Heimdall - Wersja do druku +- Drużyna Spolszczenia (http://druzynaspolszczenia.pl) +-- Dział: MMS - RECENZJE (http://druzynaspolszczenia.pl/forumdisplay.php?fid=183) +--- Dział: Heavy/Power/Melodic/Epic/Doom/Gothic... (http://druzynaspolszczenia.pl/forumdisplay.php?fid=186) +---- Dział: H (http://druzynaspolszczenia.pl/forumdisplay.php?fid=194) +---- Wątek: Heimdall (/showthread.php?tid=1642) |
Heimdall - Memorius - 21.06.2018 Heimdall - Lord of the Sky (1998) Tracklista: 1. Galvor 02:20 2. Canticle of Heimdall 04:50 3. Lord of the Sky 06:40 4. Bifrost 05:39 5. The Island of Ancient Stone 06:56 6. Under the Silent Moon 02:08 7. Fall of the Bridge 05:11 8. Warriors of Many Ages Past 04:21 9. The Challenge 08:03 10. Sunset 04:04 11. Epilogue 03:03 Rok wydania: 1998 Gatunek: Melodic Power Metal Kraj: Włochy Skład zespołu: Claudio Gallo - śpiew Fabio Calluori - gitara Carmelo Claps - gitara Giovanni Canu - bas Nicolas Calluori - perkusja Zespół pochodzi z Salerno i powstał w roku 1994.
Jakiś czas upłynął, zanim ustabilizował się skład i wreszcie w maju 1998 przyszedł czas na debiut "Lord of the Sky" wydany przez wytwórnię Elevate Records z Rzymu. W porównaniu do innych grup włoskich, grających melodyjny power metal, ten zespół grał tu nieco ciężej, wpływ RHAPSODY mieszał się z wczesnym BLIND GUARDIAN, a robota gitarzysty nieco wchodziła w rejony LABIRYNTH i innych, bardziej progresywnie grających zespołów włoskich. Do tego należy dodać epicki wyraz nadany całości i mamy obraz zespołu... No, nie do końca jednak. Wokalista Claudio Gallo to pięta achillesowa. Po prostu jest fatalny, a momentami wręcz żenujący. Pomijam już akcent, ale sama wymowa i umiejętności po prostu słabe. Ludkowie, wspierający go w chórkach, zręcznie go maskują, ale przecież nie mogą robić tego cały czas. Gdy nie śpiewa, można posłuchać gitarzystów. Grać umieją, ale nadmiar skomplikowanych popisów jest tu zupełnie nie na miejscu i zaciemnia główny przekaz. Solówki dobre, niestety zazwyczaj mają mało wspólnego z melodiami, jakie gra w danej chwili drugi gitarzysta. Brzmienie gitar dosyć mocne i podparte jeszcze zasługującą na pochwałę grą basisty, który ze swojego instrumentu robi właściwy użytek. Ogólnie jest kilka dobrych refrenów i motywów, ale wokalista psuje wszystko i płyta męczy. W pewnym momencie zaczyna się to wszystko zlewać i pojawia się wrażenie, że cały czas leci to samo. Trochę lepszych momentów w "Lord of the Sky" i "Fall of the Bridge", kilka nie do końca wykorzystanych ciekawych pomysłów w "The Challenge". Całość w zamyśle tworzy coś w rodzaju zwartej opowieści epickiej, ale krótsze, łączące kompozycje główne utwory wnoszą tu niewiele i płyta nie sprawia wrażenia spójnej. O ile muzyka jest znośna, to razem z wokalem tworzy całość trudną do przebrnięcia. Produkcja albumu bardzo przeciętna, a brzmienie perkusji słabe. Ta pierwsza próba wdarcia się do czołówki melodyjnego power metalu niezbyt udana, nawet jak na dopiero tworzącą się scenę włoską. Ocena: 5.5/10 2.06.2008 RE: Heimdall - Memorius - 21.06.2018 Heimdall - The Temple of Theil (1999) Tracklista: 1. Prelude : The Messenger 03:15 2. Follow the Signs 05:26 3. Secrets of Time 05:51 4. The Oath 04:40 [ 5. Fall in Tears 05:46 6. The Temple of Theil 06:14 7. Symphony of Twilight 02:39 8. Spirits of Skyward 06:38 9. Scream of Revenge 04:58 10. Then Night Will Fall 05:30 11. The Song of Sidgar and Iselin 07:44 12. Finale 01:20 Rok wydania: 1999 Gatunek: melodic power metal Kraj: Włochy Skład zespołu: Claudio Gallo - śpiew Fabio Calluori - gitara Carmelo Claps - gitara Sergio Duccilli - instrumenty klawiszowe Giovanni Canu - bas Ottavio Amato - perkusja To druga płyta HEIMDALL, zespołu, który w pierwszej fazie swojej działalności ruszył z głównym nurtem fantasy power metalu wzorowanego na RHAPSODY, jednak ze znacznie gorszymi rezultatami. Moda w tym czasie, szczególnie we Włoszech na takie granie była i choć debiut niczym się nie wyróżniał z ogólnej flower metalowej masy zespół wydał niebawem "The Temple of Theil" zaprezentowany w czerwcu 1999 w ramach kontraktu z wytwórnią Elevate Records.
