Drużyna Spolszczenia

Pełna wersja: Etrusgrave
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Etrusgrave - Masters of Fate (2008)

[Obrazek: R-4183596-1591357624-7722.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Deafening Pulsation 07:27 
2. Dismal Gait 07:14
3. The Last Solution 07:57
4. The Only Future 06:03
5. Wax Mask 08:22
6. Lady Scolopendra (Dark Quarterer cover) 06:37
7. Masters of Fate 09:14

Rok wydania: 2008
Gatunek: Epic Metal/Hard Rock
Kraj: Włochy

Skład zespołu:
Tiziano "Hammerhead" Sbaragli - śpiew
Fulberto Serena - gitara
Luigi Paoletti - bas
Francesco Taddei - perkusja

Czy może istnieć epic metal bez grania heavy?
Takie pytanie pojawia się przy okazji tej płyty zespołu z Włoch, płyty pierwszej i, jak się okazuje, nie ostatniej. Grupa złożona z muzyków mniej znanych i jednej postaci sławnej i znaczącej - gitarzysty Fulberto Serena, który był współzałożycielem słynnego DARK QUARTERER i zagrał na dwóch pierwszych płytach tego zespołu.
W swoim czasie, ta grupa dała poniekąd odpowiedź na postawione na początku pytanie, choć ETRUSGRAVE poszedł w tym zakresie dalej i zbliżył się do greckiego NORTHWIND z 1986 roku, gdy ekipa nagrała płytę epicką, aczkolwiek osadzoną na rockowej i hard rockowej podstawie. W muzyce ETRUSGRAVE jest także coś z amerykańskiego FALCON, może nawet i coś z MANILLA ROAD z okresu grania przesyconego rockiem i to takim rockiem bardzo tradycyjnym, ukształtowanym w latach 70-tych XX wieku. ETRUSGRAVE brzmi starodawnie, ktoś powiedział by staromodnie, tak jak staromodnie brzmiały pierwsze nagrania GRAVESTONE, okazuje się jednak, że to jest atut tego zespołu. W tych kompozycjach nie ma ciężkich riffów, nie ma bojowych okrzyków, monumentalnych zwieńczeń i wzniosłych orkiestracji. Zestaw środków wyrazu jest skromny, nawet bardzo skromny i to dodaje kompozycjom Włochów dodatkowego uroku.

Wokalista brzmi niezwykle łagodnie i delikatnie, perkusja jest lekka i litaurów ani potężnych ścian blach tu się nie uświadczy. Wszystko jest wygładzone, wyokrąglone i nie ma nic wspólnego z bojową surowizną okrwawionych mieczy i toporów. Jednocześnie jest to muzyka epicka, duch historii unosi się cały czas, a już pomijając teksty, ta epickość wynika z samych melodii, niby prostych, ale znakomicie rozbudowanych w przedziałach 6-9 minut. Trudno nie zachwycić się "Dismal Gait". No po prostu trudno, bo w tym numerze ETRUSGRAVE powiedział więcej niż MARTIRIA na całej ostatniej płycie. Lekkość, zwiewność, a przy tym dopracowanie szczegółów, które są słyszalne we wszystkich utworach. Jak ładnie wokalista umieszcza swój głos w tych fragmentach, gdzie milkną gitary elektryczne i chodzi sam bas z akustykami. Sola Serena są wyborne i godne podziwu jest to, jak można powiedzieć tak wiele kilkoma prostymi dźwiękami, i do tego gitary brzmieniowo, faktycznie nie zepsutej żadnymi operacjami na mikserskim stole. Chórki są wyjęte z innej epoki, zdecydowanie poprzedzającej erę niezwyciężonych wojowników i smoków i to głosy łagodne, wysokie i wydelikacone do granic możliwości. Gdy graja balladowo są wspaniali jak w "Lady Scolopendra" i gdy w tym kawałku zaczynają grać ciężej są jeszcze wspanialsi. Wokalnie rozegrana jest ta płyta w niezwykły sposób i mnogość środków wyrazu, od śpiewu normalnym głosem do wysokich zaśpiewów i ekstatycznych okrzyków bardzo bogata. Długie sola płyną jak strumyki i wpadają do jezior o spokojnych taflach wód, kryjących pod powierzchnią liczne niespodzianki. Spokojne otwarcia są tu normą, takie jest również w "Deafening Pulsation", zespół potrafi jednak z gracją rozpędzić się do średnich temp. Malują muzyką emocje i nastroje, różne i nie zawsze nasycone duchem walki.

Epic metal nie musi zawsze epatować siłą, tak jak w tym utworze właśnie. W tym, co robią nie są monotonni i to udowadniają w staro hardockowym "Wax Mask" pełnym zmian czy też w najdłuższym "Masters of Fate", gdzie epicki przekaz jest pretekstem do przedstawienia możliwości wszystkich członków zespołu w graniu indywidualnym, ale całkowicie jednocześnie podporządkowanym całości. Jest w tych Włochach coś z irlandzkiego OLD SEASON, ale w tej południowej, jasnej, słonecznej odmianie. Coś jest na pewno, bo refren z "Master Of Fate" nasuwa jednoznaczne skojarzenia. Wspaniale operują rytmiką w "The Only Future" z porywającym refrenem, zresztą te są tu wszędzie godne korony.
Z niezwykłą maestrią eksploatują proste, powtarzalne motywy, nasilając ich wykorzystanie, to znów ukrywając gdzieś głębiej, jak to można usłyszeć w "The Last Solution", zapewne najbardziej "gitarowo" nastawionym kawałku na tym LP.

