Saxon - Wersja do druku +- Drużyna Spolszczenia (http://druzynaspolszczenia.pl) +-- Dział: NOWOŚCI PŁYTOWE 2024 (http://druzynaspolszczenia.pl/forumdisplay.php?fid=258) +--- Dział: NOWOŚCI - RECENZJE 2024 (http://druzynaspolszczenia.pl/forumdisplay.php?fid=259) +--- Wątek: Saxon (/showthread.php?tid=1981) Strony:
1
2
|
RE: Saxon - Memorius - 25.06.2018 Saxon - Lionheart (2004) Tracklista: 1. Witchfinder General 04:49 2. Man and Machine 03:28 3. The Return 01:18 4. Lionheart 06:05 5. Beyond the Grave 04:55 6. Justice 04:27 7. To Live by the Sword 04:11 8. Jack Tars 00:57 9. English Man O' War 04:08 10. Searching For Atlantis 05:54 11. Flying on the Edge 04:55 Rok wydania: 2004 Gatunek: Heavy/Power Metal Kraj: Wielka Brytania Skład zespołu: Biff Byford - śpiew Paul Quinn - gitara Doug Scarrat - gitara Nibbs Carter - bas, instrumenty klawiszowe Jorg Michael - perkusja Po "Killing Ground" SAXON zrobił sobie trzyletnią przerwę w wydawaniu kolejnego studyjnego albumu i powrócił dopiero w 2004 roku. Zawojowanie ziem germańskich przez Saksończyków jakiś czas temu zaowocowało tym razem kolejną produkcją Charlie Bauerfienda, kolejnym wydaniem przez wytwórnię Steamhammer i nowym również niemieckim perkusistą Jorgiem Michaelem, który grał w tylu znamienitych zespołach, że SAXON okazał się tylko jednym z wielu.
Pamiętając o tym, że normańscy zdobywcy anglosaskiej Brytanii sami szybko się zasymilowali i rozpłynęli w podbitym żywiole, SAXON zadbał o narodową odrębność na tej płycie i ta brytyjska duma w lirykach i pewnych muzycznych akcentach jest tu na pierwszym miejscu. Jednak machanie narodowymi sztandarami nie na wiele się zdaje w sytuacji, gdy brzmieniowo album upodobniony został do niemieckiego soundu classic heavy XXI wieku, a nawet do tego jak się realizuje nad Renem płyty z heavy power na poziomie ciężkości PRIMAL FEAR. W tym brzmieniowym otoczeniu sekcja rytmiczna może sobie pohulać do woli, nawet lekko siłowo i nachalnie, przez co powstają skojarzenia z Sinnerem i SINNER. Faktem jest, że do kwadratowości niemieckiego heavy tu daleko, ale to album z rockowością brytyjskiego XX wielu mający wspólnego raczej mało. "Loud & Proud" chciałoby się powiedzieć. Chciało, ale Byford ma słaby głos do takiego soundu i słychać, że celowo gitary są wyciszane, gdy śpiewa swoje główne kwestie. Forma jego jest średnia, a głos wydaje się niesięgający zbyt daleko i podmęczony. Dobry jest "Witchfinder General" i owszem, ale te riffy pod PARAGON mają się nijak do solówki gitarowej. Czasem ciężko jest skojarzyć udane niemiecko-angielskie małżeństwo. Heavy power thrash metal w "Man and Machine" brzmi tak sobie tu jednak są przebłyski w refrenie, wskazujące że mogło to być coś więcej niż niemiecki metal codzienny. Coś więcej i to zdecydowanie więcej jest w "Lionheart". Chyba jest klasyczny rycerski brytyjski SAXON jak sadzę... Udany wyróżniający się na tym albumie utwór, z całą pewnością. Jak to często bywa SAXON i na tej płycie pogrywa nudnawy rock/metal tu dosyć nowoczesny w "Beyond the Grave" gdzie jest kilkanaście fantastycznych sekund z łagodną gitarą. W szybszym i rytmicznie poprowadzonym "Justice" świetnie pracują gitary a sam Byford wypada lepiej gdy ostro się dopomina Gimme justice, give me justice!
Justice!
A czy "To Live by the Sword" jest godny uwagi? Jasne, że tak, jeśli przyjmiemy do wiadomości, że istnieje krzyżówka niemieckiego i brytyjskiego pojmowania rycerskiego heavy metalu.
Trochę gorzej to wyszło w "English Man O' War", bo za wzór połączenia przyjęto zbyt toporne teutońskie standardy i heavy power metalowe prężenie muskułów lepiej jednak wychodzi w takiej konwencji PARAGON. Mocne brzmienie obnaża kompozycją miałkość ospałego po saxońsku niby epickiego "Searching For Atlantis" a i na koniec zdecydowanie akcentowany "Flying on the Edge" ze sporymi zapożyczeniami ze stylu zespołu z lat 80tych, to co najwyżej dobry numer ze znakomitym dramatycznym solem gitarowym. Metal dla większych twardzieli niż tych, którzy zachwycali się "Destiny" i jeden z mocniejszych albumów pod brytyjską flagą z tego okresu, ale do gatunku melodyjnego heavy/power "Lionheart" wnosi niewiele. Jest to po prostu dobra płyta w tym gatunku z pewnymi przebłyskami i niewykorzystanymi szansami na coś więcej. Fanów SAXON spragnionych większej mocy może zadowolić, ale patrząc szerzej, chociażby dla PARAGON to żadna konkurencja. Album został jednak przyjęty ciepło, podobnie zresztą jak powrót do zespołu perkusisty Nigela Glocklera w roku 2005. Oraz zapowiedź kolejnej płyty rzecz jasna... Ocena: 7,4/10 12.12.2008 RE: Saxon - Memorius - 25.06.2018 Saxon - The Inner Sanctum (2007) Tracklista: 1. State Of Grace 05:37 2. Need For Speed 03:08 3. Let Me Feel Your Power 03:29 4. Red Star Falling 06:16 5. I've Got To Rock (To Stay Alive) 04:40 6. If I Was You (Album Version) 03:27 7. Going Nowhere Fast 04:15 8. Ashes To Ashes 04:52 9. Empire Rising 00:41 10. Atila The Hun 08:09 Rok wydania: 2007 Gatunek: Melodic Heavy/Power Metal Kraj: Wielka Brytania Skład zespołu: Biff Byford - śpiew Paul Quinn - gitara Doug Scarret - gitara Nibbs Carter - bas Nigel Glockler - perkusja, instrumenty klawiszowe "Never Surrender"!
