Drużyna Spolszczenia

Pełna wersja: Freedom Call
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Freedom Call - Dimensions (2007)

[Obrazek: R-2199203-1501843009-8408.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Demons Dance 02:03
2. Innocent World 04:27
3. United Alliance 04:10
4. Mr. Evil 03:43
5. Queen of My World 04:27
6. Light Up the Sky 05:25
7. Words of Endeavour 03:52
8. Blackened Sun 04:40
9. Dimensions 03:58
10. My Dying Paradise 04:47
11. Magic Moments 04:34
12. Far Away 03:19

Rok wydania: 2007
Gatunek: Melodic Power Metal
Kraj: Niemcy

Skład:
Chris Bay - śpiew, gitara
Lars Rettkowitz - gitara
Armin Donderer - gitara basowa
Dan Zimmermann - perkusja

Zawsze uważałem, że z trójki GAMMA RAY, IRON SAVIOR i FREEDOM CALL, czyli zespołów, w których udzielał się perkusista Dan Zimmermann, ten ostatni jest najsłabszy. Grupa FREEDOM CALL miała okresy lepsze i gorsze, albumy ciekawsze i mniej ciekawe, ale jakoś chyba nigdy nie była w ekstralidze melodyjnego metalu. Skład zespołu zmieniał się wielokrotnie i także tym razem Zimmermann zaprosił do współpracy innych muzyków. W zespole pojawił się nowy gitarzysta Lars Rettkowitz oraz basista Armin Donderer. Wokalistą i drugim gitarzystą pozostał oczywiście niezniszczalny Christian Bay. Nowa płyta została wydana przez Steamhammer w kwietniu.

Postanowiłem sprawdzić, co też nowego stworzył ten skład. Ponieważ powitało mnie demoniczne intro z ciekawością oczekiwałem na ciąg dalszy. Niestety zupełnie niepotrzebnie. "Innocent World" okazał się utworem typowym dla twórczości tej kapeli. Skoczna melodyjka, piskliwe popisy wokalisty i fatalne chórki to te elementy, na których skomentowanie po prostu brakuje mi słów. "United Alliance" zaczyna się obiecująco, ale co z tego, skoro po chwili przechodzi w freedomowy standard. "Mr. Evil" to znów coś dla miłośników radiowego pop metalu - kawałek niezmiernie nijaki. "Queen Of My World" to próba wejścia w bardziej skomplikowane klimaty, jednak po chwili zespół serwuje nam popłuczyny po Gamma Ray i podobnych, i to wcale nie z najlepszych albumów. "Light Up The Sky" przemilczę, bo to rzecz niesłuchalna. Wolny i nastrojowy "Words Of Endeavour", lekko interesujący z początku, szybko powoduje znudzenie i zniecierpliwienie, a szkoda, bo w takich kawałkach zespół nieraz sprawdzał się bardzo dobrze. Wreszcie, niezwykle dla mnie pozytywne zaskoczenie "Blackened Sun". Numer całkiem różny od pozostałych, utrzymany w stylu fińskiego metalu gotyckiego z kręgu CHARON i ENTWINE. Znakomita melodia i klimat, świetnie tempo gitar i Bay niepiszczący, a śpiewający w ujmujący sposób z doskonałym wyczuciem meandrów tego typu muzyki. Niestety, to jedyny rodzynek. Po nim znów wracamy do słabiutkiej melodyjnej dłubaniny w postaci utworu tytułowego, w którym słychać rytmy żywcem wyjęte z wiejskiej zabawy tanecznej w remizie. "My Dying Paradise" i "Magic Momentsto" to ciąg dalszy niechlubnego kopiowania np GAMMA RAY - z tym, że wątpię, aby takie kompozycje znalazły się na albumach wymienionej grupy. Najwyżej w jakichś specjalnych wydaniach z odrzutami z sesji nagraniowych. Far Away na początku wita nas celtyckimi melodiami, co brzmi obiecująco, lecz tylko przez chwilę, bo za moment z głośników ponownie atakuje nas pop metal.

Nie mogę prawie nic pozytywnego napisać o tym albumie. Szkoda, bo lubię muzykę z tego gatunku. Nawet samo brzmienie i produkcja nie zachwycają. Słabe gitary oraz wszelkie partie instrumentalne, fatalny, zmanierowany wokal, nuda i niespójność. "Blackened Sun" wiosny nie czyni, tym bardziej, że ten kto sięga po taki zespół jak FREEDOM CALL nie oczekuje gotyckiego metalu. Wniosek jest następujący: zamiast słuchać 'Dimensions' rozejrzyjcie się za czymś nowym w melodyjnym metalu. To dzieło jest bardzo słabe.


Ocena: 3/10


1.08.2007
Freedom Call - Legend of the Shadowking (2010)

[Obrazek: R-3387362-1380135480-7643.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Out of the Ruins 04:21
2. Thunder God 03:31
3. Tears of Babylon 03:38
4. Merlin - Legend of the Past 04:17
5. Resurrection Day 03:34
6. Under the Spell of the Moon 05:08
7. Dark Obsession 04:45
8. The Darkness 05:06
9. Remember! 04:21
10. Ludwig II - Prologue 02:19
11. The Shadowking 05:13
12. Merlin - Requiem 02:34
13. Kingdom of Madness 03:59
14. A Perfect Day 03:58

Rok wydania: 2010
Gatunek: Melodic Power Metal
Kraj: Niemcy

Skład zespołu:
Chris Bay - śpiew, gitara
Lars Rettkowitz - gitara
Samy Saemann - bas
Dan Zimmermann - perkusja

Ostatnio przeczytałem taką oto ciekawostkę: Rząd Tanzanii zaapelował do swoich obywateli o podwojenie dziennej konsumpcji kawy. Tamtejsi ekonomiczni doradcy skwapliwie i przytomnie (?) wyliczyli, że na całkowite spożycie tego napoju, składa się tylko 7 procent konsumpcji krajowej. Z powodu finansowego kryzysu w tym afrykańskim państwie, taki właśnie sposób, ma pieczołowicie zadbać o krajowy PKB. Pewnie drogi czytelniku zastanawiasz się, co to ma wspólnego z nowym wydawnictwem Freedom Call? Czytaj dalej a wszelkie wątpliwości zostaną szybko rozwiane...

