale ta kompozycja grana jest w trzech tempach, w tym nawet w szybkim i tu zespół pokazuje, że zagrywki klasycznego heavy nie są mu obce. Warto też zwrócić uwagę na ciekawe pokręcone sola jakie tu gra Dan Fondelius. Maja one teoretycznie korzenie w solach Iommiego, ale są jednak inne, ostrzejsze i bez bluesowego feelingu. Za zbliżony mocno do nagrań BLACK SABBATH można z pewnością uznać niedługi jak na warunki tej płyty In the Name of Rock 'n' Roll, tu też jednak zdołali nadać temu numerowi własny wyraz co najbardziej słychać w części instrumentalnej. Do grania jakie potem prezentował SOLSTICE zaliczyć należy Sometimes a Great Nation, jest tu jednak i pewien element rocka granego w doomowym stylu. Trzeba powiedzieć, że muzyka zawarta na tej płycie jest mimo dużej melodyjności, a nawet nastawienia na melodię - chłodna. Cały czas ma się wrażenie pewnej swobodnej wyniosłej nonszalancji i nie uświadczy się tu smutkowania i dołowania dramatyczną melancholią na siłę. Już na pewno w niemal przebojowym i energicznie zagranym Within the Garden of Mirrors zrobionym trochę, a może nawet i mocno pod BLACK SABBATH, ale rozwijający się zaskakująco ze zmianami tempa, chwilami wręcz zupełnego zastoju, aby potem przejść ponownie do rytmicznego grania w średnim tempie. Także i w tym kawałku dzieje się dużo i COUNT RAVEN zdecydowanie udowadnia, że muzyka doom wcale nie musi być jednostajna i monotonna.
Szczytowym punktem albumu jest A Devastating Age, gdzie w pewnym stopniu Szwedzi wyprzedzili SOLITUDE AETURNUS w transcendentalnym graniu doom. Wspaniałe klawisze Fondeliusa, wspaniały wokal i wspaniały klimat wzniosłego doom przesyconego magiczną aurą. How Can It Be jest także bardzo dobry, oparty na kilku prostych riffach, z lekkim cofnięciem wokalu na rzecz gitary, która tu hipnotyzuje powtarzalnością głównego motywu i ciekawymi zagraniami solowymi.
Przy tej okazji należy zwrócić uwagę na pewien szczegół, który bywa wytykany przy okazji tego albumu. Czasem można odnieść wrażenie, że perkusja na tym LP jest nieco chaotyczna, gra sama dla siebie i nie zawsze te podziały rytmiczne są do końca udane.
Samo brzmienie tego instrumentu jest też trochę suche i perkusja czasem ginie w wśród ciężkiej, głęboko brzmiącej gitary i mocnego basu. COUNT RAVEN eksperymentuje niewiele i symfoniczny początek ostatniego utworu Social Warfare jest tu wyjątkiem, bo w końcu zespół wraca do rytmicznego doom granego w średnim tempie, tym razem z basem o znaczącej pozycji w tworzeniu energii w tej kompozycji.

Album ten jednoznacznie ustawia COUNT RAVEN w ścisłej czołówce doom metalu w tej bardziej epickiej odmianie. Płyta w środowisku doomowym uznana został od razu za sensację, co zresztą odbiło się na dalszych losach grupy. Wokalista Linderson zauważony w USA przyjął propozycję śpiewania w SAINT VITUS i zespół kontynuował działalność w okrojonym składzie, a obowiązki wokalisty przejął Fondelius. Nie udało się też potem nagrać już albumu na tak wysokim poziomie, choć poniżej co najmniej dobrego również nie zeszli.
"Storm Warning" pozostał płytą z kanonu gatunku, stał się też inspiracją dla wielu zespołów doom metalowych po dzień dzisiejszy.


