Drużyna Spolszczenia

Pełna wersja: Iron Fire
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Iron Fire - Thunderstorm (2000)

[Obrazek: R-6219311-1414009467-1356.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Final Crusade 04:36
2. When the Heroes Fall 04:48
3. Rise of the Rainbow 04:20
4. Metal Victory 04:19
5. Thunderstorm 04:45
6. Behind the Mirror 04:25
7. Warriors of Steel 06:34
8. Battle of Freedom 04:58
9. Glory to the King 04:56
10. Angel of Light 04:47
11. Until the End 03:54
12. Riding Free 04:52

Rok wydania: 2000
Gatunek: Melodic Power Metal
Kraj: Dania

Skład zespołu:
Martin Steene - śpiew
Kristian H. Martinsen - gitara
Kristian Iversen - gitara
Jakob Lykkebo - bas
Gunnar Olsen - perkusja
Tommy Hansen - instrumenty klawiszowe, harmonijka ustna, śpiew

Power metal w Danii nie był i nie jest zbyt licznie reprezentowany. Jeśli już, to jest to power metal z dużą domieszką progresji lub zbudowany na thrashowym fundamencie. IRON FIRE należy do wąskiej grupy, która wyrasta bezpośrednio z tradycji melodyjnego power metalu w rycerskich klimatach fantasy i jako taki jest czołowym i najbardziej rozpoznawalnym zespołem z tego kraju. Tak naprawdę IRON FIRE to wokalista i kompozytor Martin Steene. Zapewne żaden inny duński zespół nie przechodził tak wielkich zmian osobowych i należy docenić wysiłki Steene, który tę grupę od lat, choć ze sporą przerwą, utrzymuje przy życiu. Steene to wokalista bardzo dobry, wszechstronny i obdarzony głosem, wykorzystywany także innych metalowych projektach, z lepszym nawet skutkiem niż w IRON FIRE, gdzie swoje możliwości prezentuje w niepełnym wymiarze.

IRON FIRE założony w roku 1995 wystartował w dobrym momencie, gdy popularność melodyjnego rycerskiego power metalu gwałtownie rosła za sprawą i HAMMERFALL i całego legionu szwedzkich grup, a także zespołów niemieckich i po części włoskich. Debiut zespołu został wydany przez Noise Records w czerwcu 2000. IRON FIRE można stylistycznie odnieść do mixu stylu szwedzkiego i niemieckiego. Proste, dynamiczne kompozycje, oparte o atak dwóch gitar, rezygnacja z klawiszy jako elementu uzupełniającego, prosta efektywna sekcja rytmiczna i nastawienie na klasyczne dla gatunku bardzo melodyjne refreny z dawką nieskomplikowanej, ale atrakcyjnej epickości bez monumentalizmu. Takie utwory tworzą też ten debiut, godzinę grania, przeważnie bardzo dobrego, które jednak trudno nazwać porywającym. Jest to płyta dosyć równa, oparta na już sprawdzonych schematach, solidnie zagrana przez kompetentnych muzyków i zaśpiewana przez Steene jak należy, co oznacza, że w pobitym polu IRON FIRE zostawił większość konkurencji szwedzkiej, gdzie niestety śpiew często kładł całość. Tu jego swobodny wokal, niewymuszony i bez siłowania się w wysokich rejestrach jest jednym z najbardziej przykuwających uwagę elementów.
Te kompozycje są chwytliwe, lekkie, potoczyste, obdarzone można powiedzieć hard rockowym wdziękiem w refrenach przy zachowaniu bojowego nastroju gatunku. Na pewno do najbardziej udanych należą szybki "Untill The End" oraz "Riding Free" pełen riffów nieco w stylu RUNING WILD, ale zagranych z powerową werwą. Utwory trwają w większości nieco ponad cztery minuty i na to, co mają do powiedzenia w każdej z nich to czas zupełnie wystarczający. Jeden raz tylko w "Warriors Of Steel" pozwolili sobie na dłuższe granie, ale i tu wyszli obronną ręką, proponując typowy melodic metal z lekkim podaniem tego wszystkiego w optymistycznym, romantycznym epickim stylu. Bardzo dobrze się słucha takich nieskomplikowanych utworów jak "The Battle Of Freedom", "Metal Victory" czy "Thunderstorm". Szybkie, ale nie za szybkie granie, proste miłe dla ucha refreny. Ogólnie się dobrze tego wszystkiego słucha i takim jedynym zgrzytem jest tu "Angel Of Light" z gitarą akustyczną i harmonijką. Tak obiektywnie patrząc to bardzo dobra rockowa ballada z takim wokalem, jakiego tu Steene pokazuje mało, ale to nie jest numer na tę płytę. Pokazuje jednak, że Steene to naprawdę klasowy wokalista, przede wszystkim rockowy. Wykonanie jest dobre, jednak żaden z gitarzystów jakoś nie pokusił się tu o sola, które faktycznie by stanowiły ozdobę. Za to znakomita jest gra perkusisty Olsena. Takiego perkusisty już w tym zespole potem nie było.
Wielką zaletą jest tu także samo brzmienie. W przeciwieństwie do wielu zbyt ostrych lub zbyt mętnych pod tym względem płyt szwedzkich, tu dobrano wszystko pod kątem maksymalnego komfortu słuchacza, lubiącego głośną, ale głęboką perkusję i miękkie gitary o ciepłym brzmieniu. Ładnie ustawiony w tym wszystkim Steene, jakby lekko wtopiony, ale cały czas na przedzie.