Równe, jak przekątne paski na fladze tego kraju, trzy lata od ukazania się tragicznego "Dimensions", zespół zaatakował rynek najnowszym wypiekiem. Pod trochę wyniosłym tytułem "Legend Of The Shadowking", zespół na lewo i prawo zapowiadał materiał nasycony czy też wręcz przesycony wagnerowskimi inspiracjami i odwołaniami. Po przesłuchaniu całości mam olbrzymie wątpliwości, czy Chris Bay i spółka mają faktyczne pojęcie, kim był wielki Ryszard Wagner i jaką tworzył muzykę. Chyba nie, bo miast epickiego, pompatycznego i pomalowanego neoromantycznym metalowym patosem materiału, otrzymaliśmy całkowicie obdarty z ciekawych form zwykły, szary i nudny jak flaki z olejem Melodic Metal.
Już po pierwszych kilkunastu sekundach "Out Of The Ruins", dowiadujemy się, że ta płyta, będzie niczym innym, jak powielaniem utartych schematów z dotychczasowej działalności. Te same rozwiązanie aranżacyjne, ta sama budowa melodii i refrenów, ten sam monofoniczny Chris Bay. Doprawdy ciężko odróżnić jedną kompozycję od drugiej. Klawisze wszędzie brzmią tak samo, wszędzie są przewidywalne i odegrane z jednego programu. Słowem, materiał bez własnej nowej tożsamości i oblicza. Wygląda to tak, jakby ktoś przystawił im pistolet do skroni i nakazał napisać pod przymusem nowy stuff, bo zwyczajnie nie wierzę, że coś takiego powstało z własnej woli. Nie dostrzegam najmniejszego sensu analizować poszczególne kompozycje, bo i po co? Schemat pozostanie schematem, wycięty szablon pozostanie wyciętym szablonem i nic tego nie zmieni. Ich liczba w sile czternastu, zakrawa na prawdziwą drogę przez mękę. A już szczytem niesmaku i karykaturą muzyki jest "Under The Spell Of The Moon" w którego refrenie, Bay moduluje swój głos na modłę Iggy'ego Popa. Śmiech na sali. Generalnie, jako entuzjasta melodyjnego grania, jestem zażenowany poziomem tego wydawnictwa. Prawda, bardziej oczywista, leży gdzie indziej. Mianowicie na imię ma "Vendetta", wypowiedziana została przez Celesty i na zawsze już zmieni wymiar pojmowania stricte melodyjnych odmian metalu. Wszystko, co powstanie po niej, będzie siłą rzeczy w jakimś stopniu do niej dopasowywane. Freedom Call, to dla niżej podpisanego tylko debiutancki "Stairway To Fairyland". Reszta jest milczeniem.

Zwykle najtrudniejszą rzeczą, jest przełożenie swoich myśli, zawartych w recenzji na ocenę końcową. Tutaj sprawa jest prosta. Punkt za cierpliwość, która dana mi była przy odsłuchu tego materiału (wiadomo: ostatki, ból głowy etc.). Punkt za poświecenie wolnego czasu na napisanie tego tekstu no i punkt za sam fakt, że przynajmniej na trzy lata odpoczniemy od ich nowej płyty. To w sumie trzy ale mam wrażenie, że to i tak naciągana nota.
Czas najwyższy na wyjaśnienie postawionego we wstępie pytania. Otóż sytuacja w Tanzanii i nowe "dzieło" Freedom Call ma ze sobą wspólne tyle co... nic. Tak właśnie jest, no chyba, że wspólnym mianownikiem będzie poziom głupoty, obecny w umysłach twórców obydwu pomysłów...


Ocena: 3/10

1.02.2010
Freedom Call - Land of the Crimson Dawn (2012)

[Obrazek: R-3458872-1331253799.jpeg.jpg]


Tracklista:
1. Age of the Phoenix 03:37
2. Rockstars 05:08
3. Crimson Dawn 06:29
4. 66 Warriors 05:20
5. Back Into the Land of Light 05:39
6. Sun in the Dark 04:49
7. Hero on Video 03:50
8. Valley of Kingdom 04:32
9. Killer Gear 04:42
10. Rockin' Radio 04:13
11. Terra Liberty 04:09
12. Eternity 04:23
13. Space Legends 04:04
14. Power and Glory 03:30

Rok wydania: 2012
Gatunek: Melodic Power Metal
Kraj: Niemcy

Skład zespołu:
Chris Bay - śpiew , gitara
Lars Rettkowitz - gitara
Samy Saemann - bas
Klaus Sperling - perkusja


FREEDOM CALL to zespół ekstremalny. Tak, ekstremalny w naiwności classic german melodic power metalowych melodii, ekstremalny w przerysowanych przesłodzonych klawiszach, ekstremalny w "męskich" chórkach. Ogólnie ekstremalny. W zasadzie tak było od początku, przy czym w pierwszych latach działalności był w tym pewien wdzięk łagodnej i niezamierzonej parodii gatunku z przebłyskami solidnego grania.