Tak ogłosił SAXON ponad ćwierć wieku wcześniej i nie poddaje się. Nie poddał się i trzy lata po "Lionheart" prezentuje kolejny album "The Inner Sanctum", wydany przez niemiecką wytwórnię Stemhammer W składzie ponownie Nigel Glockler, tym razem w roli podwójnej, bo wykorzystano także jego umiejętności gry na instrumentach klawiszowych. Zresztą i sam SAXON wystąpił w podwójnej roli. Pierwsza z nich to bezkompromisowy german power metalowy band XXI wieku w riffach i brzmieniu a druga to SAXON czasów NWOBHM z chwytliwymi melodiami i rock/metalowymi refrenami epoki niegrzecznych rokendrolowych chłopców. Album na pewno jest mniej ponury i tajemniczy muzycznie niż okładka, skądinąd bardzo gustowna i ta płyta w jakiś sposób godzi gusta słuchaczy różnych podgatunków i odmian melodyjnego klasycznego metalu. "State Of Grace" to pokazuje już na początku, to metal wypośrodkowany a przy tym absolutnie rozpoznawalny jako SAXON. Te tempa, ten styl wokalny Byforda, ta sekcja rytmiczna z Carterem sprzed 10 lat i te specyficzne klimatyczne zwolnienia, tu dodatkowo wspierane przez gotycki chór. "Need For Speed" szybki agresywny to mix PRIMAR FEAR czy PARAGON i starego SAXON z okresu metalu autostrady i motocykli i przy okazji można już nadmienić, że obaj gitarzyści starannie się przyłożyli do solówek na tym albumie. Mocy i energii nie brak, zresztą SPV nie wydaje płyt miękkich ekip i SAXON ostro pogrywa w wyjątkowo szybkim "Let Me Feel Your Power" gdzie Byford ostro zdziera gardło a sola brzmią bardzo apokaliptycznie. No i wybornie gra Glockler. Uspokojenie w "Red Star Falling" raczej typowo zrobionym w kanonie reguł SAXON, z mieszaniem partii ciężkich i łagodnych i pełnego rozmachu śpiewu Byforda. Są emocje, jest klimat, jest też znakomicie wpleciony prosty motyw klawiszowy i gitary o szerszych niż tylko metalowe horyzontach. Niestety na tym albumie także pojawiły się te nudne rock metalowe numery w średnich tempach, monotonne i bez historii jak "I've Got To Rock (To Stay Alive)" czy "If I Was You". Typowe saxońskie wypełniacze wrzucane z nadzieją, że któryś zauważony zostanie jako radiowy przebój, choć na krótki czas. W mocniejszej oprawie brzmieniowej zresztą nie prezentują się aż tak źle, choć doprawdy takie granie jak w "Going Nowhere Fast" niczego absolutnie wnosi. Pod tym względem podobnie ocenić należy bardziej true "Ashes To Ashes" z chórkami tradycyjnym "ooo ooo" ale właśnie przy okazji tej kompozycji można najbardziej rozkoszować się brzmieniem uzyskanym na tym LP. Jest soczyste, mięsiste, przejrzyste i każdy instrument brzmi rewelacyjnie, w tymczasem zaniedbywana wcześniej perkusja. Także Byford jest w znakomitej dyspozycji. Nie zawsze śpiewa tu rzeczy interesujące, ale zawsze co najmniej bardzo dobrze. Donośny głos, męski z łatwym zdobywaniem wyższych partii, bez śladu zmęczenia. Z gitarowym rykiem radzi sobie bezproblemowo i góruje nad nim bez wysiłku. Tym razem na koniec bardzo mocny true heavy metalowy akcent na koniec w postaci "Atila The Hun" inkrustowany motywami wschodnimi i nowocześnie zaaranżowanymi sekwencjami riffów obruszających się lawiną wraz perkusja. Jako utwór heavy power sprawdza się umiarkowanie, jako epika też zwłaszcza w mało czytelnej rozmytej końcówce. Wykonanie i brzmienie całości jest lepsze niż same kompozycje, które z całą pewnością nie są odkrywcze, ani nadmiernie zapadające w pamięć. Ta mocna i ciemna strona wypada lepiej niż rozbujana i rockowa, zresztą rocka brytyjskiego w takim brzmieniu grać się za bardzo nie da. Doświadczenie, obycie, rutyna i staranna produkcja dały w efekcie kolejny dobry album SAXON, z którego się jednak niewiele po jakimś czasie pamięta. Ocena: 7/10 24.10.2007 RE: Saxon - Memorius - 25.06.2018 Saxon - Into the Labyrinth (2009)
Tracklista:
1. Battalions of Steel 06:35
2. Live to Rock 05:30
3. Demon Sweeney Todd 03:54
4. The Letter 00:43
5. Valley of the Kings 05:05
6. Slow Lane Blues 04:09
7. Crime of Passion 04:05
8. Premonition in D Minor 00:41
9. Voice 04:36
10. Protect Yourselves 03:57
11. Hellcat 03:56
12. Come Rock of Ages (The Circle Is Complete) 03:55
13. Coming Home (Bottleneck Version) 03:12
Rok wydania: 2009
Gatunek: Heavy Metal
Kraj: Wielka Brytania
Skład zespołu:
Biff Byford - śpiew
Paul Quinn - gitara
Doug Scarratt - gitara
Nibbs Carter - bas
Nigel Glockler - perkusja
Kolejny LP SAXON pojawił się jako jeden z pierwszych albumów metalowych roku 2009 w styczniu nakładem niemieckiej wytwórni Steamhamme . Regularność w nagrywaniu dobrych płyt w poprzedzających latach oraz ogólne trwanie fenomenu popularności tego zespołu również wśród pokolenia, którego w momencie ukazania się debiutu jeszcze nie było na świecie, sprawiło po raz kolejny, że płyta stała się wydarzeniem ważnym i oczekiwanym także w kontekście 30 rocznicy ukazania się pierwszego "Saxon" w 1979 roku.
