Drużyna Spolszczenia
At Vance - Wersja do druku

+- Drużyna Spolszczenia (http://druzynaspolszczenia.pl)
+-- Dział: MMS - RECENZJE (http://druzynaspolszczenia.pl/forumdisplay.php?fid=183)
+--- Dział: Heavy/Power/Melodic/Epic/Doom/Gothic... (http://druzynaspolszczenia.pl/forumdisplay.php?fid=186)
+---- Dział: A (http://druzynaspolszczenia.pl/forumdisplay.php?fid=187)
+---- Wątek: At Vance (/showthread.php?tid=1313)



At Vance - Memorius - 16.06.2018

At Vance - No Escape (1999)

[Obrazek: R-3179335-1345101257-5017.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Flying High 05:14
2. No Escape 03:16
3. No Speak 01:42
4. Die in Your Arms 05:30
5. All for One, One for All 04:28
6. Money, Money, Money (ABBA cover) 03:07
7. Four Seasons - Summer 03:18
8. Lost in Your Love 04:33
9. Power & Glory 05:26
10. Seven Seas 06:14

Rok wydania: 1999
Gatunek: neoclassical power metal
Kraj: Niemcy

Skład zespołu:
Oliver Hartmann - śpiew
Olaf Lenk - gitara
Uli Mueller - instrumenty klawiszowe
Rainald Koenig - bas
Spoony - perkusja

Jest to pierwszy album zespołu Lenka, który poprzednio występował pod nazwą CENTERS i grał melodyjną odmianę metalu o cechach progresywnych, a trochę też w tym było AOR. Lenk postanowił zmienić nie tylko nazwę, ale i formułę muzyczną, przechodząc do przeżywającej okres rozkwitu muzyki nasyconej duchem neoklasycznym. AT VANCE stał się pierwszym zespołem w Niemczech, który odniósł sukces, prezentując ten właśnie styl. Grupa zadebiutowała w lutym 1999 w barwach wytwórni Shark Records.

"Flying High", zbudowany w oparciu o najbardziej akademickie wzorce skandynawskiego neoclassical power metalu, ujawnia tak naprawdę po raz pierwszy klasę Lenka jako gitarzysty, co od niechcenia potwierdza w instrumentalnym "No Speak". Hartmann z kolei ujawnia swój potencjał w "No Escape", przy czym warto zauważyć, że utwór ten ma dużo wspólnego z nagraniami Malmsteena z pierwszej połowy lat 90tych. "Die in Your Arms" oraz niezbyt udany "Lost in Your Love" to jakby jeszcze echa poprzednich dokonań Lenka, co potwierdza, że ten LP mam charakter przejściowy. Interesujące, że ten akurat utwór jest autorstwa Hartmanna, a nie Lenka. "All For One, One for All " jest z kolei niejako wyznacznikiem stylu z trzech płyt następnych. Lekko marudząc... dziwię się, jak tak wspaniały riff i melodię w zwrotkach można zepsuć tak banalnym refrenem jak w "Power & Glory". Na szczęście takich rzeczy potem już praktycznie nie było. Ciekawą, choć nieco zarzuconą drogą był tu "Seven Seas", majestatyczny w riffach, wyborny w wykonaniu utwór w tradycji RAINBOW/DIO, z progresywnymi przejściami do neoclassical power.
Hołd klasycznym korzeniom swojej muzyki zespół oddał w swojej wersji "Four Seasons - Summer" (Cztery Pory Roku Vivaldiego). Lenk wyraził również swoja fascynację zespołem ABBA, prezentując na płycie rockową wersję ich słynnego przeboju. Inne utwory tej grupy były potem prezentowane na kolejnych albumach.

Jeśli coś skrytykować, to perkusję. Słabo ją słychać, gdzieś tam puka w tle. Spoony się stara a efekt raczej mizerny... Ponadto słychać ograniczenia wynikające z jednej gitary. Mix tu nic nie daje. Zapewne Lenk to rozumiał i przejęcie drugiej gitary przez Koniga i zatrudnienie innego basisty było krokiem niezmiernie istotnym.
Płyta stała się pierwszym ważnym krokiem do popularyzacji gatunku w Niemczech i w Europie, zespół zdobył też uznanie w Japonii. Godny polecenia album, zarówno ze względu na mistrzowskie wykonanie, jak i bardzo atrakcyjny i różnorodny repertuar.


Ocena: 9/10

4.10.2008


RE: At Vance - Memorius - 16.06.2018

At Vance - Heart Of Steel (2000)

[Obrazek: R-3549626-1345111172-8066.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Prelude 00:58
2. Soldier of Time 05:04
3. The Brave and the Strong 04:52
4. Heart of Steel 03:21
5. S.O.S. (ABBA cover) 03:26
6. King of Your Dreams 04:56
7. Princess of the Night 06:24
8. Goodbye 05:08
9. Why Do You Cry? 05:25
10. Don't You Believe A Stranger 03:33
11. Chopin - Etude No. 4 02:16

Rok wydania: 2000
Gatunek: neoclassical power metal
Kraj: Niemcy

Skład zespołu:
Oliver Hartmann - śpiew
Olaf Lenk - gitara
Reinald König - gitara
Uli Müller - instrumenty klawiszowe
Jochen Schnur - bas
Jürgen Lucas - perkusja
Reinald König - gitara