Od pewnego czasu jest niestety coraz gorzej i coraz bardziej ekstremalnie. W 2007 roku był ekstremalny rozrzut gatunkowy, w 2010 ekstremalny mainstream w nie najlepszym guście.
Tym razem jest podobnie co gorsza pod przykrywką takiego nowszego fantasy stylu melodic power jaki wypracowują od kilku lat nowe zespoły i już specjalnie o powiązaniach FREEDOM CALL z GAMMA RAY czy HELLOWEEN mówić trudno. Można raczej powiedzieć, że zespół zaczyna grać "bojowy" "true" "battle" melodic power i w takim stylu są również ekstremalni. Wystarczy posłuchać tych galopad z radosnymi klawiszami i rycerskimi chórkami oraz co dziwne często ekstremalnie nieinteresujących solówek gitarowych nawołujących do boju a wywołujących raczej chęć ucieczki z pola bitwy.
Słuchając już "Age Of The Phoenix" można sobie wyrobić pewien pogląd o aranżacjach i kompozycyjnej strukturze całości i niestety dalej to wygląda równie niedobrze. Niedobrze wygląda również w utworach jakby nowocześniejszych a obdarzonych ekstremalnie ogranymi niemieckimi refrenami jak "Rockstars" z dumną frazą "heavy metal star" czy "Sun In The Dark" z nieco innym, bardziej hard'n'heavy potraktowaniem tematu głównego. Jeśli coś się jakoś tam wyróżnia to może "Crimson Dawn" z ekstremalnym potraktowaniem chórków, zresztą tego "ooo" i podobnych rzeczy jest na tym LP ekstremalnie dużo i "Warriors" to jeden z wielu przykładów. Bojowy ekstremalnym power metal w wydaniu FREEDOM CALL. Najgorsze jest to że zespół korzysta z ekstremalnie wyświechtanych patentów na melodie i wszystkie te riffy galopadek i motywy refrenów były już przerabiane setki razy.Co można innego powiedzieć o ""Valley of Kingdom"? Ekstremalne przesłodzenie ma swoją kulminację w "Back Into The Land Of Light" antytezie dobrego melodyjne europower metalu. Koszmarków muzycznych nie brak, ekstremalnie straszy rock metalowy "Hero on Video" oraz "Rockin' Radio". Tak przy okazji zazwyczaj nie zwracam zbyt dużej uwagi na liryki ale tym razem mamy do czynienia z tekstami po prostu grafomańskimi szczególnie w refrenach, które aby zgłębić nie trzeba kończyć anglistyki.Po prostu koszmar. Ekstremalnie skopane zostało rozwinięcie "Eternity" z ciekawym melodic groove motywem gitarowym na powitanie, który zresztą potem się cały czas dosyć nieśmiało kołacze w tle. Jeden utwór jest bardzo dobry. Ekstremalnie dobry. "Killer Gear". Jednak w takim innym jednak melodyjnym metalu z mega chwytliwym mocnym refrenem w modern stylu pojawiają się tylko jeden raz. Szkoda. Ale widocznie nie starcza inwencji twórczej na więcej takiego grania.Szkoda bo to melodic metal z pazurem.  Na zakończenie "Power and Glory" i to numer z ekstremalnie hymnowym heavy metalowym refrenem dla tysięcy gardeł na koncertach. Fajny? Tak i ekstremalny rzecz jasna.

Wykonanie wszystkiego ekstremalnie pewne siebie.Ten zespół gra zawsze wszystko z niezachwianym przekonaniem i to fakt niezaprzeczalny. Bay w bardzo dobrej dyspozycji głosowej, Rettkowitz i Samy Saemann sekundują mu dzielnie bo i bas taki sympatyczny punktujący. Tak przy okazji zakończyła się pewna epoka i jest to pierwszy album gdzie zabrakło Dana Zimmermanna.... Co to za FREEDOM CALL bez Zimmermanna. Ekstremalnie dobrze spisał się jednak Klaus Sperling, choć mocnego stylu perkusji z PRIMAL FEAR tu nie przeniósł.
Chciałbym wierzyć, że to co gra na tym albumie FREEDOM CALL to taki swobodny żart muzyczny, zagrany przez muzyków cały czas z przebiegłym uśmieszkiem na ustach - "nabiorą się czy nie?"  W takiej kategorii ta płyta wcale taka zła by nie była. Ponieważ jednak nie ma na to żadnych dowodów należy ten LP w kategorii melodic power metal ocenić ekstremalnie surowo.


Ocena: 4,5/10

24.02.2012
Freedom Call - Stairway To Fairyland (1999)

  [Obrazek: R-3125069-1380046278-9112.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Over the Rainbow 05:51
2. Tears Falling 05:37
3. Fairyland 05:28
4. Shine On 05:42
5. Queen of My World 04:27
6. Light Up the Sky 05:25
7. Words of Endeavour 03:52
8. Blackened Sun 04:40
9. Dimensions 03:58
10. My Dying Paradise 04:47
11. Magic Moments 04:34
12. Far Away 03:19

Rok wydania: 1999
Gatunek: Melodic Power Metal
Kraj: Niemcy

Skład zespołu:
Chris Bay - śpiew, gitara, instrumenty klawiszowe
Sascha Gerstner - gitara
Ilker Ersin- gitara basowa
Dan Zimmermann - perkusja

FREEDOM CALL powstał z inicjatywy inżyniera dźwięku Chrisa Bay'a i Dana Zimmermanna, który niedługo przedtem dołączył do GAMMA RAY w Norymberdze w roku 1998. Zimmermann na pewno zdawał sobie sprawę, jak bardzo zajęty będzie w GAMMA RAY lecz własny zespół, to zawsze własny zespół... Znalazł w nim miejsce także utalentowany gitarzysta Sascha Gerstner oraz znany z MOON DOC basista Ilker Ersin, który opuścił tę formację w poprzednim roku.
Steamhammer dość chętnie podpisał kontrakt z nową grupą, upatrując w niej uzupełnienie kręgu skupiającego takie ekipy jak HELLOWEEN, IRON SAVIOR i GAMMA RAY, a zapotrzebowanie na taką muzykę rosło nieustannie, nie tylko w Niemczech.

