Drużyna Spolszczenia

Pełna wersja: Ironsword
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Ironsword - Ironsword (2002)

[Obrazek: 5027.jpg?2145]

tracklista:
1.Intro 00:54
2.March On 03:16
3.King of All Kings 03:39
4.Legions 03:03
5.Under the Flag of Rome 04:58
6.Into the Arena 04:46
7.Ancient Sword of the Dead 05:12
8.Call of Doom 03:31
9.Guardians 03:57
10.Burning Metal 04:54
11.Outro 00:24

rok wydania: 2002
gatunek: epic heavy/power metal
kraj: Portugalia

skład zespołu:
Tann ( João Fonseca) - śpiew, gitara
Victor "Axemaster" Costa - gitara basowa
Ricardo "Hammer" - perkusja


Mówisz IRONSWORD - myślisz MANILLA ROAD.
Tak, z całą pewnością portugalski band z Lizbony jest najbardziej przywiązanym do oryginału epigonem twórczości Marka Sheltona (R.I.P. 2018) i okazuje to już od roku 1995. IRONSWORD prowadzony przez Tanna (João Fonseca) jest jednym tylko z jego licznych projektów, bo przecież w latach 90 Fonseca był filarem takich grup jak MOONSPELL, ALASTOR czy DECAYED, ale to właśnie IRONSWORD jest tym, przy czym wytrwał najdłużej i ta grupa istnieje do dnia dzisiejszego.

S/t debiut IRONSWORD, wydany przez brytyjską wytwórnię The Miskatonic Foundation w czerwcu 2002, to płyta z metalem surowym, epickim, rycerskim i heroicznym, jednak o nieco większej dawce mroku niż analogiczne płyty Amerykanów, co wynika z dosyć prostej, nieobrobionej produkcji oraz specyfice wokalu Tanna, raczej topornego i artystycznie mało wysublimowanego, a przy tym odległego od przemyślanego w każdym szczególe śpiewu Sheltona. Melodie są także proste, wszystko zostało zagrane w umiarkowanych i szybkich tempach, nie ma też monumentalnych epickich kolosów. Masywny rycerski heavy metal z licznymi odniesieniami do USPM (Call of Doom, Guardians ), także w stylu gry perkusisty, jest przetykany bardzo dobrymi pełnymi emocji i dramatyzmu solami gitarowymi Tanna. W pamięć zapada to z King of All Kings oraz to z Burning Metal. Godna szacunku jest także gitarowa robota w rozdzierającym riffami dumnym Into the Arena, zaliczanym do najbardziej klasycznych kompozycji IRONSWORD. 
Co ciekawe słychać równie wyraźne nawiązania do debiutu KREATOR w drapieżnym Legions, natomiast typowa epika metalowa w konwencji MANILLA ROAD w pełni ujawnia się w Under the Flag of Rome, w Ancient Sword of the Dead oraz przede wszystkim w nieco romantycznym w swej epickości Burning Metal.

Jest to jedyny album nagrany w tym składzie, bo już w tym samym roku Tann zaprosił do współpracy innych muzyków, ale nadal grupa działała jak trio.
Surowy, bezkompromisowy rycerski heavy i power metal w klasycznej amerykańskiej tradycji lat 80tych.


ocena: 8/10

new 25.08.2019
Ironsword - Return of the Warrior (2004)

[Obrazek: R-3039961-1502968861-3729.jpeg.jpg]

tracklista:
1.Ironsword 04:12
2.Beginning of the End 04:46
3.First Masters 02:42
4.Return of the Warrior 03:54
5.Brothers of the Blade 03:29
6.Nemedian Chronicles 03:21
7.Way of the Barbarian 03:48
8.Dragons of the Sea 04:07
9.The Wench 02:30
10.War Hymn 04:11
11.Death or Glory 03:06
12.Let the Titans Collide 05:37

rok wydania: 2004
gatunek: epic heavy/power metal
kraj: Portugalia

skład zespołu:
Tann (João Fonseca) - śpiew, gitara
Rick Thor - gitara basowa
Arrno Maalm (Norberto Arrais) - perkusja


Nowy skład IRONSWORD po raz drugi uderzył Żelaznym Mieczem 1 września 2004 za sprawą brytyjskiej wytwórni The Miskatonic Foundation.

