Drużyna Spolszczenia

Pełna wersja: Taberah
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Taberah - The Light Of Which I Dream (2011)

[Obrazek: R-5995198-1408358284-7595.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. The Descent 02:13
2. Brothers of the Fire 05:26
3. Fearless 05:02
4. The Call of Evil 04:46
5. Stormchild 04:06
6. The Ballad of Ruby Joy 02:51
7. The Light of Which I Dream 07:28
8. Freedom or Death 05:58
9. Requiem of the Damned 04:41
10. The Reaper 07:07

Rok wydania: 2011
Gatunek: Melodic Power Metal
Kraj: Australia

Skład zespołu:
Jono Barwick - śpiew, gitara
Myles Flood - gitara
David Walsh - bas
Tom Brockman - perkusja


Debiuty na scenie australijskiej, kompaktowej i w stosunkowo nielicznej w kategorii power metalu zdarzają sie dosyć rzadko , a jeśli już, to zazwyczaj są to znane postacie w nowych zestawieniach i konfiguracjach. TABERAH pochodzi z z Hobart na Tasmanii i w tym odizolowanym środowisku rozwijał się od roku 2005. Grają power metal i jak się posłucha "Brothers of the Fire" to nasuwa się konkluzja, że tam powinni pozostać na etapie nagrań demo, a nie wydawać płytę w 2011. 

Ten power metal to nawiązanie do fantasy grania z zespołów niemieckich, ale trudno jest pogodzić speed power brzmienie germańskie lat 90tych z łoooo w łagodnych chórkach głębokiego zaplecza melodic metalu europejskiego, o FREEDOM CALL nie wspominając. Jono Barwick, lider zespołu zdominował go całkowicie. Zdominował go drewnianym beznamiętnym i bezbarwnym śpiewem, który utrudnia skupienie uwagi na aspektach muzycznych oraz wyuczonymi i wytrenowanymi z mozołem solówkami, w których nie ma ani odrobiny autentyzmu. Biegle odgrywa, podkreślam - odgrywa i tylko. Same kompozycje zbudowane są sekwencji prostych riffów, układających się w melodie stanowiące uproszczoną i odartą z aury święta fantasy wersję niemieckiej czołówki z goblinami i elfami w tle. Niemieckiej, bo do włoskich kolegów grających podobne rzeczy z miękkim wdziękiem z powodu toporności porównywać ich nie można. Nie można ich również odnieść do jakże często słyszalnej w australijskim power metalu nuty amerykańskiej mocy i agresji. Tu kłania się niezdarny "The Call of Evil" albo "Stormchild" z kompromitującym refrenem melodic metalowym."Freedom or Death" zrobiony podobnie jest jeszcze gorszy.
Bywa rycersko, bywa epicko i bojowo, ale to bardziej markowanie niż granie takich rzeczy, co słychać w "Fearless" kompletnie wypranym z energii i jakiegokolwiek zadziora. O fatalnej wypełnionej akustycznym plumkaniem balladzie "The Ballad of Ruby Joy" lepiej zmilczeć. Australijskie zespoły zwykle dobrze sobie radzą w kompozycjach dłuższych i bardziej urozmaiconych ...ale nie TABERAH w miałkim niekonkretnym niby baśniowo epickim "The Light of Which I Dream". Ograne motywy akustyczne, niby folkowe ozdobniki i grane w kółko te same akordy w galopadkach. Refren w tym utworze zastanawia, już pomijając to jak zaśpiewane jest klasyczne "łoooooo". Jedynie może szybki "Requiem of the Damned" z ostrymi gitarami i bardzo dobrym refrenem jakoś się prezentuje mimo pozbawionego wyrazu wokalu.Nie wiem ile ćwiczyli tym razem te sola ale są najlepsze na płycie. Co do reszty ekipy to wywiązują się oni z nałożonych obowiązków. Jest perkusja i bas i druga gitara, która ma zazwyczaj galopować gdy leci solo Barwicka. Na końcu jest "The Reaper", z dobrą melodią, bliższą tradycyjnemu heavy, ale to się z kolei za długo ciągnie, co najmniej o trzy minuty. Rozumiem, że ta melodia jest przyjemna i gdzieś tam przypomina trochę styl australijskich mistrzów z BLACK STEEL, ale dodawanie do tego melodic power metalowej części drugiej jest niczym nieuzasadnione.