FREEDOM CALL faktycznie wpisał się w ten kierunek power metalu. Wysoki wokal Bay'a przypominał do złudzenia śpiew Kiske, melodie i tempa były bardzo zbliżone do kompozycji GAMMA RAY i IRON SAVIOR, a refreny często prowadzone w stylu helloweenowskich Keeperów. Grupa zaczerpnęła od tych grup wszystko, nie dodając raczej od siebie wiele, może poza większym naciskiem na chóralne refreny i szersze wykorzystanie instrumentów klawiszowych, na których Bay gra tu ze sporą wprawą. Ta płyta jest bardzo dobra mimo, że nie nie ma tu jakichś mega killerów na miarę tych z GAMMA RAY chociażby. Sekcja rytmiczna jest bardzo dynamiczna, a Gestner w pełni potwierdza, że powierzenie mu funkcji gitarzysty było właściwym posunięciem. Gra twardo, zdecydowanie, z dużym wyczuciem i starannością w udanych, przemyślanych solówkach. Ilość radosnego happy power metalu jest tu bardzo duża, jednak bez przerysowań i na poziomie może nawet mniejszym od Keeperów. Zgrabny jest elegancko zagrany Tears Falling z gładkimi refrenami z wybuchowymi chórkami.
No i który z Wielkiej Niemieckiej Trójki zagrał taki posępny stalowy power/thrashowy fragment jak w Tears Falling?
Klawisze dodają tu sporo rozmachu i przestrzeni, co słychać w znakomitym spokojnym miarowym i niemal monumentalnym Fairyland. Grają romantycznie i romantyczniej od GAMMA RAY czy HELLOWEEN w songu Shine On i szkoda, że jednak przechodzą ostatecznie do keeperowskiej galopady. W tym rozpędzonym fantasy power metalu są bardzo sprawni i chwilami nawet oryginalni (fanfarowe klawisze!) w Over the Rainbow, We Are One, i w udany sposób łagodnie pompatyczni w Hymn to the Brave.
Z pewnością do najciekawszych numerów należy tutaj prowadzony w wolniejszym tempie Tears of Taragon, najdłuższy i rozbudowany o piękną partię gitarowo-klawiszową z elementami metalu symfonicznego. FREEDOM CALL stara się być melodyjnie atrakcyjny w wolniejszych refrenach Graceland, przypomina także riffowo trochę GAMMA RAY z czasów "Sigh No More"  w Holy Knight. Jest także dosyć nowoczesny w melodic metalu  zaprezentowanym  w  zamykającym ten LP Another Day i byłby oczywiście jeszcze bardziej nowoczesny, gdyby refren był mniej stylistycznie przypominający encyklopedyczne refreny HELLOWEEN.

Brzmienie i produkcja jest wyborna. Doskonałe plany dalsze, świetna czytelność, syczące blachy i mocna gitara tam gdzie to koniecznie, oraz perfekcyjna realizacja chórków. Nie mogło być inaczej, skoro zrobił to słynny Karl Rudolf Bauerfeind. Może nawet postarał się bardziej niż w przypadku GAMMA RAY? Tak czy inaczej ten jeden z najlepszych niemieckich producentów i inżynierów dźwięku zadbał , by nowy zespół zabrzmiał jak niemiecka ekstraklasa.
Jest to bardzo solidny debiut zespołu, który od razu został zauważony przez fanów. Godne szacunku chórki, umiejętne wykorzystanie instrumentów klawiszowych, znakomite wykonanie. FREEDOM CALL z miejsca znalazł się wśród czołowych grup post helloweenowskich z Niemiec.


ocena: 8,3/10

new 30.07.2019
Freedom Call - Crystal Empire (2001)

[Obrazek: R-3124907-1501778097-6287.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. The King of the Crystal Empire 00:32
2. Freedom Call 05:32
3. Rise Up 04:05
4. Farewell 04:06
5. Pharao 04:42
6. Call of Fame 04:14
7. Heart of the Rainbow 04:35
8. The Quest 07:34
9. Ocean 05:09
10. Palace of Fantasy 04:47
11. The Wanderer 03:45

Rok wydania: 2001
Gatunek: Melodic Power Metal
Kraj: Niemcy

Skład zespołu:
Chris Bay - śpiew, gitara, instrumenty klawiszowe
Sascha Gerstner - gitara
Ilker Ersin- gitara basowa
Dan Zimmermann - perkusja
oraz
Stefan Hiemer - gitara basowa (4, 6, 7, 9)
Ferdy Doernberg - pianino ("The Quest") i instrumenty klawiszowe ("The Wanderer")

FREEDOM CALL w 1999 roku wdarł się przebojem do czołówki melodic power grania w stylu hansenowskim i teraz pozostało dokazać, że to nie był przypadek. Nagrywanie drugiej płyty rozpoczęło się już w grudniu tego roku i po okresie wytężonej pracy Steamhammer przedstawiła w styczniu 2001 płytę "Crystal Empire".

Recepta na sukces została tu napisana w bardzo prosty sposób - zagrać lepiej niz HELLOWEEN na Keeperach".
Problem w tym, że tego się zrobić nie da. Ta płyta zawiera muzykę bardzo, bardzo zbliżoną, z bardzo podobnym do Kiske wokalem Bay'a, ale pewnego poziomu magii nie da się przeskoczyć po prostu. Dyniowy Metal z lat Keeperów miał w sobie taką odrobinę żartu, a nawet autoironii, tu wszystko jest napuszone, bombastyczne, zrobione na poważnie, nawet ten "happy" klimat jest zdecydowanie zrobiony na poważnie. Do tego wszystkiego całość obudowana jest fanfarowymi klawiszami, które są poniekąd aranżacyjnym wynalazkiem FREEDOM CALL i czasem to brzmi doprawdy tandetnie. FREEDOM CALL kieruje swoją muzykę do miłośników hansenowskiego metalu, ale nie posiada takiego potencjału kompozycyjnego jak Kai Hansen. Ten zresztą w tym czasie na "No World Order" GAMMA RAY poszedł już w nieco innym kierunku i album FREEDOM CALL gra tu muzykę może nie tyle przestarzałą, ile wyeksploatowaną, od której w pewnym momencie odwrócił się sam HELLOWEEN.
Z drugiej jednak strony wypełnia pewną przestrzeń muzyczną wspominaną z nostalgią i robi w sposób profesjonalny, bo tego grupie odmówić nie można. Profesjonalizm wykonania na pewno podnosi wartość takich po prostu solidnych heroic fantasy dosyć szybkich kompozycji jak sztandarowy Freedom Call, Rise Up, Call of Fame, Heart of the Rainbow czy Ocean.
Tyle, że zapożyczenia tych specyficznych skocznych riffów HELLOWEEN nie do końca granych przez nich z pełną powagą w 1987- 1988 tu są osią kompozycji, gdzie budowana jest dodatkowo pewnego epickość i dlatego Farewell brzmi naiwnie.
Jak bardzo to wszystko jest do siebie podobne i skrojone według tego samego schematu... Nie od rzeczy będzie wspomnieć także Call of Fame, ponieważ ta kompozycja w jakiś sposób stała się bazową dla wszystkich heroicznych numerów w aranżacjach i tempach i mnóstwo skomponowanych później utworów FREEDOM CALL to w zasadzie wariacje tego właśnie kawałka. Z kolei to co grają w Palace of Fantasy, czyli power metal wolniejszy, nastawiony na power epikę w przebojowej oprawie stało się w niedalekiej przyszłości pożywką dla sporej grupy innych zespołów niemieckich typu CRYSTALLION, grających właśnie taki rodzaj metalu.
Gdy proponują coś bardziej od siebie, to nawet nieźle to wychodzi w wolniejszym Pharao z hymnowym refrenem, chyba najlepszym na płycie i nawiązującym do stylu MAJESTY. Warto dodać, że ponury głos Ramzesa w tej kompozycji jest dziełem  Michaela Schmitta wokalisty thrash metalowego JUSTICE. Coś i to sporo od siebie także w The Quest, rozbudowanym w sensowny sposób i ciekawym połączeniem fanfarowych klawiszy, łagodnego pianina i lekko zagranych power/thrashowych riffów. Tyle, że refren to czysta AVANTASIA. FREEDOM CALL tak naprawdę tu grupa bez własnej artystycznej twarzy i to słychać w finałowym The Wanderer, gdzie HELLOWEEN miesza się z BLIND GUARDIAN i EDGUY. Kopiści, absolutnie świadomi tego kopiści i epigoni.