Dumna surowość miesza się tu bardzo dobrymi melodiami i zróżnicowanymi tempami i rycerski duch polatuje nad tym wszystkim cały czas. Tann odszedł od prostego przełożenia stylu MANILLA ROAD na warunki portugalskie i dodał więcej iberyjskiego ciepła i patosu, przez to utwory nabrały także bardziej uniwersalnego true charakteru.
Szybkie stalowe kompozycje są bardzo nośne i tytułowy Ironsword można tu uznać za sztandarowy, przy czym speed metalowe tempo jednoznacznie przywodzi tu na myśl amerykańskie grupy z lat 80-tych. Jest energia i drapieżność oraz oldcholoowy klimat bezkompromisowego heavy metalu tamtych lat.
Bardziej rycerskie kompozycje heavy metalowe mają w sobie dużo true patosu, nieco odmiennego w formie niż ten, do którego przywykliśmy przy okazji MANOWAR, bo głos Tanna jest oczywiście bardziej w stylu Kilmistera, co jednak w refrenach ulega zmianie dzięki chórkom całego zespołu. Świetnie to wyszło w Beginning of the End. Prostymi środkami osiągają kapitalny efekt w morderczym, a przy czym jakże rycerskim First Masters oraz w kruszącym stalowe płyty pancerne Dragons of the Sea. Niesamowita pierwotna siła heavy metalu! Totalnie powalający na kolana mega epicki refren!
IRONSWORD nie bawi się w kolosy epickie, gra kompozycje proste zwarte, nasycone gitarowym mięchem, z riffami niby nieoryginalnymi, ale przecież porywającymi. Tak jest w Return of the Warrior, tak jest w speedowym Brothers of the Blade , jednej z najbardziej surowych kompozycji z tej płyty, z klasycznym apokaliptycznym zwieńczeniem. Moc!
Zresztą, tej mocy to nie brakuje także w fenomenalnie prowadzonym gitarowo (co za przejścia!) Nemedian Chronicles, ze znakomitą melodią i ten kawałek to prawdziwy true heavy metalowy wymiatacz! Way of the Barbarian rozkręca się powoli w majestatyczny sposób i czy może być bardziej barbarzyńskiego? No, chyba tylko THOR w najlepszej dyspozycji... W The Wench nie potrzebują nawet trzech minut by oldscholoowo zdewastować (co za dynamit! no te westchnienia i jęki...), a War Hymn jest po prosty za krótki, bo to Hymn wspaniały w swej barbarzyńskiej surowości. Pod koniec nieco mocnego epic grania w stylu amerykańskim inspirowanego death metalowym stylem gry perkusisty i zagrywkami speed/thrashowymi w Death or Glory i zwieńczenie w postaci wolniejszego, dłuższego i bardziej rozbudowanego Let the Titans Collide inspirowanego MANILLA ROAD, VIRGIN STEELE i BROCAS HELM. Moc, surowa epicka moc!

Tann gra bardzo dobre sola, epickie, podniosłe, i w każdym momencie czytelne. Styl gry sekcji rytmicznej jest całkowicie podporządkowany regułom lat 80-tych i w tym zakresie obaj spisali się wybornie. Do tego dochodzi bardzo tradycyjny styl realizacji brzmienia i tych instrumentów słucha się tak jak w roku 1985, ale przy okazji nie ma tu produkcyjnej bezradności, jaka cechowała większość albumów tamtej epoki. Prosto, surowo, ale selektywnie.

Tann Barbarian Destroyer!


ocena: 9,8/10

new 23.09.2019
Ironsword - Overlords of Chaos (2008)

[Obrazek: R-2643563-1571508900-9036.jpeg.jpg]

tracklista:
1.Death of the Gods 04:22
2.An Ending in Fire 05:00
3.Overlords of Chaos 06:49
4.Blood and Honor 05:08
5.Cimmeria 04:20
6.Wrath of Crom 02:54
7.Hyperborean Hordes 03:33
8.Road Warriors 04:31
9.Fear the Night 03:17
10.Dark Shadows of Stygia 04:30
11.Crown of Iron 04:05
12.Call of Cthulhu 04:49
13.The Pyre of Kings 03:43

rok wydania: 2008
gatunek: epic heavy/power metal
kraj: Portugalia

skład zespołu:
Tann (João Fonseca) - śpiew, gitara
Rick Thor - gitara basowa
Arrno Maalm (Norberto Arrais) - perkusja

Jest to trzecia płyta IRONSWORD wydana przez Shadow Kingdom Records we wrześniu 2008 roku.