Oczekiwano znów dobrej saxońskiej płyty, ale tym razem te oczekiwania chyba nie zostały do końca spełnione. SAXON rozpoczął od klimatycznego symfonicznego wstępu do "Battalions of Steel" i ten rycerski bojowy heavy numer jest znakomity. Pełen anglosaskiej dumy miecza i obdarzony atrakcyjnym true refrenem, a do tego bardziej złożony niż otwieracze z większości albumów z ostatnich dwudziestu lat. Och, gdyby cała płyta była taka... Z drugiej strony nieraz się już zdarzało, że ten otwieracz znaczył niewiele. Deser został podany już na początku, bo "Live To Rock" w brzmieniu klawiszy i rytmice gitar przypomina sławny/niesławny album "Turbo" lokalnych brytyjskich rywali i to już taki rock/metal stadionowy, jaki w umiarkowanym tempie SAXON rozgrywa od trzech dziesięcioleci. Przy okazji "Demon Sweeney Todd" już można powiedzieć, że lekcje heavy/power pobrane w Niemczech zapomniane nie zostały tyle, że tym razem połączenie tego z klasycznymi rozwiązaniami z okresu NWOBHM nie wypaliły. Nieco akustycznego grania i łagodnego śpiewu w intymnej miniaturce "The Letter" a potem wyjątkowo tradycyjny saxoński "Valley of the Kings", gdzie rycerski motyw główny z masą epiki spotyka łagodny prześliczny refren o charakterze hymnu i to połączenie nie jest szczęśliwe, tym bardziej że potem robi się mrocznie i wszystko razem nie pasuje do siebie. Można było z tego zrobić dwa killery, w tym hymn, przy jakim się ukradkiem sięga po chusteczkę, aby otrzeć łzę wzruszenia. Mocne riffy "Crime of Passion" na początku to jedyne co jest warte uwagi w tym kawałku, drapieżnym ogranym rockiem jedynie. Jak zwykle SAXON wtyka rytmiczny, ale w gruncie rzeczy ospały zmetalizowany rock w postaci tym razem "Slow Lane Blues" z bluesem w tle, ale bardziej zamyśle niż wykonaniu oraz zamulacz "Protect Yourselves" i ta płyta z utworu na utwór staje się coraz mniej atrakcyjna. SAXON jakoś skręca w kierunku grania brytyjskiego heavy wspartego tradycją sięgającą dalej wstecz niż lat trzydzieści zrealizowanego przy użyciu nowoczesnej techniki nagraniowej. Ta płyta ma doskonałe brzmienie, niezaprzeczalnie. Raz, że odrywa się od tego niemieckiego powerowego soundu, jaki dominował w latach poprzedzających, a dwa wykorzystuje naturalne starodawne brzmienie SAXON czasów NWOBHM, gdzie określona surowość i suchość gitar została obudowana głębią, ocieplona i dopieszczona w najdrobniejszych szczegółach. Bogate brzmienie, w którym tradycyjnie zadbano o moc basu i tym razem wyjątkowo o perkusję przestrzenną i sympatycznie pobrzękującą metalem. Jest w tym wszystkim miejsce na stonowane klawisze planu drugiego gustownie zagrane przez Matthiasa Ulmera. Producenci Charlie Bauerfeind i Biff Byford ustalili tym razem wynik meczu Niemcy-Anglia na 1:1. Ładne opakowanie to jednak za mało. Takie rozgrywanie partii gitarowych jak w "Hellcat" SAXON powinien pozostawić specjalistom, którzy są w stanie dodać do tego atrakcyjną melodię albo więcej autentycznej energii. Jeśli "Come Rock of Ages (The Circle Is Complete)" ma faktycznie spinać te wszystkie lata metalowej podróży SAXON i zamykać krąg, to jest to raczej toporne zamknięcie z bardzo dobrym solem, a heavy power metalowa otoczka nowocześniej podanego SAXON z wczesnych lat 80tych dobrana źle. Czemu niczym niewyróżniający się "Coming Home" z albumu "Killing Ground" w nowej wersji znalazł się na tym LP, jest zastanawiające. Jeśli już coś miało dodatkowo spinać te 30 lat w postaci nowej wersji, to lista mega hitów jest wystarczająco długa z "And The Band Played On" na czele z historycznych przyczyn. Posłuchałoby się tego w takim brzmieniu, oj tak. Jakoś niespecjalnie atrakcyjnie wypadła ta feta okrągłej imponującej rocznicy. SAXON nie bardzo wie, co tu chce grać, łapie się różnych rzeczy z różnym skutkiem i w tym wszystkim gubi się jako SAXON rozpoznawalny. Nie bardzo też w formie jest Byford, który śpiewa raz lepiej raz gorzej od lat i jemu akurat przytrafił się słabszy okres.
