Drużyna Spolszczenia

Pełna wersja: Terminus
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Terminus - The Reaper's Spiral (2015)

[Obrazek: R-7308967-1438545971-4796.jpeg.jpg]

tracklista:
1.The Reaper's Spiral 05:31
2.The Psychohistorians 02:51
3.The Encyclopedists 05:19
4.The Mayors 05:40
5.The Traders 02:44
6.The Merchant Princes 04:43
7.Poseidon's Children 03:33
8.Fortress Titan 04:49
9.Centaurean 06:45

rok wydania: 2015
gatunek: epic heavy/power metal
kraj: Wielka Brytania

skład zespołu:
James Beattie - śpiew
Paul Duffy - gitara
Gavin Coulter - gitara
David McCallum - gitara basowa
David Gillespie - perkusja

Gdy w roku 2013 w sieci pojawiło się demo TERMINUS "Into Exile" było jasne, że pojawił się na europejskiej scenie metalowej nie lada gracz. Grupa pochodzi z Belfastu w Irlandii Północnej i założona została rok wcześniej, a trzech jej członków zdobywało doświadczenia w grającej progresywny death metal, mało znanej formacji DEVILSMAKERTHREE.
TERMINUS gra jednak coś innego. To epicki heavy/power metal oparty po części o prozę Isaaca Asimova, po części zaś o stare mity, podania i legendy. Literacki poziom tekstów jest wysoki, ale sama muzyka jest jeszcze lepsza.
Zespół wydał swój pierwszy album "The Reaper's Spiral" nakładem Stormspell Records w czerwcu 2015 roku i jest to debiut sensacyjny i w pełni spełniający oczekiwania jakie w tym zespole pokładano, gdy tylko pojawił się na metalowym horyzoncie.

Epickość TERMINUS nie opiera się jak w przypadku chociażby grup włoskich czy greckich na podniosłym monumentalizmie i patetyczności, a raczej na specyficznym klimacie, który można przyrównać do tego, jaki generuje irlandzki OLD SEASON i amerykańskie bandy z linii MANILLA ROAD i WARLORD. Z drugiej strony, jest tu pełny zestaw najbardziej klasycznych zagrań charakterystycznych dla brytyjskiego classic metalu i pod tym względem rozpoznawalność jest prosta.
TERMINUS gra umiarkowanie szybko, bez nadmiernych zrywów, a wolniejsze partie mają zawsze konkretne znaczenie. Najszybszy jest tu The Merchant Princes, gdzie można także wyczuć echa niemieckiego melodic power w stylu pracy gitar. Ogólnie nie ma tu dłużyzn, nie ma rozwadniania i są to kompozycje masywne, trochę posępne, trochę mistyczne, no i przede wszystkim posiadają autentyczną heavy/power metalową moc. Tu należy zwrócić uwagę na brzmienie gitar, które naprawdę są głębokie i ciężkie, nisko strojone i zarazem ciepłe i podobne brzmienie spotyka się nieczęsto. Gdyby szukać analogii, to chyba SINISTER REALM, tyle że w przypadku TERMINUS głębia długich wybrzmiewań jest większa. Te gitary kruszą i rozdzierają na strzępy i nie ma nic przyjemniejszego niż rozdarcie na strzępy w taki właśnie sposób. Sola są bardzo dobre, chociaż nie stanowią soli tego LP, bo większość tego, co trzeba powiedzieć, wyśpiewuje wokalista. Wszystko jest wybornie zaśpiewane przez nowicjusza bez tremy James Beattie, wspaniałe tenorowe metalowe gardło z odpowiednim zadziorem i chrypką gdy trzeba.
Trudno tu wyróżnić specjalnie którąś z kompozycji, bo wszystkie są na jednakowo wyśmienitym poziomie. Polatuje nad tym wszystkim duch średniowiecza i mistycyzmu, ale jakby mimowolny, bez celowania w  to specjalnymi chwytami artystycznymi. To wszystko jakoś tak samo z siebie się pojawia... Jest też rzecz jasna wiele czysto rycerskiego grania i tu TERMINUS ma wiele wspólnego z potężniej zagranym TWISTED TOWER DIRE. Każde dążenie do refrenu jest spełnione i eksploduje w kapitalnych melodiach dla nich stworzonych. W Fortress Titan wstawiony jest piękny epic doomowy wolny fragment instrumentalny, a Centaurean trwający prawie siedem minut nie pozwala się nudzić ani przez chwilę i jeśli power metal ma być poruszający i rycerski, to na pewno w taki właśnie sposób.