Tann chyba nie miał specjalnie pomysłu na to co zagrać. Zagrał po prostu masywny, zwarty tradycyjny true heavy metal, ale w znacznej mierze zupełnie nierozpoznawalny i surowe, tradycyjne riffy w dosyć szybkich tempach są po prostu graniem dla grania rycerskiego heavy, który nie porywa w mdłych refrenach, tym bardziej, że wokalnie Tann się tu prezentuje dosyć słabo, pomrukując jak głodny niedźwiedź. Jeden utwór podobny do drugiego, te same motywy w nieco innych tonacjach i konfiguracjach i ogólnie nuda. Takie granie osadzone w filozofii amerykańskiej grało wiele zespołów z USA w latach 90-tych i niemal natychmiast zniknęły one ze sceny, bo co wnosi taka kompozycja jak Road Warriors?
Średnio udaną próbą nawiązania do triumfu z 2004 jest bardzo szybki, z pewną liczbą riffów stylu RUNNING WILD i potężnie grzmiącą perkusją Fear the Night, ale doprawdy bardzo średnią. Trochę więcej warta jest wolniejsza epicka kompozycja Hyperborean Hordes w stylu grecko-włoskim, ale trwa tylko nieco ponad trzy minuty i bardzo dobre motywy nie znalazły tu szerszego rozwinięcia.  Nieciekawym bezpośrednim nawiązaniem do MANILLA ROAD jest natomiast Dark Shadows of Stygia. Gdyby zaś wybrać jakiś lepszy refren, to chyba tylko ten dostojny z Call of Cthulhu przychodzi tu na myśl.
Kończy się to wszystko akustyczną balladą epicką w refleksyjnym klimacie The Pyre of Kings, ale to jedynie odpoczynek po prawie godzinie ataku ciężkimi, brudnawymi heavy riffami, które nie układają się w ciekawe kompozycje.

Nie można nawet powiedzieć, że Tann tu gra dobre solówki. Bo nie gra. Topornie, bez finezji, bez pomysłu, typowo. Biednie się to prezentuje...
Coś trzeba było nagrać, jakoś o sobie przypomnieć. Jakoś w tym przypadku nie oznacza dobrze. Album ten specjalnie uwagi nie przyciągnął, a następny pojawił się dopiero wiele lat później.


ocena: 6,6/10

new 17.11.2019
Ironsword - None but the Brave (2015)

[Obrazek: R-6939555-1429984328-9255.jpeg.jpg]

tracklista:
1.Forging the Sword 03:38
2.Kings of the Night 04:08
3.Calm Before the Storm 03:52
4.None but the Brave 02:50
5.Ring of Fire 02:54
6.Betrayer 04:33
7.The Usurper 03:00
8.Army of Darkness 04:04
9.Vengeance Will Be Mine 02:24
10.Cursed and Damned 05:32
11.Eye for an Eye 04:30
12.The Shadow Kingdom 05:08

rok wydania: 2015
gatunek: heavy metal
kraj: Portugalia

skład zespołu:
Tann (João Fonseca) - śpiew, gitara
Aires Pereira- gitara basowa
João Monteiro - perkusja


Tann powraca w roku 2015.  Powraca z nową płytą IRONSWORD "None But The Brave" i jednocześnie powraca do stylu z roku 2004, proponując kompozycje heavy true zdecydowanie bardziej melodyjne i chwytliwe w heroicznym stylu, niż tez 2008 roku. Jest to także inny skład niż poprzednio, bo tu na basie zagrał Aires Pereira z MOONSPELL oraz João Monteiro
z gothic metalowego ENCHANTYA. Album został wydany w maju 2015 przez Shadow Kingdom Records.