Można powiedzieć, że ta płyta to swoiste apogeum możliwości grupy i wraz z "Dragonchaser" taka dwutomowa epopeja muzyczna AT VANCE. Płytę ponownie wydała Shark Records, w maju 2000.
Kompozycje własne na tym albumie to dzieło w zasadzie tylko Lenka i stanowią rozwinięcie idei z debiutu - stworzenie muzyki atrakcyjnej melodycznie i opartej o wzory klasyczne, a jednocześnie cieplejszej i łatwiejszej w odbiorze niż typowo neoklasyczne, zimne produkty skandynawskie. To przenikanie stylów jest na tym LP bardzo widoczne. "Soldier of Time" mimo neoklasycznego szkieletu to w gruncie rzeczy rycerski power metal, a ostre riffy z "The Brave and the Strong" sąsiadują z refrenem w stylu melodic metal w pewnym stopniu nawet na zasadzie kontrastu. Zespół nie odżegnuje się jednak od korzeni tkwiących w Skandynawii i wykorzystuje je w genialnym, podniosłym "Heart of Steel" z bardzo silnymi nawiązaniami do wczesnego, epickiego neoclassical Yngwie Malmsteena. Grupa nie boi się też wejść na śliskie i kręte ścieżki melodic metalu i druga część albumu w znacznej mierze jest właśnie w tym gatunku. AT VANCE unika banału i sztampy, zręcznie manewrując w "King of Your Dreams". Tu dosyć prosta, chwytliwa melodia spięta jest neoklasyczną klamrą i ozdobiona kapitalnym, ale niestety krótkim solem gitarowym Lenka. Kulminacją albumu jest "Princess of the Night", niezwykle wysmakowana i elegancka ballada czy może raczej spokojniejszy utwór z popisem wokalnym Hartmanna i w niezapomniany sposób wykonaną frazą "you'll be my princess of the night". "Goodbye", melodyjny i rozegrany z dużą dbałością o szczegóły neoklasyczny numer jest przedsmakiem emocji, jakie dostarcza "Why Do You Cry?" z refrenem, który bez wątpienia zasługuje na kryształowy puchar i miejsce w trójce najwspanialszych refrenów AT VANCE. Hartmann ma w tym utworze dużo miejsca i swobody, co wykorzystuje w godny uwagi sposób. Zwarty, szybki, melodyjny "Don't You Believe A Stranger" na zakończenie części zasadniczej pasuje znakomicie.
Także i tym razem mamy cover kolejnego wielkiego przeboju ABBA, a album zamyka metalowa interpretacja dzieła Fryderyka Chopina.

Płyta ma dobre brzmienie, mocniejsze i masywniejsze niż na debiucie. Słychać dobrą robotę drugiego gitarzysty (poprzednio basisty) Koniga. Sam Lenk w wybornej dyspozycji, czaruje grą od typowo heavy i power metalowej do neoklasycznej, sprawdzając się w każdej z tych konwencji.
Tak zgranych i rozumiejących się bez słowa zespołów w Niemczech wiele nie ma i nie było. Jeśli już na siłę szukać dziury w całym, to najwyżej perkusista Lucas może trochę zbyt oszczędny w niektórych momentach.

Wielka płyta wielkiego zespołu.


Ocena: 10/10

4.10.2008


RE: At Vance - Memorius - 16.06.2018

At Vance - Dragonchaser (2001)

[Obrazek: R-3549606-1345122926-7112.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Dragonchaser 04:25
2. Ages of Glory 03:29
3. Crucified 04:07
4. Beethoven, 5th Symphony 08:03
5. Heaven Can Wait 05:33
6. The Winner Takes it All (ABBA cover) 05:28
7. My Bleeding Heart 06:52
8. Two Kings 04:24
9. Too Late 04:51
10. Ases Death 04:38

Rok wydania: 2001
Gatunek: neoclassical power metal
Kraj: Niemcy

Skład zespołu:
Oliver Hardmann - śpiew
Olaf Lenk - gitara
Rainald Koenig - gitara
Jochen Schnur - bas
Juergen Lucas - perkusja
Uli Mueller - instrumenty klawiszowe

Jest to trzeci album AT VANCE wydany przez Shark Records we wrześniu. Warto jednak zwrócić uwagę na fakt, że premiera miała miejsce w Japonii już w kwietniu (Victor), bowiem muzyka tej grupy cieszyła się w owym czasie w tym kraju ogromną popularnością.