Album ten mimo wszystko uznać za jakieś wybitne osiągnięcie melodic power metalu nie można. Ta rycerskość jest za mało rycerska, melodie zgrabne, ale jednak nie zapadające w pamięć na zbyt długo. Lekkie, przyjemne granie rzeczy, które wielu innym zespołom przychodziło z dużym trudem. Płyta została przyjęta z zainteresowaniem na tyle dużym, że kontrakt z wytwórnią Noise został przedłużony.

Ocena: 7.7/10

29.09.2008
Iron Fire - On the Edge (2001)

[Obrazek: R-3458313-1556437991-5722.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Eternal Damnation 01:11
2. The End of it All 04:09
3. Prince of Agony 04:49
4. On the Edge 03:45
5. Into the Abyss 04:18
6. Thunderspirit 03:26
7. Wanted Man 04:07
8. Lost n' Alone 05:10
9. Forever Evil 02:41
10. Here and Alive 04:26
11. Miracle 04:29
12. The Price of Blood 04:43

Rok wydania: 2001
Gatunek: Melodic Power Metal/Heavy Metal
Kraj: Dania

Skład zespołu:
Martin Steene - śpiew
Kristian H. Martinsen - gitara
Martin Slott - gitara
Jakob Lykkebo - bas
Morten Plenge - perkusja
oraz:
Tommy Hansen - instrumenty klawiszowe, harmonijka ustna, śpiew


Swoim debiutem "Thunderstorm" w roku 2000 IRON FIRE może nie wdarł się do melodic power metalowej czołówki skandynawskiej, ale na pewno pokazał, że i w Danii ktoś potrafi zagrać atrakcyjny rycerski bojowy europower. Lider grupy Martin Steene szybko przystąpił do pisania nowego materiału i przy współpracy produkcyjnej z Tommy Hansenem, który zagrał też na instrumentach klawiszowych, harmonijce i zaśpiewał w chórkach, przygotował drugi LP "On The Edge", który został wydany przez Noise Records w marcu 2001.

Co poszło nie tak jednoznacznie powiedzieć trudno, ale ta płyta pod względem poziomu ma się nijak do debiutu.Steene zawiódł tym razem przede wszystkim jako kompozytor. Utwory są nijakie, miałkie i często niebezpiecznie balansujące na granicy pop metalu i rockowego kiczu przyodzianego w power metalowe riffy. Te melodie zresztą są po prostu słabe i na nic mocne riffy w "The End of it All" czy zwaliste zwolnienia w "Prince of Agony", jakoś się to nie trzyma kupy i co z tego, że refren z numeru tytułowego umiarkowanie trzyma poziom bojowych refrenów z debiutu, skoro całość jest szarym power metalem w średnim tempie. W "Into the Abyss" mix power i rocka z radiowym refrenem, w "Thunderspirit" zaś zupełnie bezbarwna próba nawiązania do nagrań z pierwszej płyty... potem niezrozumiały odskok w kierunku czegoś w rodzaju glamu amerykańskiego pozbawionego chwytliwości, do tego jeszcze harmonijka i bezsensowne hammondy w tle. Nie można jednocześnie być southernowym, heavy rockowym w stylu DEEP PURPLE i grać skandynawskiego melodic power. No przynajmniej IRON FIRE w tej kompozycji tego nie potrafi. "Miracle" też zapewne celuje w glam/hair metalowy rynek USA i jest czymś w rodzaju lekkiego songu pół balladowego, gdzie można wyłapać echa SKID ROW, chociażby. Steene to uzdolniony wszechstronny wokalista rockowy, czemu jednak tego rocka pakuje w mdłym wydaniu na ten album power metalowego zespołu?
"Lost n' Alone" jest owszem romantyczny, słodki, festiwalowy i rozległy, ale to nie jest numer na tę płytę. Z drugiej strony mieszanka, jaka się tu pojawiła, dopuszcza wszelkie możliwości i opcje. Paradoksalnie to najbardziej rozpoznawalny kawałek na "On the Edge". Na pewno do rozpoznawalnych nie należy słaba kopia refrenów HELLOWEEN i riffów RUNNING WILD w "Forever Evil" z bezsensownym solem gitarowym Martinsena na dokładkę. "Here and Alive" to przyciężkawy hard rock, może nie w gitarach ile w jakoś topornie podanej melodii. Też nic ciekawego się nie pojawia w niekreślonym gatunkowo "The Price of Blood". Ot, melodyjnie zagrany metal o różnej maści inspiracjach.
Steene rozczarował tu także jako wokalista. Próbuje różnych stylów, różnych sposobów interpretacji i w żadnej nie jest w stanie do siebie przekonać. Muzycy też grają bez przekonania, to wszystko i wykonanie instrumentalne nie wzbudza zainteresowania. IRON FIRE próbuje z różnych stron się pokazać, przy czym najmniej z tej rycerskiej i zadzierzyście power metalowej, która zagwarantowała sukces w roku 2000.

