Inner Sanctum - Wersja do druku +- Drużyna Spolszczenia (http://druzynaspolszczenia.pl) +-- Dział: MMS - RECENZJE (http://druzynaspolszczenia.pl/forumdisplay.php?fid=183) +--- Dział: Heavy/Power/Melodic/Epic/Doom/Gothic... (http://druzynaspolszczenia.pl/forumdisplay.php?fid=186) +---- Dział: I (http://druzynaspolszczenia.pl/forumdisplay.php?fid=195) +---- Wątek: Inner Sanctum (/showthread.php?tid=1688) |
Inner Sanctum - Memorius - 21.06.2018 Inner Sanctum - 12 a.m. (1986) Tracklista: 1. Vicious Cycles 03:15 2. The Butcher 03:43 3. The Slasher 03:16 4. The Jester 04:29 5. Streets & Alleys 04:12 6. 12 A.M. 02:24 7. Princess Down 20 03:28 8. Lace & Leather 05:38 Rok wydania: 1986 Gatunek: heavy metal/power metal Kraj: USA Skład zespołu: Mick Pendergast - śpiew Rick Pendergast - gitara Adam Barbasso - gitara Eric Barbasso - bas Mike Portnoy - perkusja Dwóch braci Pendergast, dwóch braci Barbasso i jako perkusista młodziutki Mike Portnoy. Zresztą, wszyscy byli bardzo młodymi ludźmi, gdy zakładali ten zespół w Nowym Jorku w roku 1979 i przystępowali do nagrywania tej płyty w 1985, wyprodukowanej rodzinnie przez Adolfa Barbasso ze skromnym budżetem na to przeznaczonym i chęcią dołączenia do power metalowych tworzącej się czołówki w USA. Album został wydany w wersji winylowej nakładem własnym w lutym 1986 roku.
To, co zespół gra, to faktycznie power metal, przy czym jednak mocno w wielu, zwłaszcza melodycznych aspektach, opierający się na dokonaniach grup NWOBHM. INNER SANCTUM miał dwa poważne atuty. Pierwszym był Portnoy, który tu, choć jeszcze niedoświadczony (choć już nagrywał wcześniej z RISING POWER) gra wspaniale od pierwszej do ostatniej sekundy grzmiąc bębnami, sycząc i szumiąc blachami i prezentując niebywałe wyczucie rytmu. Drugi atut to Rick Pendegast, fantastyczny młody wirtuoz gitary, co ujawnia w popisowych solach gitarowych odległych od nieraz siermiężnych zagrywek gitarzystów w podobnych młodych ekipach. Zajadłe i demolujące są jego natarcia przy wsparciu rytmicznie grającego Adama Barbasso. Te utwory są bardzo dynamiczne i bardzo melodyjne, właśnie w tempach dyktowanych przez mainstream NWOBHM, szybkich, ale nie zanadto, a wszystko jest zagrane z ogromną determinacją. No, może poza wokalem Micka Pendergasta, który śpiewa bardzo czysto, ale nieco za lekki to głos i nieco zbyt mało emocjonalny i to zderzenie jego śpiewu w "Vicious Cyrcles" z ognistym morderczym solem brata to uwidacznia. Należy jednak docenić z kolei doskonałe zgranie wokalu z muzyką w lekko mrocznym "The Butcher" przypominającym nagrania grup z obszaru brytyjskiego Newcastle. Pomysłów na takie mroczniejsze granie im nie brakuje i wyszło to bardzo dobrze w wolniejszym "The Slasher" z posępnym motywem głównym i pełnym dramatyzmu solem gitarowym. Rewelacyjnie brzmi "The Jester" w tym lekkim ujęciu rycerskiego wątku głównego i okazuje się, że i epickość w amerykańskim wydaniu nie wymaga nadmiaru ciężaru. Ale ile jest w tym filozofii NWOBHM! Tak jak i w chłodnym "Street And Alleys" przypominającym niektóre wczesne nagrania RAVEN czy SATAN - te najlepsze przy tym, rzecz jasna. Surowo i oszczędnie grają hipnotyczny, kroczący riff główny gitarzyści w "12.A.M.", a w "Princess Down 20" bez żadnego problemu wchodzą na obszary inspirowanej power doom metalem muzyki WITCHFINDER GENERAL czy PAGAN ALTAR. Na koniec serwują rewelacyjny, rytmiczny numer w motoryce TANK "Lace & Leather" z pirotechnicznymi i apokaliptycznymi solami gitarowymi eksplodującymi świeżością i pomysłami i małą dawką melodyki IRON MAIDEN. Doskonale grali i jeśli traktować ten album w kategorii odpowiedzi czy kontynuacji stylu NWOBHM reprezentowanego przez legion z Okręgu Newcastle UK, to pobili tu doszczętnie tych, na kim się wzorowali. Jest to płyta absolutnie obowiązkowa dla fanów NWOBHM i pokazuje, że i w USA były grupy, które w estetyce Nowej Fali grały kapitalne rzeczy. Niestety, czas muzyki NWOBHM dobiegał już końca, a w Ameryce królował własny wypracowany styl power metalu, którego INNER SANCTUM nie grał. Zespół nagrał tylko jeszcze taśmę demo w roku następnym i młodzi ludzie poszli własnymi drogami. Kariera muzyczna Mike Portnoy potoczyła się najszczęśliwiej i stał się on dzięki DREAM THEATER jednym z najsłynniejszych metalowych muzyków świata. Po innych pozostało niewiele, ale solo w "Vicius Cycles" jest po prostu mordercze! Ocena: 9,8/10 20.08.2010 |