Drużyna Spolszczenia
The Rods - Wersja do druku

+- Drużyna Spolszczenia (http://druzynaspolszczenia.pl)
+-- Dział: NOWOŚCI PŁYTOWE 2024 (http://druzynaspolszczenia.pl/forumdisplay.php?fid=258)
+--- Dział: NOWOŚCI - RECENZJE 2024 (http://druzynaspolszczenia.pl/forumdisplay.php?fid=259)
+--- Wątek: The Rods (/showthread.php?tid=2102)



The Rods - Memorius - 27.06.2018

The Rods - Heavier Than Thou (1986)

[Obrazek: R-6927256-1430061646-6062.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Heavier Than Thou 01:46
2. Make Me A Believer 04:06
3. Angels Never Run 03:29
4. Crossfire 04:37
5. I'm Gonna Rock 03:14
6. She's Trouble 04:13
7. Born To Rock 03:45
8. Chains Of Love 04:02
9. Communication Breakdown (Led Zeppelin cover) 03:18
10. Fool For Your Love 03:47
11. Cold Sweat And Blood 03:22
12. The Music Man 00:44

Rok wydania: 1986
Gatunek: Heavy Metal
Kraj: USA

Skład zespołu:
Shmoulik Avigal - śpiew
David Feinstein - gitara
Craig Gruber - bas
Carl Canedy - perkusja
Emma Zale - instrumenty klawiszowe


David Feinstein nie był słabym wokalistą, jednak w formule THE RODS trzeba było w końcu coś zmienić, bo grupa wyraźnie traciła na popularności, z takim trudem zdobytej w pierwszych latach działalności. W składzie pojawił się więc doskonały wokalista Shmoulik Avigal, znany z holenderskiego PICTURE i innych grup oraz basista Craig Gruber z pierwszego wcielenia RAINBOW Blackmore'a, z którym Feinstein długo współpracował w zespole rockowym ELF.
Nagrano album mocniejszy i bardziej heavy metalowy, w tradycyjnym stylu, rezygnując po części z arena rock metalu. Wydany został przez amerykańską wytwórnię Passport Records.

Feinstein skupił się na gitarze a sekcja rytmiczna zintensyfikowała brzmienie i już otwieracz "Make Me Believe" po klimatycznym intro to rasowy szybki heavy metal w stylu DIO z tego okresu i fantastycznym wokalem Avigala, który zresztą także R.J. tu manierą przypomina. Takiej muzyki jeszcze THE RODS nie grał, podobnie jak i Feinstein nie grał tak dynamicznych heavy metalowych solówek.Zresztą prezentuje on na tym LP wyborna formę i cały zespół od dawna nie grał z taką energią i zaangażowaniem.Do najbardziej energicznych numerów należy tu także zagrany na granicy power metalu "She's Trouble". Amerykański duch rock metalu przesyca rytmiczny przebojowy "Angels Never Run". Zgrabne zwarte kompozycje tu Feinstein przygotował i kapitalnie w wolnym tempie rozgrywają nastrojowy "Crossfire" z chórkami w tle, mocną metalową balladę w stylu BLACK SABBATH z wczesnych lat 80tych i bluesowym zabarwieniem.Piękne solo Feinsteina, nieco rozległych klawiszy w tle... znakomita rzecz.
Arena rock metal także na tym albumie się pojawia, niestety w przeciętnym wydaniu i "I'm Gonna Rock" czy też "Born To Rock" są tego przykładem z wyjątkowo trywialnymi refrenami i wyczuwalną ociężałością.Z takich utworów najlepiej wypadł tu "Cold Sweet And Blood" o pewnych cechach AC/DC w riffach. Natomiast "Chains Of Love" to petarda w stylu łączącym cechy RAINBOW z lat 80tych i power metalowego oblicza RIOT. Petarda z potężnym wokalem Avigala, wielogłosowymi harmoniami wokalnymi w chórkach i zabójczym solem Feinsteina w stylu Blackmore'a - ten numer należy do absolutnej klasyki repertuaru THE RODS. Doskonale nawiązali także do WHITESNAKE w "Fool For Your Love" przesyconym chwytliwym blues rockiem.
Grupa zaprezentowała także cover "Communication Breakdown" LED ZEPPELIN, który zabrzmiał tu jednak mało stylowo i został sprowadzony do poziomu lekko komercyjnego utworu heavy metalowego, a na koniec żartobliwe outro "The Misuc Man" zagrane wyłącznie na harmonijce ustnej.