Brzmienie przeciętne, choć blachy fajnie syczą. Reszta w tym aspekcie to lekko przestarzała sztuczność, w gitarach zwłaszcza.
TABERAH w sztywny i poniekąd bojaźliwy sposób "odgrywa" melodic power metal. Gdy jacyś Australijczycy grają power metal nawet w gorszym wydaniu czy formie, zawsze słychać ich specyficzną odrębność wynikającą z wielokulturowego tygla tego kraju, TABERAH pochodzi znikąd. Jest wytworem kosmopolitycznym i sztucznym. Chyba lepiej będzie gdy Tasmanię nadal rozsławiać będzie Diabeł Tasmański.


Ocena: 4,5/10

28.08.2011
Taberah - Necromancer (2013)

[Obrazek: R-5994958-1408352346-5801.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. 2012 05:41
2. Dying Wish 05:44
3. Burning in the Moonlight 04:06
4. Necromancer 05:11
5. Warlord 05:04
6. Don't Say You'll Love Me Forever 04:47
7. For King and Country 04:25
8. One Goonbag Later 01:46
9. The Hammer of Hades 03:41
10. My Dear Lord 05:54
11.Burn (Deep Purple cover) 04:49

Rok wydania: 2013
Gatunek: Melodic Power Metal
Kraj: Australia

Skład zespołu:
Jono Barwick - śpiew, gitara, pianino
Myles Flood - gitara
David Walsh - bas
Tom Brockman - perkusja, pianino
oraz
Amy Wiles - instrumenty klawiszowe

Kiedyś, w roku 2011 poddałem TABERAH  z Tasmanii surowej krytyce, bo po prostu grali słabo. Na lata odpuściłem sobie ten zespół, ale zawsze trzeba dać sobie szansę drugi raz. TABERAH wydał swój drugi album nakładem niedużej niemieckiej wytwórni Dust on the Tracks w sierpniu 2013.

Jeśli istnieje progres w metalowej muzyce, jeśli zespoły się faktycznie rozwijają, a nie tylko grają coś innego, to TABERAH jest przykładem na progres. Tym razem ta ekipa gra śmiało i bez żadnych zahamowań power metal z mocnymi gitarami, bardzo dobrym wokalem Barwicka i pełną energii sekcją rytmiczną. Wybornie się to zaczyna w "2012", melodia i refren fantastyczny, chórki świetne no i jest power metal, taki bez klawiszy i jak zwykle stanowiący mieszaninę riffowych natarć w stylu amerykańskim i klasycznie europejskich, ale tak to zostało sprytnie zrobione, że nie sposób wskazać, czy to Niemcy, czy Skandynawia czy Włochy. Tak, jest tożsamość rozpoznawalna dla TABERAH w Dying Wish i w tej kompozycji może sama nośność melodii jest nieco mniejsza niż w openerze, ale za to jaki smakowity atak gitarzystów w części instrumentalnej! Trudno powiedzieć, który australijski zespół tak grał lub gra. Na pewno jakieś echa BLACK MAJESTY z wczesnych płyt, ale chyba najbliżej im do początków DUNGEON. Z drugiej strony czy z kolei heroiczny i dynamiczny Burning in the Moonlight to jest coś w stylu PEGAZUS z najdawniejszych czasów? Być może, ale to także pewna nowa jakość w Necromancer. Ta jakość to dużo zgiełku i pędu, mnóstwo dumnie szarżujących gitar i gęstej perkusji, chóralnych zaśpiewów i tej australijskiej brzytwy jaką wniósł do power metalu z tego kraju DRAGONCLAW. No po prostu melodyjne zniszczenie na turbodoładowaniu. Zniknął wyblakły TABERAH z debiutu, wyparował, i bardzo dobrze. Mocarnie i bezwzględnie poczynają sobie w Warlord pięknie akcentowanym metalicznym basem, bardzo ciekawie tu zwalniają i przyspieszają w dosyć nieoczekiwanych momentach, i tak chyba tutaj są zupełnie nieporównywalni do nikogo.
Podobno miernikiem wartości takich albumów są te wolne nastrojowe numery z gitarą akustyczną i długimi wybrzmiewaniami smutnych gitar. Tu taki jest Don't Say You'll Love Me Forever i jest bardzo dobry. Czeka się zazwyczaj na solo gitarowe w takich kompozycjach tu i warto czekać. Pięknie dopowiedziana gitarą historia. Akustycznie, dodam.
For King and Country to podniosły epicki power metal rozpoczynający się bardzo wystawnie, a potem to atak twardo i rycersko brzmiących gitar i jest oczywiście kolejny killerski, po części chóralny refren.Tu akurat dużo USA, chyba najbliżej do tych dumnych utworów EXXPLORER i to autentycznie porywa. Tak jak i dewastujący i galopujący The Hammer of Hades. Atomowa energia i który zespół australijski poza LORD gra z taką energią? Fenomenalna praca gitarzystów w tym numerze! I na koniec coś co, się grało w Australii na przełomie wieków, co grał PEGAZUS i DUNGEON czyli pełen energii a zarazem delikatności power metal rycerski. Tu w duecie z Jono Barwickiem wokalistka Felicity Jayne. Partia instrumentalna z zabójczymi solami i wolnym fragmentem z gitarą akustyczną po prostu fenomenalna.

