Drużyna Spolszczenia

Pełna wersja: Undhifeat
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Undhifeat - Reason for Existence (2016)

[Obrazek: R-10307662-1495049255-5393.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. This Is only the Beginning 01:30
2. Still Alive 05:20     
3. Just a Piece of Rebellion 05:56     
4. Under the Twilight Sky 05:18     
5. Avenge for Insult 05:00     
6. Arturia 04:57     
7. Midnight Prowler 04:35     
8. Mind of Darkness 04:52     
9. 永き夢の果てに 06:39     
10. Awakening New Days 04:36     
11. Way to the Glory 04:50     
12. Ring 05:59     
13. Undhifeat 05:24     

Rok wydania: 2016
Gatunek: Power Metal
Kraj: Japonia

Skład:
Dai - śpiew
Seiji - gitara
Hiroshi - bas
Ikka - perkusja
Yui - instrumenty klawiszowe


UNDHIFEAT to kolejny zespół, który tak naprawdę nie wiadomo, od kiedy istnieje i próbował wzbić się na podium power metalu, które bezwzględnie okupuje od lat GALNERYUS.
Z początku niezależni, po EP udało im się podpisać kontrakt z wytwórnią Eastern Glory Records, ostatecznie nic z tego nie wyszło. Wtedy do gry wszedł poważny japoński gracz Black-listed Productions i w 2016 roku wydał ich debiutancki album.

GALNERYUS spotyka AZRAEL i KNIGHTS OF ROUND. Bezwzględnie słychać przepych GALNERYUS w Still Alive, a naiwność i lekkość AZRAEL w refrenach Just a Piece of Rebellion. Bez wątpienia muzycy są utalentowani, bo sola gitarowe i klawiszowe są solidne, a perkusja zagrana dość bogato i trudno to nazwać standardowym stukaniem w bębny z nadzieją, że będzie dobrze. Momentami można nawet odnieść wrażenie, że perkusja ma więcej do zagrania niż gitarzysta.
Świetny bas jest w Under the Twilight Sky, ale to nie jest słodka zabawa AZRAEL, a niestety infantylne granie KNIGHTS OF ROUND. Avenge for Insult zapowiada się dobrze, jednak refren jest fatalny i irytujący. Fatalne chórki, beznadziejny śpiew i szkoda sola gitarowego, mimo że przecież nie jest to sensacja.
Arturia to znów próba zmierzenia się z lekkimi hitami GALNERYUS. Udane tło klawiszowe, refren to raczej naiwne AZRAEL i jest to znośne japońskie przesłodzenie szkoły STRATOVARIUS. Midnight Prowler wstępem stwarza mylne wrażenie, że będzie to amerykański GALNERYUS i zamiast tego jest bardzo przeciętny metal podlany j-rockiem z zaskakująco dobrym solem. Czy jest tutaj coś ponad przeciętność? Mind of Darkness na pewno nie jest niczym więcej jak powolnym numerem, próbującym być podniosłym i poruszającym jak SONATA ARCTICA i to jest co najwyżej poprawne, z kolei takie numery jak 永き夢の果てに ciekawiej grała CYNTIA.
Awakening New Days zapowiada się na sensowne kopiowanie AZRAEL i jest to znośne, szczególnie jeśli chodzi o sola gitarowe i klawiszowe. Way to the Glory to już jest ten poziom japońskiego słodzenia, którego nigdy ekipy włoskie flower power nie osiągnęły i nawet nie próbowały. Chórki, które mają sprawić, że to niby ma być mocne granie do podniesienia pięści wskazują raczej, że to zostało to zagrane bez śniadania. Refren jakoś ratuje sytuację, ale AZRAEL ma sporo takich refrenów. Nawet się nie spodziewa tak dobrej i mocnej partii środkowej, chyba najlepszej na całej płycie.
Ring to próba zbliżenia się do GALNERYUS i osłabiające chórki powracają, z kolei refren został położony kompletnie i został zaśpiewany kompletnie bez przekonania. Tutaj nawet popisy solowe są wyjątkowo słabe.
Zagubiona energia odnajduje się w Undhifeat i poza kopiowaniem AZRAEL i KNIGHTS OF ROUND nie ma tu nic. Po prostu poprawne zakończenie poprawnej płyty z solidnymi solami w części środkowej.

Jak przeciętne jednak te kompozycje by nie były, brzmienie jest zaskakująco dobre jak na Black-listed Productions. Mocna perkusja, mocno wyeksponowany, zawsze słyszalny bas, perfekcja jeśli chodzi o sekcję. Gitara może mogła być lepsza, bardziej sterylna, ale nie można mieć wszystkiego i aż tak to nie zakłóca odsłuchu.
O ile sekcja i gitarzysta dają radę, a Yui stara się jak może, aby te kompozycje były ciekawe, bo klawisze na tym albumie są udane, tak wszystkie starania są na marne, bo Dai to bardzo średni, japoński wokalista jakich wielu. Głównie trzyma się wysokich rejestrów i męczy i więcej potencjału w nim jest, kiedy śpiewa niżej, co zdarza się niestety rzadko.
Szkoda, bo warsztat jest, tylko pomysłu na kompozycje zabrakło.
Zespół istnieje do dziś i ma się dobrze, były nawet plany nagrania kolejnego albumu w tym roku, jednak to musiało zaczekać i prawdopodobnie powrócą w 2021.
Oby nie tak średnio, jak tutaj.

Ocena: 6/10

SteelHammer