Drużyna Spolszczenia

Pełna wersja: Tommy Vitaly
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Tommy Vitaly - Hanging Rock (2012)

[Obrazek: R-3602314-1344667620-3496.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Betrayer 02:34
2. Run With The Devil 04:26
3. Hands Of Time 04:28
4. Forever Lost 04:45
5. Idol 05:51
6. Misanthropy 04:45
7. Heavy Metal God 04:31
8. Hanging Rock 04:14
9. Icewarrior 04:38

Rok wydania: 2012
Gatunek: Melodic Power Metal/Heavy Metal
Kraj: Włochy

Skład zespołu:
Tommaso Vitali - gitara, instrumenty klawiszowe
Andrea Torricini - bas
"Rhino" Kenny Earl Edwards - perkusja

Oraz gościnnie wokaliści:
Zak Stevens
Carsten "Lizard" Schulz
Todd LaTorre
David DeFeis
Michele Luppi
Mats Levén
i
Norifumi Shima - gitara
David Shankle - gitara
oraz
Ferdy Doernberg - instrumenty klawiszowe


Po raz drugi włoski gitarzysta Tommaso Vitali znany z zespołu SEVEN GATES prezentuje autorski album w popularnej ostatnio formule "All Stars'. Pierwszy LP "Just Me" z 2010 roku był pod względem obsady skromniejszy (Thomas Vikström, Vitalij Kuprij, Mistheria, David Shankle) tym razem, zwłaszcza jeśli chodzi o wokalistów lista jest imponująca. Płytę wydała w maju włoska wytwórnia IceWarrior Records.

Vitaly w swojej twórczości solowej przełamuje sztywne ramy typowego włoskiego fantasy power metalu SEVEN GATES i proponuje muzykę bardziej zróżnicowaną, zawierającą elementy neoklasyki, hard rocka i melodic heavy metalu, melodyjną i przy całej staranności wykonania łatwą w odbiorze. To prosty heavy/power w painkillerowej manierze w "Betrayer", krótkim zwartym i z ryczącą gitarą śpiewającym mocnym głosem Matsem Levenem. Zastosowanie tu neoklasycznej solówki zbliża ten utwór do japońskiego sposobu aranżacji , zresztą gościnnie pojawia się na tym LP i Cesarz Gitary Norifumi Shima. Zagrał on tu piękne solo kompozycji "Idol" o cechach rycerskiego power a zaśpiewanej przez Michele Luppi wieloletniego frontmana VISION DIVINE. Luppi w świetnej formie a wspólny popis Shima i Doernberga wspaniały. Taka prosta i ograna w sferze melodii a tak dopieszczona w szczegółach. Zresztą cały album został bardzo starannie dopracowany, co nie do końca się słyszy na debiucie.
Dwa razy zaśpiewał Carsten “Lizard” Schulz, który ostatnio jakoś nie może sobie znaleźć stałego miejsca po odejściu z DOMAIN. Tu jednoznacznie udowadnia, że bez problemu może je znaleźć w dowolnym heavy metalowym bandzie śpiewając bardzo zgrabny heavy metalowy numer "Heavy Metal God" w niemieckim stylu i z amerykańskim wirtuozerskim solem Axemana Davida Shankle oraz w melodyjnym tradycyjnym heavy "Run With The Devil" z rozpoznawalnym chwytliwym refrenie z fantastycznymi chórkami.
Vitaly bez kompleksów gra na tej płycie, znacznie pewniej niż na poprzedniej, finezyjnie a równocześnie bez nadmiernych kombinacji co bardzo dobrze słychać w dwóch wysokiej klasy kompozycjach instrumentalnych. "Misanthropy " to przepiękny sentymentalny numer w stylu Blackmore'a z elementami neoklasycznymi (znów szkoła japońska) i wpływami rocka progresywnego natomiast "Hanging Rock" jest po prostu przecudownej urody i trzeba tego po prostu posłuchać samemu. Co za lekkość w tej hipnotyzującej melodii...i Ferdy Doernberg.
W "Forever Lost" jako wokalista pojawia się sam David "The Lion/Young Zeus" Defeis z VIRGIN STEELE i wykonuje łagodną, częściowo akustyczną rockową balladę w amerykańskim stylu, w "Hands Of Time" natomiast zupełnie nowa twarz Todd LaTorre i spisuje się bardzo dobrze w numerze będącym jakby kolażem niemieckiego melodic power hansenowskiego, neoklasyki i heavy power z USA. Wyszło bardzo dobrze w solach fantastycznie.
Na zakończenie Zak Stevens w doskonałej dyspozycji wykonuje solidny melodyjny heavy power metalowy kawałek "Icewarrior" w rycerskiej tradycji i tak mocniejszymi akcentami album się zaczyna i zamyka.

