Drużyna Spolszczenia
Diamond Head - Wersja do druku

+- Drużyna Spolszczenia (http://druzynaspolszczenia.pl)
+-- Dział: MMS - RECENZJE (http://druzynaspolszczenia.pl/forumdisplay.php?fid=183)
+--- Dział: Heavy/Power/Melodic/Epic/Doom/Gothic... (http://druzynaspolszczenia.pl/forumdisplay.php?fid=186)
+---- Dział: D (http://druzynaspolszczenia.pl/forumdisplay.php?fid=190)
+---- Wątek: Diamond Head (/showthread.php?tid=1490)



Diamond Head - Memorius - 19.06.2018

Diamond Head - Lightning to the Nations (1980)

[Obrazek: R-3514620-1530551984-6688.jpeg.jpg]

 
(oryginalna okładka pierwszego wydania)

Tracklista:
1. Lightning to the Nations 04:14
2. The Prince 06:13
3. Sucking My Love 09:32
4. Am I Evil? 07:44
5. Sweet and Innocent 03:37
6. It's Electric 03:37
7. Helpless 06:48

Rok wydania: 1980
Gatunek: Heavy metal/NWOBHM
Kraj: Wielka Brytania

Skład zespołu:
Sean Harris - śpiew
Brian Tatler - gitara
Colin Kimberley - bas
Duncan Scott - perkusja

Tradycyjnie każda recenzja tej płyty powinna zaczynać się cytatem z magazynu muzycznego "Sounds" z roku 1980.
"W jednej piosence potrafi zmieścić więcej riffów niż Black Sabbath na całym albumie".
DIAMOND HEAD. Jedna z najbardziej niezwykłych grup brytyjskich NWOBHM, nietuzinkowa, nowatorska, kontrowersyjna i zmienna. Jedna z nielicznych, która swój winylowy LP wydała najpierw nakładem własnym.
Co by się nie powiedziało o przebiegu ich muzycznej kariery, to ten ich debiut z roku 1980 jest jednym z najwspanialszych muzycznych debiutów na metalowej scenie, jakie miały miejsce w ogóle. Zespół nigdy nie zdobył takiej sławy jak IRON MAIDEN czy SAXON, nie adresował też swojej muzyki do tak szerokiego grona słuchaczy. DIAMOND HEAD nie bał się eksperymentów, nie bał się inności w tym co jest głównym nurtem muzyki metalowej. Na swoim debiucie pokazał jednak, że można stworzyć pomost pomiędzy starym, a nowym graniem, że muzyka lat 70 tych dla lat 80tych nie umarła i nie stała się bezużyteczna.
Owszem, łamali tu stare zasady, ale gdzieś w głębi pozostawali tym zasadom grania poprzedniej dekady wierni. Zauważono podobieństwo do LED ZEPPELIN, ale na pewno nie w formie prostego kopiowania riffów czy pomysłów, może bardziej w pewnym specyficznym klimacie, jaki ten album posiada. Album metalowy, ale nie rokendrolowy, metalowy, ale nie wspierający się heavy metalem JUDAS PRIEST lat 70tych. Jest w tej muzyce coś z bluesowych bardziej inspiracji i pierwszy z utworów jaki zespół zaprezentował Sweet And Innocent łączy melodyjna przebojowość rocka z jakąś bluesową nostalgią, choć nie ujawnioną wprost.
Utwór ten znalazł się na tej płycie podobnie, jak stanowiący pewien manifest NWOBHM Lightning To The Nations, muzycznie wyrażający to, co grupy atakujące pozycje starych mistrzów chciały przekazać słuchaczom nowego pokolenia. Zespół potrafił wiele powiedzieć w krótkich kompozycjach jak It's Electric, prostych, rytmicznych i klasycznych dla nowego stylu grania metalu, jednak rozkwitał tam, gdzie rozbudowywał swoje utwory i czynił je transowymi przez wielokrotne powtarzanie pewnych sekwencji i motywów, przy zachowaniu dynamizmu i dużej dozy agresji. Do kanonu superklasyki przeszły spopularyzowane potem przez METALLICA Helpless oraz Am I Evil, co więcej, stały się one pewnym bodźcem do zbudowania thrashowego stylu grania metalu. Harris i Tattler mieli rzadką umiejętność rozbudowywania utworów o wątki poboczne, nieraz równie atrakcyjne jak te główne, a czasem wręcz frapujące i jakby na złość słuchaczowi pozostawione gdzieś z boku i nie do końca wykorzystane. No i sam Harris. Ten głos to jeden z najbardziej swoistych i rozpoznawalnych głosów brytyjskiej sceny metalowej. Czysty, ostry, z bluesowym odcieniem, lekko egzaltowany, trochę zawadiacki i trochę dramatyczny. Głos plastyczny i prowadzący całość utworów, niekiedy jakby uzupełniający brak drugiej gitary w składzie. No i ten The Prince... Jakże wiele z tego przeniknęło potem do głównego nurtu pierwotnego thrashu i do jakiego stopnia ten utwór potrafi hipnotyzować tym prostym riffem głównym, wspartym grającym swoją własną melodię basem. No i Sucking My Love. Dziesięć minut klimatu, jakiego żaden inny zespół NWOBHM nie potrafił stworzyć, bo za bardzo wszyscy odcięli się od rodzimej muzycznej przeszłości. Z drugiej jednak strony, to przecież także NWOBHM w riffach niemal hipnotycznych i uporczywych, i w tej młodzieńczej fantazji rozwiązań niby fałszywie chwilami brzmiących gitarowych solówek.
Album niezwykły i najpiękniejszy w swej surowej pierwotnej formie pierwszego wydania, bez przeróbek, poprawek i masteringów.

Ścisły kanon metalowej muzyki i jedna z najbardziej wpływowych płyt w historii szeroko rozumianego rocka.


Ocena: 10/10

17.05.2008