Obiektywnie patrząc i porównując ten LP z innymi z melodic power/melodic metal z różnych lat jest to płyta przeciętna. Z zespołem wiązano jednak duże nadzieje, oczekiwano zupełnie czegoś innego i "On The Edge" spotkał się z ogromną krytyką rozczarowanych fanów i mediów metalowych.
Doprowadziło to do tak wielkiej frustracji w zespole, że w krótkim czasie Steene został sam na placu boju i zrażony całą sytuacją na kilka lat działalność grupy ograniczył, stopniowo budując skład na nowo i staranniej przygotowując nagrania demo. Kolejny album IRON FIRE pojawił się dopiero w pięć lat później.


Ocena: 4,4/10

29.09.2008
Iron Fire - Blade Of Triumph (2007)

[Obrazek: R-4208079-1461505320-8279.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Dragonheart 05:47
2. Bloodbath of Knights 04:23
3. Dawn of Victory 04:52
4. Lord of the Labyrinth 04:23
5. Bridges Will Burn 04:38
6. Follow the Sign 04:37
7. Steel Invaders 04:32
8. Jackal's Eye 05:36
9. Legend of the Magic Sword 04:27
10. Gladiator's Path 04:11
11. Blade of Triumph 07:26

Rok wydania: 2007
Gatunek: melodic power metal
Kraj: Dania

Skład zespołu:
Martin Steene - śpiew
Mads Korre Andersen (Kirk Backarach) - gitara, instrumenty klawiszowe
Johan Jacob "J.J." Høvring Olsen - gitara
Martin Lund - bas
Jens Berglid - perkusja

Upór lidera tej duńskiej formacji, wokalisty Steene'a, jest godny podziwu. Nieczęsto się zdarza, aby po tak wielkim kryzysie, jaki dotknął IRON FIRE po kilku latach, nastąpił powrót i to w zupełnie przyzwoitym stylu. Twierdzę, że w przyzwoitym i tylko tyle, bo grupa ta do wybitnych nigdy nie należała. Jej albumy to zawsze było rzemiosło, ale na dobrym poziomie, zadowalające zarówno zwolenników bardziej melodyjnego power metalu jak i klasycznego metalowego grania.

Odrodzony i całkowicie przebudowany IRON FIRE przedstawił już drugi album w odstępie roku po "Revenge", wydany w czerwcu przez Napalm Recors. W samej koncepcji artystycznej wielkie zmiany raczej nie zaszły, zresztą wizja muzyki, jaką Steene chce zaproponować, jest przez niego raczej jasno zdefiniowana. Melodyjne, proste numery, typowe tematy miecza i smoka - można powiedzieć ‘metal środka’, którego słucha się przyjemnie i bezstresowo. Jest też może jednocześnie leciutko kiczowaty, ale w ten przyjemny dla ucha sposób. Troszeczkę naiwny, czasem przerysowany, ale nierzadko zachęcający do wspólnego ze Steene'em zanucenia chwytliwego refrenu. Dobrze wypaść z nim w duecie jest jednak raczej trudno, bo śpiewa świetnie. Czysto, bez wysiłku, a głos ma przyjemny i momentami potrafi nim nieźle zaskoczyć słuchacza. Zresztą wystarczy przyjrzeć się samej realizacji albumu - łatwo można zauważyć, że wokalista jest tu wysunięty mocno do przodu, zawsze wyraźnie słyszalny oraz zawsze grający pierwszoplanową rolę. Cóż, w końcu to jego kapela. Pozostali członkowie zespołu tworzą raczej akompaniament dla Steene'a. Gitarzyści Andersen i Jobbe J. niczym szczególnym się nie wyróżniają. Robią swoje, tworząc zgodny duet, oszczędnie wydzielający solówki. Podobnie nic złego, ani szczególnie dobrego, powiedzieć nie można o sekcji rytmicznej, która niczego i nikogo nie zagłusza, leciutko schowana za prostymi riffami gitar.

Brzmienie jest lekko wygładzone, może nawet chwilami za bardzo, co sprawia niekiedy wrażenie pewnego ‘spłaszczenia’. Jest to słyszalne, jednak tylko wtedy, gdy mamy do czynienia z instrumentalnymi fragmentami utworów, a tych aż tak wielu na tym albumie nie ma. Muzyka, jak wspomniałem, jest w zasadzie bliższa klasycznemu metalowi w melodyjnej, lekko epickiej odmianie niż power metalowi w skandynawskim stylu. Sporym minusem są jednak całkowicie niepotrzebne nieraz zmiany tempa i nastroju w obrębie poszczególnych utworów. Od rycersko-bojowych do nawet pop metalowych, przez co z mozołem budowany klimat niektórych kompozycji niespodziewanie rozwiewa się i znika.