Oczywiście produkcja jest bezbłędna, pracował przy tym Charlie Bauerfeind i może nawet lekko przesadził z tym łagodzeniem i wygładzaniem pewnych rzeczy (klawisze i gitary).
Jedni nie pozostawiali na FREEDOM CALL suchej nitki, inni byli zachwyceni. Oczywiście płyta sprzedawała się bardzo dobrze.
Nie wszystko natomiast podobało się Gerstnerowi, który tu gra dobrze, ale bez specjalnego błysku. Jeszcze w tym samym ogłosił, ze odchodzi, a nawet,że juz nigdy nie zagra w metalowym zespole! Oczywiście jak zapewne wszyscy pamiętają, w 2002 dołączył do... HELLOWEEN.
Ach ci artyści!


ocena: 7,5/10

new 13.08.2019
Freedom Call - Eternity (2002)

[Obrazek: R-8044134-1490778514-4957.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Metal Invasion 06:48
2. Flying High 04:09
3. Ages of Power 04:41
4. The Spell 00:54
5. Bleeding Heart 04:58
6. Warriors 04:20
7. The Eyes of the World 03:55
8. Flame in the Night 04:57
9. Land of Light 03:54
10. Island of Dreams 04:16
11. Turn Back Time 05:04

Rok wydania: 2002
Gatunek: Melodic Power Metal
Kraj: Niemcy

Skład zespołu:
Chris Bay - śpiew, gitara, instrumenty klawiszowe
Cédric Dupont - gitara
Ilker Ersin- gitara basowa
Dan Zimmermann - perkusja

W roku 2002 Cédric Dupont został nowym gitarzystą zespołu. Być może jest to jeden z najbardziej niespełnionych gitarzystów, powiedzmy szwajcarskich, choć w Szwajcarii w zasadzie niczego nie stworzył. W tym czasie był także członkiem beznadziejnego niemieckiego SYMPHORCE, który wokalista BRAINSTORM Andy B. Franck przez lata utrzymywał przy życiu z uporem godnym lepszej sprawy.Dupont to gitarzysta sprawny, ale zawsze pozostający jakby w cieniu,w drugim szeregu, bez wizerunku własnego. Trudno mu cokolwiek zarzucić jako biegłemu rzemieślnikowi, ale nie potrafi on odcisnąć własnego piętna na żadnej płycie, gdzie można go usłyszeć.

We FREEDOM CALL nie musiał się starać żeby się wyróżniać. Nawet wskazane było niczym się nie wychylać i grać po prostu "happy" power metal Wojowników Światła. Ten przydomek przylgnął na stałe do tej ekipy w związku z tekstem utworu Warriors, który stał się mega hitem i niejako hymnem FREEDOM CALL, także dla fanów.

Muzycznie ta płyta nie przedstawia większej wartości.  Jest tu podlana bombastycznymi, ale bardzo naiwnymi klawiszami (Bleeding Heart !) muzyka stanowiąca odbicie "Pink Bubbles Go Ape " HELLOWEEN i "Sigh No More" GAMMA RAY z 1991. Tak na dobrą sprawę to wszystko sprytnie wyciągnięte cytaty z tamtych płyt. Gdzieś tam zamaskowano to trochę bardziej epickim podejściem, ale ogólnie nawet szkoda się bliżej rozwodzić na sklonowanymi riffami i melodiami.
Jest także nieco mainstreamowego heroic power metal udającego granie symfoniczne w Metal Invasion, oraz oczywiście wycieczka do Krainy BLIND GUARDIAN w przeciętnym songu barda Turn Back Time. Podobieństwo aranżacyjne z nagłym uderzeniu refrenu do The Bard's Song - The Hobbit jest uderzające.

Brzmienie tej płyty jest fenomenalne. Jest to jeden z najlepiej wyprodukowanych albumów z melodic power metalem niemieckim w historii. Charlie Bauerfeind stworzył pod tym względem arcydzieło, do którego potem trudno było mu się już zbliżyć (w przypadku FREEDOM CALL rzecz jasna). Co ciekawe ukazała się w 2015 dwupłytowa reedycja tej płyty w wersji zremasterowanej (także Steamhammer) pod tytułem "666 Weeks Beyond Eternity". Pytanie, co to było do poprawy?
Znakomite są również wokale Chrisa Bay'a. Na pewno najlepsze w całej dyskografii FREEDOM CALL. Wyborne są także chórki, gdzie można usłyszeć między innymi Tobaisa Sammeta z EDGUY i Olvera Hartmanna z AT VANCE.
Tym albumem, choć jego artystyczna wartość jest raczej nikła, grupa ugruntowała swoją pozycję na mainstreamowym rynku konsumentów melodic power metalu o hansenowskich inspiracjach, zapełniając lukę w tym stylu grania, które po 1991 zostało przez GAMMA RAY i po części także HELLOWEEN porzucone.
Spełnił się Sen o Potędze Christiana Bayera, który zaledwie kilka lat wcześniej nie zdołał się przebić Z MOON'DOC nawet w Japonii...


ocena: 5/10

new 13.08.2019
Freedom Call - The Circle of Life (2005)

[Obrazek: R-3460782-1501843105-7072.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Mother Earth 04:31
2. Carry On 03:30
3. The Rhythm of Life 03:41
4. Hunting High and Low 04:00
5. Starlight 03:41
6. The Gathering 01:24
7. Kings & Queens 03:48
8. Hero Nation 04:55
9. High Enough 05:48
10. Starchild 05:11
11. The Eternal Flame 04:25
12.The Circle of Life 05:56

Rok wydania: 2005
Gatunek: Melodic Power Metal
Kraj: Niemcy

Skład zespołu:
Chris Bay - śpiew, gitara
Cédric Dupont - gitara
Ilker Ersin - gitara basowa
Dan Zimmermann - perkusja
Nils Neumann - instrumenty klawiszowe

W pewnym momencie chyba zabrakło pomysłu na "happy" metal i FREEDOM CALL odezwał się ponownie za sprawą Steamhammer  w roku 2005, gdy w marcu ukazał się "The Circle of Life".