SAXON to kawał historii, to legenda, a nawet wiele legend. Ta opowiedziana tym razem niezbyt interesująca. Następna okazja świętowania, tym razem czterdziestych urodzin w roku 2019. Niemożliwe? Kto wie, to przecież SAXON. Ocena: 6,5/10
12.01.2009
RE: Saxon - Memorius - 25.06.2018 Saxon - Call to Arms (2011) Tracklista: 1 Hammer of the Gods 04:23 2. Back in '79 03:28 3. Surviving Against the Odds 03:01 4. Mists of Avalon 05:02 5. Call to Arms 04:29 6. Chasing the Bullet 04:14 7. Afterburner 03:06 8. When Doomsday Comes (Hybrid Theory) 04:29 9. No Rest for the Wicked 03:09 10. Ballad of the Working Man 03:48 11. Call to Arms (orchestral version) 04:28 Rok wydania: 2011 Gatunek: heavy metal Kraj : Wielka Brytania Skład zespołu: Peter Byford - śpiew Paul Quinn - gitara Doug Scarratt - gitara Tim Carter - bas Nigel Glockler - perkusja Która to już płyta SAXON od 1979 roku? W każdym razie została wydana przez wytwórnię UDR Music w czerwcu 2011.
Od SAXON zawsze należy oczekiwać dwóch ostrych gitar, specyficznego rozpoznawalnego wokalu Byforda i kompozycji w takim stylu, jaki prezentują od 30 lat, prostych, dynamicznych, utrzymanych w jednym tempie. Jeśli są od tego odstępstwa, to znaczy że SAXON nagrał albo płytę znakomitą, albo nic niewartą. Jeśli nie ma to, oznacza, że pojawia się kolejny album SAXON. I tylko. "Hammer of the Gods" na początek to właśnie zwiastun takiej po prostu kolejnej płyty SAXON. Tylko głuchy by ich tu nie rozpoznał i nie dostrzegł przynajmniej kilku autocytatów.
SAXON jednak chce zawalczyć i już poniekąd autobiograficzny "Back in '79" to coś innego, rockowego nietypowego dla ich grania ...nawet w 1979. Jakoś nasuwają się odległe skojarzenia z "The Eagle Has Landed", odległe, ale jednak pobrzmiewające w części instrumentalnej i tej niepokojącej "rozchwianej" gitarze. Tak to bardzo kawałek. W sumie gdy nie są bezbarwni w melodiach, to zawsze im coś dobrego wyjdzie i "normalny" SAXONowy "Surviving Against the Odds" też nie wypada źle. Źle wypada natomiast w ich wykonaniu mieszanie wątków epicko rycerskich z miękkimi rockowymi refrenami, które położyły chociażby LP "Destiny". Tu kładą "Mists of Avalon". Do tego te słabe pseudo orkiestracje... Grający wolno i majestatycznie SAXON prawie nigdy nie był interesujący i numer tytułowy albumu, tak skonstruowany jest po prostu nudny. Zresztą potem tej nudy jest więcej w "Chasing the Bullet" gdzie odnotować można dobry bas i kilka chwil melodii z refrenu, ale nie więcej. SAXON nie powinien także tak brać się za ściganie ekip grających heavy power. Nie czym takim na pewno jak "Afterburner" bo taki "wymiatacz" już obecnie mało kogo rusza. Mnie na pewno nie. Potem rozwlekły muzycznie i pusty heavy metalowy "When Doomsday Comes (Hybrid Theory)" i do końca już się nic nie dzieje, może poza dosyć słabym miejscami wokalem Byforda w "No Rest for the Wicked". Udziwnia, a niepotrzebnie, bo śpiewa na tym LP wyjątkowo dobrze i jego czas się nie ima. Nawet jak wino - im starszy, tym lepszy. Najlepszą partię rozegrał Glockler i chyba już dawno tak dobrze i bogato nie grał.Gitarowo jak to SAXON, solidnie a kilka solówek z pierwszej części albumu nawet udanych. Zadowoleni powinni być fani tego suchego ostrego brzmienia SAXON. Takie tu jest, przy czym bardzo dobrze zrobione i pod tym względem ta płyta jest lepsza od poprzedniej "Into the Labyrinth" Tyle że kompozycje są bardzo przeciętne i tego nie da poprawić ani wykonaniem opartym o wieloletnie doświadczenie, ani profesjonalną dopasowana do dźwiękowego oblicza zespołu produkcją. Zapewne ci, którym albumy SAXON się podobają, "bo to SAXON" będą zadowoleni, że zespół pozostał wierny stylowi i tradycji. Niemniej jednak chyba tylko ci najwierniejsi fani. Pojawił się kolejny album SAXON. I tylko. Ocena: 5,8/10 3.06.2011 RE: Saxon - Memorius - 01.01.2019 Saxon - Thunderbolt (2018) Tracklista:
1 Olympus Rising 01:32
2. Thunderbolt 03:59
3. The Secret of Flight 05:02
4. Nosferatu (The Vampire's Waltz) 05:00
5. They Played Rock and Roll 03:39
6. Predator 03:17
7. Sons of Odin 05:22
8. Sniper 03:36
9. A Wizard's Tale 03:52
10. Speed Merchants 03:47
11. Roadies' Song 03:31
12.Nosferatu (Raw Version) 05:01 Rok wydania: 2018
Gatunek: heavy metal
Kraj: Wielka Brytania
Skład zespołu:
Peter Byford - śpiew
Paul Quinn - gitara
Doug Scarratt - gitara
Tim Carter - bas
Nigel Glockler - perkusja
Ci ludzie są po prostu niezniszczalni. Naprawdę, straciłem już rachubę, która to już z kolei ich płyta?
