Drużyna Spolszczenia

Pełna wersja: Children of the Reptile
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Children of the Reptile - The End (2018)

[Obrazek: 693148.jpg?1443]

tracklista:
1.Gravemaster 04:22
2.Maneater Mildred 04:38
3.Ritual at the Saurian Circle 05:03
4.Hour of the Serpent 07:05
5.Mankind's Epitaph 01:49
6.In the Year 19XX 06:50
7.Cro-Magnon Combat 04:21
8.Cultist 06:56
9.Halls of the Skeleton Lord 06:25

rok wydania: 2018
gatunek: heavy metal
kraj: USA

skład zespołu:
Ozzie Darden - śpiew, gitara, gitara basowa, instrumenty klawiszowe
Chris Millard - gitara
David Hufham - gitara basowa
Jon Kiker - perkusja (1, 2, 7, 9)
Chase Kelly - perkusja (3, 4, 6, 8)

Zespół ten powstał w roku 2008 z inicjatywy Ozzie Dardena i Chrisa Millarda w Wilmington (Karolina Północna), został zreformowany po dołączeniu członków dwóch innych lokalnych grup w roku następnym i zadebiutował w 2013 s/t albumem wydanym nakładem własnym. Trudno było uznać to za udany debiut, bo LP zawierał słabej klasy mieszankę stylów DIAMOND HEAD i THE LORD WEIRD SLOUGH FEG. Popularność nie nadeszła, ale zespół nie zrezygnował po pewnych kolejnych zmianach składu i ponownie pojawił się z nową płytą w styczniu 2018.

Tym razem CHILDREN OF THE REPTILE zaprezentował się jako grupa z kręgu NWOTHM. Są tu echa klasycznego NWOBHM, ale także nawiązania do stylu takich grup jak kanadyjski METALIAN czy też amerykański MIDNIGHT IDOLS. Mamy tu także pewne odległe echa punk rocka, wynikające z wcześniejszych doświadczeń Ozzie Dardena z działalności w lokalnej formacji punkowej THE DISASTERS. Jako wokalistę trudno uznać go za interesującego, to głos dosyć słaby i mało wyrazisty, szczególnie na tle nieraz bardzo intensywnego dwu gitarowego ataku, jaki tu nieraz prezentują z Chrisem Millardem. Album jest owocem wielu sesji, rozciągniętych w czasie i można tu usłyszeć dwóch perkusistów, przy czym Jon Kiker występował w zespole do roku 2016.
W średnich tempach z lekka bujają w podszytym nieco alternatywnym rokendrolem Gravemaster zbliżając się do horror metalu, są i pewne wpływy stylu, jaki uprawiali na początku kariery w utworze Ritual at the Saurian Circle, zresztą lepszym niż to, co było na debiucie z 2013 roku. Podobnie jest w  przypadku Cro-Magnon Combat z dawką obowiązkowych brutalniejszych (ale nie nadmiernie) jaskiniowych wokali. Sporo tu różnych pomysłów i odrobina chaosu się wkrada, no chyba że uznać, że muzyka TLWSF na takim kontrolowanym chaosie polega. Niby epicko i heroicznie, a przecież wcale nie...
Bardzo dobrze wypada szybki i zdecydowanie nastawiony na melodię w manierze kanadyjskich grup NWOTHM Maneater Mildred, gdzie część instrumentalna jest nad wyraz rozbudowana, z echami mrocznych instrumentali chociażby METALLICA. Takie bardziej klimatyczne granie to także najdłuższy Hour of the Serpent z niepokojącym wstępem i tu można usłyszeć jak Amerykanie grają pod brytyjskie bandy NWOBHM mające za wzór BLACK SABBATH, czyli te z kręgu WITCHFINDER GENERAL. Po raz kolejny seria wybornych solówek i co by się nie powiedziało o tych lub tamtych elementach muzycznych z tego albumu, to sola są za każdym razem najwyższej klasy. Posępny i nerwowy w grze gitarzystów In the Year 19XX zawiera kilka znakomitych riffów gdzieś tam z okolic debiutu DIAMOND HEAD i w opcji smutku i posępności to numer jeden na tym albumie z pełną treści częścią instrumentalną, z finezją generowaną przez obu gitarzystów w brawurowych duetach.
Pełna wdzięku i uroku akustyczna kompozycja Mankind's Epitaph aż się prosi, by zbudować na tym melodycznym zrębie coś formalnie rozbudowanego... Mniej lub bardziej świadomie zbliżają się do MIDNIGHT IDOLS w znakomitym, dosyć ponurym Cultist, a jeśli komuś to porównanie nie pasuje, to może je zastąpić nazwą RAVENSTHRONE w nieco lżejszej wokalnie odmianie.
Na koniec pełen nieoczekiwanych zwrotów akcji - od heavy/doom do speed metalowych Halls of the Skeleton Lord i jest to frapująca mroczna opowieść, w formie bardzo  amerykańska, ale w tej amerykańskości odnosząca się do lat 80tych metalu USA, tak traditional jak i USPM. Bardzo przekonująco się ta płyta kończy. Tak, mają potencjał, mają.
Brzmieniowo klasyka NWOTHM. Głośna, wyrazista perkusja, mocny bas panujący w dołach, ostre na ile potrzeba lekko surowe gitary. Wszystko na swoim miejscu i w odpowiednich dawkach. I jak się tak bardziej oswoić, to i Ozzy Darren wcale nie jest taki zły...

