Drużyna Spolszczenia
Pandaemonium - Wersja do druku

+- Drużyna Spolszczenia (http://druzynaspolszczenia.pl)
+-- Dział: MMS - RECENZJE (http://druzynaspolszczenia.pl/forumdisplay.php?fid=183)
+--- Dział: Heavy/Power/Melodic/Epic/Doom/Gothic... (http://druzynaspolszczenia.pl/forumdisplay.php?fid=186)
+---- Dział: P (http://druzynaspolszczenia.pl/forumdisplay.php?fid=202)
+---- Wątek: Pandaemonium (/showthread.php?tid=1878)



Pandaemonium - Memorius - 24.06.2018

Pandaemonium - ...And the Runes Begin to Pray (1999)

[Obrazek: R-3293068-1451424999-6289.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. The Alchemist 04:52
2. Birth of the Fallen Angel 02:29
3. Sabbath Day 04:25
4. Wings of the Wind 04:29
5. The Dark Before... 04:30
6. The War of Races 04:33
7. ...the Light 03:37
8. Lone Warrior 05:06
9. Pandaemonium 04:53
10. The Alchemist (piano version) 03:34

Rok wydania: 1999
Gatunek: Melodic Power Metal
Kraj: Włochy

Skład zespołu:
Daniel Reda - śpiew
Alex Nial - gitara
Ragman (Vito Tardia) - gitara
Lorenzo Zirilli - bas
Simone Barbieri - perkusja
Giulio Capone - instrumenty klawiszowe, pianino


Zespół ten należy do pierwszej fali włoskiego melodic fantasy power metalu i założony został w Mediolanie w roku 1995 na gruzach thrash metalowej formacji Mad Faith. Popularność melodic power we Włoszech sprawiła, że panowie postanowili też spróbować sił w gatunku i ich płyta debiutancka ukazała się nakładem specjalizującej się w promowaniu krajowych grup z tego kręgu wytwórni Underground Symphony w październiku 1999 roku.

Zespół zaprezentował tu utwory w konstrukcji typowe dla głównego nurtu takiego grania, szybkie i z klasycznie grającą sekcją rytmiczną, ale klimat ich kompozycji jednak różnił się od tego, co zaproponowały chociażby KALEDON czy HIGHLORD. Duży wpływ miał tu na to wokalista Daniel Reda, potrafiący śpiewać niezwykle wysoko w niemal kobiecy sposób i stosując także inne głosy, sam ze sobą tu niejednokrotnie prowadził dialogi i teatralnym czy raczej operetkowym charakterze, jak w otwierającym ten album "The Alchemist". Ogólnie słychać tu sporo udziwnień rodem z pandemonium podanego z humorem i przymrużeniem oka ("Birth of the Fallen Angel").
W zespole było dwóch bardzo dobrych gitarzystów i wyróżniał się zwłaszcza Ragman. Grał sporo solówek w różnym stylu, także drobnymi neoklasycznymi naleciałościami i ożywiały one dosyć typowe kompozycje w rodzaju "Sabbath Day" czy "Wings of the Wind" z kolejnymi wokalnymi popisami Reda. W wielu kompozycjach zastosowano także chórki bez piszczących głosów, pojawiają się też wybuchowe pasaże klawiszowe, głównie w tle, przechodzące w sola gitarowe.
Nie zabrakło miejsca i dla pianina w umieszczonej na końcu alternatywnej wersji "The Alchemist" i w symfonicznie zrealizowanym songu "The Dark Before..." pełnym wielogłosowych harmonii wokalnych. Reda czasem brzmi bardzo manierycznie jak w "The War of Races" tu jednak pojawia się ciekawy rycerski motyw z recytacją i akurat w tym numerze stanowi dobre uzupełnienie.
Kto nie lubi bardzo wysoko śpiewających wokalistów, będzie tu miał problem ze zniesieniem Reda, bo nie odpuszcza prawie ani na chwilę prowadząc dramatyczny dialog z chórem w rycerskim "Lone Warrior". Prawie na zakończenie albumu zaśpiewał też w duecie z sopranistką w folkowo-średniowiecznym wstępie do "Pandemonium", ale ta kompozycja rozwija się potem podobnie jak i poprzednie.

Płyta wydaje się wokalnie przeładowana i ten teatralny przekaz, choć nieco inny niż w THY MAJESTIE, trochę zniechęca jako lekko bałaganiarski i przejaskrawiony.
Album został nagrany przy pomocy Matta Stancioiu (LABYRINTH) jako producenta, pomagał on zresztą temu zespołowi już wcześniej w roli sesyjnego perkusisty i basisty. W efekcie brzmieniowo powstała płyta typowa dla soundu włoskiego wypromowanego przez LABYRINTH i podchwyconego przez kolejne liczne zespoły. Rozległe czytelne klawisze, niezbyt ciężkie gitary i średnio głośna perkusja z mocniej natomiast zaznaczonym basem.
Album, nieco bombastyczny, patetyczny i zakręcony zdobył sporą popularność we Włoszech, jednak w roku 2001 skład praktycznie się rozsypał po odejściu obu gitarzystów i perkusisty i zespół popadł na kilka lat w stagnację, wydając kolejny LP dopiero w roku 2005.