SAXON powraca albumem "Thunderbolt" promowanym na wspólnych koncertach z JUDAS PRIEST, który również prezentuje swój najnowszy LP "Firepower". Silver Lining Music wydaje w lutym wyprodukowany przez Andy Sneapa album dedykowany Kilmisterowi i w tym przypadku to nie jest marketingowe podpięcie się pod pociąg Lemmy Memory. To są metalowcy z tej samej epoki. SAXON od bardzo dawna gra w niezmienionym składzie, co jest przykładem dla całej hordy zespołów, kariera, których legła w gruzach, bo ludzie je tworzący nie potrafili się ze sobą porozumieć, albo ich muzyczne ambicje były przeszkodą we wspólnym nagrywaniu dobrej muzyki. SAXON gra swoje od prawie czterdziestu lat. Raz lepiej, raz gorzej. A tym razem? Jest dosyć ciężko i nawet heavy/power metalowo nawet... Oczywiście jak na SAXON. Potężne riffy i świetny, choć krótki pojedynek gitarowy Quinn - Scarratt w numerze tytułowym, jednak po raz kolejny słychać powielanie saxonowego podstawowego motywu gitarowego i marny refren. Tymczasem The Secret of Flight jest znakomity, potoczysty bezwzględny w gitarach jak ACCEPT, przebojowy jak stare saxońskie hity z lat 80 tych i pięknie zrealizowany gitarowo na drugim planie. Jest tu także coś więcej niż klasyczna saksońska powtarzalność. Ci gitarzyści dawno już nie grali tak ciekawych solówek. Wolniejszy, ponury, gotycko-epicki Nosferatu (The Vampire's Waltz), z orkiestracjami wspaniały. Emocje i podniosłość true metalowego grania, niebanalna część instrumentalna. Tak SAXON to jeszcze nie grał. They Played Rock and Roll ma swoje znaczenie szczególnie w warstwie lirycznej, muzycznie zaś to szybki killer o typowej motoryce SAXON. Kroczący, akcentowany silnie basem Predator wybija dziury w betonie, dodatkowe wokale robione pod growl bardzo fajne. Tak się gra mocny heavy power na średnich tempach! Co do basu. Jego ustawienie jest genialne i to słychać w true epic heavy numerze Sons of Odin. Piękny refren, nie wiem czemu przywodzący mi na myśl Loch Ness JUDAS PRIEST. Bardzo dobrze śpiewa Byford, może nie tak lekko jak przed laty, ale trudno, przecież czas biegnie. Sniper to najcięższy numer na tym albumie w zasadzie w power thrashowej stylistyce, grany bezwzględnie jak to robią zespoły pokroju PARAGON, ale ileż kapitalnych melodyjnych motywów wygrywają tu obaj gitarzyści. Nagłe zwolnienia i przyspieszenia zrobione perfekcyjnie. Perfekcyjnie pracują także obie gitary w niezbyt szybkim, bardzo ciekawie opowiedzianym A Wizard's Tale. SAXON bez ryku silników tle? Speed Merchants i mamy to, co mają wypisane na sztandarach. Tu taka wycieczka w klimaty SAXON lat 80tych w motoryce, ale tuning jest absolutnie nowoczesny, Made In Germany i kolejny numer kruszy mury, także wystudiowaną surowością.Roadies' Song jest może trochę słabszy niż pozostałe kompozycje, taki jakby wyjęty odrzut z jakiejś wcześniejszej sesji i dopakowany heavy power sterydami. Sięgając po ten LP, obawiałem się konieczności obcowania z ogrywanymi po raz setny tymi samymi riffami saxońskimi, bladymi refrenami i suchym brzemieniem całości. Tymczasem mamy tu do czynienia z heavy metalem najwyższej próby, różnorodnym, zagranym przez starych mistrzów z pasją i elegancją. Owszem, bardzo dużo tu wpływów niemieckich "nowego" ACCEPT, JUDAS PRIEST czy PARAGON, ale czy to źle? Wspaniała produkcja, rewelacyjne sola, Glocker wyborny, masa doskonałych melodii.
Lemmy odszedł, ale SAXON żyje. Niech żyje SAXON!
Ocena: 8,9/10
new 5.07.2018 RE: Saxon - Memorius - 12.06.2019 Saxon - Sacrifice (2013)
Tracklista:
1. Procession 01:47
2. Sacrifice 03:58
3. Made in Belfast 04:35
4. Warriors of the Road 03:32
5. Guardians of the Tomb 04:49
6. Stand Up and Fight 04:03
7. Walking the Steel 04:24
8. Night of the Wolf 04:20
9. Wheels of Terror 04:22
10. Standing in a Queue 03:38
Rok wydania: 2013
Gatunek: heavy metal
Kraj: Wielka Brytania
Skład zespołu:
Peter Byford - śpiew
Paul Quinn - gitara
Doug Scarratt - gitara
Tim Carter - bas
Nigel Glockler - perkusja
Pewne rzeczy zdarzają się dwa razy. Inne nawet trzy razy a czasem więcej.
W przypadku SAXON seryjnie... SAXON na albumie "Sacrifice" wydanym w marcu 2013 roku składa ofiarę z cząstki siebie z "Call To Arms", ale także i z ponad 30 lat istnienia zespołu. SAXON jest saxoński tak jak to lubią jego zatwardziali fani i tak samo przewidywalny w konstrukcji kompozycji i w samych melodiach.