Wyborne wykonanie instrumentalne i wokalne popisy Avigala nie wystarczyły jednak do odniesienia sukcesu. Płyta w połowie wypełniona dynamicznym heavy metalem, a połowie graniem lżejszym, w natłoku podobnych płyt z różnych krańców Ameryki zaginęła w tłumie. Płyta była zbyt mało przystępna dla słuchaczy arena rock/metalu i za mało agresywna dla fanów wysokoenergetycznych grup power i power thrashowych, jakie zaczęły szturm rynku w tym czasie.
Feinstein w obliczu braku wymiernego sukcesu zespół rozwiązał i drugi rozdział w historii THE RODS dopisany został dopiero w XXI wieku.


Ocena: 8,8/10

30.06.2010


RE: The Rods - Memorius - 27.06.2018

The Rods - Vengeance (2011)

[Obrazek: R-4062118-1370139902-5552.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Raise Some Hell 04:23
2. I Just Wanna Rock 04:58
3. Rebels Highway 04:26
4. Ride Free or Die 04:11
5. The Code 05:14
6. Livin' Outside the Law 03:35
7. Let it Ripp 05:57
8. Fight Fire With Fire 04:15
9. Madman 03:31
10. Runnin' Wild 04:42
11. Vengeance 04:45

Rok wydania: 2011
Gatunek: traditional heavy metal
Kraj: USA

Skład zespołu:
David "Rock" Feinstein - śpiew, gitara
Gary Bordonaro - bas, śpiew
Carl Canedy - perkusja
oraz:
Ronnie James Dio - śpiew ("The Code")


Fanom heavy metalu lat 80tych sylwetki Davida "Rock" Feinsteina przedstawiać bliżej nie trzeba.
Gdy Ritchie Blackmore pozyskał cały skład ELF do nagrania swojej pierwszej płyty po odejściu z DEEP PURPLE osamotniony Feinsten założył po pewnym czasie THE RODS i zdobył z ta grupą rozgłos grając tradycyjny heavy metal zaprawiony hard rockiem.Gdy grupa została rozwiązana nie stracił kontaktu z muzykami którzy ją tworzyli i pod różnymi szyldami spotykali się nadal grając rock i metal.W roku 2009 odżyła idea THE RODS w najsłynniejszym składzie i w 25 lat po "Heavier Than Thou" ukazał się album "Vengeance", wydany przez Niji Entertainment Group w maju.