Ocena: 6,7/10

29.09.2008


RE: Pandaemonium - Memorius - 24.06.2018

Pandaemonium - The Last Prayer (2012)

[Obrazek: R-4136887-1356541433-3579.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Alone In The Dark 05:54
2. Two Spirits One Heart 03:44
3. Through The Wind 05:08
4. Holy Voice 04:50
5. Tower Of Fears 03:29
6. The White Voice 04:44
7. Go Your Own Way 05:09
8. Today 04:55
9. Braveheart 04:17
10. Epitaph 03:57
11. Until The End 05:30

Rok wydania: 2012
Gatunek: Melodic Power Metal
Kraj: Włochy

Skład zespołu:
Daniel Reda - śpiew
Steve Volta - gitara, instrumenty klawiszowe
Lorenzo Zirilli - bas
Federico Ria - perkusja

Niektóre zespoły włoskie powracają zupełnie nieoczekiwanie.
PANDAEMONIUM przypomniał się po siedmiu latach od swojej poprzedniej, drugiej płyty "Return to Reality",nowym albumem wydanym przez IceWarrior Records w styczniu.

Powrócił przy tym w tym samym składzie z wokalistą Reda, śpiewającym bardzo wysoko i... tymi sami pomysłami muzycznymi co poprzednio. Grupa gra klasyczny włoski flower fantasy power metal i tu nadal się nic nie zmieniło mimo wcześniejszych zapowiedzi, że płyta będzie bardziej złożona i innowacyjna. Co więcej, można odnieść wrażenie, że zespół po prostu odgrzał swoje riffy i pomysły na melodie, oraz po raz kolejny zastosował nieco efekciarski i bałaganiarsko przejaskrawiony styl teatralnego podawania swoich kompozycji w sferze aranżacji, Praktycznie słucha się tego, co grali w larach 1999- 2005 ze wskazaniem na 2005, bo to ten sam skład i ten sam gitarzysta, a talentu gitarowego Ragmana tu zabrakło. Może nieco ciężej to zagrane zostało i Reda mniej pośpiewuje bardzo wysoko, ale to nadal te z lekka nieuporządkowane szybkie riffy power metalowe, przeplatane wolniejszymi fragmentami z pianinem i głosem żeńskim w tle i wybuchowymi solami gitarowymi. Nie najlepiej jest z melodiami i te pomysły zaczerpnięte od siebie nie zawsze są z grupy tych najlepszych.

Otwierający ten LP "Alone In The Dark" zawiera szczyptę mroku i zupełnie dobry melodyjny smutnawy refren, ale niestety dalej z tą atrakcyjnością bywa już bardzo różnie. Biorąc nawet poprawkę na ten specyficzny styl zespołu w sposobie wyrażania ekspresji, to fantasy rycerski "Two Spirits One Heart" to poziom średniego HIGLORD i KALEDON, a refren to już słyszałem dokładnie taki sam... ale czy u PANDAEMONIUM ? Dużo jest włoskiej power włoszczyzny mocno zwiędniętej w "Through The Wind" i tu jakoś weszli na teren LABYRINTH plus RHAPSODY jednocześnie i tak to prezentuje się przeciętnie. Nijaka akustyczna ballada "Holy Voice" i najgorsze z możliwych wokale Reda w typowym power fantasy "Tower Of Fears" w refrenach. No, chyba że się jest miłośnikiem jego wokalnego przekazu. Tu zwraca natomiast uwagę gra Zirilli, który zresztą gra na całym albumie bardzo dobrze.
Cały PANDAEMONIUM z przeszłości pojawia się w "The White Voice", przy czym nakładane wokale męskie i żeńskie są zrobione lepiej niż na dwóch albumach poprzednich. Tu akurat nie jest źle w tym wolniejszym tempie i generowaniu z lekka zadumanego klimatu oraz mamy bardzo dobre solo gitarowe. Jakoś mniej przekonują wyciągnięty także z naftaliny delikatnie się rozpoczynający "Today" oraz "Go Your Own Way", natomiast podbarwiony epickim folk battle "Braveheart" wydaje się dosyć chaotyczny... taki chaotyczny właśnie w stylu PANDAEMONIUM. Tu nieźle spisujący w ogólności Steve Volta gra słabiutkie sola, a pojawiająca się część wolna razi pompatycznością w złym guście. Instrumentalny "Epitaph" jest tylko wypełniony piskliwą gitarą galopującym flower power wypełniaczem i wreszcie zbliżamy się do finału w "Until The End". Ten End jest nieco inny i zaskakujący operatica wokalem oraz symfoniczną oprawą w stylu THY MAJESTIE, jednak screamo i pewne inne chwyty, jakie tu wykorzystano, sprowadzają ten utwór po części do niezamierzonej parodii gatunku.