Stylowo ten LP jest podobny do poprzedniego "Heart Of Steel", jednak są i pewne różnice, szczególnie jeśli chodzi o większą złożoność kompozycji. Sam "Dragonchaser" to na otwarcie neoklasyczny majstersztyk w stylu wczesnego epickiego Malmsteena z rozbudowanym solem klawiszowym, czego wcześniej nie było. "Ages of Glory" to jeszcze jakby powtórzenie "The Brave and the Strong" i z tym samym malutkim niedostatkiem w postaci zbyt słodkiego refrenu. Natomiast "Crucified" jest znacznie bardziej heavy powerowy, dużo cięższy, gdzie neoklasyczne elementy są użyte w formie progresywnych wstawek. Ta kompozycja w znacznym stopniu zwiastuje to, co zaprezentowali na LP Only Human i mogę podejrzewać, że powstał zapewne najpóźniej ze wszystkich. Kierunek zmian to wspomniana przeze mnie większa złożoność. Jeśli posłucha się uważnie "Heaven Can Wait", to podobieństwo do "Why Do You Cry?" jest spore, ale tylko na początku. Potem kompozycja rozwija się zupełnie inaczej, zaciekawia tymi niekiedy dosyć niespodziewanymi ozdobnikami równie mocno jak "Why Do You Cry?" przecudownym refrenem. Podobnie "My Bleeding Heart", rozpoczynający się od pianina, nie pozostaje pastelową balladą, a przekształca się w potężny hymn z podniosłym refrenem, przejmującym solem gitarowym i symfonicznym zakończeniem. Łączenie stylów udaje się także w "Two Kings", gdzie akcenty malmsteenowskie umiejętnie spleciono z tymi typowymi dla AT VANCE eleganckimi wyważonymi melodiami w refrenie, a dawka dramatyzmu w wykonaniu dodaje tu dodatkowego smaku. Aby nie tworzyć wrażenia nadmiernego rozbudowywania formy, mamy tu jeszcze niemal na końcu "Too Late". Speed power melodic w najczystszej postaci z dozą neoklasyki, skrojony według najlepszych sprawdzonych wzorów. Do tego płynne, szybkie sola i mamy kolejny killer na tym wyśmienitym albumie. Jak zawsze AT VANCE włącza i tu w program płyty wyborną interpretację klasyki. Tym razem jest to Beethoven oraz kolejny cover ABBA. Album zamyka instrumentalny "Ases Death" autorstwa Griega, pokazujący wirtuozerskie umiejętności Lenka.
Wokalna dyspozycja Hartmanna jest na tym albumie wyśmienita. Trudno tu mówić o jakimś postępie, bo od początku występów w AT VACE stanowił klasę samą w sobie i był obok Lenka głównym twórcą sukcesu zespołu.

Brzmienie jest podobne jak na LP poprzednim i znów można odnieść wrażenie, że sekcja rytmiczna mogłaby dać z  siebie troszeczkę więcej. Z drugiej strony gitarzyści i Hartmann, a także dyskretny klawiszowiec Uli Mueller mają tu do powiedzenia najwięcej i to oni tworzą ten szkielet, a nie sekcja rytmiczna. Ten "cichy" bas jednak czasem AT VANCE z tego okresu był wypominany.
Wybitny zjawiskowy album w swoim gatunku.


Ocena: 10/10

4.10.2008


RE: At Vance - Memorius - 16.06.2018

At Vance - Only Human (2002)

[Obrazek: R-3805184-1345120462-8569.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. The Time Has Come 03:53
2. Only Human 05:13
3. Take My Pain 04:18
4. Fly to the Rainbow 06:09
5. Hold Your Fire 05:47
6. Four Seasons - Spring 03:05
7. Take Me Away 04:48
8. Time 05:48
9. Solfeggietto 01:00
10. Sing this Song 06:59
11. Witches Dance 05:31
12. Wings to Fly 06:37
13. I Surrender (Rainbow cover) 04:23

Rok wydania: 2002
Gatunek: neoclassical power metal
Kraj: Niemcy

Skład zespołu:
Oliver Hatmann - śpiew
Olaf Lenk - gitara
Rainald König - gitara
Ulli Müller - instrumenty klawiszowe
Jochen Schnur - bas
Jürgen Lucas - perkusja

Ile razy można wchodzić do tej samej rzeki?
Lenk uznał, że trzy razy wystarczy, a ten czwarty raz musi już odbyć się z większym pluskiem. "Only Human" wydany najpierw w Japonii w maju ( Avalon)to pod każdym względem album bardziej...

Hardmann śpiewa mocniej, silniej, operuje głosem śmielej. Gitary są potężniejsze - brzmią jak w rasowych bandach heavy power. Bas wreszcie słychać, perkusja jest głośna i sycząco-dudniąca, a klawisze dużo masywniejsze i skondensowane.
Album otwiera kompozycja "The Time has Come" autorstwa Hartmanna, jedyna na tym LP, ale za to jaka! Melodia ubrana w dynamiczne riffy i do tego refren, który zabija na miejscu. Tu od razu ważna uwaga. To jest album refrenów. Refrenów genialnych, a genialnych dlatego że prostych, i to tak prostych, że aż dziw bierze, że nikt ich wcześniej nie wymyślił. Tytułowy "Only Human" to potwierdza - tu mamy chyba najbardziej rozpoznawalny refren AT VANCE i po tych dwóch utworach wydaje się, że to co najlepsze mamy już za sobą. Jednak nie. "Take My Pain" i kolejny fantastyczny refren, tym razem niemal w heavy powerowym numerze o zgrabnie dobranych, kontrastujących ze sobą częściach. "Fly to the Rainbow" to 6 minut masywnego powerowego grania w podniosłej otoczce neoklasycznej, wolniejszego i zwartego, przeciętego, zapadającym w pamięć solem gitarowym Lenka. "Hold Your Fire" i znów przeszywający refren. Neoklasycznie, ale i heavy powerowo, przy czym tu rządzi i dzieli głosem Hartmann. Podobnie jest z "Take Me Away", tu jednak główny motyw gitarowy na tyle ekspresyjny, że lekko wokalistę przyćmiewa. O "Time" mówi się różnie. Mógłby być to utwór balladowy i stonowany, moment dłuższego wytchnienia na tym albumie, gdzie nieustannie słuchacz poddawany jest atakom ze wszystkich stron. Wybrano jednak wariant inny i utwór jest ciężki, lekko dołujący, oparty o linię basu. Hartmann włożył w ten utwór wiele pracy i inwencji, stosuje pewne zapożyczenia z techniki wokalnej soulu i może dlatego chwilami budzą się skojarzenia z Coverdale. Album ABSOLUT?. No tak, można by powiedzieć, gdyby nie "Sing this Song". Jak dla mnie jest tu wszystko i niczego zarazem nie ma. Długi, rozbudowany, a jednak nie budzi żadnych emocji. Bezbłędna wykonawczo rzecz bez treści.
Do ABSOLUTU jednak tak wiele nie brak. "Witches Dance" - no słychać, że zrobiony na luzie, żartobliwy, ale ten gitarowy motyw przewodni zmusza po prostu do włączenia się w taniec... Na koniec zasadniczej części albumu "Wings to Fly". Zaczyna się leniwie, niewinnie i nawet tak raczej mało obiecująco. Jednak od drugiej minuty mamy jeden z najdostojniejszych i nastrojowych utworów AT VANCE i zapewne najlepszy ich numer z Krainy Łagodności. No i ten refren. Po prostu album refrenów. Oczywiście ponownie bezpośrednie nawiązanie do klasyki w metalowej wersji Czterech Pór Roku Vivaldiego, miniaturka Bacha i na sam koniec najbardziej klasyczny z klasycznych cover RAINBOW autorstwa Ballarda, wykonany z dużą dozą dbałości szczegóły i z chęcią wydobycia czegoś więcej z tego pop rockowego przeboju sprzed lat.

