Drużyna Spolszczenia

Pełna wersja: Veonity
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Veonity - Legend of The Starborn (2018)

[Obrazek: R-12880029-1543740706-3661.jpeg.jpg]

tracklista:
1.Rise Again 06:17
2.Starborn 05:51
3.Guiding Light 06:00
4.Winds of Asgard 05:29
5.Outcasts of Eden 04:32
6.Sail Away 05:13
7.The Prophecy 00:58
8.Warrior of the North 06:00
9.Gates of Hell 06:02
10.Freedom Vikings 06:36
11.Lament 05:16
12.To the Gods 05:24
13.United We Stand 05:00

rok wydania: 2018
gatunek: power metal
kraj: Szwecja

skład zespołu:
Anders Sköld - śpiew, gitara
Samuel Lundström - gitara
Kristoffer Lidre - gitara basowa
Joel Kollberg - perkusja
oraz
Tommy Johansson - śpiew ("Winds of Asgard")
Patrik J Selleby (Johansson) - ("Freedom Vikings")

27 listopada pojawiła się trzecia, przez wielu długo oczekiwana płyta VEONITY z Vänersborga, wydana nakładem Sliptrick Records z USA.  VEONITY od kilku lat uważany jest za istotny element europejskiej sceny power metalu z nurtu epic/fantasy i zazwyczaj padają porównania do dawnych czasów HAMMERFALL i THE STORYTELLER z domieszką niemieckich hansenowskich refrenów oraz odrobiną progresywnego zacięcia w partiach instrumentalnych. Poniekąd jest to stwierdzenie słuszne jeśli chodzi o wpływy GAMMA RAY, HELLOWEEN czy IRON SAVIOR, ale pewne wygładzenie ich kompozycji bardziej nasuwa skojarzenia z INSANIA (Stockhom), niż ze zdecydowanie rycerskim graniem HAMMERFALL.

"Legend of The Starborn" jest albumem stanowiącym bezpośrednią kontynuację stylu z poprzednich i wszystkie wskazane wyżej wpływy można już bez trudu odnaleźć w otwierającym ten LP Rise Again.
Kompozycje są dosyć długie. W każdej grupa daje sobie czas na pewne nieco bardziej skomplikowane zagrywki o rysie progresywnym, nie zapominając równocześnie o chwytliwych refrenach, choć w melodiach bardzo już ogranych.
Jeśli koniecznie szukać jakichś większych analogii do HAMMERFALL, to może w wolniejszym, kroczącym i nieco posępnym Starborn, gdzie zaśpiewał także gościnnie Tommy Johansson (REINXEED, GOLDEN RESURRECTION). Jest tu bardzo dobre solo, epickie podniosłe, jednak realnie patrząc, gitarzyści VEONITY nie należą do wirtuozów.
Naprawdę przypomina się INSANIA (Stockholm) z lat 2001-2003 jak się słucha ugładzonego melodic power Guiding Light, Sail Away czy też Gates of Hell, który wbrew tytułowi jest rytmicznym radiowym melodic power metalem bardzo niskich lotów.
Z kolei Winds of Asgard to styl bardziej włoski melodic flower power na średnio wysokim poziomie, niewykraczającym jednak ponad poziom HIGHLORD w wysokiej dyspozycji. Pojawiają się w śladowych ilościach elementy neoklasyczne i tła symfoniczne w Warrior of the North i tu włoskie granie w tej kategorii słychać już na całego. Niestety, refren jest tu fatalny. Klasyczna włoszczyzna to także To the Gods, gdzie blisko do KALEDON, a w refrenie ponownie się pojawia styl hansenowski.
Do najlepszych numerów można zaliczyć taki bardziej  chłodny power metal środka Outcasts of Eden, trochę w stylu DREAMLAND oraz można by dodać także mocny, dynamiczny w gitarach Freedom Vikings z bardzo dobrą partią solową, gdzie gościnnie zaśpiewał Patrik J Selleby (Johansson) z BLOODBOUND, gdyby nie kolejny miałki refren. Tak przy okazji, Patrik wypada z tego wszystkiego co tu można usłyszeć na płycie najlepiej. Nie, żeby Anders Sköld był słabym wokalistą, ale jakoś specjalnie interesującym też nie jest.
Role obowiązkowego songu balladowego pełni Lament. Śpiew jak najbardziej w porządku, ale ogólnie to słabe jest, zupełnie bez wyrazu, jak rockowy numer bez jaj. Na koniec trochę plumkania z gitarami akustycznymi w stylu pieśni ogniskowych BLIND GUARDIAN w United We Stand, z dosyć wzniosłym, ale nadmuchanym powietrzem gładkim jak łysina refrenem.