Plusem albumu jest dosyć równy poziom kompozycji. Nie ma tu numerów, które można by uznać za całkowicie nieudane, chociaż "Bloodbath Of Knights" czy "Steel Invaders" do nazbyt ciekawych z pewnością nie należą. Tytułowy "Blade Of Triumph" nie jest najgorszy, niemniej, mimo powerowego początku, refreny są raczej słabe i utwór w pewnym momencie zaczyna lekko nużyć. Natomiast otwierający "Dragonheart" wypada bardzo dobrze dzięki właśnie świetnemu refrenowi i ogólnej energii wykonania. Refreny to chyba zresztą najmocniejsza strona kompozycji Iron Fire. Widać to wyraźnie na przykładzie "Jackal's Eye", gdzie numer o dosyć topornej strukturze ratuje właśnie znakomity refren. "Dawn Of Victory" i "Lord Of The Labyrinth" z bojowymi melodiami i lekko zaznaczonymi epickimi ozdobnikami to dobrze zagrany tradycyjny metal na średnich tempach. Może mało oryginalny, ale stanowiący mocny punkt albumu. Podobnie jest z "Gladiators Path" - chyba najbardziej udanym utworze z nieznacznie wyczuwalną nutką barbarzyńskiej surowości. Iron Fire czerpie także z dokonań bardziej uznanych zespołów. "Bridges Will Burn" zawiera wyraźne zapożyczenia ze stylu HELLOWEEN. Z kolei "Follow The Sign" przywodzi na myśl Axel Rudi Pella z ładną melodią, udanymi chórkami i eleganckim wykonaniem. Bardzo sympatycznie brzmi również "Legend Of The Magic Sword". Coś jak ballada przy ognisku z delikatnymi gitarami i klawiszami tworzącymi zewnętrzną przestrzeń. Numer z fajną melodią, bezpretensjonalny i pięknie zaśpiewany przez Steene'a.

Podsumowując powiem, że album to dobry i tylko dobry. Taką muzyką IRON FIRE oczywiście metalowego świata nie podbije, bowiem nie ma tu ani wielkiej mocy, ani finezji, niemniej słucha się przyjemnie i może czasem nawet warto będzie do tego wrócić. Zrobią to na pewno ci, którzy szukają odrobiny grania bez żadnych podtekstów, zadęcia czy też marketingowych haczyków.


Ocena: 7.5/10

29.06.2007
Iron Fire - To the Grave (2009)

[Obrazek: R-3400676-1556377629-9952.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. The Beast From The Blackness 04:50
2. Kill For Metal 04:10
3. The Demon Master 03:39
4. Cover The Sun 05:09
5. To The Grave 04:54
6. March Of The Immortals 04:03
7. The Kingdom 04:23
8. Frozen In Time 05:25
9. Hail To Odin 04:59
10. Doom Riders 05:40
11. Ghost Of Vengeance 04:25
12. The Battlefield 03:59
13. Blacksmith of Thunder (bonus track) 04:12

Rok wydania: 2009
Gatunek: Power Metal
Kraj: Dania

Skład zespołu:
Martin Steene - śpiew
Mads Korre Andersen - gitara
Martin Lund - bas
Fritz Wagner - perkusja


Martin Steene i IRON FIRE. Po powrocie na scenę z tym zespołem w 2006, dwie dobre płyty z melodyjnym power metalem, plasujące grupę w średnich rejonach stanów średnich. Coś należało zrobić innego, coś zmienić, aby nie nagrać trzeciej takiej samej płyty, z melodyjnym, ale schematycznym, power metalem rycersko-epicko-baśniowym. Styl zmienić jest trudno, a jeśli chce się zachować przychylność fanów, którzy zaufali zespołowi ponownie po katastrofie w 2001, jest to nawet niewskazane. Można jednak zmienić brzmienie, dodając chóry, mnóstwo klawiszy, orkiestracje, recytacje i efekty specjalne w 3D. Brzmienie muzyki IRON FIRE uległo zmianie, ale nie w tym kierunku na albumie wydanym przez Napalm Records w styczniu 2009.

Teraz IRON FIRE gra jak band heavy power metalowy z miażdżącą gitarą, obowiązkową podwójną stopą, wbijającym w glebę basem i ogólnie na poziomie ciężaru bandów, określanych dwadzieścia lat wcześniej mianem death/thrash. Jest to oczywiście lekkie przerysowanie, ale wzmocnienie brzmienia to najbardziej zauważalna rzecz na tej płycie. Dwie lekko powerowo pogrywające gitary zastąpiła tylko jedna, co czasem słychać, ale ogólnie jest zmiana na plus. Tematycznie i muzycznie się tu wiele nie zmieniło i to też dobrze. Duch Miecza i Stali jest obecny, a sens płyty wyraża wyborny "Kill For Metal". Ponure głosy, uzupełniające wokal Steene'a, pokazują, że czas nadmiernego słodzenia minął i teraz najważniejszy jest Metal. Nie jest to metal manowarowy, ale true podejście słychać w "March Of The Immortals", do tego z ogromną dawką rockowej przebojowości. Jest ogólnie dużo wpadających w ucho motywów, jest też pewna maniera przejęta od Niemców w dawkowaniu melodyjnej mocy, może nieco z REBELLION, GRAVE DIGGER wzięte, a na pewno najważniejsze jest sławienie Odyna w "Hail To Odin", gdzie zapewne mogliby konkurować z WIZARD.
Album jest bardzo równy, kompozycje są na bardzo dobrym poziomie, może tak od razu nie wszystkie się rozpoznaje i przyswaja, bo tempa podobne, w sumie nie za szybkie, a w poszczególnych numerach dominuje prostota i panowie nie bawią się w nadmierną rozbudowę części instrumentalnych. Dobre, czasem lekko rzemieślnicze sola Kirka Backaracha to, obok surowych i okrutnych głosów, główne wypełnienie tych momentów, gdy Martin nie śpiewa. Bojowo epicki duch w melodyjnym stylu to "The Battlefield" i ten numer też się wyróżnia na plus.
Zwarte kompozycje w rodzaju "The Demon Master" czy "Ghost Of Vengeance" dominują i lekko rozbłyskują w refrenach, warto też posłuchać doprawdy mocnych bębnów. Nośność i prosta miodność jest wszechobecna, może poza nieco słabszym "Frozen In Time", gdzie ładny gitarowy początek obiecuje więcej niż paragonowe rozwinięcie ze zbyt miękką częścią epicką.
Jeśli już brać pod uwagę otwarcia, to najlepsze jest w rozpoczynającym album "The Beast From The Blackness", gdzie też najwięcej zachowało się z poprzednich typowych dla nich melodic speed powerowych galopad.