Na tym LP AT VANCE pokazał, jak poprzez niewielkie zmiany brzmienia i położenie nacisku na uproszczenie kompozycji osiągnąć po raz kolejny ogromny sukces.


Ocena: 9.5/10

8.10.2008


RE: At Vance - Memorius - 16.06.2018

At Vance - The Evil In You (2003)

[Obrazek: R-2278993-1274050085.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Fallen Angel 04:56
2. Broken Vow 04:07
3. The Evil in You 05:12
4. Stronger than You Think 04:37
5. The Curtain will Fall 05:20
6. One Million Miles Away 06:41
7. Right Or Wrong 04:01
8. Shining Star 04:51
9. Street of My Dreams 04:08
10. Caprice No.16 (instrumental) 01:33
11. Princess of Ice 04:18

Data wydania: 2003
Gatunek: neoclassical /melodic power metal
Kraj: Niemcy

Skład zespołu:
Mats Leven - śpiew
Olaf Lank- gitara
Rainald König - gitara
Sascha Feldman - bas
Jürgen Lucas perkusja

Kolejny album AT VANCE przedstawiła znana niemiecka wytwórnia AFM Records w maju 2003, która wydała także jako pierwsza poza Japonią płytę poprzednią.

Gdy odszedł Hartmann, mogło się wydawać, że nie będzie komu go godnie zastąpić. Wokal w AT VANCE to obok gitarowego kunsztu Lenka jeden z kluczy do sukcesu. Bardzo rzadko się zdarza, aby udało się znaleźć tak doskonałego następcę. Leven, wokalista doświadczony i wszechstronny, zaśpiewał na tym albumie na najwyższym poziomie swoich umiejętności. Jest to wokal zarówno mocny i miejscami wręcz agresywny, jak i doskonale wpasowany w neoklasyczną konwencję przyjętą przez AT VANCE. The Evil In You to jednak album, gdzie grupa poszła jednak nieco dalej w kierunku melodic metalu z elementami progresywnymi, wzmacniając też brzmienie i inaczej rozplanowując słyszalność poszczególnych instrumentów. Leven, obdarzony pełnym zaufaniem, wyeksponowany, gitary w wielu miejscach trochę cofnięte, za to sekcja rytmiczna potężna jak nigdy dotąd, z grzmiącą perkusją i dudniącym basem. Sola gitarowe Lenka należą tu do jednych z najlepszych, jakie nagrał w AT VANCE, żałować jedynie należy, że niektóre są tak krótkie, a inne jakby nieco za bardzo schowane w tle. Ogólnie produkcja tego albumu stoi na bardzo wysokim poziomie i jeśli chodzi o samo brzmienie, jest to jak mi się wydaje płyta najcięższa z dotychczasowych.
"Fallen Angel" na początek to doskonała rozgrzewka, szybki utwór zbudowany na neoklasycznych melodiach w zwrotkach i niesamowicie chwytliwym refrenie, który śmiało można uznać za jeden z najlepszych, jakie skomponował Lenk. "Broken Vow" bardzo dobry, bliższy stylowi melodic metal, jednak trochę statyczny. "The Evil in You" reprezentuje grupę tych cięższych, wolniejszych utworów, ma też niezwykle dopracowane chórki, jakie do tej pory występowały raczej rzadko. "Stronger than You Think" to kontrast z poprzednim, chociaż zaczyna się symfonicznym wstępem. Niespodziewanie przechodzi w agresywny speed power metalowy killer z elegancką neoklasyczną solówką. "The Curtain will Fall" trochę mniej interesujący, też wkraczający w obszary melodic metalu, warto jednak zwrócić uwagę na pełne ekspresji wykonanie refrenów przez Levena. "One Million Miles Away" zawiera pewne elementy progresywnego metalu, gitary są cofnięte dosyć mocno, a całość prowadzi Leven i bardzo głośna sekcja rytmiczna. Ten numer nie wchodzi tak od razu, nie jest aż tak przebojowy, Lenk wzbogacił go jednak o rozbudowane finezyjne solo. Mógłby być jedynie nieco krótszy, bo ostatnie dwie minuty to trochę kręcenie się w kółko.
Za to energią kipi wręcz wyborny "Right Or Wrong", neoklasyczny speed power metalowy i zawierający odniesienia do muzyki Malmsteena, poprzecinany cudeńkami wygrywanymi przez Lenka. Balladowo-radiowy "Shining Star" o częściowo akustycznym charakterze to słabsze ogniwo tego albumu. Poprawna kompozycja zaledwie i tak jakoś blado wypada. Niewątpliwie najsłabszy z takich balladowych utworów zespołu i niestety na tym albumie już porządnej, wolnej, łagodnej kompozycji się nie doczekamy.
Za to zdecydowanie wybija się mknący z prędkością światła "Street of My Dreams", zadziornie zaśpiewany przez Levena z refrenem, przy którym z wrażenia opada szczęka. Wyciszenie w postaci instrumentalnego kaprysy Paganiniego, odegranego przez Lenka i album kończy porządny melodic metalowy "Princess of Ice". Wersja japońska zawiera jeszcze cover DEEP PURPLE "Highway Star". Udany zresztą, choć pozbawiony dzikości i pędu oryginału. Nowy basista Feldmann wprowadził się do grupy bardzo dobrze, Leven po prostu zniszczył.