Produkcja solidna, typowa dla melodic power ze Szwecji i tu trudno mieć jakieś uwagi.
Uwaga jest jedna, ogólna. To wszystko już było w Szwecji i we Włoszech, i w Niemczech. Nie chodzi mi w związku z tym o wynajdywanie koła, ale po prostu te melodie są tak sztampowe i ograne, że jest to płyta na jeden raz.
Naprawdę, lepiej sobie posłuchać INSANIA (Stockholm) z pierwszych trzech albumów.


ocena: 6,9/10

new 28.11.2018
Veonity - Gladiator's Tale (2015)

[Obrazek: R-8451703-1461873364-2316.jpeg.jpg]

tracklista:
1.Into Eternity 04:46
2.Phoenix Arise 04:23
3.Unity 04:41
4.Let Me Die 03:45
5.Slaves in a Holy War 04:46
6.Chains of Blood 04:44
7.For the Glory 03:50
8.Gladiator's Tale 04:39
9.Warrior of Steel 05:20
10.Born Out of Despair 04:33
11.King of the Sky 05:18
12.Farewell 04:59

rok wydania: 2015
gatunek: power metal
kraj: Szwecja

skład zespołu:
Marcus Brander de Silva  - śpiew
Anders Sköld - śpiew, gitara
Samuel Lundström - gitara
Kristoffer Lidre - gitara basowa
Joel Kollberg - perkusja
oraz
Tommy Johansson - śpiew ("For the Glory")


VEONITY z Vänersborg powstał w roku 2013 i muzycy którzy go stworzyli nie byli wcześniej znani. Na pewno jednak powszechnie znane sa inspiracje muzyczne tej ekipy, wyraźnie wskazujące na HAMMEFALL i THE STORYTELLER oraz inne szwedzkie ekipy heroic power metalowe z początku XXI wieku. Można zaryzykować stwierdzenie, że VEONITY to grupa będąca jedną z pierwszych, która dokonała zmiany warty z "neotraditional metal" na "neopower metal" w Szwecji.
VEONITY zadebiutował szybko, bo już w styczniu 2015 w barwach wytwórni Sliptrick Records.

Na tej płycie zaśpiewał nieznany bliżej wokalista Marcus Brander de Silva, nie jest także do końca jasne dlaczego wykazywany jest on jako muzyk sesyjny. To bardzo dobry wokalista, o mocnym i zdecydowanym zabarwieniu, utrzymujący się zasadniczo w średnich tonacjach i do śpiewania o gladiatorach jest wręcz idealny. Inna rzecz, że żaden szwedzki zespół chyba raczej nigdy tak nie zaśpiewa o gladiatorach jak Grecy, Włosi czy Amerykanie.
Power metal VEONITY jest na pewno bojowy i energiczny, ale na pewno nie jest heroiczny i epicki. VEONITY jako sprawny technicznie band przychodzi na zmianę takim grupom jak STEELWING czy KATANA i tej muzyce nie brak barw, ale na pewno brak poetyki i klimatu. VEONITY stoi pomiędzy HAMMEFALL i THE STORYTELLER, ale tej realnej epickiej otoczki nie wytwarza i ta muzyka spłyca temat, ogranicza go do melodyjnych nieraz chwytliwych refrenów i zawadiacko zaśpiewanych zwrotek, ale większej głębi w tym nie ma.
Szybko, melodic power metalowo do przodu w dosyć bezrefleksyjny sposób, i tak jest przez cały czas. Kilka refrenów jest zdecydowanie udanych (Gladiator's Tale, King of the Sky), ale wiele to taki FREEDOM CALL na małym turbodoładowaniu (Into Eternity, Farewell, Slaves in a Holy War, czyFor the Glory z udziałem Tommy Johanssona z REINXEED, GOLDEN RESURRECTION i SABATON). Gdy grają wolniej, to wychodzi to miernie w niby epickim Chains of Blood (i to łołooo... co za nieszczęście!). Należy oczywiście sądzić, że pompatyczny song z wykorzystaniem pianina Warrior of Steel  to nawiązanie do podobnych kompozycji MANOWAR, ale jakby co, to raczej polecam w tej kwestii MANOWAR. Bez nawiązań do frazowania SABATON też się nie obyło w Born Out of Despair. Należy jednak podkreślić, że ten wokalista w takich numerach jest rewelacyjny.
I kończy to wszystko jakże naiwny Farewell z ograną melodią, która można równie dobrze zaśpiewać sobie pod choinką w Wigilię...