Pewnego poziomu ten zespół nie przeskoczy nigdy. To jednak jest płyta bardzo równa i o wyważonych proporcjach pomiędzy heavy i power, pomiędzy rycerską surowością i melodią oraz innych aspektach. Steene, jak zwykle w IRON FIRE, dobry, ale na co najwyżej 60% swoich faktycznych głosowych możliwości. Solidna robota w tradycyjnym stylu, w którym coraz trudniej jest zadziwić, a coraz łatwiej znudzić. IRON FIRE nie nudzi, o ile nastawiamy się na nieskomplikowany power metal w stylu fantasy, podany nieco ciężej niż zwykle to bywa.
Tak czy inaczej, Kill For Metal!


Ocena: 8.4/10

10.01.2009
Iron Fire - Voyage of the Damned (2012)

[Obrazek: R-3402555-1362320736-1721.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. The Dark Beyond 01:26
2. Enter Oblivion OJ-666 04:13
3. Taken 05:12
4. Slaughter of Souls 05:13
5. Leviathan 05:54
6. The Final Odyssey 05:58
7. Ten Years in Space 04:12
8. Voyage of the Damned 10:07
9. With Different Eyes 04:33
10. Dreams of the Dead Moon 05:18
11. Verge to Collide 04:34
12. Realm of Madness 04:04

Rok wydania: 2012
Gatunek: Heavy Metal
Kraj: Dania

Skład zespołu:
Martin Steene - śpiew, instrumenty klawiszowe
Fritz Wagner - perkusja
Kirk Backarach - gitara
Martin Lund - bas

oraz:
Dave Ingram - śpiew
Nils K. Rue - śpiew


Po raz kolejny IRON FIRE Martina Steene przypomina o sobie nową płytą wydaną przez Napalm Records w styczniu. Nagrywają regularnie, ewoluując zresztą ostatnio i kierując się ku cięższemu tradycyjnemu melodic power ("To The Grave" z 2009) i unowocześnieniu brzmienia (nowe kompozycje z "Metalmorphosized" z 2010).
Tym razem Steene zdecydował się na album bliski konceptowi, mniej chwytliwy w refrenach, mniej prostodusznie rycerski i mniej mainstreamowy z pewnymi ambicjami na muzykę trudniejszą, ale nadal w ramach uprawianego od lat gatunku.

Pierwiastki nowoczesnego grania power metalu słychać tu dosyć często i aranżacja "Enter Oblivion OJ-666" z rozległymi klawiszami oraz drugim głosem (Dave Ingram z kręgu brytyjskiego death metalu - BENEDICTION, BOLT THROWER) wskazuje na chęć wzbogacenia prostego i liniowego grania, z jakiego znany był IRON FIRE od lat. Pewien swobodnie potraktowany monumentalizm pojawia się w "Taken", pojawia się jednak i niekonsekwencja w bardzo czystych partiach wokalnych i zmniejszeniu gitarowego nacisku i gdzieś wraca stary IRON FIRE. Jest tu jednak także i coś z heavy/gothic grania w dark klimatach w bardzo udanym zagranym w klasycznym średnim tempie "Slaughter of Souls" z dyskretnym pianinem w tle i ponurymi chórkami i to album zróżnicowany, także wokalnie, dzięki sporemu jednak wkładowi Ingrama. Przebojowość tym razem jest trudniejsza do wyłowienia od razu, ale pełno jest bardzo melodyjnych wpadających w ucho fragmentów, poza tradycyjnymi refrenami jak w rozbujanym rytmicznym "Leviathan". Jest tu jednak i nieco pustych miejsc muzycznych i takim jest gitarowo oszczędny "The Final Odyssey" song łagodny i bardzo ładnie zaśpiewany z towarzyszeniem pianina przez Steene'a tyle ze za długi jak na pewien łącznik pierwszej i dalszych części płyty a do tego następujący po nim "Ten Years In Space" jest jak na ten LP za prosty i mógłby z powodzeniem znaleźć się i na wcześniejszych płytach ze swoim lekkim refrenem a sensu nie zmienia tu wcale mało interesująca lekko pokręcona część druga tego utworu.
Centralnym punktem albumu jest ponad dziesięciominutowa kompozycja tytułowa nasycona elementami symfonicznymi, żeńskimi wokalizami, rozwijająca się powoli i tu IRON FIRE w pełni i jednoznacznie prezentuje filozofię metalu, jaki zagrał na tym LP. Dramatyczny, podniosły utwór o w pewnym stopniu posępnej atmosferze, gdzie bój toczą emocje i chłód. Tak IRON FIRE rzeczywiście nigdy wcześniej nie grał i instrumenty klawiszowe nie odgrywały także równie ważnej roli. Wyborny uporczywy heavy metal wybornie zaśpiewany przez Nilsa K. Rue z PAGAN'S MIND i Steene, który jest w wyśmienitej formie i prezentuje się niezwykle pewnie, zarówno w wyższych partiach, jak i w tych gdzie śpiewa mocniejszym głosem. Nieco powszednio pobrzmiewa potem galopujący power metalowy "With Different Eyes" z melodic metalowym refrenem o pewnych cechach rycerskich, choć to także staranie rozplanowana kompozycja. W rytmicznym, zagranym wolniej "Dreams of the Dead Moon" znów nieco nostalgii i posępności oraz klimatów heavy/gothic i ta atmosfera towarzyszy słuchaczowi do końca albumu zarówno w "Verge to Collide" z kapitalnymi mocnymi partiami wokalnymi Steene'a i doskonałym refrenem jak i w bogato zaaranżowanym "Realm of Madness" dostojnym i pełnym metalowej dumy.

