25.06.2018, 08:34:56
RAM - Death (2012)
Tracklista:
1. Death… 02:54
2. …Comes From The Mouth Beyond 06:10
3. I Am The End 04:04
4. Release Me 05:00
5. Defiant 04:12
6. Frozen 06:48
7. Under The Scythe 03:49
8. Hypnos 06:07
9. Flame Of The Tyrants 04:23
10. 1 7 7 1 05:10
Rok wydania: 2012
Gatunek: Heavy Metal
Kraj: Szwecja
Skład zespołu:
Oscar Carlquist - śpiew
Harry Granroth - gitara
Daniel Johansson - gitara
Tobias Petterson - bas
Morgan Petterson - perkusja
Ocena: 9/10
30.01.2012
Tracklista:
1. Death… 02:54
2. …Comes From The Mouth Beyond 06:10
3. I Am The End 04:04
4. Release Me 05:00
5. Defiant 04:12
6. Frozen 06:48
7. Under The Scythe 03:49
8. Hypnos 06:07
9. Flame Of The Tyrants 04:23
10. 1 7 7 1 05:10
Rok wydania: 2012
Gatunek: Heavy Metal
Kraj: Szwecja
Skład zespołu:
Oscar Carlquist - śpiew
Harry Granroth - gitara
Daniel Johansson - gitara
Tobias Petterson - bas
Morgan Petterson - perkusja
RAM istnieje już wiele lat, ale "taranuje" dopiero po raz trzeci, tym razem nakładem Metal Blade Records, w styczniu 2012. Zazwyczaj kojarzony był z tradycyjną heavy metalową sceną i blisko mu było do WOLF czy OVERDRIVE a tradycyjny styl albumu debiutanckiego wyznaczał pierwsze granice odrodzenia pure metalu w Szwecji w XXI wieku.
Tym razem jest inaczej. Jest niespodziewanie inaczej, chociaż RAM nadal gra klasyczny heavy metal. Okazuje się jednak, że można go grać znacznie nowocześniej i wcale tu nie chodzi o będacy wstępem do płyty tytułowy "Death...". To nowatorskie podejście nie objawia się jeszcze w pełni i w galopującym surowymi agresywnymi gitarami "Comes From The Mouth Beyond" dosyć typowym dla stylu zespołu w bardziej ponurych kompozycjach, ale coś się tu pojawia w tej deklamacji, czego wcześniej nigdy nie było. Element nieprzewidywalności... Ten jest mocno zaznaczony w szybkim "Under The Scythe", gdzie słychać różne wpływy i różne style oraz zarówno drobne wartości jak i długie wybrzmiewania ostrych, ale bardzo melodyjnych tu gitar.
Jednak już "I Am The End " to coś innego. To mieszanka heavy, power i thrashu lodowata i ostra jak sopel lodu, a przy tym wykonana z beznamiętną precyzją i w oddaleniu od staroszkolnej tradycji. Do tego jest amerykańsko i to w wybornym stylu - to autentyczny taran rozbijający najmocniejsze bramy. Kapitalne rozwinięcie z przyspieszeniem i nagłymi zwolnieniami - kruszący numer ! Apokaliptyczne sola się już RAM zdarzały, ale tu jest ono wyborne.
Nowatorsko... tak, bo w zasadzie "Release Me' to podany na twardo metalowo rock i rockowy fundament jest tu doskonale słyszalny. Kontrowersyjnie. Nieco kontrowersyjnie w takiej surowej oprawie i ostrości mimo dosyć łagodnego wokalu. Ciężki i starodawnie brzmiący w riffach "Frozen" to niemal BLACK SABBATH Martin Era, ale wokalnie rozegrano to zupełnie inaczej, bardzo klimatycznie i tu brawa dla Carlquista, który przecież mocarzem głosowym nie jest i siła zespołu na nim się raczej nie opiera. Frapująca klimatyczna kompozycja odległa od standardowego taranującego metalu. To samo można odnieść i do "Hypnos" o wymiarze niemal epickim, poza rycerskim refrenem rozwiązanym jednak w stylu nieco alternatywnym i modernistycznym. Na osłodę konserwatywnym tradycjonalistom RAM serwuje znakomity wczesnomaidenowski "Defiant" z melodyjnymi ornamentacjami gitarowymi w stylu Brytyjczyków. To bardzo udany numer, ale bez trudu można wyłowić i tu w pierwszym solo gitarowym pewne nowocześniejsze akcenty. Tak jak w niby painkillerowym "Flame Of The Tyrants", gdzie Stara Anglia podaje rękę Nowej Anglii przez ocean, a dialogi gitarowe są najlepsze na płycie, a może nawet i w całej dyskografii zespołu. No i ta bezwzględna surowość osiągnięta bez brutalności i prymitywizmu... swobodne granie, potoczyste i pewne siebie. Elegijne zakończenie w postaci "1771" dobrane zostało trafnie. Podkreśla, że zespół zagrał tu na tym LP coś więcej niż surowy, ale prostoduszny tradycyjny heavy metal. Faktycznie zagrał coś więcej i jednak inaczej, niż aktualna czołówka skandynawskiego, czy raczej szwedzkiego klasycznego heavy i heavy/power.