Takie to niezbyt szczere, nieautentyczne, bez zrozumienia sensu tematyki, którą się podejmuje, trochę w tym metalowej Eurowizji i tak raczej dla dzieci to jest power metal, albo dla tych, którym wystarcza "szybko i do przodu".
Bardzo sprawne sola gitarowe, starannie przygotowane, ale nic nie zdradza tu własnego oblicza gitarzystów, solidna anonimowa gra sekcji rytmicznej. Wielkie sławy tu zajęły się obróbką tego materiału, bo mix zrobił Ronny Milianowicz, a mastering Jens Bogren i ta płyta brzmi świetnie, ale co z tego, płyty STEELWING też brzmiały świetnie, a dla szwedzkiego metalu wynikało z tego bardzo niewiele.
Właśnie, STEELWING. Gdy STEELWING odchodził w niebyt w mniej więcej tym samym czasie, to wydawało się, że kończy się pewna niedobra epoka w szwedzkim heavy metalu. Tymczasem przyszedł VEONITY i to nie jest jednak koniec tej epoki...


ocena: 6,2/10

new 27.11.2019
Veonity - Into The Void (2016)

[Obrazek: R-9136096-1475402359-9435.jpeg.jpg]

tracklista:
1.When Humanity Is Gone 05:16
2.Frozen 05:15
3.A New Dimension 04:40
4.Awake 04:56
5.Insanity 01:51
6.Solar Storm 03:36
7.Until the Day I Die 03:58
8.In the Void 05:06
9.Warriors of Time 04:02
10.Astral Flames 04:46
11.Heart on Fire 05:50
12.Winds of Faith 06:01

rok wydania: 2016
gatunek: power metal
kraj: Szwecja

skład zespołu:
Anders Sköld - śpiew, gitara
Samuel Lundström - gitara
Kristoffer Lidre - gitara basowa
Joel Kollberg - perkusja

Druga płyta VEONITY, wydana przez Sliptrick Records w sierpniu 2016 przynosi kilka niespodzianek. Pierwsza z nich to przejęcie obowiązków wokalisty przez Andersa Skölda, a druga to dosyć radykalna zmiana stylistyki i tematyki w obrębie podgatunku melodic power metal.

Anders Sköld zaśpiewał bardzo dobrze, zdecydowanie, czysto w wysokich partiach i bez śladów manieryzmu i to jest duży plus, choć przecież Marcus Brander de Silva był (choć tylko gościnnie) mocnym atutem na pierwszej płycie.
Tu gościnnie pojawia się w kompozycji Awake jako wokalista Piet Sielck i choć to tylko epizod, to jednak w jakiś sposób symboliczny. Gdzie Sielck tam IRON SAVIOR, a gdzie IRON SAVIOR tam kosmiczne tematy s-f i do takich tematów przeszedł od gladiatorów także VEONITY. Co więcej, ta muzyka mocno nawiązuje do stylu IRON SAVIOR, także do GAMMA RAY, a na pewno ma wiele wspólnego z włoskim AIRBORN z czasów, gdy ta grupa współpracowała ściśle z Sielckiem.
"Into the Void" to album mocno inspirowany power metalem niemieckim i słychać to od początku do końca.
Te kompozycje są tym razem bardzo dobre, jasne w formie i treści, wyraziste w refrenach, klasyczne w konwencji - chociażby "Condition Red" IRON SAVIOR. Zagrane z przekonaniem i takim świeżym powiewem When Humanity Is Gone i Frozen są doskonałym wprowadzeniem i cieszy brak zadęcia i bezpretensjonalność tych kompozycji. Bardzo dobre chórki można usłyszeć na całej płycie, solidne, powiązane z zasadniczymi melodiami sola, do tego sympatyczne, nieco futurystyczne klawisze i zgrabne zagrywki sekcji rytmicznej. I tak jest także w A New Dimension z dodatkowym łagodnym fragmentem oraz mocniejszym w gitarach Awake z udziałem Sielcka i mamy tu klasykę stylu IRON SAVIOR z jego liderem w roli głównej i w doskonałym duecie z Sköldem. Czy aby na pewno Sielck nie miał tu udziału w komponowaniu tego utworu? Refren kapitalny i wybornie kruszący w heroicznym stylu! Dużo pozytywnej energii i doskonała gra gitarzystów w Solar Storm i prostymi środkami przykuwają uwagę w melodic power metalowym natarciu także w Until the Day I Die ze świetnym chóralny refrenem i w In the Void w czysto hansenowskim stylu GAMMA RAY w bardziej bojowo-romantycznych numerach. Doskonała robota! Nie odpuszczają do końca. Wystarczyło pomysłów na prawie godzinę i czarują swobodą i melodiami w kolejnych hitach - szybkim i zamaszystym Warriors of Time i nieco spokojniejszym Heart on Fire z jeszcze jednym zapadającym w pamięć chóralnym, chwytliwym refrenem.
Łagodniej i bardziej balladowo prezentują się w Astral Flames, ale nie tworzą niczego, co byłoby radiowo nastawionym sentymentalizmem. A na koniec mocny, nasycony neoklasyką akcent. To doskonale podsumowujący całość Winds of Faith. Wszystko, co najlepsze z tego albumu w jednym. Podobnymi kompozycjami zamykały swoje płyty najlepsze zespoły niemieckie.