SAXON jest konserwatywny w tym co robi i sporo na tym wygrywa. Jest jednak także czasem trochę epicki i rycerski jak w pewnym okresie w latach 90 tych i bardzo solidnie się ta płyta zaczyna mięsistym Sacrifice, potężnie brzmiącym, niemal heavy/power metalowym. Solidnie, ale przecież nie porywająco. Podobnie jest w przypadku Guardians of the Tomb, który ma refren z melodią bodajże najbardziej wykorzystywaną przez SAXON, ale może dlatego ten numer jest taki przyjazny. A może dlatego, że ta część instrumentalna jest taka przyjemna dla ucha w swobodzie operowania rockowymi chwytami... Jest tu sporo miarowego heavy metalu SAXON, bardzo już ogranego i niespecjalnie wyszły tu takie dosyć prymitywne numery jak Made in Belfast. Killery? O, na pewno dynamiczny Warriors of the Road poświęcony Formule 1 i słynnemu kierowcy Ayrtonowi Senna. Taka wycieczka w muzyczną i sportową przeszłość i stylowo to niemal odbicie nagrań z lat pierwszych płyt SAXON z lat 80 tych. Mocarny podbudowany rokendrolem z motorami w tle heavy metal SAXON. Klasa! Jeśli oceniać Stand Up and Fight, to trzeba chyba się cofnąć aż do "Rock The Nation" i tu SAXON wygrywa ze swoją przeszłością. Szkoda, że ogólnie przegrywa z przeszłością, tonąc w brytyjskiej heavy metalowej teraźniejszości w marnym heavy metalu w dosyć wolnym tempie w Walking the Steel. Trochę lepiej to wygląda w dramatycznym, może nawet nadmiernie dramatycznym Night of the Wolf. Tak czy inaczej, jest to taki UK Heavy Metal na fali wznoszącej. (Nie mylić z Drugą Nową Falą Brytyjskiego Heavy Metalu!). Wheels of Terror. Dobry tytuł. Tyle że ta kompozycja jest ociężała i ospała i bardzo mało wnosi do metalizacji tego albumu... No i wreszcie fatalny Standing in a Queue, rocker w stylu słabych rockerów z płyty poprzedniej na pożegnanie. Tak jakby SAXON specjalnie podkreślał, że to "nasza Muzyka". Byford śpiewa znakomicie, jest jak wino i krzyczy ostro i dobitnie, szkoda jednak, że sola gitarowe na tym LP są tylko przyzwoite, jakby gitarzyści wyczerpali już swój limit kombinacji na gryfie. Cichy bohater to jak zwykle Nigel Glockler, ale on nie może się tu za bardzo rozpędzać przy takim akurat graniu. Produkcja jest perfekcyjna, Andy Sneap zawsze wie, co robi, a Jacky Lehmann w studio nagraniowym spełnia marzenia kilku pokoleń fanów SAXON o brzmieniu nowocześnie soczystym, a zarazem rozpoznawalnym dla SAXON. Suche gitary? Nie tym razem! Jednak poziom kompozycji jest taki sobie i w sumie ta płyta żadnej rewolucji w dyskografii SAXON nie czyni. Warriors of the Road to jest to, co tygrysy lubią najbardziej, a reszta... no, taka sobie... ocena: 6,9/10
new 12.06.2019 RE: Saxon - Memorius - 22.08.2019 Saxon - Battering Ram (2015)
Tracklista:
1. Battering Ram 04:56
2. The Devil's Footprint 04:08
3. Queen of Hearts 05:08
4. Destroyer 03:20
5. Hard and Fast 04:45
6. Eye of the Storm 03:54
7. Stand Your Ground 04:15
8. Top of the World 04:00
9. To the End 05:50
10. Kingdom of the Cross 06:08
11.Three Sheets to the Wind (The Drinking Song) 03:53 (bonus track) Rok wydania: 2015
Gatunek: heavy metal
Kraj: Wielka Brytania
Skład zespołu:
Peter Byford - śpiew
Paul Quinn - gitara
Doug Scarratt - gitara
Tim Carter - gitara basowa
Nigel Glockler - perkusja
Październik 2015. Kolejna płyta SAXON.