W roku poprzednim dobry perkusista Nicolas Calluori został zastąpiony przez nieco gorszego Ottavio Amato. Niestety, nie został zastąpiony wokalista. Jego obecność trzeba znosić także na drugim albumie i to jest trudne, bo to jeden z najgorszych i do tego bardzo fałszujących śpiewaków w zespołach włoskich tego rodzaju. W niższych rejestrach czaruje głosem jakby spalonym przez nadmiar rumu i słońca, w wyższych zastrasza podjazdami pod Kiske czasem. Jest tym gorzej, że nabrał pewności siebie w tym co robi i jest teraz wysunięty na czoło. Wspierają go chórki, niezłe, ale nie będące w stanie zatuszować jego błędów. Chórków jest mniej niż na debiucie i jakby są one bardziej bojaźliwe za to pojawiły się instrumenty klawiszowe. Teraz już nie wątpliwości, że grają Włosi, bo owe klawisze są rozłożyste, wyeksponowane, podniosłe, nieco remizowe i nie zawsze wpasowane. Samo brzmienie tego instrumentu jest także źle dobrane do teoretycznie rycerskiego stylu muzyki. Za to gitarowa robota jest prostsza. Lepsze sola i zupełnie dobre brzmienie. Perkusja głośna i chwilami mam wrażenie, że perkusista rozumie, że wokalistę trzeba zagłuszyć. Jest to jednak niemożliwe, szczególnie gdy mamy jego próby ataku na pozycje Kiske. Gallo śpiewa bardzo dużo i jest to na dłuższą metę nie do zniesienia. Ogólnie jest szybko, rycersko i wzniośle na poziomie kiepskiego pastiszu RHAPSODY. Zwykle nawet na takich albumach trafia się jakiś dobry muzycznie kawałek, na przykład ballada. Tu taką jest częściowo akustyczna "Fall in Tears", jednak bezbarwna i do tego z kolejnym nachalnym popisem Gallo. Wyłączając ze wszystkiego wokalistę i tak ciężko tu znaleźć coś poza momentami raczej twardo zagranego power metalu na granicy speed power i numer tytułowy "The Temple of Theil" jest wizytówką całościowego obrazu tego LP. O kompromitującym songu przy pianinie "Then Night Will Fall" o rycerskich lirykach lepiej się szerzej nie rozpisywać. To jeden ze słabszych i bardziej zawstydzających albumów z fantasy power metalem z Italii pierwszej fali. Na szczęście ostatni z Gallo jako wokalistą. W roku 2002 grupa powróciła jako zupełnie inny zespół, grający znakomity epic power metal odrywając się od głównego nurtu rhapsody-podobnych ekip z Włoch. Ocena 3,5/10 2.06.2008 RE: Heimdall - Memorius - 21.06.2018 Heimdall - The Almighty (2002) Tracklista: 1. The Calling 05:07 2. The Search 05:33 3. Eternal Race 04:24 4. Godhall 04:50 5. Wanderer 04:56 6. Return to the Fatherland 04:49 7. Last Journey 04:48 8. Beyond 05:37 9. Symit 04:25 Rok wydania: 2002 Gatunek: Epic Power Metal Kraj: Włochy Skład zespołu: Giacomo Marcaldo - śpiew Fabio Calluori - gitara Carmelo Claps - gitara Sergio Duccilli - instrumenty klawiszowe Giovanni Canu - bas Nicolas Calluori - perkusja W roku 2000 dobra wiadomość z obozu HEIMDALL. Claudio Gallo nareszcie opuszcza stanowisko wokalisty i, co najważniejsze, znika z muzycznej sceny w Słonecznej Italii.