Ocena: 9.5/10

19.09.2008
Count Raven - Destruction of the Void (1992)

[Obrazek: R-1205032-1284203150.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Until Death Do Us Part 07:46
2. Hippies Triumph 04:51
3. Destruction of the Void 04:45
4. Let the Dead Bury the Dead 05:48
5. Northern Lights 03:51
6. Leaving the Warzone 06:59
7. Angel of Death 07:11
8. The Final Journey 06:59
9. No Ones Hero 04:53
10. Europa 04:00

Rok wydania: 1992
Gatunek: Doom Metal
Kraj: Szwecja

Skład zespołu:
Dan Fondelius - śpiew, gitara, instrumenty klawiszowe
Tommy Eriksson - gitara basowa
Christer Pettersson - perkusja

Gdy po nagraniu pierwszej płyty Christian Linderson wyemigrował do USA, aby dołączyć do SAINT VITUS, w miejsce Wino przed COUNT RAVEN stanął problem wyboru nowego wokalisty.
Ostatecznie Fondelius zdecydował się zaśpiewać sam i zespół już na zawsze przekształcił się w trio.
Jednocześnie album "Destruction of the Void" wytyczył dalszy kierunek muzyczny zespołu jako grupy zdecydowanie doom metalowej, grającej w stylu charakterystycznym dla większości grup, skupionych wokół wytwórni Hellhound, z którą został zawarty kontrakt płytowy.

Muzyka zawarta na tym LP to doom w postaci najbardziej tradycyjnej i klasycznej z możliwych. Jest to granie nieco cięższe niż na debiucie, pozbawione słyszalnych tam elementów, typowych dla klasycznego heavy metalu, bez tej lekko mistycznej gotyckiej otoczki, wolniejsze i bardziej depresyjne. Zespół umieścił tu zarówno utwory dłuższe, jak i trwające nieco ponad cztery minuty, jednak nie zdecydował się na podkręcanie tempa w tych drugich wzorem płyty poprzedniej.
Kilka z utworów ma charakter nawiązujący do "Storm Warning" i "Hippies Triumph" jest najbardziej zbliżony do stylu debiutu. Więcej jest jednak nawiązań do BLACK SABBATH i to słychać w tytułowym "Destruction of the Void". Zresztą i wokalnie Fondelius bardziej nawiązuje do stylu śpiewania Osbourne'a niż Linderson. COUNT RAVEN temp szybkich unika i w zasadzie tylko kilka zagrywek w "No Ones Hero" ma w sobie sporo dynamiki. Album jest bardzo równy, a kompozycje przemyślane. Klimat budowany jest prostymi środkami, sekwencjami uporczywie powtarzanych riffów i oszczędnie dawkowaną grą sekcji rytmicznej. Mimo to w dłuższych utworach ta recepta jest nieco nużąca. "Until Death Do Us Part" nie ma na tyle atrakcyjnej melodii, aby utrzymać uwagę przez cały czas, podobnie jak "Angel of Death", który nie jest zbyt dobrze zaśpiewany przez Fondeliusa. To jednak tylko jedna taka jego wpadka i w zasadzie bez problemu zastąpił on swojego wysokiej klasy poprzednika. Jako gitarzysta prezentuje się skromniej niż poprzednio, tym razem sola mają mniejszą siłę rażenia, natomiast dobrze wypadają klawisze w tle, zazwyczaj bardzo skromne, ale zwiększające mrok drugiego planu. Do najlepszych utworów można zaliczyć na pewno nieco szybciej zagrany, rytmiczny "Let the Dead Bury the Dead" w stylu określanym później jako power/doom oraz niezwykle klimatyczny "Leaving the Warzone", najbardziej dopracowany pod względem szczegółów, z dozą psychodelii i najstarszego BLACK SABBATH. Wśród utworów znalazły się także dwa instrumentalne, "Northern Lights" i "Europa" o charakterze ambientowym i umieszczanie takich utworów stało się na płytach COUNT RAVEN regułą.