Bardzo dobre brzmienie, fakt - typowo niemieckie stworzył Ronny Milianowicz, ale naprawdę bardzo dobre. Czytelne, pełne przestrzeni i zgrabnie umieszczonych planów dalszych.
Pełen znakomitych melodii i z gracją wykonanych aranżacji album zagrany bez kompleksów wobec największych gwiazd niemieckiej sceny melodic power. Klasyczne wzorce wykorzystane w jak najbardziej udany sposób.
Szwedzi grają niemiecki melodic power metal. Grają znakomicie.


ocena: 9/10

new 8.12.2019
Veonity - Sorrows (2020)

[Obrazek: 140928-Veonity-Sorrows.jpg]

tracklista:
1.Broken 01:15
2.Graced or Damned 05:48
3.Back in to the Dark 05:06
4.Blinded Eyes Will See 05:01
5.Where Are Memories Used to Grow 04:43
6.Acceptance 04:21
7.Free Again 04:45
8.Center of the Storm 04:47
9.War 05:01
10.Fear of Being Alive 06:03

rok wydania: 2020
gatunek: power metal
kraj: Szwecja

skład zespołu:
Anders Sköld - śpiew, gitara
Samuel Lundström - gitara
Kristoffer Lidre - gitara basowa
Joel Kollberg - perkusja
oraz:
Jonas Heidgert - śpiew ("Where Are Memories Used to Grow")


21 sierpnia 2020 VEONITY debiutuje w barwach kolejnej znanej wytwórni, tym razem włoskiej Scarlet Records.
Jest to na pewno wydarzenie istotne, bo zespół stanowi od kilku lat nieodłączny element szwedzkiej sceny power metalowej, choć album poprzedni ("Legend of The Starborn"), był nieco rozczarowujący.