Zespół postanawia nieco przemyśleć swoje dalsze działania i milczy przez dwa lata, poszukując jednocześnie nowego wokalisty. W tym samym mniej więcej czasie pojawia się znów nowy perkusista w składzie, tym razem Nicolas Calluori z klanu Calluori. Razem z Fabio Calluori (tu gitarzystą) występował on wcześniej w black metalowym zespole FROM DEPTHS, rozwiązanym kilka lat wcześniej. Poszukiwania wokalisty zakończyły się pełnym sukcesem. Do grupy w początkach 2002 dołączył nieznany dotąd Giacomo Mercaldo i to on zaśpiewał na tym albumie wydanym przez Scarlet Records we wrześniu, a wcześniej prze z Soundholic w Japonii. On też w połowie przynajmniej stoi za sukcesem artystycznym tego LP. Wyborny głos do dostojnej, granej w średnich tempach power epickiej muzyki. Album zupełnie odmienny od poprzednika. Tu postawiono na klimat, nieco smutny i posępny, nostalgiczny i melancholijny. Klawisze gdzieś zniknęły daleko w tle, od czasu do czasu tylko wspierając wokalistę, który śpiewa po prostu przepięknie. Czuje się, że i zespół to rozumie, bo muzyka zbudowana jest niejako wokół jego głosu. Epicki rozmach zastąpiony jest tu spokojną opowieścią strudzonego wędrowca wojownika i wśród zespołów włoskich na próżno szukać podobnych. Jakieś odległe echa klimatyczne LOST HORIZON i FALCONER w budowaniu niepowtarzalnej atmosfery. Album niezmiernie wyrównany i jeśli jednak coś wyróżnić szczególnie, to "The Search", "Last Journey" i "Beyond" za jeszcze większą dawkę klimatu. Pozostałe utwory także znakomite i jedynie w "Wanderer" jest trochę słabszy refren. Album zamyka "Symit", akustyczna ballada - pieśń barda. Dobra rzecz, ale na tym LP podoba mi się najmniej. Nawiązanie do wcześniej stylistyki opartej o rozwiązania charakterystyczne dla BLND GUARDIAN. Dwie gitary, grające proste riffy i wspierane są przez wyjątkowo spokojnie grającą cały czas swoją sekcję rytmiczną. Brzmienie dobre, głębokie, ale i chłodne, momentami nawet surowe. Znakomite wykonanie całości, oszczędne, nieprzeładowane setkami pomysłów na sekundę, jak to nieraz robią zespoły włoskie. Rycerski, epicki power metal na wybornym poziomie. Ocena: 9.5/10 4.06.2008 RE: Heimdall - Memorius - 21.06.2018 Heimdall - Hard as Iron (2004) Tracklista: 1. Hard as Iron 05:07 2. Midnight 06:16 3. Moon-Red Light 05:22 4. Black Tower 04:48 5. Cold 05:18 6. The Emperor 07:51 7. Dark Home 05:30 8. Black Heaven 03:59 9. Holy Night 04:29 Rok wydania: 2004 Gatunek: Epic Power Metal Kraj: Włochy Skład zespołu: Giacomo Mercaldo - śpiew Fabio Calluori - gitara Carmelo Claps - gitara Sergio Duccilli - instrumenty klawiszowe Giovanni Canu - bas Enrico Canu - perkusja Jest to czwarty album zespołu wydany przez Scarlet Records w maju 2004.
