Drużyna Spolszczenia

Pełna wersja: Lorenguard
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Lorenguard - Eve of Corruption: The Days of Astasia - Part One (2011)

[Obrazek: R-9393970-1588621804-3277.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Eve of Corruption 05:26
2. Upon the Burning Isles 04:00
3. The Greenstone 06:14
4. Black Sails and Phoenix Flames 05:50
5. Secrets of the Spire 08:13
6. Wrath Divine 04:36
7. Dragonsbane 07:26
8. The Prince and the Pariah 05:03
9. Embrace 07:54
10. Hands of Chaos 07:22

Rok wydania: 2011
Gatunek: epic melodic power metal
Kraj: USA

Skład zespołu:
Robb Graves - śpiew
Chris Cruz - gitara
Dave Schneider - gitara
Alec Biccum - instrumenty klawiszowe
Adam Sadler - bas
Brady Sadler - perkusja

Długo trzeba było czekać na debiut tego zespołu z La Fayette, epickiego, baśniowego w tekstach i lekko folkowo rycerskiego w image, popularnego w pewnych kręgach, i z którym od lat wiązano spore nadzieje na ożywienie sceny amerykańskiej w nurcie epic melodic power metal.
LORENGUARD w końcu wydał płytę nakładem własnym i zaprezentował ponad godzinę rozbudowanego bombastycznego melodic power wspartego narracją, klawiszami, lekkimi akcentami symfonicznymi i chórami wspierającymi znakomitego wokalistę Robba Gravesa, w stylu wokalnym odległego od śpiewaków anemicznych czy też prezentujących jedynie fałszywe piski.

Historia opowiedziana jest w średnich i średnio szybkich tempach i w przypadku otwierającego "Eve of Corruption" dosyć spokojnie i niewinnie w standardowym europejskim stylu. Dramatyzmu przybywa już w szybszym i surowszym "Upon the Burning Isles" z nerwowym tłem gitarowym, aby w "The Greenstone" nabrać cech folk metalowej rycerskiej opowieści z bardzo dobrym, tradycyjnym heavy metalowym refrenem, bogatą partią klawiszową i głosem żeńskim w tle. Średniowieczny duch się tu unosi, natomiast w przypadku rytmicznego, ale uroczystego w klawiszowym tle "Black Sails and Phoenix Flames" mamy do czynienia z bardziej typowym fantasy power metalem, budzącym skojarzenia z podobnym graniem z Włoch.
Zresztą, cały ten album budzi takie asocjacje i to zarówno w typowych melodiach, jak i wykorzystaniu instrumentów klawiszowych i płynnych zmianach nastrojów i klimatów. W tej akurat kompozycji część instrumentalna jest bardzo dobra, podobać się może gra gitarzystów, od czasu do czasu nieśmiało odnoszących się do neoklasycznej estetyki.
Najdłuższy i stanowiący centralny punkt albumu "Secrets of the Spire" skromnie rozpoczęty pianinem, to w dalszej części utwór epicki, wzniosły, z mocnymi gitarami i lekko mroczny i pompatyczny, co wzmacniają plany drugie z wokalizą żeńską i niepokojącymi klawiszami, przy czym i pianino jest tu cały czas dyskretnie obecne. Dumny, robiący spore wrażenie utwór mogący stanowić konkurencję dla mroczniejszych kompozycji RHAPSODY i znakomicie rozegrany w smutnej części drugiej, gdzie gitara wiedzie prym. "Wrath Divine" jest pogodniejszy z ładnym chwytliwym refrenem i seriami speed power metalowych riffów i następujący po nim znów epicko-wzniosły i power metalowy "Dragonsbane" jest znacznie bardziej bojowy w tych kombinacjach ciętych zagrywek gitarowych, wspieranych klawiszami, dzwonami i wyrazistymi chóralnymi partiami wokalnymi. Tym razem części instrumentalna ma charakter neoklasyczno-folkowy i zespół doprawdy znakomicie łączy te dwa style w pełnych treści kombinacjach. Neoklasyka dominuje w niezwykle zgrabnym i wdzięcznym, zwiewnym "The Prince and the Pariah" z killerskimi chórkami i pojedynkiem gitarzystów Cruza i Schneidera.
Nie mogło na takiej płycie zabraknąć łagodnego, balladowego songu i takim jest tu "Embrace" z pięknym wokalnym duetem, pianinem i ciepłymi gitarami. Być może mógłby on stanowić eleganckie i spokojne podsumowanie tej opowieści, ale płytę kończy jednak "Hands of Chaos" - klasyczny melodic powerowy numer z to galopującymi, to nieco zwalniającymi gitarami.
Bardzo dobry kawałek, ale można by sobie jednak tu życzyć bardziej monumentalnego zwieńczenia może... choć ostatnia narracja robi określone wrażenie i otwiera drogę do kolejnego rozdziału tej fantasy przygody.
Jeśli chodzi o LORENGUARD, o żadnej niespodziance mowy być nie może. Ten zespół już wcześniej udowadniał swoją wartość i tylko kwestią czasu było, kiedy w końcu to wszystko umiejscowi na pełnym albumie. Niespodzianką może być co najwyżej fantastyczna produkcja z doskonałym brzmieniem wszystkich instrumentów, gdzie trzeba uwypuklająca power metalową moc, a w innych miejscach czarująca subtelnymi planami dalszymi.

LORENGUARD to pewny siebie i wartości swojej muzyki zespół, którą kieruje do ściśle określonego grona słuchaczy wiernych magii, mieczowi, smokom i niedostępnym zamkom.
Takiej publiczności w USA jest mniej niż w Europie, na Starym Kontynencie jednak grupa zdecydowanie wdarła się tym LP do czołówki melodic epic power z elementami symfonicznymi i wypada teraz tylko czekać na Part II tej historii.


Ocena: 8,7/10

30.11.2011