Tym razem wszystko zaczyna się od smutnego intro Broken i jest inaczej, jest inny klimat, także dalej. To nie do końca jest już ten typowy epic europower metal, jaki grali wcześniej. Tytuł płyty nie jest przypadkowy i te nostalgiczne i melancholijne motywy stanowią osnowę Graced or Damned. Tyle że gdy wokal Anders Sköld jest wyższy, to trochę to przypomina jednak niemiecki power z kiskepodobnym śpiewem. Jest dramatyzm, taki melodyjny w dosyć wolno zagranym Back in to the Dark, jest także wyrazista melodia i prosty refren w prawie radiowej konwencji. Lekki i zagrany z wdziękiem Blinded Eyes Will See jest sympatyczny, niezależnie od tego, że zasadnicza melodia to jest już niesamowicie wyeksploatowana przez inne grupy z kręgu melodic power metal...
Tu nasuwa się bardzo ważna refleksja. VEONITY za bardzo miesza power metalowe podgatunki. Raz pojawiają się skoczne motywy z terytorium HELLOWEEN i jego naśladowców, to znowu melancholijne akcenty typowe dla EXCALION, to znowu coś z ze szwedzkiej przebojowości przynależnej w swoim czasie DREAMLAND. Może nawet pojawia się włoski progressive melodic power, w co tu dużo mówić, znakomitych partiach klawiszowych, no i w Where Are Memories Used to Grow całościowo, gdzie zaśpiewał Jonas Heidgert z DRAGONLAND. Słychać Włochy, po prostu Włochy. Jeden raz tak wyraziście, bo już Acceptance to stylowo kompozycja znowu stanowiąca mix DREAMLAND i EXCALION i chyba średnio udana próba wejścia na obszary późnego NOCTURNAL RITES.
Anders Sköld jest momentami zanadto manieryczny i ten radiowy styl w opcji "Sturm und Drang" (jak bardzo to słychać w  niezłym w sumie Fear of Being Alive na koniec) wydaje się preferowany nieco na siłę. Jest przystępnie, jest mainstreamowo, ale ten wokalista naprawdę śpiewał już lepiej. Center of the Storm jest przykładem, że można było zaśpiewać to inaczej i dać słuchaczom bardzo numer o lekko heroicznym odcieniu. Jak zwykle solidna robota gitarowa i dobra gra sekcji rytmicznej, która przy tych wolniejszych tym razem i mniej dynamicznych kompozycjach ma mniej do powiedzenia niż nawet na poprzedniej płycie.
Pewne kompozycje są zupełnie nieinteresujące, jak Free Again, przypominająca kolejny naiwny klon HELLOWEEN. Na takich numerach poległ w swoim czasie INSANIA (Stockholm) i jeśli tak się bardziej tej płycie przysłuchać, to jest tu bardzo dużo z tej nieokreśloności INSANIA właśnie z ostatniej płyty. Z kolei bardziej zadziorny zaczyna się bardzo dobrze, ale czar pryska w dalszej części i dostajemy potem coś na kształt mixu SONATA ARCTICA ze środkowego okresu i lajtowego potraktowania stylu SABATON. Ogólnie numer niewykorzystanych możliwości.

Co zachwyca? Produkcja. Wyborne jest to brzmienie, o odpowiednim ciężarze, doskonałej selektywności i wzorcowym ustawieniu instrumentów przestrzeni. Wokal doskonale słyszalny i to bez wrażenia wysuwania go na plan pierwszy na siłę. Plany klawiszowe zrobione na poziomie ekstraklasy światowej. Po raz kolejny Ronny Milianowicz i Tony Lindgren pokazali, jak się powinno realizować w studio albumy z taką muzyką!
Power metalu jako takiego mniej niż zazwyczaj, sporo wycieczek w kierunku klasycznego melodic heavy metal o zabarwieniu radiowym i magii miecza i topora praktycznie nie ma. Dobra płyta w kategorii melodyjnego metalu mainstreamowego, gdzieś pomiędzy Szwecją, Finlandią a Włochami, ale porywa, nie wstrząsa w żadnej z kompozycji, gładkich wypolerowanych i ułożonych w każdej sekundzie. Melodie trudno uznać za oryginalne, rzuca się w oczy brak chwytającej za serce ballady metalowej, której można by tu było oczekiwać. Podsumowując - wyjście do szerszej publiczności niż dotychczas, ale to nie jest przebojowość metalowa na miarę DYNAZTY.

ocena: 7/10

new 6.07.2020

przedpremierowa recenzja dzięki uprzejmości wytwórni Scarlet Records
Veonity - Elements of Power (2022)

[Obrazek: 998008.jpg?2722]

tracklista:
1.Beyond the Realm of Reality 05:11
2.The Surge 04:49
3.Altar of Power 04:33
4.Elements of Power 05:04
5.Gargoyles of Black Steel 04:38
6.Dive into the Light 05:41
7.Facing the Water 04:55
8.Blood of the Beast 05:22
9.Curse of the Barren Plains 04:35
10.Return to the Land of Light 03:55

rok wydania: 2022
gatunek: power metal
kraj: Szwecja

skład zespołu:
Anders Sköld - śpiew, gitara
Samuel Lundström - gitara
Kristoffer Lidre - gitara basowa
Joel Kollberg - perkusja

Na 22 lutego 2022 Scarlet Records planuje premierę piątego albumu VEONITY i trzeba przyznać, że ten zespół od roku 2015 zgromadził duży dorobek artystyczny.

