Drużyna Spolszczenia

Pełna wersja: Headless Beast
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Headless Beast - Forced to Kill (2011)

[Obrazek: R-8608536-1465048244-6181.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Black Rider 04:17
2. Riding with the Deadman 03:55
3. Deny the System 03:37
4. Burning Cross 04:20
5. Maniac 03:56
6. Dying Day 03:42
7. Mortal Fear 04:01
8. Evil Rules 03:47
9. Forbidden Intentions 03:25
10. Forced to Kill 06:45
11. Run for Your Life 04:20
12. Headless Beast 05:57

Rok wydania: 2011
Gatunek: Traditional Heavy Metal
Kraj: Niemcy

Skład zespołu:
Jürgen Witzler - śpiew
Ingo Neuber - gitara
Swen Kuhlang - bas
Matthias Schwarz -perkusja

Ten zespół z Ulm, to kolejny debiutant niemiecki z wieloletnim stażem. Grupa pod nazwą BEAST OF BOURBON i w innym składzie powstała w roku 1999 a jako HEADLESS BEAST działa od 2004 roku. Jakiś czas nie robili nic, a teraz po latach przygotowali w 2010 album, który ukazał się na początku stycznia 2011 nakładem własnym.
Moda na tradycyjny heavy metal w stylu lat 80-tych nie przemija i Niemcy to kraj, gdzie w zasadzie nie przeminęła nigdy.

Na okładce zaprezentowany został rzecz jasna Jeździec Bez Głowy. Można by się obawiać, że to także kolejny heavy metalowy album bez głowy neo tradycyjny i we wszystkim w nudny sposób naśladujący największe sławy gatunku ubiegłych dekad. Tymczasem HEADLESS BEAST nikogo nie naśladuje. Nie gra pod żaden konkretny zespół trzymając się heavy metalu europejskiego i jest w nim tyle samo german heavy, ile wpływów mocniejszych ekip NWOBHM . W znacznym stopniu muzyka z tej płyty jest porównywalna do debiutu METAL LAW, jednak te melodie, jakie proponuje zespół z Ulm, są po prostu lepsze. Bardzo dobre melodie, rasowe, chwytliwe i przebojowe przebojowością heavy metalu lat 80tych.
Od początku już atakują zróżnicowanym graniem, bo te kompozycje są różne w stylu.
Szybsze, wolniejsze, energiczniejsze w riffach i trochę lżejsze, a co najlepsze pozbawione tej niemieckiej toporności i naiwności. Nieskomplikowany, rytmiczny "Deny the System" buja niesamowicie, w niemal speedowym "Black Rider" piękne motywy wygrywa gitara, a bas wybija zęby. O każdej kompozycji można coś konkretnie napisać, w każdej coś jest, co przykuwa uwagę i jest to jeden z tych nielicznych nowych zespołów z Niemiec, który nie nudzi w utworach wolniejszych. Czasem są może aż nazbyt melodyjni jak w "Maniac ", ale balladowy song "Dying Day" to idealne wyważenie tej ciepłej melodii i mocy heavy metalu. Jest też tak lubiany przez ortodoksów perkusyjny wstęp do rozpędzonego "Mortal Fear" i potoczyste riffy w zmiennych tempach z fantastyczną płynnością się zmieniających. Szczypta mroku w melodyjnej oprawie i jest "Forced to Kill" i to może jedyny moment, gdy ten heavy metal przywodzi na myśl granie amerykańskie. W "Run for Your Life" może się podobać ta przestrzeń i rockowy feeling gitary. Jedynie umieszczony na końcu firmowy "Headless Beast" trochę odstaje w stawce, a i część łagodniejsza w środku jest taka sobie tylko.