Steene zrywa z mainstreamowym melodic power, proponuje inną muzykę. Dopracowany w szczegółach heavy metal z elementami gothic i dark metalu, podany chwilami nowocześnie, ale zazwyczaj w zgodzie z kanonami ciemniejszej strony tradycyjnego metalu. Bez wirtuozerii, bez przeładowania elektroniką, momentami pompatycznie, ale w stylu wysmakowanym IRON FIRE konsekwentnie od początku do końca gra ten swój "nowy" metal bardzo pozytywnie zaskakując w drobnych szczegółach i rozplanowaniu poszczególnych utworów.
Całość oprawiona jest w znakomicie dobrane brzmienie, dostatecznie mocne w gitarze i sekcji rytmicznej a przy tym bez zagłuszania planów dalszych i ozdobników dodających utworom dodatkowego smaku.
Zapewne będą i tacy, którzy uznają ten LP za odejście w złą stronę, ale czy kolejny album w stylu poprzednich byłby czymś więcej niż tylko następnym rycerskim zestawem galopad o większej lub mniejszej nośności? Steene ma szerokie horyzonty muzyczne i to wiedzą wszyscy, którzy kojarzą go nie tylko z IRON FIRE. Tu śmiało sięgnął po metal mroczniejszy, bardziej nastrojowy i z innym nieco typem chwytliwości.
Bardzo intrygująca i wciągająca "ciemna strona" IRON FIRE i najbardziej frapujący album w ich dyskografii.


Ocena: 9,2/10

27.01.2012
Iron Fire - Revenge (2006)

[Obrazek: R-3517291-1333579881.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Wings of Rage 04:24
2. Ironhead 04:25
3. Metal Messiah 04:54
4. Whirlwind of Doom 04:51
5. Savage Prophecy 05:28
6. Fate of Fire 04:27
7. Stand as King 04:49
8. Brotherhood of the Brave 04:41
9. Alone in the Dark 04:26
10. Mindmachine 03:55
11.Icecold Arion 04:20
12. Break the Spell 04:38

Rok wydania: 2006
Gatunek: melodic power metal
Kraj: Dania

Skład zespołu:
Martin Steene - śpiew, gitara akustyczna ("Icecold Arion")
Mads Korre Andersen (Kirk Backarach) - gitara, instrumenty klawiszowe
Johan Jacob "J.J." Høvring Olsen - gitara
Martin Lund - bas
Jens Berglid - perkusja

Kompromitacja z roku 2001 nie zraziła Martina Steene do tworzenia metalowej muzyki. Cały skład został wymieniony na inny, złożony z debiutantów, Steene starannie przyłożył się do pracy nad nowymi kompozycjami i w końcu gotowy był materiał na zawierającą prawie godzinę płytę , która pod znamiennym tytułem "Revenge" ukazała się nakładem Napalm Records. Jak widać ta słynna wytwórnia "coś" w tym nowym/ starym IRON FIRE dostrzegła.

Rewanż Steena (na kim? na jego krytykach?) okazał się po części udany. Po części, bo możliwości kompozytorskie Steene były takie, a nie inne, konwencja i styl pozostały te same, a instrumentaliści okazali się solidnymi rzemieślnikami, robiącymi swoje, czyli przygrywającymi Martinowi, gdy śpiewa o smokach, mieczach, rycerzach i heroicznych czynach.
Samego Steene'a warto na tym albumie posłuchać, bo to jest bardzo dobry wokalista. Jego górki i ekstatyczne okrzyki zawsze mu wychodzą, natomiast z samymi kompozycjami jest różnie. Tu jest zazwyczaj zawsze to samo. Szybki power metal z natarciem dwóch gitar, dynamiczną sekcją rytmiczną, prostymi riffami i ostatecznie ekspozycją refrenu. Te refreny decydują o atrakcyjności tych numerów i tu na "Revenge" jest z tym różnie. Fatalny ogólnie Mindmachine, mogli sobie na trackliście darować, ale dwa numery są znakomite. To wolniejszy (jak na IRON FIRE) Metal Messiah, bardziej true metalowy niż power metalowy z mocarnym, wybornie zaśpiewanym przez Steene refrenem i ciekawym rozgrywaniem tego wszystkiego przez gitarzystów oraz Savage Prophecy. Tu jest pompatycznie, epicko, doprawdy monumentalnie i pięknie się to rozwija od wstępu balladowego do zamaszystych chwytliwych refrenów. No i ta pozytywna łagodność całości jest zachwycająca. Ponuro i niemal thrashowo jest w Fate of Fire, skocznie i zwiewnie w Ironhead z riffami zapożyczonymi od RUNNING WILD, coś z kasparkowego grania jest też w Whirlwind of Doom, tu jednak przeważają drobne metal metalowe wartości. Dużo galopad, dużo wpadających w ucho melodii w opcji melodic power metal. Czasem bardzo łagodne są te refreny, proste i naiwne jak w Brotherhood of the Brave, ale taki jest już urok kompozycji Steene. Radosny, naładowany pozytywną energią power metal, jednak na szczęście nieprzesłodzony.