Amerykański NWOTHM, ale może i coś więcej.


ocena: 8/10

new 8.04.2023
Children of the Reptile - Heavy Is the Head (2023)

[Obrazek: 1111484.jpg?3640]

tracklista:
1.Delvers in Darkness 00:59
2.Warriors of Light 05:21
3.Burner 05:51
4.Silent Circle 04:32
5.Fear the Old Blood 06:34
6.Seven Days of Fire 06:55
7.Last Words (Ruin's Ride) 04:50
8.Adventurers 05:44
9.Oath to Order 06:31

rok wydania: 2023
gatunek: heavy metal
kraj: USA

skład zespołu:
Ozzie Darden - śpiew, gitara
Chris Millard - gitara
David Hufham - gitara basowa
Chase Kelly - perkusja

W kwietniu 2023 CHILDREN OF THE REPTILE nakładem własnym przedstawił drugi swój album, nagrany w tym samym składzie co poprzedni.

To NWOBHM, ale w czystszej wizerunkowo postaci niż w roku 2018. Przynajmniej w tytule Warriors of Light, dostojnie galopującym, tyle że tak ogólnie to bardzo brytyjskie w rockowej melodii, sięgającej może nawet czasów triumfu THUNDER... Świetnie atakują w drugiej części, zaskoczenie i classic metalowa potęga z odrobiną brutalności. Ostrzej, szybciej wręcz speedowo z ryczącymi gitarami w Burner i tu są kapitalni nie tylko w misternych aranżacjach gitarowych. Impet równy wszystkim NWOTHM Potworom z Calgary. Moc! Maidenowski riff w Silent Circle jest absolutnie rozpoznawalny i co z tego, skoro tak użyty w bujającym, wybornym killerze tworzy dodatkową wartość dodaną. Takie cytaty są solą NWOTHM.
Taki przesiąknięty refleksyjną rezygnacją klimat ma Fear the Old Blood i tu jakby powracają do bardziej rockowych korzeni metalu, bardziej także brytyjskich niż amerykańskich. Niby ballada, niby post metal, coś z uniwersyteckiej rock metalowej alternatywy... Oczywiście do momentu, gdy gitarzyści biorą się do roboty na poważnie. Kapitalne karkołomne sola tu grają. Wykorzystanie riffowej rytmiki z proto thrashowego okresu Bay Area to świetny pomysł w Seven Days of Fire i do tego te gang chórki! Przy czym więcej EXODUS niż METALLICA, to pewne.
W sumie jednak tak do końca to nie przekonuje w budowaniu kompozycji inteligentnej i złożonej nieco na siłę. Rzecz jasna instrumentalny fragment thrashowy to kult absolutny i pewnie jako nowy BONDED BY BLOOD ta ekipa też miałaby szansę zaistnieć w świecie. Last Words (Ruin's Ride) to taki zamaskowany na nieco naiwny rock metalowy numer utwór, ale po prostu zamaskowany i to bardzo dobrze, a w głębi cała historia elektrycznego rocka, z machającymi z oddali THE KINKS... Jakie ładne te romantyczne płaczące gitary, jaki kunszt wykonania i  wiara, że to jest dobre... Za słodko? Zbyt radiowo? To zaraz potem speed/heavy Adventurers rozwierca dziurę w brzuchu metalowym świdrem, a przecież nie ma tu ani grama i nuty brutalności. A spokojny i wyważony, refleksyjny w pierwszej fazie Oath to Order nagle (choć w przypadku tej grupy to przewidywalne) wybucha i staje się szorstki, speed/thrashowy z nerwowym galopem i podziałami rytmicznymi jak z debiutu INTRUDER. Tym razem zdecydowana przewaga kunsztu gitarzystów nad samą melodią, ale to godne uwagi zwieńczenie albumu.

Te same plusy co na debiucie - wyborna gra gitarzystów w partiach solowych i ich współpraca, a wokal Ozzie może nawet miejscami lepszy, choć ogólnie jest jednak po prostu poprawny. Ten głos sam w sobie jest mało wyrazisty. Pewna gra sekcji rytmicznej i słychać po raz drugi, że Chase Kelly to bardzo dobry perkusista.
Okrzepli, stali się bardziej konkretni, zdecydowani i ukierunkowani na to, co w NWOTHM najważniejsze, czyli budowę stylu lat 80tych. Bardzo pozytywne zaskoczenie i nowy liczący się gracz na amerykańskiej scenie NWOTHM.
Burner!!!


ocena: 9/10

new 8.04.2023