Drużyna Spolszczenia

Pełna wersja: Luca Turilli's Rhapsody
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Luca Turilli's Rhapsody - Ascending To Infinity (2012)

[Obrazek: R-3793661-1353685736-7993.jpeg.jpg]

tracklista:
1.Quantum X 02:26
2.Ascending to Infinity 06:15
3.Dante's Inferno 04:56
4.Excalibur 08:06
5.Tormento e passione 04:50
6.Dark Fate of Atlantis 06:30
7.Luna (Alessandro Safina cover) 04:18
8.Clash of the Titans 04:15
9.Of Michael the Archangel and Lucifer's Fall 16:02

rok wydania: 2012
gatunek: symphonic/power metal
kraj: Włochy

skład zespołu:
Alessandro Conti - śpiew
Luca Turilli  - gitara, instrumenty klawiszowe
Dominique Leurquin - gitara
Patrice Guers - gitara basowa
Alex Holzwarth - perkusja

W roku 2011 tradycyjna nazwa RHAPSODY przeszła do historii. Giganci podzielili się nią sprawiedliwie i tak narodziły się zespoły RHAPSODY OF FIRE (Staropoli) i LUCA TURILLI'S RHAPSODY (Turilli). Trochę więcej ugrał chyba na tym Turilli, bo na tej pierwszej płycie jego nazwisko jest napisane małymi literkami, a RHAPSODY znacznie większymi i tradycji RHAPSODY stało się zadość.
Dwa lata wcześniej RHAPSODY wydało mini album "The Cold Embrace of Fear: A Dark Romantic Symphony" i  można powiedzieć, że "Ascending To Infinity" przedstawiony przez Nuclear Blast w czerwcu 2012 to stylistyczna kontynuacja tego wydawnictwa. Turilli określił zresztą styl swojego nowego wcielenia RHAPSODY jako "metal filmowy" i taki film muzyczny tutaj nakręcił.

Nie do końca spójny, bo nie mamy tu, jak poprzednio, do czynienia z konceptem, ale na pewno widowiskowy. Wstęp jest wspaniały i zawiera wszystko chóry, gotycką strzelistość, orkiestracje, elementy orientalne. Niesamowita elegancja rozgrywania tego wszystkiego w neoklasycznej formie z chórami i ornamentacjami. Prawdziwa opera metalowa z naciskiem na opera. Bardzo się obawiałem, jak sobie poradzi tutaj Alessandro Conti. Absolutnie niesłuchalny jak dla mnie w bezsensownym TRICK OR TREAT, tu jest kapitalny i jego wysoki głos nie załamuje się ani razu. Po prostu bezbłędny występ i jego zasięg głosu jest niezwykły. Wspaniale góruje nawet nad orkiestracjami, nie będąc wcale sztucznie wysunięty na plan pierwszy. Chóry i wspomagające wokale żeńskie są wybitne i tak wysmakowanych trudno znaleźć gdzie indziej.
Kunszt i jeszcze raz kunszt w kompozycjach, które opisać trudno przez ich bogactwo wyrazu. Turilli wziął z RHAPSODY wszystko co było tam najlepsze, dołożył jeszcze więcej opery, teatru, narracji, patosu i pompatyczności. Dołożył więc jeszcze więcej tego, co wstrząsnęło wieloma fanami takiego grania przy okazji "The Cold Embrace of Fear: A Dark Romantic Symphony".
Każdemu może tu spodobać się bardziej inny utwór, ale to co zrobił w duecie Conti z niemiecką śpiewaczką Sabine Bernert w Tormento e passione, to po prostu jest niepodważalne mistrzostwo świata. To jest po prostu niewyobrażalne! Fantastyczny jest także bardziej klasyczny flower power metalowy Clash of the Titans, zamiatając pod dywan całą scenę włoską tego typu użyciem klawiszy i chórów.
Natomiast Of Michael the Archangel and Lucifer's Fall to arcydzieło i ku temu zmierzał cały ten album. Szesnaście minut geniuszu kompozytorskiego Turilli i mistrzowskiego wykonania.

Album został wyprodukowany niezwykle starannie, wycyzelowany do najdrobniejszego szczegółu i instrumenty brzmią przepięknie - od odpowiednio ustawionych gitar, poprzez mocny bas, aż do przestrzennej perkusji Alexa Holzwartha, który niestety opuścił zespół po nagraniu tej płyty, nie mogąc podołać obowiązkom grania w obu zespołach RHAPSODY. Liczba jednoczesnych planów trudna momentami do policzenia, a przecież nie ma tu ani grama chaosu. Mistrzowski mix Sebastiana Roedera, który pracował równolegle dla obydwu RHAPSODY.
Osobiście nie jestem fanem muzyki z kręgu RHAPSODY. Trzeba jednak powiedzieć, że Turilli stworzył tu dzieło wybitne, ponadczasowe dla gatunku, na nieosiągalnym dla innych poziomie wykonania i ogólnej realizacji.
Brylant światowego symphonic power metalu.