Płyta ma brzmienie typowe dla tradycyjnego doom lat 90-tych, jednak pewną wadą jest sound gitary, który mógłby być głębszy i cięższy.
To bardzo dobra płyta, niemniej i bardzo zachowawcza. Utwory skrojone są według najprostszej recepty i to dla doomowego minimalizmu dobrze, jednak zabrakło trochę rozpoznawalnych i zapadający w pamięć melodii, jakie były niewątpliwą zaletą debiutu.


Ocena: 8/10

19.09.2008
Count Raven - Mammons War (2009)

[Obrazek: R-10740279-1503431378-3518.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. The Poltergeist 04:32
2. Scream 05:08
3. Nashira 05:13
4. The Entity 07:04
5. Mammons War 05:48
6. A Lifetime 10:50
7. To Kill a Child 08:24
8. To Love, Wherever You Are 03:19
9. Magic Is... 04:25
10. Seven Days 08:52
11. Increasing Deserts 05:05

Rok wydania: 2009
Gatunek: doom metal
Kraj: Szwecja

Skład:
Dan Fondelius: śpiew, gitara, instrumenty klawiszowe
Fredrik Jansson: gitara basowa
Jens Bock: perkusja

COUNT RAVEN to jeden z najważniejszych szwedzkich zespołów doom metalowych, którego lata świetności przypadają na pierwszą połowę lat 90tych XX wieku.
Znany i ceniony, zniknął ze sceny wraz z opadnięciem fali zainteresowania doom metalem jako gatunkiem w czystej postaci i na jego reaktywację w 2003 roku chyba mało kto zwrócił uwagę. Po latach ekipa Fondeliusa dosyć niespodziewanie przypomniała o sobie na poważnie, wydając nową płytę  via I Hate Records w końcu sierpnia 2009.

Stało się bardzo dobrze. COUNT RAVEN nagrał album zwarty. Sensowny i spójny. Trzymający się pewnej myśli przewodniej i jest to płyta bardzo dobra, bez nadmiaru smutku, bez nadmiaru ciężaru i epiki - doom przystępny i zgrabnie podany.
"The Poltergeist" zagrany dosyć szybko z charakterystycznym dla COUNT RAVEN riffowaniem może się podobać na początek z prostym motywem i sabbathowskim wokalem, ale słychać, że więcej tu melodii niż zazwyczaj w nagraniach tego zespołu. "Scream" jest już wolniejszy i mamy te fajne długie wybrzmiewania, które są solą doom metalu. Dzwony w tle i dostojność, ale wciąż melodyjna i chwytliwa. "Nashira" to już bardzo klasyczne dla COUNT RAVEN klimaty mocno ocierające się o debiut. Doskonałe tym razem nawiązanie do bardzo wczesnego BLACK SABBATH w melodyjnych akordach. "The Entity" ma w sobie sporo podejścia stonerowego w doomowym sosie i też zdecydowanie przypomina czasy utworów w stylu "Jen" czy "Madman From Waco". Jeśli przysłuchać się symfonicznemu i jednocześnie bardzo nowoczesnemu graniu w "Mammons War", to można odnieść wrażenie, że mamy nową jakość muzyczną, przynajmniej dla mnie, jako mało obeznanemu w takich mixach gatunkowych. Intrygujący utwór, ale album zapełniony tylko takimi kompozycjami, by mi się jednak nie spodobał. Na szczęście w "A Lifetime" mamy powrót do wolnego doomowego grania, tu jednak jakby te ataki na pozycje SAINT VITUS nie za bardzo udane. "To Kill A Child" to znów najbardziej klasyczny COUNT RAVEN i poza pięknymi melodiami w refrenach, mamy tu również ten specyficzny klimat, jaki zespół potrafił stworzyć w najlepszych latach swojej działalności. Odpoczynkiem od ciężkich riffów jest akustyczna ballada "To Love Wherever You Are". Nie jest to specjalnie interesujący utwór, może z powodu bardzo minimalistycznego wykorzystania gitary. To można było zrobić ciekawiej, w nieco bogatszy sposób. Da się posłuchać, lecz wielkich emocji nie wywołuje. "Magic Is" trochę prostacko się rozpoczyna i dalej rozwija się na podstawie tego motywu ze wstępu. Niby buja, ale pozostawia niedosyt, jako kompozycja żywsza i w zamyśle ubarwiająca wolne tempa na tym LP. W tym miejscu już wydaje się pewne, że druga część albumu jest po prostu nieco słabsza. "Seven Days", bardzo wolny, jest dosyć bezbarwny i znów bardzo oszczędny jak na COUNT RAVEN. Ma jednak w sobie ten kroczący nieubłagany riff, za jaki doom się kocha... albo nienawidzi. Tu jest on udany, niemniej można go było obudować większym doomowym mięsem i dać refren, na który ekipę z pewnością stać. Po prostu jakby nie jest to kompozycja wykończona. To błąd, bo jest to numer długi i najbardziej ratuje go jeszcze solo gitarowe. Cóż, sola na tym albumie są znakomite i nawet dosyć nietypowe jak na COUNT RAVEN, znany bardziej z klarownych i czytelnych solówek zrobionych pod główny motyw w sabbathowski sposób. "Increasing Deserts" to znów elektronika i symfoniczny metal w melancholijnym stylu na zakończenie. Czyżby to był zwiastun czegoś nowego w muzyce tego zespołu, tak bardzo zakorzenionego w klasycznym doom metalu i jego kanonach? To się być może okaże w przyszłości, bo mam nadzieję że na kolejny LP nie przyjdzie nam czekać kolejne 10 lat.