Dużo pędu, dużo melodii, dużo bojowych refrenów i bardziej klarowna produkcja niż poprzednio to główne zalety tego albumu. Ponadto Tann śpiewa znacznie lepiej niż w 2008 i ogólnie jest to odżegnanie się od stylistyki MANILLA ROAD, granie lżejsze, nieskomplikowane, a zarazem bardzo atrakcyjne. Wizytówką bardzo dobrego  heavy metalu tradycyjnego jest już na pewno Forging the Sword i takich nośnych refrenów granych w umiarkowanej szybkich numerów jest tu znacznie więcej. Zdecydowanie niszczący jest pełen true metalowej dumy szybki Ring of Fire oraz kruszący czaszki, super heroiczny w melodii Betrayer kapitalnie zaśpiewany w manierze Jona Mikl Thora przez Tanna. No a trwający dwie i pół minuty Vengeance Will Be Mine to kapitalny przykład czym jest true granie z męskimi wojennymi chórkami. Prosta dewastacja w majestatycznym stylu!
Bardzo solidne są krótkie wolniejsze hymnowe i heroiczne bojowe numery None but the Brave, dostojnie galopujące The Usurper i Cursed and Damned czy też mocarny w riffach Army of Darkness ze zdecydowanym, bardzo rozpoznawalnym true refrenem. Może nie wszystkie utwory to szczególnie wysoki poziom (Kings of the Night, Calm Before the Storm, Eye for an Eye), ale to jest i tak dobry heavy metal w nie za długich numerach z melodyjnymi solówkami.

Nie mogło zabraknąć również bardziej nastawionego na refleksyjną monumentalną epikę  utworu i takim jest umieszczony na końcu The Shadow Kingdom. Dobre, ale jakoś akurat tu zabrakło pomysłu na wydobycie bardziej podniosłego klimatu i kompozycja cierpi na braki w wolniejszej instrumentalne partii. Samo solo to tu nieco za mało. Jeśli by szukać czegoś najbardziej zbliżonego do stylistyki MANILLA ROAD, to w tym utworze jest najbliżej do Amerykanów.
Bardzo dobre są partie basu, kreatywna perkusja (oczywiście wramach gatunku) no i przede wszystkim Tann wie, co chce zaprezentowac na tej płycie woklanie i gitarowo.
W dobie dominacji mixów gatunkowych takich płyt z korzennym true heavy metalem jest bardzo mało, a jeśli już się pojawiają to jest to zazwyczaj muzyka naiwna i prymitywna. IRONSWORD nagrał album prosty, ale nie prymitywny, zakotwiczony w najbardziej klasycznych riffach z lat 80tych, tak w europejskim jak i amerykańskim stylu. Zrealizowana w klasycznej vintage konwencji brzmienia "None but the Brave" to płyta nostalgiczna i wywołująca wspomnienia, nie tylko tego jak grał IRONSWORD dziesięć lat wcześniej, ale szersze i głębsze, nad naturą pojęcia "true heavy metal", który wcale nie jest tym samym co classic traditional heavy. IRONSWORD gra true w najbardziej encyklopedyczny sposób.


ocena: 8/10

new 21.11.2019
Ironsword - Servants of Steel (2020)

[Obrazek: R-14686642-1588893207-3894.jpeg.jpg]

tracklista:
1.Hyborian Scrolls 02:15
2.Rogues in the House 05:45
3.Upon the Throne 02:43
4.Tower of the Elephant 05:06
5.In the Coils of Set 03:29
6.Red Nails 04:16
7.Gods of the North 04:45
8.Son of Crom 05:19
9.Keepers of the Crypt 04:48
10.Black Colossus 05:27
11.Isle of the Damned 04:12
12.Servants of Steel 03:06

rok wydania: 2020
gatunek: heavy metal
kraj: Portugalia

skład zespołu:
Tann (João Fonseca) - śpiew, gitara
Jorge Martins- gitara basowa
João Monteiro - perkusja

Jest to już piąty album IRONSWORD, wydany przez Alma Mater Records i przedstawiony publiczności w styczniu 2020 roku. Po raz piąty IRONSWORD podąża drogą obraną od chwili powstania i prezentuje klasyczny rycerski, epicki heavy metal. Po raz kolejny nawiązuje także do chlubnych tradycji MANILLA ROAD, tym razem już bez udziału nieodżałowanego Marka Sheltona (R.I.P.), którego miejsce jako gość specjalny zajął Bryan "Hellroadie" Patrick. W stałym składzie pojawił się także nowy basista Jorge Martins.