Album szczególny także dlatego, że tu po raz ostatni można usłyszeć nową kompozycję z Ronnie Jamesem Dio jako wokalistą. To nie dziwi, obaj muzycy byli ze sobą blisko spokrewnieni i obaj równocześnie i wspólnie rozpoczynali muzyczną karierę.
Sam Feinstein przez wiele lat nagrywał mało, ostatnio jednak pojawił i jego LP solowy "Bitten by the Beast" (2010) i nowa płyta THE RODS jest stylistycznie do niego zbliżona. Jest to także muzyka, jaką ten zespół grał w latach 80tych i dla wielu to będzie sentymentalna wycieczka w przeszłość.
Płyta ma znakomite heavy metalowe otwarcie w postaci "Raise Some Hell" i tak obecnie mało kto gra tradycyjny heavy metal. Dynamit odpalony przez panów w średnim wieku. Sporo kompozycji to numery zaprawione arena rock/metalem, jaki porywał tłumy w latach 80tych trochę lepszych jak "Rebels Highway" i trochę gorszych ("I Just Wanna Rock").
Feinstein śpiewa na tym albumie nieco gorzej, niż na "Bitten by the Beast", zresztą nigdy nie był wybitnym wokalistą, za to z niezachwianą pewnością gra te swoje zdecydowane sola gitarowe i te są ozdobą każdego utworu. Bywa też bardzo zdecydowany w riffach i szybki "Livin' Outside the Law" z ryczącą gitarą i chwytliwą chuligańską melodią, to jeden z najbardziej przykuwających uwagę kawałków na płycie. Kompozycje szybsze są lepsze, w wolniejszych jak "Fight Fire With Fire", czy "Let it Ripp" trochę wieje nudą mimo że pojawiają się te słynne chórki produkowane przez sekcję rytmiczną.
Skoro mowa o Canedy i Bordonaro. Do Rewelersów by ich nie przyjęli, ale to, co sekcja rytmiczna zrobiła na tym albumie, to jest po prostu niesamowite. Takich bębnów i takiej nawałnicy blach oraz tak wbijającego w ziemię inteligentnego basu, to się na tego typu albumach ostatnio słyszy mało. Wyborna forma tych muzyków, po prostu wyborna.
Nieudany "Madman" jest taki o niczym i nijako zagrany, ale nadrabia rokendrolowy "Runnin' Wild" przypominający mniej przybrudzoną wersję nagrań MOTORHEAD o podobnym charakterze. Ciekawie kończy płytę "Vengeance" i to jest dokładnie odwzorowanie stylu US Metal w najczystszej postaci, jaką grał THOR czy WARRIOR. "The Code" z Dio ma zupełnie inny charakter od tego, co jest na tej płycie. To kompozycja, która z powodzeniem mogła by się znaleźć na późnych albumach DIO, albo na "Dehumanizer" czy ostatnim HEAVEN AND HELL. Tak historia zatoczyła pełny krąg. Feinstein i Dio zaczynali razem i tym razem już zapewne ostatni utwór z Ronnie Jamesem można usłyszeć z gitarowym podkładem Davida "Rocka".

Nie jest to powrót triumfalny, płyta jest nierówna i nieco niezdecydowana stylistycznie. Która jednak z płyta THE RODS taka nie była?
Z pewnością powrót tego zespołu był dobrym posunięciem. Koncerty wypełnią starzy fani, może także nowi, a kilka numerów z tego albumu na pewno poruszy publikę.
Stara gwardia trzyma się dobrze.


Ocena: 7,2/10

25.05.2011


RE: The Rods - Memorius - 11.06.2019

The Rods - Brotherhood of Metal (2019)

[Obrazek: R-13731233-1559936876-5839.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Brotherhood of Metal 07:28
2. Everybody's Rockin' 03:57
3. Smoke on the Horizon 04:47
4. Louder than Loud 04:15
5. Tyrant King 04:38
6. Party All Night 02:49
7. Tonight We Ride 04:40
8. 1982 05:16
9. Hell on Earth 04:20
10. The Devil Made Me Do It 03:54
11. Evil in Me 06:26

Rok wydania: 2019
Gatunek: traditional heavy metal
Kraj: USA

Skład zespołu:
David "Rock" Feinstein - śpiew, gitara
Gary Bordonaro - bas, śpiew
Carl Canedy - perkusja


Nie wiem. W zasadzie ta dygresja powinno znaleźć się na końcu, jako podsumowanie tak ważnego wydarzenia jak nowa, wydana po ośmiu latach płyta THE RODS, legendy i prekursora amerykańskiego tradycyjnego heavy metalu. Album nagrany w klasycznym składzie i zaprezentowany przez uznaną wytwórnię Steamhammer powinien być okazją do świętowania i radości z faktu, że Heavy Metal Never Die. Tymczasem tak nie jest.