Na ten album czekać było warto. Godny powrót legendy z kilkoma popisami na najwyższym poziomie. Do tego doprawdy znakomita produkcja. No takiego basu szukać ze świecą i tak wpasowanej perkusji.
A Fondelius? Fondelius mistrz. Jak Wino. Im starszy tym lepszy.


Ocena: 8/10

1.09.2009
Count Raven - High on Infinity (1993)

[Obrazek: R-2576056-1412505263-2212.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Jen 06:16
2. Children's Holocaust 06:45
3. In Honour 04:40
4. The Madman from Waco 04:22
5. Masters of All Evil 08:21
6. Ode to Rebecca 02:50
7. High on Infinity 04:54
8. An Ordinary Loser 05:57
9. Traitor 06:50
10. The Dance 01:45
11.The Coming 06:16
12.Lost World 04:13
13.Cosmos 04:01

Rok wydania: 1993
Gatunek: Doom Metal
Kraj: Szwecja

Skład zespołu:
Dan Fondelius - śpiew, gitara, instrumenty klawiszowe
Tommy Eriksson - gitara basowa
Christer Pettersson - perkusja

Drugi album z Fondelisem jako wokalistą Hellhound wydał w roku 1993 i jeśli ktoś miał jeszcze wątpliwości czy potrafi godnie zastąpić Lindersona, to tu ma na to odpowiedź. Prawie 70 minut klasycznego doom metalowego w stylu "Hellhound" wypełnia ten album i może to pewien błąd...

