Drużyna Spolszczenia

Pełna wersja: ShadowStrike
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
ShadowStrike - Legends Of Human Spirit (2019)

[Obrazek: R-13894254-1563494769-7966.jpeg.jpg]

tracklista:
1.Heart for Yearning Journey 07:01
2.Ascension 01:35
3.Fly with Me 04:52
4.Fields of Valour 06:08
5.The Fiery Seas and Icy Winds 08:11
6.Where Sleeping Gods Await 07:39
7.Forever as One 05:07
8.Voice in the Night 07:47
9.A Dream of Stars 06:31
10.Gales of Winter 10:15

rok wydania: 2019
gatunek: symphonic/melodic/power metal
kraj: USA

skład zespołu:
Matt Krais - śpiew, gitara
Sean Walls - gitara
Jon Krais - gitara basowa
Alex Coughlin - perkusja
Ryan Patane - instrumenty klawiszowe


Jaki metal można grać na Long Island New York? Różny, ale pewnie najlepiej jakiś nowoczesny heavy metal z chrypiącym wokalistą i elementami sludge.
SHADOWSTRIKE gra metal inny od roku 2010 i ciężko się z tym przebić w USA, co oni grają. W lipcu 2019 własnym nakładem przedstawili album "Legends Of Human Spirit", ale ponieważ Ripper Owens jest lepszy, to jakoś było na ten temat dosyć cicho. Jednak, jak się okazuje na Ameryce świat się nie kończy i w październiku płyta została wydana w Japonii przez Avalon, bo w Japonii wartościowy symfoniczny i heroiczny power metal zawsze się ceniło.
Zresztą, nie tylko w Japonii przecież.

W tym stylu w USA gra mało kto, ale SHADOWSTRIKE robi to z dużą klasą i jest to metal w filozofii muzycznej jak najbardziej europejski, przywodzący na myśl pełne rozmachu albumy włoskie, a ostatnio także z innych krajów.
Świetne, pełne pędu i heroizmu power metalowe kompozycje serwuje ta grupa biegłych w swoim fachu gitarzystów i klawiszowiec o doprawdy dużej kreatywności. Może i to wszystko już było, ale słucha się tego z dużą przyjemnością, może z tak dużą jak kiedyś CELLADOR, a może z większą. Bardzo dobry wokalista wyciąga górki bez problemu i to górki bardzo wysokie, a do tego są chórki, fenomenalne chórki zrobione genialnie i odśpiewane z pasją i artyzmem.
Heart for Yearning Journey to wszystko otwiera bardzo godnie, "cinema" symfoniczne interludium z narracją Ascension przepiękne i to klasa światowa, a potem prowadzony rozległymi klawiszami Fly with Me ma rewelacyjną, potoczystą melodię i refren godny złotego medalu, chóralny i uroczysty. Znakomite! Zresztą i dalej nie odpuszczają, i to wszystko ma piękny klimat fantasy przygody, toczącej się bez chwili przestoju w bardziej podniosłym, ale zarazem bardzo zwiewnym Fields of Valour i jeśli nawet tu melodia nie jest taka nośna, to za to w The Fiery Seas and Icy Winds to nadrabiają i atakują w speed melodic power stylu przez osiem minut w otoczeniu chórów i błyskotliwych natarć klawiszy i gitar w jednym planie. Doskonale to zostało zrobione po prostu. Pompatycznie i heroicznie w Where Sleeping Gods Await i tu jedynie można się przyczepić do nieco naiwnego refrenu, który powinni zostawić dla AVANTASIA. Mocniej, szybciej i bardziej bojowo jest znowu w Forever as One i jeszcze raz w części instrumentalnej wybornie współgrają klawisze i gitary. W Voice in the Night zgrabna dynamika rozwija się stopniowo, potem nieco uspokaja się melodia główna, ale chwilami są nieprzewidywalni, by w końcu zagrać wyśmienity refren, po prostu jeden z najlepszych na tym albumie. Co za siła fantasy epic w tym tkwi! No i jakie mocarne chóry się tu pojawiają w połowie. A potem potoczysty i super elegancki A Dream of Stars i DRAGONFORCE to już dawno tak dobrze nie gra.
I wreszcie "Grand Finale" w Gales of Winter. No po prostu fantastyczne podsumowanie w pełnym pędu, monumentalizmu i prawdziwie symfonicznego rozmachu kolosie, trwającym dziesięć minut, a równocześnie po prostu za krótkim, bo dzieje się tu tak dużo. Znakomity numer i zapadające w pamięć patetyczne zakończenie.

A czemu brzmienie jest takie rewelacyjne i powiedzmy, nieamerykańskie? Bo to mastering Fascination Street Studios ze Szwecji i popracowali nad tym solidnie Mistrzowie Linus Corneliusson i Jens Bogren. Lepiej to brzmieć już nie może!
Co tu dużo mówić, znakomita płyta. Chciałoby się powiedzieć "tak to się robi w Chicago", ale oni są przecież z Long Island.
Wyborny amerykański zespół z kategorii symphonic melodic power metal i aktualnie, bez wątpienia, w USA to Numer 1 w tym stylu. Co więcej, uważam, że dołączyli do czołówki światowej.


ocena: 9,7/10

new 19.11.2019
ShadowStrike - Traveler's Tales  (2023)

[Obrazek: 1151972.jpg?0026]

tracklista:
1.The Path Untraveled 01:43
2.Broken Hearted Journey 05:17
3.Don't Turn Back 06:02
4.Winds of Change 04:41
5.Decisive Battle 06:17
6.Premonitions 03:16
7.The Oracle 08:08
8.Miracle 05:25
9.Midsummer's End 05:16
10.The Sonneteer 04:57
11.Woodland Nights 08:22

rok wydania: 2023
gatunek: symphonic/melodic/power metal
kraj: USA

skład zespołu:
Matt Krais - śpiew, gitara
Sean Walls - gitara
Jon Krais - gitara basowa
Zachary King - perkusja
Ryan Patane - instrumenty klawiszowe


15 września nakładem własnym SHADOWSTRIKE przedstawi swój drugi album, przy czym 20 września w Japonii płytę zaprezentuje słynna wytwórnia Avalon. W składzie, który nagrał ten LP jest nowy perkusista Zak King, który pojawił się w ekipie w roku 2021.