SAXON gra to co zwykle i byłoby pewnie katastrofą gdyby zagrał coś innego, tyle że pewne realia się zmieniają i SAXON to też zauważa. Ta płyta rozpoczyna się od potężnego natarcia z ryczącymi gitarami, od mocarnego heavy/power dewastatora tytułowego Battering Ram, gdzie może Byford wokalnie nie wypada szczególnie dobrze, ale całość ma coś, czego SAXON raczej w poprzednich latach nie prezentował - autentyczną heavy metalową moc. W jakiś sposób SAXON stanął na pozycji innych metalowych dinozaurów, jak ACCEPT i rockowy czy metal/rockowy feeling poświęcił w imię mocy. Melodia przede wszystkim, ale jednak z turbodoładowaniem, bo takie są realne oczekiwania fanów melodyjnego metalu. Nadal jednak przeważa konserwatyzm muzyczny SAXON. Konserwatyzm, bo nie nazwę tego skostnieniem, czy brakiem pomysłów na dobre kompozycje. Te kompozycje są dobre, i na dobrym poziomie pozostają w zasadzie do końca tego albumu. Trochę urozmaicenia w formie narracji na początku The Devil's Footprint w dobrym riffowo i podchodzącym po modern groove, jakieś tam próby budowania klimatu w wolniejszym Queen of Hearts, ale co tu w tym numerze jest właściwie dobre? Trudno powiedzieć. Ten sound jest dobry, to na pewno. Dobre jest solo gitarowe w generycznym saxońskim Destroyer, który w pewnym sensie wyraża ogólny kryzys kompozycyjny w brytyjskim tradycyjnym heavy metalu. Czy coś z tego zapada w pamięć ? Nie bardzo. Dobre jest wpasowanie się w toporną niemiecką manierę classic metalową w Hard and Fast i Eye of the Storm i może ekipa uważa to za sukces, ale trochę nie wypada grupie SAXON grać w opcji teutońskiej. Dobre jest wykorzystanie siły w pozbawionym realnej melodii Stand Your Ground, ale współczesna technika nagraniowa czyni cuda, a dodatkowo szkoda, że Peter Byford, gdy śpiewa tytułową frazę, to słychać nie jego, tylko pruskiego podoficera wydającego rozkazy na polu bitwy. Dobre jest i to, że w Top of the World trochę biorą rozbrat z tą przyjaźnią saxońsko - niemiecką, ale to jedyny plus miałkiego melodic heavy, który tu zagrali. Dobre są kruszące heavy riffy z To the End, tyle że SAXON jak zaczyna grać taki niby heroiczny i epicki metal, to jakoś brzmi nieszczerze, tym bardziej, gdy jest taki lekki refren radiowy jak tu. Dobre jest przypomnienie, że SAXON potrafi zagrać epicką historię także inaczej, w spokojniejszy i bogatszy formalnie sposób, jak w Kingdom of the Cross, choć i to przecież nie jest nic specjalnie ciekawego. Dobrze także, że Three Sheets to the Wind (The Drinking Song) oznaczony jest jako bonus i można go sobie za każdym razem darować, no chyba że ktoś lubi takie prymitywne granie w stylu AC piorun DC. Dobre chęci, to najwięcej dobrego na tej płycie. Natomiast sound znakomity i takie mocne soczyste brzmienie, wyjątkowo starannie zrealizowane, jest pewną nową jakością w muzyce SAXON, choć i w przeszłości zdarzały się podobnie nagrane przez nich płyty. Tak artystyczna pustka tu przebija i może nawet jest mało SAXON w SAXON. Dobra płyta? Jednak nie bardzo... ocena: 6/10 new 22.08.2019 RE: Saxon - Memorius - 04.02.2022 Saxon - Carpe Diem (2022)
Tracklista:
1. Carpe Diem (Seize the Day) 04:42
2. Age of Steam 04:09
3. The Pilgrimage 06:29
4. Dambusters 03:20 5. Remember the Fallen 05:15
6. Super Nova 04:21
7. Lady in Gray 05:13
8. All for One 03:43
9. Black Is the Night 04:12
10. Living on the Limit 02:55
Rok wydania: 2022
Gatunek: heavy metal
Kraj: Wielka Brytania
Skład zespołu:
Peter Byford - śpiew
Paul Quinn - gitara
Doug Scarratt - gitara
Tim Carter - gitara basowa
Nigel Glockler - perkusja
4 lutego 2022 kolejna ważna data w historii SAXON. Nowy album, "Carpe Diem" wydaje londyńska wytwórnia Silver Lining Music.
Cztery lata od bardzo udanego "Thunderbolt" to jednak sporo czasu. Byford w niespecjalnie wysokiej formie, co słychać tym bardziej ze względu na dosyć mocne brzmienie gitar. Forma Byforda ma dla SAXON znaczenie niemal kluczowe, bo to on nadaje ton melodiom, przy zazwyczaj schematycznej i zdecydowanie rozpoznawalnej estetyce riffowej kompozycji zespołu.
Tak raczej niemrawo się to zaczyna od tytułowego numeru, który ma być tradycyjny dla bardziej rock/metalowego oblicza SAXON i jako promujący LP także zapewne miał być chwytliwy i przebojowy, a wyszło szaro i bezbarwnie. Trochę gubią się w Age of Steam, gdzie świetne bojowe zwrotki giną w tumanach marnego, siłowego refrenu w stylu teutońskim, a solo jest zupełnie bezsensowne. Nierówne, nierówne... Długi teoretycznie epicki i nastrojowy song The Pilgrimage staje się nieinteresujący już po pierwszym refrenie, trochę nadrabia solo, ale ogólnie to chyba wszystko, co tu umiarkowanie przykuwa uwagę. Dla odmiany Dambusters jest dynamiczny, ostry i nawiązuje do klasycznych tematów muzycznych SAXON w odświeżonej od roku 2018 formule i jest dobrze. Jednak tylko dobrze. Ryczą gitary w rytmicznym i ozdobionym solowymi ornamentacjami Remember the Fallen i strach co to będzie w refrenie, czy znowu go zepsują, ale nie i wreszcie jakiś solidny kawałek godny albumu z 2018. Tak, killer, wreszcie killer i do tego nieskomplikowany w formie. Idą za ciosem w podobnie ognistym Super Nova i tu miażdżą zwrotki, natomiast refren, niestety po raz kolejny lekko powszedni i raczej niemiecki niż saxonowski. Do tego ta partia instrumentalna... Czy trzeba uciekać się do chwytów para progresywnych? Nie trzeba było. Kosmiczna tematyka wcale do tego nie zobowiązywała. I potężnie zaczyna się Lady in Gray, a dalej to romantyczny i heroiczny song w spokojny stylu i ładnie to rozwijają, ale tylko miejscami. Czegoś tu za dużo, gubi się ten świetny motyw refrenu i zasadniczy, kroczący riff. Na pewno jednak najlepszy na tej płycie plan dalszy tu można usłyszeć i to bardzo wyraźnie. Doskonałe solo, doskonałe, perfekcyjne i ekscytujące! Archetypowy dla SAXON szybki All for One wnosi niewiele, zaś Black Is the Night zbudowany jest z muzycznych autocytatów i proponowana rycerskość i heroiczność jest mało przekonująca, za to po raz kolejny piękne, pełnego rockowego artyzmu solo gitarowe. No, tak ogólnie tylko dobra końcówka tej płyty, bo krótki zwarty atak heavy metalowy w Living on the Limit to bardziej UDO niż SAXON.
