Drużyna Spolszczenia

Pełna wersja: Kill City
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Kill City - Darker Days (2024)

[Obrazek: 1226891.jpg?2647]

tracklista:
1.Fear No One 03:41
2.Scream in Silence 04:04
3.Days of Our Lives 03:24
4.Dr. Kheel 03:38
5.Lords of Our Demise 03:05
6.Speak of the Devil 03:05
7.See Them Burn 03:51
8.Under Attack 03:35
9.Bitter Smile 03:16
10.House in the Sky 03:15
11.Apostando a Perder 03:43 (Bonus track)

rok wydania: 2024
gatunek: melodic heavy metal
kraj: Ekwador

skład zespołu:
Chemel Neme - śpiew
Xavier Diab - gitara
Juan Iturralde - gitara
Andres Miranda - gitara basowa
Luis Neme - perkusja

W roku 2019 doszło do rozłamu w BLACK SUN, który tak znakomicie pokazał się w Europie albumem "The Puppeteer". Chemel Neme oraz dwóch gitarzystów założyło KILL CITY, który zadebiutował w 2021 LP "Last Man Standing" z bardzo przeciętną muzyką z pogranicza klasycznego heavy metalu i hard rocka. Potem nieco o tej grupie ucichło, ale 26 kwietnia wydają nakładem szwajcarskiej wytwórni Doc Gator Records swoją drugą płytę.

KILL CITY, podobnie jak BLACK SUN, to zespół mocno związany z Europą i bardzo dobry mastering wykonał tu fiński Mistrz Svante Forsbäck. Klarowny, selektywny, gdzie trzeba nieco ostrzejszy gitarowo, gdzie trzeba rockowo złagodzony. Oczywiście bardzo dobrze zaśpiewał Chemel Neme i lepiej niż na pierwszej płycie, a przynajmniej bez niepotrzebnych prób różnicowania swojego wokalu. Sprawnie odegrali swoje partie gitarzyści i słychać, że to duet zgrany od lat. Dobra, kompetentna sekcja rytmiczna, grająca tu bez nadmiernych komplikacji.
I to chyba tyle, co można powiedzieć w ramach pozytywów o tej płycie, bo same kompozycje to tuzinkowy i ograny w melodiach zestaw w radiowych długościach, ale radio w ramach melodic heavy metalu potrzebuje hitów, a przynajmniej solidnych refrenów i interesujących melodii głównych. KILL CITY na tym LP nic takiego nie oferuje i przemijają jeden po drugim te niedługie utwory i nic praktycznie w pamięć nie zapada. Są oczywiście pewne przebłyski bardzo dobrej muzyki (znakomity refren w Bitter Smile i sola w tej kompozycji), pewne fragmenty i pomysły na dobry melodic heavy, ale te pomysły pozostają niedokończone, jakby bojaźliwie porzucone i schowane za zachowawczą otoczką ogranych i bardzo wyeksploatowanych motywów i riffów. Melodic heavy metal jest albo melancholijny i nastrojowy, albo wesoły i rozbujany. Tu nie jest taki w żadnej kompozycji na tyle, by uznać, że jest to naprawdę interesujące. Gdy bardziej kierują się w stronę typowego classic heavy, to również nic z tego ciekawego nie wynika. Nudne songi klimatyczne Lords of Our Demise i House in the Sky. Jednostajne, średnie tempa wszystkich niemal utworów tworzą wrażenie monotonii całości.

Jest to lepsza płyta niż toporny debiut, ale to i tak nic specjalnego i chyba ten skład stać na tworzenie lepszej muzyki.


ocena: 6,2/10

new 9.04.2024

Przedpremierowa recenzja dzięki uprzejmości wytwórni Doc Gator Records