Z jakością bywało różnie, choć potencjał ten zespół niewątpliwie ma, co udowodnił wybornym LP "Into the Void" w 2016. Teraz po pewnym eksperymencie z częściowym odejściem od power metalu na albumie poprzednim, zespół powraca w bezpieczne obszary melodic power metalu głównego nurtu, raczej niemieckiego niż klasycznie skandynawskiego i niestety raczej z kręgu FREEDOM CALL w radosnym, nieskrępowanym tworzeniu naiwnych melodii o słonecznej, radiowej przebojowości refrenów. To słychać w Beyond the Realm of Reality (choć są tu i odległe echa zagrywek neoklasycznych). Fanfarowy Altar of Power jest takim uproszczonym połączeniem power metalu heroicznego (co jest markowane w bojowych chórkach) i niemal power rocka w pewnych fragmentach. Jest jeden spory zgrzyt w postaci refrenu z Curse of the Barren Plains i tu wypadło to fatalnie, w najgorszym możliwym niemieckim stylu. Anders Sköld zaśpiewał to ponadto wyjątkowo źle, na granicy rozpaczliwego fałszu. Natomiast w obudowanym lekkimi symfonizacjami tytułowym Elements of Power świetnie zaprezentował się gość Siegfried "The Dragonslayer" Samer z DRAGONY i szkoda tylko, że po ekscytującym początku z solem gitarowym ten utwór skręca w kierunku bardzo mainstreamowego symfonicznego power metalu. Niektóre tytuły są bardzo "metal true" (Gargoyles of Black Steel, Blood of the Beast), kryją się jednak za nimi proste ograne motywy melodic power z łagodnymi wysoko zaśpiewanymi refrenami i realnej epickości tu nie ma. Szkoda, że grupa się bardziej nie postarała o prawdziwie zapadające w pamięć refreny i melodie zwrotek, bo to co tu można usłyszeć od początku do końca jest bardzo powszednie i wyeksploatowane. Tak jak w Return to the Land of Light kiedyś grał INSANIA i robił to przeważnie lepiej, dobrze jednak, że VEONITY choć trochę nawiązuje do szwedzkiej tradycji melodic power metal. Solidnie, ale bez błysku prezentują się szybkie Facing the Water i Dive into the Light, przy czym Facing the Water w bardzo ładny sposób nawiązuje do starej rock/metalowej szkoły szwedzkiej w łagodnych rockowych partiach. Najlepsze riffy? Oczywiście te z The Surge i to jest tak naprawdę jedyny utwór w tym zakresie nawiązujący do najlepszych tradycji VEONITY. No cóż, kolejny wysoki refren jest taki sobie i pozostaje się delektować dynamiczną grą gitarzysty. I klawiszowy pasaż także bardzo dobry.
Tak w ogóle to jest koncept fantasy o walce pewnego ziomka ze złem, ale bez wgłębiania się w teksty wrażenia spójności fabuły nie ma.

Wykonanie bardzo dobre, choć może więcej w indywidualnych partiach mógł dać z siebie Samuel Lundström. Niekiedy te sola są odrobinę zbyt schematyczne.
Zrealizowna w Studio Friedman Fredrika Nordströma płyta brzmi świetnie i ustawienie perkusji jest po prostu fenomenalne, co zresztą słychać parę razy bardzo wyraźnie, gdy ten instrument jest wiodący. Ciężar ogólny wypośrodkowany i w sam raz jeśli chodzi o gitarę, mix nad wyraz klarowny, co przy takim natężeniu riffów szybkości jest bardzo istotne.
Tak, jest na tym albumie dużo pędu, dużo melodic power metalowych galopad i zgiełku, jest gęsta perkusja i trochę ciekawych dynamicznych solówek, ale jest to wszystko nad wyraz wtórne, a jeśli polatuje nad tym duch FREEDOM CALL, to i nieinteresujące. Taki trochę power metal dla odbiorcy mało wyrobionego i mało wybrednego, choć na pewno dużo lepszy od tego, czym raczy od lat FREEDOM CALL.


ocena: 7,5/10

new 20.12.2021

Przedpremierowa recenzja dzięki uprzejmości wytwórni Scarlet Records