Ocena: 10/10


new 8.08.2018
Luca Turilli's Rhapsody - Prometheus -Symphonia Ignis Divinus (2015)

[Obrazek: R-7143724-1434696055-5096.jpeg.jpg]

tracklista:
1.Nova Genesis (Ad Splendorem Angeli Triumphantis) 03:08
2.Il cigno nero 04:08
3.Rosenkreuz (The Rose and the Cross) 04:34
4.Anahata 05:03
5.Il tempo degli dei 05:03
6.One Ring to Rule Them All 07:05
7.Notturno 04:34
8.Prometheus 05:06
9.King Solomon and the 72 Names of God 06:51
10.Yggdrasil 06:00
11.Of Michael the Archangel and Lucifer’s Fall Part II: Codex Nemesis 18:04

rok wydania: 2015
gatunek: symphonic  metal
kraj: Włochy

skład zespołu:
Alessandro Conti - śpiew
Luca Turilli  - gitara, instrumenty klawiszowe
Dominique Leurquin - gitara
Patrice Guers - gitara basowa
Alex Holzwarth - perkusja

"Prometheus" to drugie i ostatnie dzieło wydane pod szyldem LUCA TURILLI'S RHAPSODY. Album wydany został w czerwcu 2015 przez Nuclear Blast, pojawiło się także od razu kilka licencyjnych wydań, a LP ukazał się oczywiście także w Japonii. Ponieważ zrezygnował Alex Holzwarth, na tym albumie zagrał występujący także w wielu innych zespołach Niemiec Alexander Landenburg. Jest także naturalnie po raz kolejny plejada gości, w tym sopranistki Emilie Ragni i Bridget Fogle oraz znakomity David Readman, który zaśpiewał w King Solomon and the 72 Names of God.

"Prometheus" to 75 minut wysmakowanych orkiestracji bliskich muzyce klasycznej, przepięknych chórów, romantycznego i dramatycznego śpiewu Alessandro Conti, duetów i niesamowitych popisów sopranistek. Jest tu praktycznie wszystko, czego potrzeba muzyce z najwyższej artystycznej półki.
Nie ma jednak czegoś najważniejszego. Realnego metalu. Jest progresywnie potraktowany rock symfoniczny, ale gdy orkiestracje i instrumenty klawiszowe, czy też pianino zaczyna wypierać gitary w spełnieniu ich roli tworzenia metalu, to w tym miejscu metal się kończy. Jest tu dwóch gitarzystów, a gitar prawie nie słychać, no może poza solami i pewnymi fragmentami najdłuższych kompozycji. Jednak te gitary są zdecydowanie pomocnicze, drugoplanowe. Nie ma metalu bez gitar. Kiedyś DeFeis próbował udowodnić, że może być inaczej i poniósł artystyczną porażkę. Tu o porażce nie może być mowy, bo to wszystko jest zrobione w wysmakowany sposób, nad wyraz elegancki i złagodzony na tyle, że tej muzyki mogą słuchać ubrani w stroje wieczorowe bywalcy opery czy filharmonii. Muzycznie Turilli nie wychyla się poza bardzo ugrzecznioną konwencję, która przecież odpychała przez wiele lat od RHAPSODY ogromną liczbę słuchaczy i fanów metalu. No właśnie, metalu. Tego metalu, czy power metalu symfonicznego jest trochę w rytmice i sposobie przekazu w Prometheus, ale czy jest w orientalnym progresywnym graniu w King Solomon and the 72 Names of God? Realnie śladowe ilości. Tu nie chodzi o to, że mają kruszyć i dewastować riffami jak DEMOLITION HAMMER na swojej drugie płycie. Chodzi o to, że Yggdrasil to nie jest muzyka metalowa i nikt mi nie wmówi, że jest inaczej. Pięknie grają, ale... dla pasjonatów progresywnych rockowych neoklasycznych klimatów.
A co do klimatu... Bo ja wiem... W stosunku do LP "Ascending to Infinity" praktycznie go nie ma, czy też mówiąc inaczej jest, ale inny. Jaki? Trudno powiedzieć. Nawet Of Michael the Archangel and Lucifer’s Fall Part II: Codex Nemesis, teoretycznie część druga Of Michael the Archangel and Lucifer’s Fall, to coś innego, coś bardziej ugładzonego, stonowanego i pastelowego.

I jeszcze jedno. Produkcja i sound w ostatecznym rozrachunku poszedł w kierunku przeciwnym niż metal. Wskazuje na to nie tylko brzmienie gitar, ale i marginalne potraktowanie sekcji rytmicznej, z gdzieś tam w tle pukającą perkusją i basem bardziej podporządkowanym klawiszom niż gitarom.
Pierwszy LP nowej formacji Luca Turilli był przesycony magiczną, heroiczną metalową aurą z operą w tle. Tutaj jest opera z metalem na horyzoncie, a ja nie lubię opery. Chyba, że jest to opera metalowa.

ocena: 7,8/10

new 26.05.2019