Nie wszystkie utwory są na najwyższym poziomie i album nie dorównuje pod tym względem trzem poprzednim płytom z Hartmannem, ale równocześnie pokazuje jak godnego następcę znalazł Olaf Lenk.


Ocena: 8.7/10

8.10.2008


RE: At Vance - Memorius - 16.06.2018

At Vance - Chained (2005)

[Obrazek: R-2278984-1355682021-5431.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Rise from the Fall 04:06
2. Heaven 04:44
3. Tell Me 03:37
4. Chained 05:18
5. Now or Never 03:24
6. Two Hearts 04:06
7. Invention #13 01:17
8. Run / Leave 04:20
9. Live for the Sacred 05:06
10. Vivaldi Winter 03:44
11. Run for Your Life 03:13

Rok wydania: 2005
Gatunek: power metal/neoclassical metal
Kraj: Niemcy

Skład zespołu:
Mats Leven - śpiew
Olaf Lenk - gitara, instrumenty klawiszowe, śpiew
John "ABC" Smith (Dario Trobok) - bas
Mark Cross - perkusja

Po nagraniu "The Evil In You" skład AT VANCE posypał się. Z Lenkiem pozostał tylko Mats Leven, który w tym zespole po objęciu funkcji wokalisty po Hartmannie pokazał się z jak najlepszej strony. Zabrakło drugiego gitarzysty i na "Chained" słychać, że to wszystko gra Lenk, natomiast sekcja rytmiczna została skompletowana z chętnie udzielającego się w różnych zespołach Marka Crossa (METALIUM, FIREWIND i wiele innych) oraz Dario Troboka, w tym towarzystwie najmniej znanego, ale zapewne fani najbardziej kojarzą go z niemieckiego power metalowego SCANNER pamiętają go jako Johna "ABC" Smitha. Płytę w ramach przedłużonego kontraktu wydała AFM Records.

"Rise from the Fall" i od razu słychać, że to jest powerowo napędzany neoklasyczny metal z naciskiem na powerowo a do tego z wyraźniejszymi niż poprzednio wpływami Malmsteena. Kapitalnie to zostało zagrane z tym akademickim spokojem i precyzją AT VANCE, jakiej chyba wcześniej nie było. Leven śpiewa mniej grzecznie niż to by wypadało z ogólnie przyjętych norm w tej konwencji, ale suma jest daniem wyjątkowo wykwintnym.
Ech, gdyby cała płyta była taka..."Heaven" to już jak na ten zespół dosyć toporny melodic metal o bardzo ogranej melodii i nawet te klawisze w tle nie rozmiękczają wrażenia, że zespołowi to granie idzie opornie. "Tell Me" to melodyjny power metal i w tej kategorii to bardzo nośny numer za sprawą wykonania zwłaszcza wokalnego i gitarowego. Lenk tu zrzuca neoklasyczne okowy i serwuje masę energicznych riffów. Przy takich numerach spokojnie można darować AT VANCE, że nie trzyma się swojej starej i najbardziej rozpoznawalnej konwencji, choć przecież już i album poprzedni jasno dawał do zrozumienia, że idą zmiany. Tymczasem w "Now or Never" również power metalowym przesadzili z mieszaniem gatunków i to co jest neoklasyczne, jest tu mało dopasowane i niezbyt ciekawe i co podziwiać należy to solo Lenka, ale to przecież nic nowego.
To stylistyczne niezdecydowanie słychać także w "Two Hearts" w tradycji RAINBOW z Turnerem i tak mogli przy tej ciepłej melodii trzymać cały czas i wtręty neoklasyczne są tu zupełnie zbędne. Solo tym razem hybrydowe - coś z Blackmore'a i coś z Lenka za to Leven ładnie pośpiewuje w manierze Turnera.
Numer tytułowy na płytach AT VANCE to zawsze był hit największego kalibru, tym razem zaś jest to tocząca się w leniwym tempie kompozycja i cechach epickich i nastawiona na klimat osiagnięty przy tym bardzo prostymi środkami. Heavy metal, jaki czasem niesłusznie nazywany bywa progresywnym. Bas potężny, orientalne ozdobniki, rozległe ale odległe klawisze a wszystko to gdzieś pomiędzy Malmsteenem a ARTENSION i najbardziej tradycyjnym heavy metalem. "Run / Leave" w chłodnej skandynawskiej tradycji metalu neoklasycznego nie jest zły głównie dlatego, że posuwa go do przodu żywszy bujający refren. "Live for the Sacred" to znów na początku orientalne motywy, sitar, malmsteenowskie patenty na chłodną epikę, a potem jednak ten utwór rozpływa się w zmiennej, ale mało atrakcyjnej melodii i przez te pięć minut nie dzieje się nic interesującego i nawet warsztatowo bezbłędnie zrobione chórki nie wnoszą nic do pejzażu. Od zupełnej nudy ratuje ponownie Lenk, przy czym to jego solo nagle załamuje się w drugiej części.
Skoczny motyw o cechach celtyckiego folkloru został zgrabnie połączony z neoklasyką i power metalem w szybkim "Run for Your Life" i takie połączenie zasługuje na uwagę jako spotykane dosyć rzadko.
AT VANCE co by tam nie grał, zawsze dorzucał "klasyczną" klasykę i tym razem czarują Zimą oczywiście Vivaldiego oraz "Invention #13". Metalu mało, ale Lenk jak zwykle elegancki.
Jesl patrzeć na ten album pod kątem wcześniejszych płyt AT VANCE to jest dzieło najbardziej niespójne i kompaktowe w swoim przekazie. Epickość rycerska w neoklasycznej formie w zasadzie zanikła, czystego neoklasycznego grania niewiele a brzmienie i wykonanie ostrzejsze.