RAM zachował przy tym swoją brzmieniową tożsamość, rozpoznawalne brzmienie uważane czasem za zbyt ascetyczne w sekcji rytmicznej i thrashowym bardzo surowym stalowym soundzie gitarowym. Zachował drapieżność wokalu, ale tu słychać, że Carlquist umie zrobić z głosem coś innego i to często.
Gdyby tak się głębiej zastanowić, to ta nowoczesność albumu "Death" polega na nietypowym wykorzystaniu najstarszych heavy rockowych wzorów.
Chyba... ale to jak do tej pory najlepszy album tego zespołu.
Tym razem jest inaczej. Jest niespodziewanie inaczej, chociaż RAM nadal gra klasyczny heavy metal. Okazuje się jednak, że można go grać znacznie nowocześniej i wcale tu nie chodzi o będacy wstępem do płyty tytułowy "Death...". To nowatorskie podejście nie objawia się jeszcze w pełni i w galopującym surowymi agresywnymi gitarami "Comes From The Mouth Beyond" dosyć typowym dla stylu zespołu w bardziej ponurych kompozycjach, ale coś się tu pojawia w tej deklamacji, czego wcześniej nigdy nie było. Element nieprzewidywalności... Ten jest mocno zaznaczony w szybkim "Under The Scythe", gdzie słychać różne wpływy i różne style oraz zarówno drobne wartości jak i długie wybrzmiewania ostrych, ale bardzo melodyjnych tu gitar.
Jednak już "I Am The End " to coś innego. To mieszanka heavy, power i thrashu lodowata i ostra jak sopel lodu, a przy tym wykonana z beznamiętną precyzją i w oddaleniu od staroszkolnej tradycji. Do tego jest amerykańsko i to w wybornym stylu - to autentyczny taran rozbijający najmocniejsze bramy. Kapitalne rozwinięcie z przyspieszeniem i nagłymi zwolnieniami - kruszący numer ! Apokaliptyczne sola się już RAM zdarzały, ale tu jest ono wyborne.
Nowatorsko... tak, bo w zasadzie "Release Me' to podany na twardo metalowo rock i rockowy fundament jest tu doskonale słyszalny. Kontrowersyjnie. Nieco kontrowersyjnie w takiej surowej oprawie i ostrości mimo dosyć łagodnego wokalu. Ciężki i starodawnie brzmiący w riffach "Frozen" to niemal BLACK SABBATH Martin Era, ale wokalnie rozegrano to zupełnie inaczej, bardzo klimatycznie i tu brawa dla Carlquista, który przecież mocarzem głosowym nie jest i siła zespołu na nim się raczej nie opiera. Frapująca klimatyczna kompozycja odległa od standardowego taranującego metalu. To samo można odnieść i do "Hypnos" o wymiarze niemal epickim, poza rycerskim refrenem rozwiązanym jednak w stylu nieco alternatywnym i modernistycznym. Na osłodę konserwatywnym tradycjonalistom RAM serwuje znakomity wczesnomaidenowski "Defiant" z melodyjnymi ornamentacjami gitarowymi w stylu Brytyjczyków. To bardzo udany numer, ale bez trudu można wyłowić i tu w pierwszym solo gitarowym pewne nowocześniejsze akcenty. Tak jak w niby painkillerowym "Flame Of The Tyrants", gdzie Stara Anglia podaje rękę Nowej Anglii przez ocean, a dialogi gitarowe są najlepsze na płycie, a może nawet i w całej dyskografii zespołu. No i ta bezwzględna surowość osiągnięta bez brutalności i prymitywizmu... swobodne granie, potoczyste i pewne siebie. Elegijne zakończenie w postaci "1771" dobrane zostało trafnie. Podkreśla, że zespół zagrał tu na tym LP coś więcej niż surowy, ale prostoduszny tradycyjny heavy metal. Faktycznie zagrał coś więcej i jednak inaczej, niż aktualna czołówka skandynawskiego, czy raczej szwedzkiego klasycznego heavy i heavy/power.
RAM zachował przy tym swoją brzmieniową tożsamość, rozpoznawalne brzmienie uważane czasem za zbyt ascetyczne w sekcji rytmicznej i thrashowym bardzo surowym stalowym soundzie gitarowym. Zachował drapieżność wokalu, ale tu słychać, że Carlquist umie zrobić z głosem coś innego i to często.
Gdyby tak się głębiej zastanowić, to ta nowoczesność albumu "Death" polega na nietypowym wykorzystaniu najstarszych heavy rockowych wzorów.
Chyba... ale to jak do tej pory najlepszy album tego zespołu.
Ocena: 9/10
30.01.2012