Jest to jedyny album zespołu, na którym zagrał klawiszowiec Nils Neumann, który potem pojawił się jako jeden z filarów POWERWORLD. Sama płyta jest wyrażeniem absolutnej bezradności twórczej zespołu. Przedstawiony został chaotyczny zestaw kompozycji z pogranicza heroicznego melodic power metalu, niemal radiowego melodic heavy/AOR, gdzie nawet kolejne ukłony w stronę HELLOWEEN i wczesnego GAMMA RAY są znacznie mniej interesujące niż na poprzednich płytach (The Rhythm of Life, Hunting High and Low, Starchild, The Eternal Flame). Grają bardziej speed też specjalnie niczego nie pokazują, i Kings & Queens ujawnia brak pomysłów na takie  granie, choć być może riffy główne tej kompozycji zawierają najwięcej energii na całej płycie. Ale ten refren?
Kompromitują się w takich nic nie wartych numerach, bezstylowych i bardzo komercyjnych w melodiach jak Mother Earth, gdzie nieudolnie naśladują chociażby SILENT FORCE. W Hero Nation chyba nie bardzo wiedzą na co się zdecydować  i ta w zamyśle epicka i pompatyczna kompozycja rozmywa się w potoku nieudanych ornamentacji. High Enough to znowu jakieś popłuczyny po nowszym stylu GAMMA RAY. Szczytem upadku jest oczywiście "nieśmiertelny" Carry On. Wszystko co najgorsze w melodic power metalu. O określonych analogiach w początku refrenu do Carry On MANOWAR już nawet nie wspomnę. Inny "hit" to Starlight. Protoplaści disco metalu?

Przeciętny wokal Bay'a, kilka dobrych solówek i wykonawczo niewiele ponadto...
Największą porażką są tu klawisze. Doprawdy, klawisze Bay'a , fanfarowe i naiwne, miały swój urok, tu natomiast jest styl z "Turbo" JUDAS  PRIEST. Totalne nieporozumienie. Także brzmienie jest po prostu tylko bardzo dobre. Niestety, uwypuklone zostały te elektroniczne klawisze i to był błąd, który sporo kosztuje. Nieco zastanawiający jest mocny sound gitar, zdecydowanie tu w wielu miejscach przerysowany. To słychać od pierwszej sekundy Mother Earth.
Już poprzednia płyta była w pewnym sensie produktem, ta jednak jest nim w 100%. Produktem muzycznym dla publiczności niewybrednej i niekonieczne metalowej. Metalowa publiczność w najłagodniejszej formie po prostu to wydawnictwo zignorowała. Nie pozostało to bez wpływu na decyzję o odejściu Ilkera Ersina, a także Cédrica Duponta, który oficjalnie ogłosił, że nie jest w stanie pogodzić obowiązków we FREEDOM CALL i SYMPHORCE.
Bay i Dan Zimmermann kontynuowali swój marsz donikąd już z innymi muzykami.


ocena: 3/10

new 13.08.2019
Freedom Call - Beyond (2014)

[Obrazek: R-5422459-1405631821-7922.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Union of the Strong 05:02
2. Knights of Taragon 04:44
3. Crimson Dawn 06:29
4. Come on Home 04:03
5. Beyond 07:49
6. Among the Shadows 03:45
7. Edge of the Ocean 03:37
8. Journey into Wonderland 03:59
9. Rhythm of Light 04:03
10. Dance Off the Devil 03:45
11. Paladin 04:09
12. Follow Your Heart 03:51
13. Colours of Freedom 04:15
14. Beyond Eternity 03:03

Rok wydania: 2014
Gatunek: Melodic Power Metal
Kraj: Niemcy

Skład zespołu:
Chris Bay - śpiew , gitara
Lars Rettkowitz - gitara
Ilker Ersin - bas
Rami Ali - perkusja

W roku 2013 zaszły w składzie kolejne istotne zmiany. Samy Saemann i Klaus Sperling odeszli, powrócił natomiast
Ilker Ersin, a nowym perkusistą został znany z KISKE/SOMERVILLE, EVIDENCE ONE, IRON MASK czy ANGEL OF EDEN Staffelbacha Rami Ali. W muzycznym kierunku zmiany nie zaszły i wydana przez Steamhammer w lutym 2014 płyta "Beyond" to po prostu kolejny LP zespołu, który tworzy dla ściśle określonej grupy słuchaczy.