Blood, War, Hate, Anger - tego tu nie ma, jest coś innego, coś, co nie chwyta od razu, ale gdy chwyci, zniewala i już nie puszcza.
Epic bez mocy dewastujących gitar i kruszącego głosem mury wokalisty? Tak, to wykonalne. Peltasta nie hoplita. Lira nie taran.
Piękna płyta z poruszającą muzyką .


Ocena: 9.5/10

22.11.2009
Etrusgrave - Tophet (2010)

[Obrazek: R-4030143-1352907480-1702.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Nothung Schvert (Intro) 03:11 
2. Angel of Darkness 08:12
3. Return from Battle 06:57
4. The Silent Death 08:24
5. Tophet 07:21
6. Subulones 06:55
7. Hastings 07:39
8. Colossus of Argil (Dark Quarterer cover) (bonus track) 10:12

Rok wydania: 2010
Gatunek: Epic Hard Rock/Heavy Metal
Kraj: Włochy

Skład zespołu:
Tiziano "Hammerhead" Sbaragli - śpiew
Fulberto Serena - gitara
Luigi Paoletti - bas
Francesco Taddei - perkusja

Drugi album włoskiej ekipy ETRUSGRAVE z Axemasterem Fulberto Serena w roli głównej. My Graveyard Production wydało go w końcu listopada 2010.

Tym razem jest więcej DARK QUARTERER niż poprzednio, takiego DARK QUARTERER, jaki ogólnie mi nie bardzo pasuje, epickiego, ale progresywnego. Nic to. Tu jest po wstępie "Angel Of Darkness", absolutnie w stylu pierwszej płyty ETRUSGRAVE i jest to solo w czwartej i piątej minucie, na które się czeka. Ten gitarzysta nie gra na gitarze, on rzuca w tłum bukiety róż i tak jak on nie gra nikt. Ten utwór zresztą całościowo jest znakomity, porywa melodią i tymi super wysokimi wokalami też, choć niespecjalnie lubię taką manierę. Wolniejszy "Return From Battle" to epicki hard rock, smutny, ale jednak z przebijającą nutką optymizmu, ciepły i przytulny. No i ta gitara... No to jest w solach i ozdobnikach po prostu niesamowite.
"The Silent Death" bardzo osobisty i introwersyjny w tej skromnej gitarze akustycznej i stonowanym wokalu, nabiera siły bardzo powoli i wciąga... No wciąga tym bardziej, że tu się dzieje dużo w inteligentnie podanych, niewielkich zmianach tempach.
Ta muzyka czymś hipnotyzuje, niewątpliwie. To tak skromnie brzmi bez ryczących gitar, mocarnych orkiestracji, blastów i bajerów elektronicznie stworzonych.
A hipnotyzuje i co więcej, za każdym razem odkrywa coś nowego, jakiś szczegół, którego wcześniej się nie dostrzegło. To jak gdy się goni za motylem po łące i nie zauważa się rosnącego obok niewielkiego, ale pięknego kwiatu. Tytułowego "Tophet" nie zauważyć jest trudno, tu jest masywny sound ostrej gitary, a przy tym to wrażenie lekkości narasta z każdą sekundą. Tu znów gitara tryska fontanną pomysłów i może jak na mój gust trochę za dużo tych wysokich wokali tym razem... Ale potem Nobliwy Mistrz znów gra to solo i wszystko polatuje ku niebu.
W "Subulones" jest jakoś nieco inaczej. Ta potoczystość trochę uciekła, jest epicko, ale wyjątkowo grzecznie. Również wokalnie. Jednak nagle bas uderza i melodia nabiera tempa, rozmachu i ta siła epicka narasta. Aż strach pomyśleć, jakie będzie solo. A solo jest tym razem wielowątkowe, a przy tym bardzo zwarte. Tak podkreśla to wszystko, jakby celowo skromnie i to jest tym bardziej poruszające.
"Hastings". To miejsce słynnej bitwy w 1066 roku, w wyniku której Anglia dostała się pod panowanie Normanów. Musi być rycersko, musi być podniośle, musi być heroicznie.
No i jest. Cudowny motyw gitarowy rozpoczyna ten utwór i wokal też jest wspaniały. Jakie to jest poruszające bez szczęku mieczy w tle. Po prostu magiczna kompozycja i ta część łagodna z akustyczną gitarą i śpiewem po prostu rozdziera serce. Magia. I znów dopowiada historię Axemaster Serena i to jak dopowiada.
Na koniec cover "Colossus of Argil". Bardzo dobry swoją drogą.

Polubię DARK QUARTERER? Chyba jednak nie, ale ETRUSGRAVE lubię bardzo i ten niedoceniony zespół jest, moim zdaniem, bardziej interesujący od swych protoplastów.
W sferze produkcji - no po prostu trzeba posłuchać. To jest zrobione zupełnie nietypowo i taki sound perkusji, gitary czy basu to rzadkość. Jeśli w pewnych aspektach produkcyjnych debiut był lekko niedopracowany czy też stwarzał wrażenie, że to można było jeszcze lepiej zrobić, to tu nie ma żadnych wątpliwości. Majstersztyk produkcyjny. Sharp And Clear. Tyle.
Dla kogo epickość w metalu zamyka się tylko w MANOWAR czy Raw US Knight Metal, może sobie ten album darować.
To wysublimowana muzyka nie dla każdego.
Jeden z najwartościowszych zespołów włoskich, jaki teraz działa. Magiczny team.


Ocena: 9.4/10

29.11.2010