Brzmieniowo nie za ciężko, choć samo brzmienie gitar dosyć surowe, trochę średnio dobrze dobranych motywów klawiszowych. Czyste brzmienie, czytelne i dosyć przyjemne dla ucha, odpowiednio dobrane przez słynnego Tommy Hansena, który jest producentem tego albumu.
"Revenge" to LP solidny, na poziomie debiutu i pozbawiony wad "On The Edge", jednak niepozbawiony wszystkich niedostatków "Thunderstorm". Jest to granie proste, oparte o bardzo nieskomplikowane rozwiązania kompozycyjne i aranżacyjne, z pewnością nieplasujące IRON FIRE na szpicy melodic power rycerskiego grania z Europy. Wstydzić się jednak nie ma czego i tym albumem zespół z Kopenhagi powrócił do metalowego świata żywych, kontynuując swoją karierę z sukcesami, które przyjdą już po kilku następnych latach.

ocena 7,7/10

new 26.11.2018
Iron Fire - Among the Dead (2016)

[Obrazek: R-9137257-1475490200-2002.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Intro (The Lost City) 01:16
2. Among the Dead 04:11
3. Hammer of the Gods 03:53
4. Tornado of Sickness 04:04
5. Higher Ground 03:45
6. Iron Eagle 03:44
7. Made to Suffer 04:11
8. The Last Survivor 03:29
9. No Sign of Life 03:32
10. Ghost from the Past 04:19
11. When the Lights Go Out 04:26
12. For Whom the Bell Tolls (Metallica cover) 05:00

Rok wydania: 2016
Gatunek: heavy/power metal
Kraj: Dania

Skład zespołu:
Martin Steene - śpiew, gitara basowa
Kirk Backarach - gitara
Gunnar Olsen - perkusja


Lata po nagraniu wybitnego albumu "Voyage of the Damned" znów były dla IRON FIRE burzliwe. Steene ponownie podziękował członkom swojego zespołu i został w składzie tylko Kirk Backarach, a w 2015 dołączył ponownie po 15 latach Gunnar Olsen, perkusista, który grał na pierwszej płycie IRON FIRE "Thunderstorm". Ostatecznie jako trio, gdzie Steene zagrał również na basie, grupa nagrała album "Among the Dead". Kontrakt z Napalm Records nie został odnowiony i ten LP wydała nieduża norweska wytwórnia Crime Records we wrześniu 2016 roku.

Steene definitywnie odżegnał się tak od smoków i rycerzy, jak i problemów egzystencjalnych i tym razem jest to coś w rodzaju para-konceptu o zombiakach, co już oczywiście samo w sobie jest niezwykle interesujące, bo o zombiakach w heavy i power metalu za wiele nie powiedziano, przynajmniej na jednej płycie.
Steene połączył także gatunki i teraz te opowieści o tragicznej w skutkach inwazji miłośników świeżych mózgów, są podane w stylu heavy/power metal, co więcej miejscami oscylując w kierunku melodic death, extreme metal, bo Steene porykuje jak zombiak na tym LP niejednokrotnie. Sound jest szarobury, stalowe brudnawe tony gitary dominują i nie ma tu ani jasnych pozytywnych klawiszy Steene, ani tych wszystkich ozdobników, które tak cieszyły ucho na płycie poprzedniej.
No, ale o zombiakach nie można przecież tworzyć radosnych songów. Te, które tu można usłyszeć, są w znacznej części chyba współtworzone przez zombiaki, bo ich poziom wskazuje na to wyraźnie. Heavy/power sound kryje w sobie trochę ogranych riffów tego stylu, paskudne po prostu refreny (Higher Ground! okropne!) modern metalową manierę wykonawczą i zsyłki na metalcore  w rykach Martina. Płaskie i prymitywne to jest, na granicy kiczu. Gdyby rozpatrywać te wszystkie numery i całość idei jako pewnego rodzaju żart, parodię, to można by powiedzieć, ze tym przypadku ujdzie. Dowcip nie najwyższych lotów, ale przy piwku strawny. Niestety, to jest jednak na poważnie i zawstydza. Zawstydza przede wszystkim prymitywizmem kompozycyjnym właśnie, co boli, tym bardziej że przecież Steene udowodnił w 2012 roku, jak bardzo jest inteligentnym twórcą. Zero klimatu, zero oryginalności jako heavy/power i jeśli jakikolwiek numer jest lepszy, to może The Last Survivor, ostrzegam jednak, że refren, choć chwytliwy, czuć metalcore na kilometr.
Ekipa pogrąża się w radiowym songu festiwalowym o southernowym charakterze When the Lights Go Out i przypomina się katastrofa z roku 2001.