Soczystość gitar, rozpoznawalność sekcji rytmicznej i ogólne przepiękne zgranie całości to zasługa Portugalczyka Paula Vieiry, specjalisty od mixu i masteringu, a także gitarzysty w wielu krajowych grupach. Słyszałem pewną liczbę realizowanych przez niego płyt i trzeba przyznać, że w każdą wkłada sporo iberyjskiego ciepła. To jest także i tutaj, na albumie TERMINUS. Ta płyta TERMINUS należy niewątpliwie do największych osiągnięć brytyjskiego heavy/power i patrząc szerzej nie tylko brytyjskiego. Belfast i cała metalowa Europa może być dumna z TERMINUS.
Mam nadzieję, że jeszcze o tym zespole będzie można dużo napisać, przy okazji kolejnej płyty, na którą oczekuję z ogromnymi nadziejami.


ocena: 10/10

new 8.01.2018
Terminus - A Single Point of Light (2019)

[Obrazek: R-14364089-1573037575-2074.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. To Ash, to Dust 03:40       
2. Harvest 08:26
3. As Through a Child's Eyes 04:32     
4. Flesh Falls from Steel 03:46     
5. Mhira, Tell Me the Nature of Your Existence 05:55     
6. Cry Havoc 05:40       
7. Spinning Webs, Catching Dreams 10:28

Rok: 2019
Gatunek: Epic Heavy/Power Metal
Kraj: Wielka Brytania

Skład:
James Beattie - śpiew
David Gillespie - gitara, bas, perkusja

To już druga płyta tego zespołu, tylko w znacznie pomniejszonym składzie względem debiutu i zamiast szukać nowych członków, Gillespie postanowił zagrać na wszystkich instrumentach sam.
Zmieniła się też wytwórnia i tym razem za wydanie płyty odpowiada włoski Cruz Del Sur Music.

Może to i nie jest przypadek, bo zespół próbuje tutaj różnych rzeczy i otwierający To Ash, To Dust brzmi dość grecko i surowo. Całkiem niezłe otwarcie, Harvest to też solidny epicki kawałek, chociaż tutaj fundamentem jest chyba bardziej Candlemass i Black Sabbath, chociaż słychać tutaj też nieco greckiego ducha w basie. Jest i tradycyjny brytyjski heavy metal okręgów Owensa w As Through a Child's Eyes, ale to brzmi bardzo mizernie i bez historii jak ostatnie płyty Judas Priest. Potem znowu coś greckiego w całkiem niezłym Flesh Falls From Steel, chociaż sam refren mógł być lepszy. Za to Mhira, Tell Me the Nature of Your Existence bardzo dobry, szczególnie w refrenach i drugiej połowie. Świetna perkusja i bas! Tutaj gościnnie zagrał na gitarze Alvyn McQuitty i słychać różnicę jakościową względem utworów poprzednich. Cry Havoc to znów solidne power granie, chociaż tutaj wychodzi bardziej amerykańska szorstkość i wykonanie płyty poprzedniej. Na koniec 10 minutowy kolos Spinning Webs, Catching Dreams, coś z Manowar, coś znów z Grecji - bojowo i potężnie to jest zagrane, aż chce się chwycić za miecz. Bębny są przepotężne, ale jest moment, gdzie chciałoby się, aby blachy brzmiały czyściej, bo trochę zagłuszają gitarę i wokalistę. Poprzednia płyta niby rozwiązała to lepiej i nie było tego problemu, ale sama perkusja tak nie brzmiała. Po prostu wyborne epic dzieło, które w ogóle nie nudzi i nie męczy.

Tym razem za produkcję odpowiada Richard Whittaker, który odpowiadał m.in. za brzmienie ostatniej płyty Solstice i szczerze powiedziawszy brzmienie jest dość podobne, chociaż u Solstice gitary były mocniejsze, tutaj brzmią trochę... Sam nie wiem, Szwedzko? Ogólnie jednak brzmienie bardzo dobre i raczej bez zarzutu poza jedną, drobną wpadką. Sama perkusja po prostu demoluje, tak jak bas, który bez problemu się tutaj przebija. Wokalnie jest bardzo dobrze, chociaż Beattie nie ma już tak ostrych momentów jak na płycie poprzedniej. Może gitarowo mogło być lepiej, bo słychać, że Gillespie to raczej lepszy perkusista niż gitarzysta, ale i tak zagrał bardzo dobrze.

Płyta nieco inna, a jednocześnie logiczna kontynuacja poprzedniej, zagrana na wysokim poziomie, chociaż kompozycyjnie nieco gorzej niż poprzednio.
Co nie zmienia faktu, że słucha się tego bardzo dobrze.


Ocena: 8/10

SteelHammer