Generalnie rzecz biorąc, płyta fanom PANDAEMONIUM powinna przypaść do gustu, bo niczego nowego tu nie ma. Jest zestaw starych patentów tej ekipy, jest Daniel Reda umiarkowanie piskliwy, jest też najlepsze brzmienie uzyskane przez ten zespół do tej pory - przyznać należy mocne, soczyste głębokie przypominające to uzyskane na najnowszym LP KALEDON.
W sumie dobrze, że ten zespół nie wchodzi nachalnie na cudze poletka, nie stara się być na siłę modnie melodic progresywny i nie siada na wózek z napisem "rozmach RHAPSODY OF FIRE".
Zagrali swoje, na poziomie którego po prostu ze względu na umiejętności i talenty kompozytorskie przeskoczyć nie mogą.


Ocena: 6,2/10



27.01.2012


RE: Pandaemonium - Memorius - 09.06.2022

Pandaemonium - Return to Reality (2005)

[Obrazek: 85195.jpg?1100] 

Tracklista:
1. Intro 01:28
2. Time of Glory 03:44
3. Evil Star 05:10
4. Ancient Time 04:20
5. Fires in the Sky 06:45
6. Return to Reality 04:27
7. Hymn to the Fifth Element 04:40
8. Miracle 04:36
9. Flying over the Clouds 04:54
10. Epitaph 03:57
11. Until The End 05:30

Rok wydania: 2012
Gatunek: Melodic Power Metal
Kraj: Włochy

Skład zespołu:
Daniel Reda - śpiew
Steve Volta - gitara
Lorenzo Zirilli - bas
Simone Carnaghi - perkusja

W roku 2001 gitarzyści i perkusista opuścili PANDAEMONIUM i przez pewien czas dalsze istnienie zespołu stanęło pod znakiem zapytania. Reda nie dał jednak za wygraną i pozyskał gitarzystę PERPETUAL FIRE - Stefano Volta. Z perkusistą było trochę gorzej i ostatecznie na drugiej płycie, wydanej przez Underground Symphony w lipcu 2005, zagrał Simone Carnaghi z miasta Varese, wcześniej grający w lokalnej grupie HELLBOUND.

Recepta na muzykę się w zespole nie zmieniła i ponownie mamy melodic power metal w manierze włoskiej, fantasy i heroiczny, o ile za heroiczne można uznać teatralne popisy Daniela Reda w wysokich rejestrach. Trzeba przyznać, że Steve Volta był dobrym wyborem, bo zupełnie bezproblemowo przezwyciężył ograniczenia wynikające z bycia tu jedynym gitarzystą. Przekrzykują się i uzupełniają z Reda w zgrabny sposób i Volta gra na pewno lepiej, niż prezentował się w PERPETUAL FIRE (pewne siebie neoklasyczne partie w instrumentalnym Flying over the Clouds!). Kompozycyjnie jednak ta płyta pozostaje w zaklętym kręgu debiutu, jest to power metal momentami drażniący przekolorowaniem, przejaskrawieniem interpretacyjnym w sumie raczej ogranych riffów, motywów głównych i melodii. Jak się usłyszy szybki, radosny w bojowej oprawie Time of Glory z naiwnym gitarowym motywem wiodącym, to się usłyszało już niemal wszystko, czym tu mogą uraczyć słuchacza muzycy. Bo te utwory są do siebie podobne i tylko fantasy refreny w niezłym stylu ratują rozpędzone donikąd Ancient Time, Blazing Fire, czy speedowy Return to Reality. Jest gorzej w chaotycznym z powodu ciągłych zmian rytmu Evil Star, słychać także w dostojniejszym niemal w stylu THY MAJESTIE Hymn to the Fifth Element, że Reda poza wysokimi rejestrami w śpiewaniu bardziej epickim i niżej, nie ma za wiele do powiedzenia. A te wysokie najlepiej mu wychodzą w dobrym, choć ogranym w Italli klasycznym flower fantasy power Miracle. Ponieważ zanadto nie wydziwia, to ta kompozycja jest taka nawet do przyjęcia w swojej kategorii i przynajmniej nie powoduje rozdrażnienia.
Fires in the Sky rozpoczyna się długo i akustycznie, po czym brzmi jak swoista parodia RHAPSODY i większym stopniu THY MAJESTIE. Po prostu słabo. Coś z KALEDON w rozkrzyczanym i jarmarcznie teatralnym Warrior Lost in Time, a na koniec Reda wciela się w minstrela na zamku w songu z bałałajką Land of Dreams. A może to lutnia?

Tak czy inaczej, prawie godzina z Reda jest trudna na tej płycie do wytrzymania, a na pocieszenie można powiedzieć, że sound jest bardzo dobry i że nagrywał to Fran Andiver,
oraz to, że grupa na jakiś czas dała sobie spokój z nagrywaniem nowych płyt, aż do roku 2012.


ocena: 5,9/10

new 9.06.2022