Wyprodukowali to Andy Sneap i Bill Byfford i do brzmienia nie można mieć uwag. To sound równie udany jak ten z "Thunderbolt". Syczą blachy, ryczą gitary, dudni bas. Wszystko na miejscu. Dobra płyta, po prostu tylko dobra. SAXON miewał gorsze, ale równać trzeba do "Thundebolt" i sięgając w przeszłość - do "Unleash the Beast". Sporo brakuje.
ocena: 7/10
new 4.02.2022
RE: Saxon - Memorius - 21.01.2024 Saxon - Hell, Fire and Damnation (2024)
Tracklista:
1. The Prophecy 01:24
2. Hell, Fire and Damnation 05:32
3. Madame Guillotine 05:25
4. Fire and Steel 03:37 5. There's Something in Roswell 04:10
6. Kubla Khan and the Merchant of Venice 04:16
7. Pirates of the Airwaves 03:57
8. 1066 04:04
9. Witches of Salem 05:11
10.Super Charger 04:48
Rok wydania: 2024
Gatunek: heavy metal
Kraj: Wielka Brytania
Skład zespołu:
Peter Byford - śpiew
Brian Tatler - gitara
Doug Scarratt - gitara
Tim Carter - gitara basowa
Nigel Glockler - perkusja
SAXON to jest jednak niezniszczalny i nawet odejście w roku ubiegłym Paula Quinna nie zakłóciło planu wydania kolejnego albumu, który 19 stycznia 2024 przedstawiła wytwórnia Silver Lining Music z Londynu. Nowym, drugim obok Scaratta gitarzystą został legendarny jak SAXON Brian Tatler z DIAMOND HEAD.
Jest to album z tych bardziej epickich i heroicznych obszarów, jakie SAXON z lepszym lub gorszym skutkiem eksploruje, gdy rezygnuje z NWOBHM rock/metalu.
Tytułowy Hell, Fire and Damnation ma dać do zrozumienia, jakie tu będą panować klimaty i masywny sound gitar w manierze niemieckiej obudowuje dobrą, ale niczym nie wyróżniającą się melodię w rycerskim, lekko mrocznym stylu. Od razu jednak można zauważyć w części instrumentalnej, że Tattler to jest bez wątpienia gitarzysta kreatywny i znakomity technicznie, a tego jak się rozgrywa epickie classic metalowe nie zapomniał grając w wieku XXI praktycznie tylko progressive rock/metal. Chwytliwe melodie, powalające refreny, energia gitarowego wykonania - tego się oczekuje od SAXON. Madame Guillotine tego nie daje i to jest taki miarowy, spokojny song z absolutnie rozpoznawalnym zestawem riffów, oferowanym przez SAXON od niemal zawsze. Przyjemne lecz mało wyraziste i z cechami DIAMOND HEAD z części instrumentalnej. Wycyzelowana łagodność. W Fire and Steel jest atak, owszem, to jest atak w topornym stylu U.D.O. i kiepsko to wygląda, gdy Byford w zwrotkach robi za Kaprala Dirkschneidera. W There's Something in Roswell jest o kosmitach oczywiście i słabo to wyszło. Zupełnie bez historii zagrany heavy metal w klasycznym stylu SAXON, a udziwnienia gitarowe w części instrumentalnej niczego nie wnoszą. Kubla Khan and the Merchant of Venice obdarzony naiwnym refrenem jako epicki numer jest nad wyraz ograny w melodii i przeciętnie wykonany, jak na ogólną staranność SAXON w graniu każdej kompozycji. Pirates of the Airwaves jest miarowym, klasycznie nudnym SAXON wprowadzonym do powszechnego użytku w czasach "Crusader". 1066 no byłoby przykro, gdyby zepsuli jeszcze taki mocarny temat jak Hastings i jest jednak trochę przykro. Powszednio, rozpoznawalnie jako ten SAXON grający heroiczny heavy metal i te sola także średnio udane. Blado, starają się, ale blado. Album zbliża się do końca, a tu ani jednego hita, ani jednego refrenu, który by jakoś zapadł w pamięć, ani jednego oryginalnego riffu, choć przecież gitarzyści grają bardzo dobrze. Także ospały i niby podbudowanym mrokiem Witches of Salem nie wnosi niczego, niczym nie jest w stanie zainteresować. Na koniec wykrzesali z siebie nieco więcej energii w ryczących gitarach szybszego Super Charger, ale to przecież kolejna kalka kilku co najmniej kompozycji z paru ostatnich płyt.
Mastering wykonał ponownie Andy Sneap i to jest taki sound poprawny, ani niczym nie zachwycający, ani nie budzący zastrzeżeń, z umiejętnie ustawioną sekcją rytmiczną.
Byfordowi miejscami już brakuje pary, choć nie brzmi jeszcze nadmiernie rozpaczliwie, a zespołowi pomysłów na interesujące kompozycje w ramach "Saxon heavy metalu". Poza zawodową poprawnością nic tu nie ma i jest nawet gorzej, niż na płycie poprzedniej, gdzie było to nierówne, ale wykrzesali z siebie więcej twórczej inwencji.
ocena: 6,7/10
new 21.01.2024
|