Ten zespół potrafi grać. Nie ma tu wirtuozów, ale wszyscy potrafią grać i czują klimat tego starego heavy metalu. Kilka solówek wskazuje na spore umiejętności gitarzysty, a sekcja rytmiczna zdecydowana i konkretnie tu daje czadu gdy to konieczne. Jürgen Witzler jest wokalistą, którego słucha się z przyjemnością. Mocny głos, a przy tym brzmiący młodo i świeżo. Ładnie krzyczy od czasu do czasu, trzyma się prostych środków wyrazu, ani razu się tu nie posypał w różnych stylach, jakie zespół proponuje. Stylów jest kilka, ale słychać, że to jeden zespół grający swoje, a nie kolejny coverband. Brzmienie jest znakomite. Tłusta, mięsista gitara, syczące blachy, dudniący bas. Dobrane bez pudła, a przy tym nie ma tu żadnych modern udziwnień, voice boxów, synthów itd. Wyrównany album i zapewne wybór największego killera jest tu sprawa indywidualną. Mój faworyt to "Deny the System". Hit.

Mało oryginalne to wszystko. Bardzo dobrze, bo classic heavy nie ma być oryginalny.
Korzenny heavy metal z Ulm.


Ocena: 8,4/10

12..01.2011
Headless Beast - Phantom Fury (2019)

[Obrazek: R-15013289-1585499251-6015.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Phantom Fury 04:48
2. Resurrection 04:37
3. One Year in Hell 04:18
4. Used to the Evil 03:44
5. Virtual Abyss 05:17
6. Feed the Beast 05:35
7. Suicide Solution 05:12
8. To the Grave 04:35
9. The Darkness 05:30
10. World of Fear 05:49
11. Black Reign 04:09
12. Pray for Nothing 07:23

Rok wydania: 2019
Gatunek: Traditional Heavy Metal
Kraj: Niemcy

Skład zespołu:
Jürgen Witzler - śpiew
Ingo Neuber - gitara
Philipp - gitara
Swen Kuhlang - gitara basowa
Matthias Schwarz - perkusja

Kariera HEADLESS BEAST mogła na początku drugiej dekady XXI wieku potoczyć się interesująco. Tak się jednak nie stało.
Jeszcze w 2011 odszedł wokalista Jürgen Witzler i ślad po zespole zaginął. Teraz grupa wraca ponownie z Witzlerem oraz wzmocniona o drugiego gitarzystę z drugim swoim LP, wydanym w kwietniu.

Zupełnie niepotrzebnie.
Debiut tej grupy był prostym soczystym zestawem kompozycji heavy metalowych, których słucha się z przyjemnością.
Teraz po prostu grają. Grają beznadziejnie nudny prymitywny heavy metal niemiecki w zupełnie niewpadających w ucho numerach w rodzaju Resurrection, One Year in Hell, Suicide Solution, Black Reign, przy czym ten ostatni jest prostą kalką JUDAS PRIEST z "Painkiller". Teoretycznie epicki balladowy song Feed the Beast ma melodię ograną i ani grama realnego epickiego wyrazu. Jakieś przebłyski niezłego grania słychać tylko w refrenie World of Fear i może także painkillerowy otwieracz Phantom Fury da się jeszcze posłuchać z tego całego zestawu.
Co gorsza, grają także coś w rodzaju stadionowego heavy metalu amerykańskiego (Used to the Evil, Virtual Abyss, To the Grave) z tak marnymi refrenami i w taki usypiający sposób, że zebrana publiczność powinna natychmiast się rozejść w poszukiwaniu jakiejś lepszej rozrywki. Kompromitują się w bardziej rozbudowanym Pray for Nothing, rozwlekłym i całkowicie bezstylowym. Ten numer mogli sobie zupełnie darować, bo muzycznie nic tego nie wynika.

Wykonanie jest słabe, prostackie, amatorskie. Sola bardzo prymitywne, gra perkusisty na niskim poziomie. Jedynie może do Jürgena Witzlera nie można mieć pretensji, ale on tu po prostu nie ma czego śpiewać.
Płaskie szarobure brzmienie, wygładzone do granic możliwości dopełnia obrazu klęski. Fakt, minęło od czasu "Forced To Kill" osiem lat, ale dla HEADLESS BEAST ten czas jest całkowicie stracony.
Bezwartościowy, amatorski heavy metal najdalszego niemieckiego zaplecza.

ocena 3,1/10

new 3.05.2019