Drużyna Spolszczenia

Pełna wersja: Tony Martin
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Tony Martin - Thorns (2022)

[Obrazek: 983968.jpg?4228]

tracklista:
1.As the World Burns 04:36
2.Black Widow Angel 04:02
3.Book of Shadows 06:19
4.Crying Wolf 04:26
5.Damned by You 04:05
6.No Shame at All 03:41
7.Nowhere to Fly 04:47
8.Passion Killer 04:49
9.Run Like the Devil 03:56
10.This Is Your Damnation 03:09
11.Thorns 05:16

rok wydania: 2022
gatunek: heavy metal
kraj: Wielka Brytania

skład zespołu:
Tony Martin - śpiew
Scott McClellan - gitara
Magnus Rosén - gitara basowa
Danny Needham - perkusja


Premiera trzeciej płyty solowej Tony Martina była parokrotnie przekładana, ostatecznie jednak data premiery została wyznaczona na 14 stycznia 2022. Wydawcami są wytwórnie Dark Star Records oraz australijska Battlegod Productions.

Od poprzedniego albumu "Screams" minęło ponad szesnaście lat, ex wokalista BLACK SABBATH występuje w otoczeniu nowych muzyków, choć należy przypomnieć, że Danny Needham (czyli Dante z VENOM) koncertuje z ekipą Martina od roku 2005. Towarzystwo jest międzynarodowe, bo doskonale znany fanom heavy metalu Magnus Rosén pochodzi ze Szwecji, a gitarzysta Scott McClellan z USA. Jego rola w przygotowaniu tego albumu jest kluczowa, choć do tej pory nie występował w żadnym liczącym się amerykańskim metalowym bandzie.

Choć od czasu, gdy Tony Martin zakończył swoją współpracę z BLACK SABBATH minęły dekady, to jakoś zawsze jego twórczość solowa i w ramach THE CAGE z Dario Mollo jest rozpatrywana przez pryzmat tego, co tworzyła ekipa Iommi'ego. Zresztą, takiej właśnie muzyki podświadomie się od niego oczekuje i hard rockowe łamanie tego schematu na jego pierwszym LP "Back Where I Belong" nie zostało przyjęte entuzjastycznie. Tutaj, na nowej płycie, spełnia on te oczekiwania tylko po części, bo album zawiera pewną liczbę kompozycji po prostu z obrzeży rocka, bo trudno za metalowe czy nawet hard rockowe uznać This Is Your Damnation, czy Crying Wolf, choć tutaj przynajmniej jest nieco mocniejszego uderzenia w końcowej fazie.
Czeka się na heroiczny BLACK SABATH z lat 1987-1989, tym bardziej że Martin jako gość przez te lata zaśpiewał sporo takich rzeczy, zagranych przez inne zespoły. Dostajemy jednak raczej kompozycje w stylu tego co było na "Forbidden" i to już na samym początku w As the World Burns czy wolniejszym, masywnym, ponurym Black Widow Angel. Potem też jest tego dużo i w bardzo przeciętnym stylu w Run Like the Devil, czy nieco nowocześniej zaaranżowanym Passion Killer. Niczego nie wnosi Martin do metalu takim graniem, jak tytułowy Thorns rozpoczynający się jako mdły song balladowy, a potem skręcający na ścieżki progressive heavy w łagodnej formie, ale niestety bez treści. Dosyć interesująco nawiązują do melancholijnego BLACK SABBATH lat 80tych w No Where to Fly, trochę monotonnego, bo zabrakło dramatycznego lub smutnego solo gitarowego, ale klimat smutku i nostalgii wygenerowany jest jak należy.
Schematy tego albumu w jakiś sposób przełamuje Book of Shadows, gdzie na gitarze zagrał młodszy syn Martina Joe, z bogatą oprawą klawiszową Bruno Sa z ANGRA, najbardziej tu interesującymi chórami. Symfoniczny, melancholijny heavy metal, ale jakże daleki od magii tegorocznego debiutu włoskiego AGARTHIC. Szczerze mówiąc, znacznie lepiej wypada potężny dostojny Damned by You z wyraźnymi echami mocno zagranego WHITESNAKE i to jest rozważnie zagrany killer z tego LP z najlepszym solem gitarowym. I bez wątpienia najlepszymi partiami wokalnymi Martina. Pewien classic heavy metalowy potencjał ma także twardo, w średnim tempie zagrany No Shame at All, gdzie uwagę zwracają przede wszystkim mocne zwrotki.
W THE CAGE, gdzie utwory szczególnie na "III" były często podobne stylowo do tych tutaj, kunszt gitarowy Dario Mollo w solach dodawał zawsze kolorytu. Scott McClellan nie jest jednak gitarzystą tego formatu i gra po prostu poprawnie, w różnych stylach i manierach, ale po prostu tylko poprawnie. Ciężar skupienia uwagi słuchacza spoczywa na Martinie i ten śpiewa dobrze, tyle że nie mając heroicznego, epickiego fundamentu nie może tu wyjść poza jednowymiarowy schemat i brzmi dosyć płasko, a czasem ma się wrażenie siłowego rozwiązywania refrenów w najmocniejszych kompozycjach.

W sferze produkcji rewolucji i rewelacji nie ma, jest to album brzmieniowo porównywalny do tego z THE CAGE, z masywną gitarą i umiarkowanie głośną sekcją rytmiczną oraz Martinem ustawionym centralnie, nieco ponad gitarą.
Podsumowując. Po prostu dobra płyta w kategorii classic heavy metal, choć nie wszystko tu jest metalem, z Tony Martinem w dobrej formie. Przyciąga przede wszystkim słynny lider, muzyka już mniej.


ocena: 7/10

new 20.12.2021

Przedpremierowa recenzja dzięki uprzejmości wytwórni Battlegod Productions