Heroiczny melodic power metal z klawiszowymi fanfarami w opcji "happy metal". Można powiedzieć, że sztampowość stylu FREEDOM CALL opanował do perfekcji i tworzy kombinacje riffowe oparte na tych samych schematach na całej płycie. Schemat jest bezpieczny, jest przewidywalny i przyswajalny dla fanów, nie wymaga specjalnego wysiłku kompozycyjnego i jedynym elementem decydującym o wartości płyty jest tu poziom chwytliwości samych kompozycji. Czy może raczej dopasowania się wtym zakresie do gustów publiczności, nie oczekującej realnych zmian i eksperymentów.
Płyta jest długa, to godzina muzyki i 14 kompozycji w radosnym epic fantasy stylu FREEDOM CALL.
FREEDOM CALL gra dla targetu grzecznych metalowców. Dla tych, którzy raczej machają różowymi misiami niż toporami i czaszkami nabitymi na włócznie. Dlatego refreny są gładkie, szybkie i w stylu HELLOWEEN, epickie chóry i ornamentacje budzą raczej uśmiech politowania u fanów MANOWAR, ale w metalu jest miejsce na wszystko..
Kto wysłuchał openera Union of the Strong ten wie już w zasadzie wszystko i pozostaje tylko pytanie, czy dalej jest coś lepszego w melodii od miałkiego melodic power z rycerzami w tle w tej kompozycji. Oczywiście, jeśli uznać że fanfarowe klawisze są elementem nieodzownym tak jak w Knights of Taragon. FREEDOM CALL na tym albumie to mistrzowie uśredniania kompozycji. Nie wychylają się z przyjętej konwencji nawet wtedy, gdy ciekawe granie w melodiach zwrotek jak w Edge of the Ocean zostaje postawione ponownie do szeregu w sztampowym happy refrenie. Czy ten zespół stać na więcej? Pewnie, że tak i niemal w każdej kompozycji są przebłyski znakomitego grania znakomitych pomysłów, których jednak nie można rozwinąć, bo nie tego oczekuje Armia Fanów Wojowników Światła. Dlatego grają do końca niemal to samo, nie zaliczając ani jednej wpadki  w przyjętej konwencji, no może poza jednak nieco słabszym i mało wyrazistym rock/metalowym Dance Off the Devil. Encyklopedyczne galopady nieco urozmaicane wolniejszymi fragmentami i utworami w stylistyce radiowego melodic metalu. tak to po prostu wygląda.

Zmiana sekcji rytmicznej nie wpływa tu wiele na całość wykonania. Bas nigdy nie był w ich muzyce dominujący czy istotny, natomiast to, co trzeba zagrać na perkusji to Rami Ali zagrał jak należy i więcej niczego się tu od niego nie wymaga. Tymczasem wysokie wokale Bay'a a la Kiske są przeciętne i w sumie drażniące i to nie jest występ, który można uznać za najlepszy w dorobku tego wokalisty. Brzmieniowo jest tu w zasadzie tak samo jak na płycie poprzedniej, mastering robił także Christoph Beyerlein i jest to sound typowy dla stylu niemieckiego melodic power, ani wybitny, ani wymagający jakichś specjalnych poprawek. Tylko Bay jest jakby lekko ściszony i nieco cofnięty, co być może jest związane z jego jednak słabszą dyspozycją głosową, szczególnie w partiach wyższych.
Jest coś nieautentycznego w tej muzyce, coś wskazującego na pozę przyjętą w rezultacie wyłącznie osiągnięcia dobrego rezultatu komercyjnego. Z punktu widzenia gatunku melodic power metal jest to album w zasadzie bezwartościowy, z punktu widzenia produktu komercyjnego swoje zadanie spełnił. Pewna grupa słuchaczy zapewne uważa, że to fajna muzyka i bardzo dobrze. Fajna jak Colours of Freedom...


ocena: 5/10

new 14.08.2019
Freedom Call - Masters of Light (2016)

[Obrazek: R-10738457-1503404593-3609.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Metal Is for Everyone 04:52
2. Hammer of the Gods 03:11
3. A World Beyond 05:54
4. Masters of Light 05:29
5. Kings Rise and Fall 04:02
6. Cradle of Angels 05:03
7. Emerald Skies 03:39
8. Hail the Legend 03:58
9. Ghost Ballet 03:07
10. Rock the Nation 03:11
11. Riders in the Sky 04:15
12. High Up 03:03

Rok wydania: 2016
Gatunek: Melodic Power Metal
Kraj: Niemcy

Skład zespołu:
Chris Bay - śpiew, gitara
Lars Rettkowitz - gitara
Ilker Ersin - bas
Rami Ali - perkusja

Koni w biegu się nie zmienia więc album "Masters of Light" wydany oczywiście ponownie przez Steamhammer w listopadzie 2016 to kolejny prezent dla Armii Wojowników Światła i nic ponadto.

To, co miało się tu znaleźć, by zaspokoić jej oczekiwania, to się oczywiście znalazło. Nie wymagało go specjalnego wysiłku twórczego i album skrojony jest z resztek materiału jaki pozostał z szycia kompozycji z roku 2014, dodano jednak trochę więcej  różowego, trochę cekinów i minimalnie zaostrzono topory i miecze wykonane z tworzyw sztucznych.
Refren z Metal Is for Everyone jest jednym z najbardziej kompromitujących refrenów w historii niemieckiego hansenowskiego power metalu, niemniej infantylną część fanów metalu chwyta i nie puszcza, napędzając pozytywną energią do wysłuchania całości.
Paskudna okładka na szczęście nie koreluje z soundem, który jest tym razem znakomity. Stephan Ernst, który już pracował nad płytami FREEDOM CALL z lat 2012-2014, tym razem został dopuszczony do masteringu i zrobił mocarny power metalowy sound o ogromnej klarowności i sile gitar, która jest może nawet zbyt wielka jak dla grzecznych fanów tego zespołu. Muzyka jest bezwartościowa do końca, jak to zwykle bywa w przypadku FREEDOM CALL, a przy okazji można posłuchać klawiszy w stylu disco - polo oraz nadętych fragmentów parodiujących SABATON w epickości refrenów i chórów, coś z pop music, a nawet nieśmiałych zarysów ornamentacji neoklasycznych. Jest także coś zaczerpnięto z folkloru powiedzmy celtyckiego w A World Beyond, a autentyzmu w tym tyle co we wiosce potiomkinowskiej.
Gdy się po raz n-ty słyszy taki refren jak ten z Kings Rise and Fall w asyście remizowych klawiszy, to naprawdę wraca pytanie - czy to jest na poważnie zrobione? Czy członkowie FREEDOM CALL wierzą, że to jest dobra muzyka? Może Rami Ali i Ersin nie do końca, bo z jakichś powodów jednak pożegnali się z zespołem w roku 2018.
W Masters of Evil zwracają uwagę znakomite chóry w stylu symfonicznym, ponadto należy przyznać że Bay jest w doskonałej dyspozycji wokalnej i jest to zdecydowanie lepszy występ niż na "Beyond". Dyspozycja głosowa godna szacunku  w balladowym songu Cradle of Angels, choć sama kompozycja tradycyjnie miałka. Miałki przesłodzony jest melodic metal w Emerald Skies i w takich kompozycjach ocierają się już doprawdy o metalowy kicz. Klawisze z marnego niby hymnowego Ghost Ballet, są zawstydzające... Obszar muzycznych ambicji FREEDOM CALL zakreśla High Up. Może to nawet najbardziej tandetny numer tego zespołu w całej historii? Nawet podobne knoty EDGUY były mniej zawstydzające.
Ile kufli piwa trzeba wypić, żeby tego wysłuchać bez kolosalnego niesmaku?!
Wypadałoby coś napisać na temat Larsa Rettkowitza, ale właściwie co? To, że jest bladym statystą w tym zespole od lat?
Wnosi tyle samo co w swoim czasie Cédric Dupont, czy praktycznie nic.