Tu znowu zaszła zmiana perkusisty, tym razem pojawił się ktoś z klanu Canu - Enrico Canu. Muzycznie album w pierwszym momencie nieco zaskakuje. Jest ciężej, na początku wręcz klasycznie, true metalowo w "Hard as Iron". Co więcej, nawet pojawiają się riffy thrashowe wplecione w heavy powerowe granie w kolejnym "Midnight". Wokalnie Mercaldo dokłada więcej siły i mocy, wciąż góruje nad całością i potwierdza swoją klasę w całej rozciągłości. Więcej jest wysuniętych klawiszy, odgrywają teraz pewną rolę w rozwoju samych utworów, ale tylko w niektórych miejscach, przez co są zaskakujące i nie powodują wrażenia powrotu do symfonicznych korzeni zespołu. Gitarzyści wnoszą bardzo dużo, grają różnorodnie, a solówki są dopracowane, melodyjne i tworzą logiczny ciąg wokali. Dynamiczny "Moon-Red Light" i klimatyczny oraz nieco zagadkowy "Black Tower" to bardziej powrót w rejony albumu poprzedniego. Absolutnie zaskakująca jest przepiękna ballada czy nawet hymn żałobny "Cold", w którym Mercaldo daje fantastyczny popis aktorskiego wykonania. Jedyny w swoim rodzaju utwór tego zespołu, w którym osiągnęli apogeum melancholii i nostalgii, jaką zaprezentowali na płytach 2002-2004. Epicki i potężnie brzmiący "The Emperor" ma być na tym LP zapewne punktem centralnym, jednak dla mnie tym punktem jest "Dark Home". Być może to najlepsza ich kompozycja w ogóle, z niezwykłym refrenem i aurą, jaką ten numer roztacza. "Black Heaven" z kolei bardziej zwarty, bliższy klasycznym wzorcom, także należy do bardzo udanych. Zamykający płytę "Holy Night" pozostawia niedosyt. Mocne, wyraziste gitary, dobra melodia, ale jednak brzmi nieco zwyczajnie. Dwa słowa o perkusiście. Może w pierwszym momencie wydaje się, że puka nieco jednostajnie, ale polecam przysłuchać się uważniej. Najlepsza perkusja ze wszystkich czterech płyt. Mocna płyta, brzmieniowo i wykonawczo, dosyć różnorodna i zaskakująca chwilami przyjętymi rozwiązaniami. Ocena: 9/10 4.06.2008 RE: Heimdall - Memorius - 06.07.2019 Heimdall - Aeneid (2013)
Tracklista:
1. Prologue 01:14
2. Forced by Fate 03:21
3. Save You 04:20
4. Waiting for the Dawn 03:54
5. Ballad of the Queen 04:50
6. Funeral Song 01:38
7. Underworld 04:05
8. Gates of War 05:03
9. Hero 04:49
10.Night on the World 03:51 11.All of Us 03:40 12.Away 01:37 13.The Last Act 04:58 Rok wydania: 2013
Gatunek: Epic Power Metal
Kraj: Włochy
Skład zespołu:
Gandolfo Ferro - śpiew
Fabio Calluori - gitara
Carmelo Claps - gitara
Umberto Parisi - gitara Daniele Pastore - gitara basowa
Nicolas Calluori - perkusja
W roku 2007 HEIMDALL zaprzestał działalności, ale w 2011 pojawił się na metalowej scenie ponownie. Pojawił się znów zmienionym składzie, z nowym nieznanym wokalistą Gandolfo Ferro. Ogólnie w składzie zaszły ogromne zmiany i pojawił się trzeci gitarzysta Umberto Parisi, zniknął etatowy klawiszowiec, a sekcja rytmiczna została wymieniona, przy czym trzeba odnotować powrót do grupy Nicolasa Calluori. Grupa odnowiła kontrakt ze Scarlet Records i w lutym 2013 ukazał się album "Aeneid", będący konceptem na bazie "Eneidy" Wergiliusza. No cóż, podjęcie akurat takiego tematu to spore wyzwanie, ale HEIMDALL poradził sobie z tym omijając mielizny skomplikowanych aranżacji epic metalowych z szumem morza (no dobra, chwilkę szumi w Waiting for the Dawn), rykiem potworów czy bitewnym zgiełkiem (no dobra, trochę tego jest w Gates of War) i nagrał dynamiczny, power metalowy album z atakiem dwóch gitar i bardzo dobrym, dramatycznym i dosyć wysokim śpiewem Ferro, który zdecydowanie okazał się właściwym człowiekiem na właściwym miejscu.