Pierwsze część tego LP to fenomenalny doom metalowy koncert Mistrzów i to nigdy nie podlegało dyskusji. Wgniatające w ziemię miarowe i majestatyczne riffy Jen z pokręconą perkusją i jakże melodyjny refren, Children's Holocaust z motoryką BLACK SABBATH, a zaraz potem niesamowity gitarowo In Honour z połamaną do bardzo wolnej melodyką.... I jakby tego było mało The Madman from Waco, ponury i mroczny w doomowym stylu jak należy. A wszystko zmierza w kierunku jednego z najwspanialszych i najdoskonalszych numerów doom metalowych w melodyjnej odmianie - do Masters of All Evil.
Absolutna doskonałość od pierwszej do ostatniej sekundy! I to dyskretne bogactwo aranżacji, szczególnie w wykorzystaniu instrumentów klawiszowych. Jedna z najbardziej fascynujących serii utworów doom metalowych na jednej płycie!
Już jednak Ode to Rebecca stanowi wstęp do bardziej eksperymentalnego grania i może tradycyjny High on Infinity na to jeszcze nie tak bardzo wskazuje, poza nieco lżejszą gitarą, a An Ordinary Loser wręcz stanowi powrót do refleksyjnego grania na zwolnionych obrotach z pierwszej części płyty, jednak już Traitor zaczyna w pewnych momentach wykazywać cechy progresywne w nieoczekiwanym wykorzystaniu motywów orientalnych i to bardzo szczególnie przetworzonych o długich ostrych wybrzmiewań w refrenach. Miniatura The Dance stanowi kontrapunkt do The Coming, który ma wiele wspólnego z Jen, ale jest jednak znacznie bardziej łagodny w refrenie i ma dosyć nieoczekiwanie przyspieszenie w części drugiej i jest to jeden z szybszych momentów na płycie. Pod koniec Lost World zagrany został ogólnie dosyć szybko i jest to numer jak na ten Lp bardzo dynamiczny, wchodzący zdecydowanie w obszary heavy/doom z lekkim epickim akcentem i skomplikowaną częścią instrumentalną. I akcent kontrowersyjny na koniec, Cosmos, kompozycja bardzo oniryczna, bardzo poetycka i bardzo progresywna w klimacie i wykonaniu, i jakoś do końca na ten album nie pasująca jako podsumowanie. Ogólnie trochę ta płyta traci spójność stylistyczną od pewnego momentu, i przez to nie może otrzymać maksymalnej oceny.

Fondelius śpiewa wybornie tak w wysokich partiach, jak i w tych niskich, bardziej ostrych. Gra także ciekawsze rzeczy w partiach solowych niż na płycie poprzedniej. Perkusisty trzeba posłuchać po prostu specjalnie. Jedne z najbardziej połamanych partii tego instrumentu w historii klasycznego doom metalu.
No i wreszcie jest to sound na miarę mocy muzyki. Gitara miażdży swoją potęgą, przy tym absolutnie nie męczy i gdy trochę ciężaru czasem realizator z niej ujmuje, to raczej się pragnie, by powróciło tamto mocne brzmienie.
Jeśli były wątpliwości w roku 1992, to w 1993 już ich nie ma i COUNT RAVEN jest na szczycie doom metalowej tabeli nie tylko europejskiej, a należy przypomnieć, jaki rozkwit doom metal przeżywał w pierwszej połowie lat 90tych, i ile wspaniałych zespołów się wówczas pojawiło.
Niestety,  w roku 1996 COUNT RAVEN przedstawia nudny i słabo wyprodukowany album "Messiah Of Confusion", zdradzający wyczerpanie pomysłów muzycznych tej grupy. Niebawem, w roku 1998 zespół zostaje rozwiązany, a ponownie wraca na scenę w roku 2003.

ocena: 9/10

new 21.06.2020
Count Raven - The Sixth Storm (2021)

[Obrazek: 980573.jpg?1544]

Tracklista:
1. Blood Pope 08:58
2. The Curse 07:45
3. The Nephilims 10:28
4. Heaven's Door 04:25
5. The Ending 07:27
6. The Giver and The Taker 06:50
7. Baltic Storm 09:27
8. To Love, Wherever You Are 03:19
9. Oden 11:49
10. Goodbye 06:23

Rok wydania: 2021
Gatunek: doom metal
Kraj: Szwecja

Skład:
Dan Fondelius - śpiew, gitara, instrumenty klawiszowe
Samuel Cornelsen - gitara basowa
Jens Bock - perkusja


Powrót COUNT RAVEN z nową płytą to bez wątpienia jedno z najważniejszych wydarzeń na światowej doom metalowej scenie w roku bieżącym. Ostatnie lata to spory kryzys klasycznego, czystego gatunkowo doom i starzy mistrzowie mają okazję udowodnić, że nadal można zrobić w tym gatunku coś interesującego. Wystąpili oczywiście jako trio, z należącym od roku 2016 do grupy basistą Samuelem Cornelsenem. Album zostanie oficjalnie przedstawiony publiczności przez znaną wytwórnię I Hate Records z Norrköping 29 października.