Vitaly zrobił wielki krok naprzód w stosunku do swojej pierwszej płyty. Tam było nieco nieporadnie i nieśmiało kompozycyjnie, tu jest zestaw może niespecjalnie oryginalnych ale niezwykle pewnie zagranych i zapadających w pamięć kompozycji z pogranicza różnych gatunków melodyjnego metalu. Goście pełni zaangażowania bo wokale wyborne, a produkcyjnie ten LP bije poprzedni pod każdym względem soczystym brzmieniem z rewelacyjnym ustawieniem poszczególnych instrumentów pod względem słyszalności oraz elastycznością samego masteringu w zależności od stylu kompozycji. Brzmienie basu i gitary Vitaly wyśmienite w każdym bez wyjątku utworze. Podobnie perkusja Rhino, nieco lżejsza niż wtedy gdy nagrywa a zespołach amerykańskich. Jak Rhino gra pisać po prostu nie wypada.
Dojrzały, wysokiej klasy album z melodyjnym metalem włoskiego gitarzysty i jego przyjaciół z kraju i ze świata.



Ocena: 9,4/10

6.05.2012
Tommy Vitaly - Indivisible (2017)

[Obrazek: R-12090213-1528090979-8731.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Indivisible 06:06
2. The Lodge 06:24
3. Duel 04:36
4. Macabradanza 05:06
5.Forever Lost (acoustic) 05:05
6. Wings of Doom 04:35
7. Coraline 06:04
8. La Bestia 04:14
9. Sinner 04:46
10.Joan of Arc 07:21

Rok wydania: 2017
Gatunek: Melodic Power Metal/Heavy Metal/Neoclassical Metal
Kraj: Włochy

Skład zespołu:
Tommaso Vitali - gitara, instrumenty klawiszowe
Andrea Torricini - bas
Alessandro Bissa - perkusja

Oraz gościnnie wokaliści:
Chiara Manese
Apollo Papathanasio
Roberto Tiranti
Carsten "Lizard" Schulz
Henrik Brockmann
Alessio Gori
Jan Manenti
Fabio Lione
oraz :
Gabriele Crisafulli (Gabriels) - instrumenty klawiszowe (3 i 6)


Jakoś rzadko się chce Tommiemu Vitaly nagrać coś nowego, ale w 2017 się przemógł i od razu zgromadził wokół siebie kolejną ekipę All Stars wokalistów z europejskiej ekstraklasy. Jeśli chodzi o instrumentalistów, to ponownie na basie zagrał Andrea Torricini (VISION DIViNE), a perkusistą tym razem jest Alessandro Bissa (ATHLANTIS, ex VISION DIVINE i inne).
Album ten został wydany  w marcu 2017 przez SG Records i ponownie zawiera zróżnicowany, nie tylko ze względu na głosy wokalistów repertuar, którego wartość wyznacza kunszt gitarowy Vitaly.