Świetna zespołowa robota. Tu każdy wie co w jakiej sekundzie ma robić, a śpiew przeobrażonego kompletnie Barwicka to ekstraklasa.
Doskonała produkcja. Gitary jak żylety z mięsistą głębią, blachy syczą, wokal ustawiony wybornie. Taki prawdziwy power metalowy sound, szkoły australijskiej, podobny do DUNGEON, co nie dziwi bo mastering robił Stu Marshall. Duże brawa za ten soczysty sound! 
Z nijakiego niby power metalowego zespołu TABERAH przeobraził się w groźnego potwora, zniewalającego praktycznie każdym aspektem swojej muzyki. Generalnie w power metalu australijskim na kilka lat zostało pozamiatane. 
TABERAH - Prawdziwy Diabeł Tasmański!


ocena: 9,5/10

new 9.10.2019
Taberah - Sinner's Lament (2017)

[Obrazek: R-10309886-1495099312-9227.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Sinner's Lament 07:43
2. Wicked Way 04:51
3. Harlott 04:04
4. Horizon 04:16
5. Child of Storm 04:27
6. The Dance of the Damned 06:05
7. Crypt 05:18
8. The Final March of Man 07:42
9. Heal Me 06:31
10. Hotel California (The Eagles cover) 05:01

Rok wydania: 2017
Gatunek: Melodic Power Metal
Kraj: Australia

Skład zespołu:
Jono Barwick - śpiew, gitara
Myles Flood - gitara
David Walsh - bas
Tom Brockman - perkusja
oraz
Amy Wiles - instrumenty klawiszowe
Laura Cooke - śpiew (1,6,10)


Swoją trzecią płytę TABERAH zaprezentował w roku 201, początkowo nakładem własnym a niebawem via Killer Metal Records. Rok wcześniej ukazał się także wydany nakładem własnym mini LP "Welcome To The Crypt, zawierający kilka nowych nagrań, przy czym Crypt pojawił się także na "Sinner's Lament". Grupa zagrała w tym samym składzie co w roku 2013 i ponownie na instrumentach klawiszowych zagrała Amy Wiles. Ponadto, w trzech utworach jako wokalista gościnnie pojawiła się Laura Cooke.