Debiut tych Amerykanów był sensacyjny i fenomenalny i takie rzeczy to jest trudno powtórzyć, tym bardziej, że się czerpie wzorce ze szkoły włoskiej, która w ostatnich także latach, za sprawą uznanych, słynnych zespołów, ale także zupełnie nowych, bardzo wysoko postawiła porzeczkę w heroicznym fantasy melodic power metalu, także o charakterze symfonicznym.
Tu mamy na początek pompatyczne, udane intro symfoniczne The Path Untraveled, a potem szybki, encyklopedyczny dla gatunku Broken Hearted Journey, ale w opcji melodii jest to jednak już motyw mocno wyeksploatowany, zaśpiewany bardzo dobrze przez Matta Kraisa i jak zwykle znakomicie zagrany przez zespół, ale to jest po prostu dobre i jakichś większych emocji nie wzbudza. Opener umiarkowanie interesujący, więc nadzieja na hit i killer przechodzi na Don't Turn Back, który jest bardziej dramatyczny i tu faktycznie chóralny refren miażdży majestatem, a dialog klawiszy Patane i gitar jest artystycznie najwyższych lotów, całościowo jednak nie wykorzystują tych atutów wynikających z melodii refrenu i same zwrotki są mniejszego formatu. Więcej symfoniki i nieco neoklasyki w eleganckim wydaniu to Winds of Change i jest do tego po raz kolejny wyborny chór wspierający Kraisa, ale czy tak do końca jest porywający motyw heroiczny, to już kwestia dyskusyjna. Brak pomysłów na tak zapadające w pamięć melodie jak na pierwszej płycie? Chyba jednak tak, bo Decisive Battle jest bojowy i zadziorny, ale po raz kolejny to już się w podobnych melodiach słyszało, zwłaszcza z Włoch. Staranne, bogate aranżacje to wrażenie powszedniości melodii nieco zacierają, ale ogólnie ono pozostaje.
No niestety, Premonitions/The Oracle, gdzie w duecie z Mattem zaśpiewała Katie Peslis jest to prostu słaby i nadęty w symfonice, przypominając takie ścieżki dźwiękowe z tych kinowych amerykańskich filmów animowanych, których już nawet dzieci nie chcą oglądać. Fatalny centralny punkt tej płyty... Następnie mamy powrót do bardziej typowego power metalu fantasy w Miracle i tak po raz kolejny to powtórka znanych motywów, gdzieś tak kiedyś stworzonych przez RHAPSODY i potem przetworzonych po raz kolejny odtwórczo przez legion zespołów, przeważnie z Włoch. Gładko i zupełnie bez cech oryginalności. Tak trochę zaczyna nudzić ten Podróżnik w swoich opowieściach, owszem zaśpiewanych na bardzo wysokim poziomie, ale poza tym to jest jednak melodic power metal naiwny i miejscami, wstyd to powiedzieć, infantylny chwilami jak szybki i trochę fanfarowy w części instrumentalnej Midsummer's End. Pieśni barda się z całą pewnością tu spodziewać należało i jest to The Sonneteer i powiem, że wyszło blado, po prostu blado... Zupełnie bez wyrazu... Finał to jak zwykle na tego typu albumach kompozycja dłuższa, bardziej rozbudowana formalnie i tu z mocnymi akcentami symfonicznymi Woodland Nights. Uruchamiają też chóry, te jednak tym razem jakoś poza tym, że są dobre niczym nie chwytają za serce, podobnie jak i mało uporządkowana formalnie melodia główna, gdzie zasadnicza melodia po raz kolejny mocno choruje na brak oryginalności.

Tony Lindgren i Linus Corneliusson jako wybitni szwedzcy inżynierowie dźwięku podeszli do sprawy mixu i masteringu bardzo poważnie i na tyle poważnie, że usłyszeli w tym wszystkim styl włoski i w tej manierze tę muzykę zrealizowali. Tak to brzmi podobnie jak KALEDON i zespoły z tego kręgu.
Godzina melodic power w stylu fantasy. Sporo za długo jak na to, co zespół ma tu do zaoferowania. Oczywiście rozumiem, że w skali amerykańskiej tak mało kto gra, ale biorąc pod uwagę Europę i to, że do słuchacza europejskiego ten album jest także, a może przede wszystkim, skierowany, to tym razem SHADOWSTRIKE ma do zaoferowania po prostu godzinę (albo i mniej) dobrej, niczym nie wyróżniającej się muzyki, jakiej w Europie w ramach tego gatunku wychodzi co roku wiele i jednak lepszej.


ocena: 7/10

new 3.08.2023

Przedpremierowa recenzja dzięki uprzejmości zespołu SHADOWSTRIKE