Jeśli jednak spojrzeć na ten LP jako album power metalowy z ozdobnikami zaczerpniętymi z innych gatunków, docenić dynamiczną sekcję rytmiczną i uznać agresywniejszy wokal Levena za dopasowany do nowszej,ale nie modern konwencji oraz przyjąć do wiadomości ostrzejsze brzmienie to płyta jest w zasadzie bardzo dobra i kilka killerów niweluje słabsze momenty.
Nie jest to kompozycyjny poziom wczesnych LP czy nawet "The EVil In You" i to inny AT VANCE, ale ten zespół stał się inny już w momencie gdy ze składu odszedł Hartmann. To potwierdzają i dwie kolejne płyty gdzie z kolei zaśpiewał Rick Altzi.


Ocena: 7,8/10

9.10.2008


RE: At Vance - Memorius - 16.06.2018

At Vance - Ride The Sky (2009)

[Obrazek: R-3546629-1345722997-1317.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Ride The Sky 03:31
2. Torn - Burning Like Fire 04:40
3. Last In Line 04:31
4. Wishing Well ( Free cover) 03:13
5. Salvation Day 04:24
6. Vivaldi, Summer 2nd Set 03:45
7. Power 03:34
8. You And I 05:23
9. End Of Days 03:31
10. Falling 06:13
11. Farewell 05:37

Rok wydania: 2009
Gatunek: melodic metal
Kraj: Niemcy

Skład:
Rick Altzi - śpiew 
Olaf Lenk - gitara, instrumenty klawiszowe
Wolfman Black - gitara basowa
Alex Landenburg - perkusja (faktycznie Olaf Lenk)

Po dosyć mdłym, melodic metalowym albumie "VII" z 2007, trudno było oczekiwać, że nagle AT VANCE się przebudzi i nagra płytę na miarę tych z początku stulecia.
Inny skład, inne spojrzenie na metal, ale to mimo wszystko zaskoczenie in plus na tym albumie, zaprezentowanym przez AFM Records we wrześniu 2009 (premiera dwa dni wcześniej w Japonii).

Nie twierdzę, że to wielki album, bo takim nie jest. Altzi wokalistą stworzonym do neoklasycznych wygibasów nie jest, więc tu ugładzonych popisów Hartmanna czy Levena oczekiwać nie należało. Powstał album melodic metalowy z elementami neoklasycznymi, których dawka jest nieduża, a pomysły skopiowane z płyt wcześniejszych. Ponieważ melodic metal za szybki sam z siebie nie jest, to i tu oczekiwać galopad nie można było, także i wokalnych. Altzi ma taką manierę śpiewania lekko zmęczonego człowieka i albo się to toleruje albo nie, a i pewne echa stylu Coverdale'a we frazowaniu i intonacjach są też słyszalne. Gra Lenka na bardzo dobrym jak zwykle poziomie.
Do solówek się nie czepiam, musiały być oszczędniejsze, bo cała płyta jest zrobiona oszczędnie. Pewne elementy zostały sprowadzone do minimum, jak ozdobnik, sola, przejścia i interludia, bo innego wyjścia przy stosunkowo prostym muzycznie materiale nie mieli. Proste utwory, proste melodie i proste refreny. Prosta płyta. Oczywiście te melodie zbyt atrakcyjne to nie są, daleko im do porywających z "Only Human", czy "The Evil In You", bo w te albumy tym razem Lenk "celował". Spełniają jednak swoje zadanie na tyle, że płytę można przesłuchać może bez entuzjazmu, ale i bez zniecierpliwienia. Postarali się jednak o kilka przebojowych utworów, jak otwierający szybki i wręcz porywający "Ride The Sky", czy "Last In Line" z refrenem jak za dawnych dobrych czasów. Podobnie niezmiernie chwytliwy i nośny refren w "Power" i jeszcze kilka innych, bardzo przyjemnych momentów. Spokojne wyważone granie, gdzie może refreny czasem gorsze od zwrotek, ale to szczegół. Szkoda jedynie, że ballada, a te zawsze były mocnym atutem, tym razem słaba. "You And I" jest po prostu bez życia i za układna, słabszy punkt płyty, może nawet najsłabszy w ogólnym rozrachunku.  Jak zwykle mamy też odniesienie do klasyki w kolejnej interpretacji Vivaldiego oraz cover FREE. Tym razem jest to jednak po prostu odegrane... To już nie jest jednak tamten AT VANCE.