Te melodie są doprawdy atrakcyjne i dobrze wpasowują się w mocny realnie power metalowy sound gitar. Jest tu seria doskonałych, romantycznych, heroicznych i epickich refrenów, jak ten z Save You i ta kompozycja jest zrobiona wyśmienicie, także opcji wykorzystania instrumentów klawiszowych. Nie boją się tu wykorzystać nieco bardziej nowoczesnych patentów riffowych, jak w zdradzającym ciągoty progresywne dosyć przebojowym Waiting for the Dawn. Tam, gdzie w ramach konceptu musi być nieco bardziej nastrojowo i poetycko, to jest i bardzo dobrze się prezentuje utkany przez plany klawiszowe i gitary akustyczne Ballad of the Queen. Melodyjny, pompatyczny power metal to bardzo udany i dosyć ostry Underworld tu także sporo progresywnego grania gitar w stylu LABYRINTH i ogólnie brzmi to bogato i zdecydowanie. Podobnie w kapitalnie zrobionym, zagranym w umiarkowanym tempie Gates of War, który jest tyle epicki, ile po prostu melodyjnie przebojowy. Opowieść jest pełna głębi, czasem tak zadziwiającej jak w przepięknym Hero, gdzie tak wiele się dzieje. Soczyste to jest, pełne przecinających się muzycznych wymiarów w Night on the World. Grupa oszczędziła słuchaczowi jakichś kolosów i do końca nie ma tu przeciągania niczego na siłę. Napięcie narasta, jest coraz bardziej dramatycznie i epicko, w power metalowym stylu. Bujający All of Us to kawał potoczystego energicznego power metalu, a zakończenie - The Last Act jak należy poetyckie i monumentalne. Kombinowane ataki gitarowo-klawiszowe są ekscytujące i wycyzelowane, a tło klawiszowe gustowne i nienachalne. Sola gitarowe bliskie wirtuozerii, choć czasem gitara dopowiada pewne rzeczy prostszym językiem głównej melodii. Ekipa w tym co tu robi wykazuje wyjątkowe zrozumienie wzajemne. Tu każdy dokładnie wie, co ma robić w każdej sekundzie, a do tego Gandolfo Ferro śpiewa w wielu miejscach po prostu fenomenalnie i podnosi wartość muzyki co najmniej o jedną trzecią. Jeśli w przypadku poprzednich płyt zespołu można było mówić co najwyżej o dobrej lub bardzo dobrej realizacji brzmienia, to "Aeneid" jest na pewno najlepiej pod tym względem dopracowanym LP zespołu. To zasługa Fabio Calluori, który jako producent wykonał tu także prace wszystkie włącznie do miksowania, a na koniec oddał to w ręce Mistrza Achima Köhlera i ten dokończył dzieła wybornym masteringiem. Ten album należy do jednych z najlepiej zrealizowanych power metalowych płyt z Włoch z tego okresu. "Aeneid" to godne szacunku dzieło, w które HEIMDALL na pewno włożył mnóstwo wysiłku. Niestety, także jak na razie ostatnie. Od jakiegoś czasu zespół mało daje znać o sobie, ale nadal jest nadzieja na kolejną płytę. ocena: 9/10 new 6.07.2019 RE: Heimdall - Memorius - 26.06.2023 Heimdall - Hephaestus (2023)
Tracklista:
1. Hephaestus 05:02
2. Masquerade 03:48
3. King 04:38
4. The Runes 04:51
5. Till the End of Time 05:05
6. Power 03:59
7. We Are One 04:55
8. Spellcaster 05:03
9. The Show Must Go On (Queen cover) 03:56
Rok wydania: 2023
Gatunek: Power Metal
Kraj: Włochy
Skład zespołu:
Gandolfo Ferro - śpiew
Fabio Calluori - gitara
Carmelo Claps - gitara
Franco Amoroso - gitara basowa Nicolas Calluori - perkusja
Ten album, który wydanie zostanie ostatecznie 25 sierpnia 2023 przez znaną niemiecką wytwórnię Pride & Joy Music był zapowiadany od lat. Bardzo się to wszystko przedłużyło, były nawet momenty, gdy wydawało się, że ta ekipa ze sceny zniknie. Płyta została jednak ukończona, choć w składzie, w którym zabrakło Umberto Parisi i Daniele Pastore.