Fani słuchający FREEDOM CALL byli rzecz jasna zachwyceni kolejnym błyszczącym podarkiem od tej ekipy, reszta metalowego świata pokiwała głowami z politowaniem.
Na wstępie albumu zespół deklaruje - "Metal Is for Everyone". Być może, ale na pewno nie taki.


ocena: 4/10

new : 14.08.2019
Freedom Call - M.E.T.A.L. (2019)

[Obrazek: R-14036282-1572295745-5011.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. 111 - The Number of the Angels 03:50
2. Spirit of Daedalus 03:49
3. M.E.T.A.L. 04:20
4. Ace of the Unicorn 03:22
5. Kings Rise and Fall 04:02
6. Fly with Us 04:17
7. One Step into Wonderland 03:38
8. Days of Glory 03:29
9. Wheel of Time 04:32
10. Ronin 03:47
11. Sole Survivor 04:24

Rok wydania: 2019
Gatunek: Melodic Power Metal
Kraj: Niemcy

Skład zespołu:
Chris Bay - śpiew, gitara
Lars Rettkowitz - gitara
Francesco Ferraro - gitara basowa
Tim Breideband - perkusja

21 sierpnia 2019 w Japonii (Avalon) i 23 sierpnia w Europie (tradycyjnie Steamhammer) odbyły się premiery nowej płyty FREEDOM CALL. Skład zespołu uległ zmianie od roku 2016 i aktualnie gra w tym zespole nowa sekcja rytmiczna, w skład której wchodzą aktualny basista włoskiego VEXILLUM Francesco Ferraro oraz były już perkusista niemieckiego BONFIRE Tim Breideband. Płyta ukazała się w kilku wersjach, w tym także dwupłytowej winylowej oraz CD digipak z dwoma utworami bonusowymi.

Jaka szkoda, że nie można poprzestać na tych oficjalnych, neutralnych i "politycznie poprawnych" informacjach.
O ile kolejne części "Koszmaru z Ulicy Wiązów" są godne uwagi i kontynuacji, bo wszyscy lubimy Freddy'ego, to koszmar serii albumów FREEDOM CALL powinien się wreszcie skończyć. Modły o to do Odyna i Thora nie odniosą jednak skutku, dopóki popyt na tego rodzaju"metalową muzykę" będzie,a będzie jeszcze bardzo długo, albo i zawsze, bo miłośników tandety nie brak w każdej dziedzinie konsumpcji, także sztuki muzycznej. Od Bay'a jako kompozytora nie można wiele oczekiwać, gra  po prostu jak klezmer do coca-coli i hamburgera, ale istnieją pewne granice dobrego smaku, których przekraczać po prostu nie należy.
Pierwsza granicą jest tytuł płyty - "M.E.T.A.L.". Należy to oczywiście rozumieć jako "Metal" bez podtekstów akronimu, i tytuł ten suponuje, że mamy do czynienia z muzyką metalową. Być może po części, jak po części metalem jest black metal w opcji MIDI.
Druga granica to przerażająca kompromitacja w postaci "kompozycji" pod tytułem "M.E.T.A.L."
Jest to ohydny pastisz metalowych hymnów, zarezerwowanych dla grania true, a nie skocznego melodic power FC, sztuczny i z gruntu fałszywy, zbudowany na zapożyczeniach "hymn" metalowców, ale chyba  z grona Hoboczaków albo innych Fraglesów.
Nie wstyd panu, panie Bay oszukiwać dzieciaki tekstem:

"Standing tall for Heavy Metal
For all Eternity
As warriors forever more
United we are Freedom Call"

???
Pewne rzeczy są zrozumiałe w przypadku MAJESTY, ale tu się ekipa FREEDOM CALL mocno przeliczyła z siłami.
Kto daje prawo panu, panie Bay, śpiewać "Heavy Metal" w uroczysty sposób, skoro ten album wypełniają klisze i odbitki oraz przeklejki riffowe z poprzednich albumów, miałkie melodic power metalowe utworki z cytatami z HELLOWEEN, z udawanym heroizmem w opcji fantasy, stale takie same od lat, ze sztucznie radosnymi refrenami? 80% tego co jest na tej płycie to właśnie taki sztucznie wytworzony produkt dźwiękowy, bo przecież nie muzyka metalowa. To nie jest nawet produkt wart dokładniejszej analizy, bo ile razy można pisać to samo?
Co za beznadziejne prężenie wiotkich muskułów i machanie plastikowym mieczem w Spirit of Daedalus, Days of Glory i jeszcze paru tego rodzaju numerach... Do jakiego stopnia trzeba nie mieć szacunku dla fanów prawdziwego melodyjnego metalu by umieszczać na płycie takie Himalaje tandety jak Ace of the Unicorn z remizowymi klawiszami rodem z koncertów disco - polo w Sochaczewie?

Wokal jest bardzo dobry, o ile się lubi pop-rock, Lars Rettkowitz gra swoje, czyli jak zwykle prawie nic, a sekcja rytmiczna jest OK, no bo co tu można zepsuć czy stworzyć do tej muzyki od siebie. Dobrzy muzycy na niewłaściwym miejscu.
Brzmienie bardzo dobre, ale to już tak jest. Im towar gorszej jakości tym bardziej kolorowo pakowany.
Fałszywa w przesłaniu, sztucznie napompowana pseudo - metalowa muzyka, jakiej życzę prawdziwej metalowej publiczności jak najmniej.


ocena: 2,5/10

new 23.08.2019