Brzmienie nie jest złe, jest dosyć mocne i ciężkawe nawet chwilami jak na ten zespół. O jakim jednak AT VANCE mówimy? Tego AT VANCE, który porywał i którego każdy album był świętem już dawno nie ma. Płyta nie kruszy betonu, ale nie przynosi ujmy. Jest po prostu dobrze. Szkoda jednak, że nie dopięli pewnych rzeczy jeszcze bardziej...
No jest uczucie niedosytu jakiegoś, brak ze dwóch doskonałych refrenów i ze dwóch popisów Lenka i byłoby naprawdę fajnie.
Mimo to album balansuje na krawędzi powrotu do pierwszej ligi i odrywając się od porównań do chwalebnej przeszłości, jest udaną płytą melodic metalową. Wstydu nie ma, szczególnych powodów do dumy też nie.


Ocena: 7/10

19.09.2009


RE: At Vance - Memorius - 16.06.2018

At Vance - Facing Your Enemy (2012)

[Obrazek: R-3625284-1337863371-3653.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Heaven is Calling 04:49
2. Facing Your Enemy 04:30
3. Eyes of a Stranger 03:42
4. Fear No Evil 03:51
5. Live & Learn 03:31
6. Don't Dream 05:23
7. See Me Crying 06:04
8. Saviour 03:38
9. Tokyo 04:08
10. March of the Dwarf 01:52
11. Fame and Fortune 04:20
12. Things I Never Needed 03:43

Rok wydania:2012
Gatunek: Melodic neoclassical power metal/heavy metal
Kraj: Niemcy

Skład zespołu:
Rick Altzi - śpiew
Olaf Lenk - gitara, instrumenty klawiszowe
Wolfman Black - bas
Alex Landenburg - perkusja

Jest to trzeci album AT VANCE, gdzie zaśpiewał Rick Altzi. Ostatnie lata dla tej sławnej i cenionej ekipy Olafa Lenka nie były najlepsze - nie z winy Altzi - solidnego dosyć wszechstronnego wokalisty, ale raczej Lenka, któremu od lat już brakuje pomysłów na kompozycje tak porywające jak na pierwszych płytach zespołu. Zgodnie z tradycją LP wydała AFM w Europie i nieco wcześniej w tym samym miesiącu kwietniu w Japonii.

"Facing Your Enemy" nagrany został w tym samym składzie co i "Ride the Sky" z 2009 roku, ponownie na okładce pojawił się anioł. Ponownie również można tu usłyszeć podobną muzykę.
Melodyjny power metal AT VANCE zbudowany na neoklasycznych fundamentach jest bardzo sprawnie odegrany, ale schematyczny. Schematyzm i ostrożność cechuje większość utworów i w zasadzie "Heaven is Calling" na początku jasno określa co tu można ogólnie usłyszeć. Typowa melodia melodic heavy odegrana z powerową werwą, nutki neoklasyki. Gładkie i umiarkowanie wpadające w ucho granie podobnie jak i w wolniejszym "Facing Your Enemy", który raczej w melodii kojarzy się z muzyką Jorna Lande i echami WHITESNAKE Coverdale'a. No potoczysty jest ten refren, ale przecież już tyle razy został zagrany przez innych. Ogólnie Jorna i pewne cechy MASTERPLAN również słychać nie raz, chociażby w "Live & Learn" Dobrze prezentuje się w sferze muzycznej niezbyt szybki, elegancki po części neoklasyczny "Fear No Evil" tyle że Altzi nie jest jednak specjalistą od neoklasycznego śpiewu. Na całym LP słychać kompromisowe podejście do stylu kompozycji ("Fame and Fortune"), z których żadna nie jest na tyle akademicko neoklasyczna, aby obnażyć niedostatki Altziego jako wokalisty w tym gatunku i melodic heavy metal przeważa w formie. Jak w bardzo dobrym skądinąd energicznym "Saviour" z kąśliwymi atakami gitarowymi Lenka i mocnym chropawym wokalem. No są tu cha dawnego AT VANCE zdecydowanie. Dawno, czy też raczej nigdy na płycie AT VANCE nie pojawiła się równie nudna ballada jak "Don't Dream". Zupełnie niepotrzebnie się tu pojawiła. Chyba podobnie jak mocnej brzmiąca kompozycja w stylistyce AOR "See Me Crying" przypominająca z kolei te bardziej mdłe numery duetu Allen/Lande. "Tokyo" stylizowana na RAINBOW z czasów Turnera. Sporo zapożyczeń jest na tej płycie.... Brakuje pomysłów Lenkowi. Jest na tej płycie kilka absolutnych zapychaczy stanowiących zlepek tego się gra w melodic power ("Eyes of a Stranger" czy instrumentalny "March of the Dwarf") ubarwionych neoklasycznymi motywami bez większego uzasadnienia.
Na zakończenie akustyczne pożegnanie w amerykańskim stylu. Takie sobie, bo to już było nie raz.