Tym razem TABERAH zagrał melodyjnie, ale jakby bardziej twardo i sztywno niż na płycie poprzedniej. Gitary są mocne, typowo power metalowe, sekcja rytmiczna gra głośno i nieustępliwie, a jednocześnie w pewnych momentach nieco... jednostajnie. Kompozycje mają prostszą strukturę, no i refreny niestety nie są tak chwytliwe jak poprzednio. Ten lekko heroiczny styl ustąpił miejsca bardziej konwencjonalnemu, opartemu na rock/metalowej podstawie i trochę to przypomina mniej dynamiczną i wolniejszą wersję kompozycji DRAGONFORCE czy POWER QUEST, podaną w surowszej postaci.
Już na początku pojawia się najdłuższy Sinner's Lament, bardzo dobry, dramatyczny i rozpędzony oraz wzbogacony o wokal Laura Cooke. Jest jednak jakiś dysonans w tym jak śpiewa Barwick, a śpiewa to bardzo łagodnie, to nieco mechanicznie i siłowo a nieco sztucznie podbijaną mocą gitar. W tym utworze, gdzie zostało to wzbogacone także o gitarę akustyczną (dosyć przeciętną) i elementy symfoniczne tła nie ma jeszcze wrażenia monotonii, ale już dwa następne trudno uznać za finezyjne. Wicked Way i Harlott to raczej taki power rock, rock metal z turbodoładowaniem, a melodie są bardzo przeciętne, szczególnie refreny z krzyczanymi chórkami. Z cała pewnością znacznie lepiej prezentuje się Horizon z udanymi zagrywkami gitarzystów i nośna melodią. To jednak nadal tylko trochę więcej niż power rock, głownie ze względu na lekko epicki charakter samej melodii. Niemniej niewątpliwie pozytywnie buja. Tak się powoli rozkręcają i klasyczny energiczny power metalowy Child of Storm instrumentalnie jest wyborny, ale ten wokal jakoś do siebie nie przekonuje. Trochę to ratują chórki, ale wrażenie niedosytu pozostaje. The Dance of the Damned zaczynający się jako ballada z gitarami akustycznymi jest lepszy gdy włączają elektryczność, i ta melodia refleksyjna, a zarazem bardzo ciepła zapada w pamięć. Taki przyjemny romantyczny duet jest na końcu tej kompozycji. Crypt jest nieco bardziej surowy, oparty na doświadczeniach takiego power metalu jaki grają lub grały zespoły z tego kręgu głównie w Wielkiej Brytanii, ale i australijscy klasycy gatunku. Bardzo dobry refren, rytmiczny i umiejętnie akcentowany przez bas oraz trochę mroczna jak na tematykę utworu przystało część instrumentalna. Ten utwór z mini LP wyróżnia się tu zdecydowanie na plus. Zespoły australijskie lubują się w dłuższych, bogato ozdabianych utworach o bardziej złożonej strukturze i nie zawsze im to wychodzi dobrze, ale tu jest bardzo dobrze w The Final March of Man, chociaż gitarowy motyw przewodni bez wątpienia zaczerpnięto z IRON MAIDEN, to całość jest wyjątkowo zgrabna. Niepotrzebnie jednak ponownie wykorzystują gitary akustyczne. Obaj gitarzyści nie są mistrzami tego instrumentu... Za to część, która następuje potem jest kapitalna i solo wyśmienite. O tak, dewastacja i zniszczenie i tu słychać ten porywający TABERAH z roku 2013! Najlepszy fragment na całej płycie. gdy TABERAH się rozluźnia, gra swobodniej z większym luzem, jest fenomenalny. Szkoda, że na tym albumie są jakoś tacy usztywnieni zbyt często. także w ostatnim na tym LP Heal Me. Melodyjny, ostrożny power metal, który jest dobry i tylko dobry...
Poważyli się na umieszczenie covera niebywale trudnego i niebywale popularnego Hotel California. To jest ultra klasyka i trzeba się z nią obchodzić z szacunkiem. Oni tymczasem zrobili wersje trywialną power metalową, która moim zdaniem jest absolutnie nie do przyjęcia. Całkowicie nieuzasadnione speed power metalowe potraktowanie tematu i po prostu polegli.
Brzmienie typowe dla power metalu australijskiego doby LORD, zresztą to Lord Tim Grose ten album realizował i sound gitar jest najbliższy właśnie LORD.

Coś tu do końca nie zgrało, coś nie wyszło na tyle dobrze by uznać ten album za bardzo dobry. Przebłyski geniuszu mieszają się z graniem nawet topornym, gitary akustyczne, eksponowane niemal przez cały czas, na bardzo przeciętnym poziomie, drewniany wokal Barwicka kilka razy to o kilka razy za dużo, wokal żeński bardzo średni. Kompozycje stylistycznie niejednorodne, fatalny cover. Owszem to jest płyta dobra, nawet nieco więcej niż dobra, bo sporo muzyki z tego LP może się podobać, nie jest to jednak ten TABERAH  z roku 2013. Brak pomysłów, brak świeżości.
W roku 2019 po 14 latach działalności TABERAH został rozwiązany. Nie wiadomo jeszcze jakie plany mają jego byli członkowie.
A Diabeł Tasmański będzie musiał poszukać sobie jakiegoś innego zespołu, by inspirować go do dobrej gry.


ocena: 7,5/10

new 17.10.2019