Tytuł płyty jest oczywiście nieprzypadkowy, to szósta płyta COUNT RAVEN, ale jest coś jeszcze. Słowo "storm" w znacznej mierze odnosi się do pierwszego LP zespołu "Storm Warning", bo album z 2021 mocno nawiązuje do tego z 1990 roku. Nie słychać tego może w ciągu tych prawie 75 minut przedstawionej muzyki, ale kilka kompozycji brzmi jakże stylistycznie znajomo i poniekąd nostalgicznie. To na pewno chłodny i mroczny The Curse z refrenem, który na LP z 1990 byłby uznany za typowy. Oden także w ogólnym klimacie epickim oraz spokojnym rozgrywaniu i stopniowemu narastaniu mocy jest klasyczny dla zespołu z najwcześniejszego okresu działalności. Mocarna, szybsza partia jest po prostu hipnotyczna w tym balansowaniu na krawędzi power doom. Co jeszcze łączy debiut z nową płytą, to na pewno sound, wyjątkowo tradycyjny, z dosyć surowym ustawieniem gitary i głośną perkusją oraz wyraźnie punktującym basem.
The Ending to bardziej już styl z albumów późniejszych i innej rytmice i konstrukcji riffowej, z nawracającym motywem głównym, granym konsekwentnie i przerywanym tylko lżejszym w melodii refrenem, przez co całość nie ma zanadto ponurego charakteru. Podobny w pomyśle i wykonaniu The Giver and The Taker nie jest już tak interesujący. Równocześnie jest także kilka rzeczy w stylistyce odmiennej i tak się w zasadzie ten album zaczyna melodyjną heavy/doom/ stoner kompozycją Blood Pope, gdzie jest nawet taki rock/metalowy rys umiejscawiający tę kompozycję w obszarach późnego ANATHEMA czy AMORPHIS. Zresztą, także zamykająca całość, to nie jest doom metalowa bajka, a łagodna kompozycja rockowa przy pianinie i z planem symfonicznym. Taka refleksyjność i poetyckość na pożegnanie w Goodbye. Może także rozbudowany The Nephilims po części odchodzi od tradycyjnego doom na rzecz stoner/doom i klasycznego heavy metalu. Z tych odmiennych utworów duże wrażenie robi misternie zaaranżowany w planie drugim, łagodny i smutny Heaven's Door, gdzie praktycznie wszystko opiera się na instrumentach klawiszowych i można mówić o połączeniu ambient, progresywnego atmospheric metalu i tego specyficznego stylu narracji muzycznej, który określa się mianem post metalu. Ozdobą albumu jest wspaniały, miarowy i dostojny Baltic Storm w tradycji kompozycyjnej Madman from Waco, gdzie nie tylko melodia jest wyborna w ramach gatunku, ale i rozgrywanie tego w opcji wzajemnego współdziałania instrumentów jest najwyższej klasy i to szczególnie słychać w części instrumentalnej.

Sekcja rytmiczna bardzo klasyczna dla stylu COUNT RAVEN z przeszłości z kreatywnymi partiami perkusji, a Dan Fondelius w bardzo dobrej dyspozycji głosowej i jako gitarzysta. Kilka solówek jest na tym albumie wyjątkowo dobrych w kategorii doom metalowych.
COUNT RAVEN wraca z interesującą muzyką, gdzie stare i znane przeplata się z nowym. Pozycja obowiązkowa dla fanów doom metalu nie tylko dlatego, że to tak ważny i zasłużony dla gatunku zespół.


ocena: 8/10

new 23.09.2021

Przedpremierowa recenzja dzięki uprzejmości wytwórni I Hate Records