HEIMDALL sporo zmienił w postrzeganiu włoskiego melodyjnego power swoimi płytami z lat 2002-2004 i pewnie jeszcze więcej, gdy w 2013 zaprezentował miejscami absolutnie zadziwiający własny styl dojrzałego epic power na "Aeneid".
Teraz jest zdecydowanie mniej oryginalnie i to taki album w dużej mierze w stylistyce melodyjnego power oportunistyczny i ostrożny, nastawiony na słuchacza, dla którego może płyta poprzednia okazała się nieco za trudna... Tak, jest to włoski, czy szerzej mówiąc europower metalowy mainstream i nic by w tym nie było złego, gdyby wszystkie kompozycje trzymały równy poziom chwytliwego grania w ramach gatunku, tak jednak nie jest. Tytułowy Hephaestus jest tylko co najwyżej dobrym, ale bez głębszej muzycznej historii i melodii, nie wyrastającej ponad poziom średniej klasy, nawet na lokalnej scenie włoskiej. Jako realnie zachęcający do słuchania HEIMDALL w roku 2023 swojej roli nie spełnia i dobrze, że zaraz potem pojawia się nośny, szybki i zgrabnie opatrzony zapadającym w pamięć refrenem Masquerade. I jeszcze taki w prosty sposób heroiczny z nutką łagodnej tajemniczości King. No tak, to jest klasa! Pewnie dwadzieścia lat wcześniej by zagrali to bardziej surowo, ale jest rok 2023 i pewne zasady się zmieniły. Trzeba powiedzieć, że tu Gandolfo Ferro zaśpiewał wybornie, z prawdziwym rycerskim zacięciem. Claps i Calluori bez Parisi powrócili do nieco prostszego stylu gry, jednak w tej kompozycji słychać, jak wiele oni potrafią razem zrobić w partiach instrumentalnych i to ich zgranie w duetach solowych to ogólnie atut nie tylko tego utworu. Czyli niech żyje Król! Przepełniony epicką delikatną poetyką The Runes jest bardzo dobry, jednak słabszy od dwóch poprzednich i tu mocno się ujawnia ten zachowawczy aspekt muzyki HEIMDALL z tej płyty. Ten miecz jest odrobinę stępiony, by ciosy nim zadawane nie czyniły zbyt głębokich ran. Kompozycje włoskie z pianinem i nostalgią z ograniczonym dostępem elektryczności czasem nie wychodzą. Tu jest bardzo dobrze w Till the End of Time, uroczystym i aktorsko zaśpiewanym przez Ferro, a partia instrumentalna znakomita w budowaniu dramatyzmu przez solo gitarowe. Power nie jest zły, ale to już tak wyeksploatowany muzycznie temat chociażby przez KALEDON, że akurat ta kompozycja nic tu nie wnosi. Do tego jakieś takie zupełnie niepotrzebne wejścia we fragmentach instrumentalnych na pola power progressive, wywodzące się od LABYRINTH i ten zabieg jest zbędny. Tak jest z lekka niespójnie gatunkowo na tym albumie. Ostre riffy o power/thrashowym pochodzeniu i mocna wokalna interpretacja w bojowym We Are One zaskakuje i to włoskie nie jest, raczej niemieckie lub szwedzkie, ale bardzo dobre! Potem jednak ponownie poprawny, ale jakże przewidywalny melodic power Spellcaster, przewidywalny jako włoski, w kilku tempach i markujący z lekka romantyczny progressive power o korzeniach rzecz jasna z Italii.
Brzmieniowo jest to osadzone w także w głównym nurcie tego, co można usłyszeć z Włoch od lat, co przyzwyczaiło do brzmień klarownych, do czytelnych mixów i doskonałej ekspozycji wokalisty. Album ma słabsze momenty, ale nie ma słabych. Wykonanie znakomite i tu procentuje wieloletnie zgranie i doświadczenie tej ekipy. Pochwalić należy też upór i konsekwentne doprowadzenie realizacji tej płyty. "The Show Must Go On"! Nie jest to jednak album na miarę innych muzycznych dokonań HEIMDALL w XXI wieku.
ocena: 8/10
new 26.06.2023
Przedpremierowa recenzja dzięki uprzejmości wytwórni Pride & Joy Music
|