Hyborian Scrolls jako intro jest doskonałym wprowadzeniem do zasadniczej części płyty ma bardzo dużo z klimatu MANILLA ROAD, choć, na szczęście, IRONSWORD jak zawsze nie jest kopią słynnych Amerykanów, mimo jasno wyrażonych inspiracji. Podobnie jak na płycie poprzedniej, dominują kompozycje mocne, zwarte i nie za długie, zresztą IRONWORD nie potrzebuje zbyt wiele czasu w kompozycjach, gdzie słuchacza zachwyca, i udowodnił to nie raz.
Tann ze swoją ekipą potężnie gra galopując zdecydowanie i dumnie w Rogues in the House, który jest na tym LP utworem najdłuższym. Stalowa Pięść! Tu od razu dwa słowa o brzmieniu. Jest brutalne, potężne i kruszące i niepozbawione tak wymaganej surowości. Mix i mastering to dzieło Mistrza Harrisa Johnsa i dobrał on sound zarazem true heavy i majestatyczny, jak i niepozbawiony nieodpartej siły płyt SODOM z lat 80tych, które realizował. Ta moc gotary i głośnej sekcji rytmicznej jest niesamowicie oddziałująca i dobrze dobrana, także w aspekcie pewnego wtopienia wokalu w ten głęboki ton gitary.
Dumnie, bardzo dumnie i true grają w szybkim Upon the Throne i tu wystarcza do dewastacji niecałe trzy minuty, a Tower of the Elephant w kroczącym umiarkowanym tempie to prawdziwy majstersztyk i choć ta melodia nie jest specjalnie oryginalna, ale robi doprawdy ogromne wrażenie. Natarcia w szybkich tempach wbijają w ziemię w pełnych bezwzględnej rycerskiej i trochę mrocznej mocy In the Coils of Set oraz w trochę wolniejszym Gods of the North, gdzie zwracają uwagę wyśmienite przejścia i skromne, ale bardzo udane chórki. Takie skojarzenia z BATHORY się tu pojawiają...
Może trochę za prosty w tym wszystkim jest Red Nails i niestety refren nie przynosi tu szczególnych zmian. Nieco podobny jest ponury Keepers of the Crypt, słychać tu jednak większą dbałość o szczegóły, w tym wykorzystanie pełnych przestrzeni krótkich przerywników z gitarą akustyczną. Akustyczny wstęp do Son of Crom prowadzi ku rozwinięciu w stylu MANILLA ROAD z dużą rolą gitary, opowiadającej własną historię i chyba ta kompozycja jest tu hołdem dla Sheltona i MR, w takim łagodniejszym epicko- melancholijnym stylu, co słychać również w części instrumentalnej, bardzo jak na ten album nietypowej. Tu można usłyszeć, jak wspaniale ustawiony został bas i perkusja. Łagodnych fragmentów nie ma na tej płycie wiele, ale kapitalnie się one wplatają w heroiczny i bardzo melodyjny Black Colossus i jest to jedna z najbardziej zapadających w pamięć kompozycji z tej płyty. Zaraz potem równie bojowo, choć bardziej surowo w przygniatającym riffowo Isle of the Damned. Stalowa Pięść po raz drugi!
A numer tytułowy pozostawiony został na zakończenie i Servants of Steel. Wspaniale, dumnie i majestatycznie tu grają. Moc! Ten basowy atak na samym początku!

Realnie są to kompozycje proste, ale melodie są w ogólnej liczbie lepsze niż na albumie z 2015 roku. Proste, szczere, true metalowe melodie. Wyborne sola Tanna, fantastyczne basowe szarże oraz po raz kolejny mistrzowskie partie perkusji. To działa jak doskonale naoliwiona metalowa maszyna bojowa. Co do wokalu... osobiście bym wolał, gdyby to Tann śpiewał bez tych duetów, ale jest, jak jest i to Tann jest tu gwiazdą epickiego przekazu.
Mocna zagrana, z godną podziwu stanowczością płyta IRONSWORD, godny, lepszy następca "None But The Brave".
Classic true metal!


ocena: 9/10

new 25.01.2020