O ile kompozycje są marne, to na pewno na uznanie zasługuje gra Backaracha w partiach solowych. Wyborne nieraz, wykwintne sola wręcz błyszczą na tle tych niewyraźnych numerów. Także perkusista "z odzysku" gra doskonale.
Na koniec IRON FIRE prezentuje odegrany w stylu całej płyty cover prześwietnego For Whom the Bell Tolls METALLICA.
Nie można było stworzyć własnego podsumowania?
Jak się posłucha tego wszystkiego, co tu Steene nawyprawiał, to pytanie -"Komu bije dzwon?" nabiera specjalnego znaczenia.

ocena 5,5/10

new 18.01.2019
Iron Fire - Beyond the Void (2019)

[Obrazek: R-13456314-1554562777-4960.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Intro 00:39
2. Beyond the Void 04:02
3. Final Warning 03:55
4. Cold Chains of the North 03:39
5. Wrong Turn 03:43
6. Bones and Gasoline 04:53
7. Old Habits Die Hard 03:51
8. Judgement Day 04:33
9. To Hell and Back 03:26
10. One More Bullet 04:06
11. The Devil's Path 03:49
12. Out of Nowhere 03:32

Rok wydania: 2019
Gatunek: heavy/power metal/modern metal
Kraj: Dania

Skład zespołu:
Martin Steene - śpiew, gitara basowa
Kirk Backarach - gitara
Gunnar Olsen - perkusja

Poprzednio, w 2016 roku, było zombiakach. Teraz, na nowym LP "Beyond the Void" wydanym przez Crime Records w marcu, tematyka jest bardziej zróżnicowana, co jednak ważniejsze - całościowo grupa skręciła dosyć wyraźnie w kierunku modern metalu, choć nadal pod przykrywką heavy w niemieckiej manierze teutońskiej i power wywodzący się ze starego fantasy heroicznego, jaki kiedyś  grali Duńczycy, najogólniej mówić.

Mocny wokal Steene łagodnieje w pewnych refrenach, niekiedy chóralnych, ale pewne melodie już były, po prostu były. Bardzo dobry jest refren w Final Warning, znakomity wręcz, ale to już było, choć bez dodatkowych porcji ryków w modern stylu, na szczęście dawkowanych oszczędnie.
Modern granie... Można odnieść wrażenie, że Steene wykorzystuje to, że także duński MERCENARY od jakiegoś czasu nic nie nagrywa i IRON FIRE wkracza na jego terytorium, dodając jedynie trochę więcej epickiej/rycerskiej klimatyczności... Przykład? To Hell and Back, rozegrany z niesamowitą energią, no i ten refren! Oczywiście sama motoryka jest inna, jednak ta specyficznie przesterowana gitara, ta maniera gwałtownego przechodzenia z brutalności do chwytliwej przebojowości to modern patenty, nie tylko zresztą MERCENARY. Czasem się prawie nie maskują, jak w znakomitym skądinąd potoczystym Cold Chains of the North. No,killer, killer bez wątpienia. Jednak modern metalowy, a nie klasycznie heavy/power metalowy. Nie szkodzi.
Och, Wrong Turn to kolejny nowocześnie zaaranżowany niszczyciel, z niemal thrashcore'owymi chórkami, a przy tym przecież tu się czuje topór w ręce! Zniszczenie!
Modern metal... No przecież specyficzna przebojowość bardzo dobrego Bones and Gasoline opiera się na ciepłym, lekko skrzywionym przekazie alternative rock/ metalu. Modern i jeszcze raz modern metal  w trochę dramatycznym i trochę sentymentalnym Old Habits Die Hard i niech nikogo tu nie zmylą przyspieszenia z riffami w stylu RUNIING WILD. Absolutnie wspaniały jest ciepły, straceńczy song Judgement Day, z kapitalnym patetycznym refrenem. Jeśli ktoś uważa, że Steene jest stosunkowo beznamiętnym wokalistą, to tutaj daje popis emocjonalnego śpiewu. Przepięknie! No i jednak modern, modern... Tak jak bardzo dobry w konwencji, choć nieco radiowy One More Bullet. Mocy i natarcia (w stylu modern) nie brak także w bardzo solidnym The Devil's Path. Trochę blady jest pierwszy numer (Beyond the Void) i ostatni (Out of Nowhere) rażący rock/metalową poprawnością. W przyjętej przez zespół konwencji muzyczne ciężko jest jednak stworzyć nieustanny ciąg modern killerów.

Wykonanie jest doskonałe, a Steene w godnej szacunku dyspozycji wokalnej. Po raz kolejny mocarne partie perkusisty Olsena i wyraziste sola Kirka Backaracha, choć paradoksalnie na nieudanym LP poprzednim jego sola były ciekawsze.
Brzmienie uzyskane na tej płycie może być dla niektórych kontrowersyjne. Mocna gitara, ale  absolutnie modern w ustawieniu, trochę stonowana perkusja ( jakby pożałowano głębi bębnów i obcięto górki w blachach), warkoczący bas. Wszystko ani do końca modern, ani też tradycyjne heavy/power, w sumie jednak w ostatecznym rozrachunku przekonujące.
Może ktoś będzie żałował klasycznych smoków, mieczy i może zombiaków, ale to nowe oblicze IRON FIRE jest ekscytujące, a spojrzenie na heavy/power świeże.

ocena: 8,4/10

new 8.03.2019