Altzi zrobił co w jego mocy głosowej, Lenk zagrał kilka bardzo dobrych solówek, solidna sekcja rytmiczna. Niezłe brzmienie. Utwory jednak bardzo średnie, wtórne i szkoda tylko, że nie wtórnością dawnego AT VANCE.
Wygląda na to, że ten zespół w obecnym składzie i dyspozycji kompozytorskiej Lenka na więcej nie stać. Nie stać na więcej, niż niezły melodyjny heavy metal i power z neoklasyką w tle, który w pamięci pozostaje bardzo krótko.


Ocena 6,8/10

28.04.2012


RE: At Vance - Memorius - 03.06.2019

At Vance - VII (2007)

[Obrazek: R-3519909-1333695523.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Breaking the Night 04:03
2. Shiver 04:07
3. Cold as Ice 02:34
4. Victory 03:48
5. Friendly Fire 04:35
6. Golden Leaves 03:50
7. Answer Me 05:34
8. Shine 04:16
9. Truth 02:21
10. Lost in Your Love 03:55
 
Rok wydania: 2007
Gatunek: melodic power metal
Kraj: Niemcy

Skład zespołu:
Rick Altzi - śpiew
Olaf Lenk - gitara, instrumenty klawiszowe, gitara basowa, perkusja, śpiew

W pewnym momencie Olaf Lenk pozostał sam na placu boju AT VANCE. Postanowił nagrać album kolejny własnymi siłami, choć zagadka, czemu tak naprawdę się na to zdecydował pozostaje nierozwiązania. Chyba musiał taki być jego wybór, bo nie wierzę, że nie było muzyków, którzy chcieliby z nim współpracować. Nie zdecydował się jednak zaśpiewać sam i tu z pomocą przyszedł mu Rick Altzi, wówczas jeszcze niezbyt znany wokalista, występujący w latach 2001-2006 w melodic power metalowym TREASURE LAND, z którym nie nagrał jednak nic nowego.

Altzi dał na tym LP znakomity popis wokalny, objawił się jako głos mocny, męski, o głębokiej rozpoznawalnej barwie i ogromnym wyczuciu różnych metalowych konwencji. W pewien sposób to właśnie ta płyta, nagrana z Lenkiem w powszechnie szanowanym i słynnym AT VANCE otworzyła mu drogę do prawdziwej kariery muzycznej i występów następnych latach także w FREQUENCY, THUNDERSTONE, MASTERPLAN, HERMAN FRANK, SANDALINAS i innych, oraz jako gość w licznych innych heavy i power metalowych projektach.
Jeśli chodzi o Lenka, to jako multiinstrumentalista się oczywiście sprawdził, bo przecież ten wirtuoz gitary na basie zagrać potrafił zawsze, i tylko ta perkusja nieco zadziwia. Lenk może nie jest jako perkusista jakoś szczególnie frapujący, gra jednak dobrze, nieco zachowawczo i ostrożnie, ale dobrze.
Jako kompozytor na tym LP Lenk proponuje muzykę melodyjną, z elementami neoklasycznymi. Tych jest średnia ilość i jakby Olaf wycofuje się czasem z pełnego rozegrania neoklasycznej power metalowej kompozycji, lekko rozczarowując  bezbarwnymi melodic refrenami w openerze Breaking the Night i zdecydowanie zaskakując wykorzystaniem klasycznej dla RAGE melodii w refrenie Golden Leaves. To zdecydowanie najlepsza kompozycja na tym LP. Jest to na pewno album pewnego melodic metalowego środka, akceptowalny przez bardzo dużą rzeszę słuchaczy, taki, jaki jest typową propozycją AFM Recoirds, która go wydała w czerwcu 2007. Do takiej publiczności skierowany jest bardzo dobry, melancholijny i ciepły, podszyty rockiem song Shiver, którego atrakcyjność zdecydowanie podnosi pełne emocji wykonanie przez Ricka Altzi.
Kilka razy AT VANCE proponuje bardzo krótkie, zwarte i masywne kompozycje z wybuchowymi refrenami i solami Lenka bez cech neoklasycznych - Truth w stylu melodic heavy power, Cold as Ice. Zrobiony z rysem neoklasycznym Victory jest po raz kolejny bardziej interesujący w melodii zwrotek niż refrenu, Friendly Fire, to co najwyżej dobra kompozycja wypośrodkowana pomiędzy hard rockiem a melodic metalem, podobnie jak łagodny i nostalgiczny Answer Me. W Shine dynamicznym i przebojowym słychać echa "Worldchanger" Jorna Lande i to jest bardzo, bardzo dobry numer. Zwraca uwagę wirtuozerskie solo gitarowe Olafa Lenka. Album kończy się niespecjalnie. Przesłodzona, radiowa ballada (prawie) akustyczna, jest taka sobie. Podobnych melodii i interpretacji miłosnych wyznań było do tego czasu i potem całe mnóstwo.

Do brzmienia i produkcji negatywnych uwag nie można mieć. Mix zrobił Lenk, mastering Mika Jussila i może tylko perkusja jest za mało przestrzenna i wyrazista. Ale tylko trochę.
W stylistyce obranej od jakiegoś czasu przez AT VANCE ten album należy uznać za dosyć udany. Wyważony zestaw kompozycji, kilka atrakcyjnych numerów w różnych tempach.
Jest to jedyna płyta grupy nagrana w tak skromnym składzie. Na kolejnym LP pojawiła się już nowy basista Wolfman Black.

ocena: 7,9/10

new 3.06.2019