Tym razem rozpoczyna Carsten "Lizard" Schulz w Indivisible i ten były wokalista DOMAIN z właściwą sobie elegancją i rozmachem dewastuje w mocnym power metalowym numerze zbudowanym na gitarowym neoklasycznym motywie przewodnim. W tle pojawiają się także chórki, ale nadspodziewane anemiczne jakby ci, którzy je wykonują nie konsumowali śniadania od wielu dni. Trochę kompozycyjnie Vitaly zawalił środek, bo zamiast soczystego sola dał trochę bezładnej mieszaniny w stylu BOOK OF REFLECTIONS, gdzie teraz występuje "Jaszczurka". Akurat w tym instrumentalnym fragmencie "Jaszczurka" oczywiście nie śpiewa. Zaraz potem w The Lodge pojawia się sam Apollo Papathanasio, po masywnym i dostojnym organowym wstępie. Co to są organy to każdy wie, podobnie jako to, kim jest Apollo. Ten utwór jest rytmicznie akcentowany basem, dostojny i w bardzo umiarkowanym tempie, i w nie do końca jednoznacznym stylu. Trochę w tym naśladowania w riffach BLACK SABBATH Martin Era, przy czym i Apollo coś tam podpatruje z wokalnej maniery Tony Martina. Poza tym jest tu coś więcej, ale to do końca nie jest uchwytne, szczególnie gdy Tommy gitarowo przyspiesza. Naturalnie w solo tym razem kosmiczny shred Vitaly przysłania ewentualne niedociągnięcia kompozycyjne.
Macabradanza jest czymś innym, czymś specyficznym i odnoszącym się chyba najbardziej do stylu EVIL MASQUERADE, gdzie występował także Apollo. Tu jednak w tej symfoniczno - neoklasyczno- progresywnej opowieści rolę narratorów powierzono Roberto Tiranti (tak, temu Roberto) oraz tworzącej z nim duet Chiara Manese, wokalistce mimo wszystko z drugiego szeregu (bez obrazy) włoskiego żeńskiego metalowego, czy też rock/metalowego głosu. Tu radzą sobie bardzo dobrze, operowe podjazdy są udane i jest barokowo czy jak tam miało być. Bardzo ładnie śpiewają, a perkusja jest nadspodziewanie gęsta.
Forever Lost to akustyczna ballada zaprezentowana po raz pierwszy na EP pod tym samym tytułem w roku 2016. Tu zaśpiewał porażająco pięknie Henrik Brockmann (MISSING TIDE, Ex ROYAL HUNT, EVIL MASQUREADE). No mógł zaśpiewać także w Macabradanza jako były członek EVIL MASQUERADE, ale tu już był odpowiednio nagrany. Piękne to i poruszające i zaraz się chce to dać do ścieżki filmowej i sceny finałowej, gdy On odjeżdża  autostradą na wielkim motocyklu, a Ona stoi z rozwianymi przez wiatr włosami i wie, że się już nigdy nie spotkają. Lub tak jakoś podobnie.
Alessio Gori z wielka energią zaśpiewał w melodic power metalowym Wings of Doom, ale ponieważ to muzyka  kręgu italian power flower typu średnio wczesnego KALEDON, nie będę się bliżej o tym rozpisywał. Trochę tylko dziwi, skąd Tommy'emu przyszedł do głowy pomysł umieszczenia czegoś takiego na tej płycie.
Tymczasem w Coraline rola główna przypadła  fantastycznemu Janowi Manenti z THE UNITY. Tak do końca to jest jego styl, on zazwyczaj sprawdza się lepiej w prostszych power melodic numerach, tu zmuszają go do zmian tempa, pompatycznego dramatyzmu na wysokich obrotach, ale z czym sobie nie poradzi Gianbattista Manenti, który jak kameleon zmienił wokalną skórę na obydwu płytach LOVE.MIGHT.KILL? Generalnie jest jednak kompozycja średnia, melodyjna, ale w tej melodyjności nieco bezstylowa.
W mocnym heavy/power metalowym Sinner rolę frontmana krzykacza otrzymał sam Fabio Lione (no chyba znacie?, a jak nie znacie, to do widzenia!). Fabio jako potwór metalu sprawił się fenomenalnie i ten numer w jego wykonaniu jest porywający, a dodatkowo bardzo finezyjny w neoklasycznych solach Vitaly. Fabio Lione na Króla i Wokalistę USPM. Tam by dopiero pokazał tym amerykańskim patałachom!
Lubicie IRON MAIDEN z 1983 roku? Jeśli nie, to do widzenia, a jeśli tak, to Joan of Arc jest dla was, bo tu się gra IRON MAIDEN rycerski i w kilku rozpoznawalnych riffach oraz śpiewa się bojowo i rycersko głosem ponownie "Jaszczurki", który jak widać dostąpił zaszczytu zaśpiewania dwa razy - na początku i na końcu. Bardzo ładnie po prostu. No i bardzo też ładnie i epicko zaśpiewał również. Carsten na wokalistę GRAVE DIGGER! A nie, tam na razie miejsce jest zajęte...
Nic o dwóch instrumentalnych utworach? Ależ napiszę, że w Duel Tommy pojedynkuje się z klawiszowcem Gabriele Crisafulli  neoklasycznie i jest to pojedynek fascynujący, a w La Bestia... No po prostu zniszczenie od bluesa po neoclassical power w stylu Malmsteena. Co, nie wiecie kto to Mlalmsteen Yngwie? To do widzenia.

Kto stworzył ten kapitalny i wspaniały sound tego albumu w każdym calu, instrumencie i sekundzie? Oczywiście Simone Mularoni. Jego wszyscy znają więc o nic nie pytam. Po raz kolejny już podkreślam - Arcymistrz mixu i masteringu, geniusz produkcji.
Jakieś podsumowanie na koniec by się zdało. Mam nadzieję, że wszyscy się bardzo dobrze bawili przy stworzeniu tej płyty. Ja słuchając bawiłem się bardzo dobrze, choć przy znakomitym "Hanging Rock" znacznie lepiej.
Co, nie znacie "Hanging Rock"?
To do widzenia!


ocena: 8,4/10

new 24.06.2019