Istnieje oczywiście, szczególnie w USA wielka grupa niezmiennie oddanych fanów, którzy zapewne czują się szczęśliwi i spełnieni, ale istnieją także pewne obiektywne kryteria oceny, które ten LP dyskredytują. Dwa elementy mające kluczowe znaczenie są po prostu fatalne. Pierwszy to niezwykle słaby, pozbawiony mocy i wymęczony wokal Davida "Rock" Feinsteina. To nie jest kwestia wieku, to raczej jakaś taka niewiara w głosie... Płaski bezbarwny śpiew, który zagłusza jego własna gitara. Niestety...
Drugi element to zupełnie pozbawione sensownych inspiracji kompozycje. Słabe, nieinteresujące i co więcej, absolutnie rozczarowujące po rozpoczynającym ten LP solidnym Brotherhood of Metal w stylu zbliżonym do estetyki Takea Maghary i MAJESTY. Jeśli jednak na płycie dominuje taki koszmarny stadionowy hair metal jak ten zaproponowany w I Just Wanna Rock, albo bezradny classic heavy Hell on Earth, czy też miałkie granie pod THOR w Tyrant King...
Nie, nie będę się nad tym znęcał.

Na osłodę złoty metal za produkcję. Jest kapitalna w tym potężnym ataku przestrzennej perkusji i miażdżącego basu. Rewelacja pod tym względem. Bohater? Carl Canedy! Partie perkusji, ich moc i heavy metalowa werwa mogą zawstydzić niejednego perkusistę z tej młodszej niż Carl Canedy młodzieży.
Choć coś pozytywnego.
Słynny zespół przypomniał o sobie, ale z muzycznego punktu widzenia praktycznie niczego interesującego nie pokazał.


ocena: 4/10

new 11.06. 2019



RE: The Rods - Memorius - 17.12.2023

The Rods - Rattle the Cage (2024)

[Obrazek: MDEtNDE5MC5qcGVn.jpeg]

Tracklista:
1. Now and Forever 03:34
2. Wolves at the Door 05:30
3. Cry Out Loud 07:29
4. Rattle the Cage 04:54
5. Can’t Slow Down 05:05
6. Metal Highways 04:04
7. Hell or High Water 04:20
8. Play It Loud 05:08
9. Shockwave 04:08
10.Hearts of Steel 03:35

Rok wydania: 2024
Gatunek: traditional heavy metal
Kraj: USA

Skład zespołu:
David "Rock" Feinstein - śpiew, gitara
Freddy Villano - gitara basowa
Carl Canedy - perkusja
oraz
Lonnie Park - instrumenty klawiszowe

I powraca niezniszczalny THE RODS pod wodzą niezniszczalnego Davida Fensteina. Grupa przedstawi swój nowy album 12 stycznia 2024 nakładem słynnej niemieckiej wytwórni Massacre Records. Tym razem na basie zagrał doświadczony amerykański instrumentalista Freddy Villano.

O "Brotherhood of Metal" należy zapomnieć, a o "Rattle the Cage" na pewno będziemy pamiętać. Odmieniony, w wybornej wokalnej formie David "Rock" gra i śpiewa tu tradycyjny heavy metal soczysty, klasyczny, idący w prostej linii od tego, co w latach 80tych wyznaczył jako standard DIO dla Stanów Zjednoczonych i tu jest bardzo dużo bardzo dobrej muzyki. Pure heavy metal można by powiedzieć i to zarówno taki szybszy, z mocnymi zapadającymi w pamięć refrenami, jak wyborny opener Now and Forever z fantastycznymi masywnymi klawiszami Lonnie Parka, i jak te dłuższe, wolniejsze, nieco posępne w swej epickości utwory jak Cry Out Loud. Tu warto odnotować pełne rockowego polotu spokojne solo gitarowe Fensteina. Ta heroiczna posępność słyszalna jest także w bardzo rycerskim chwilami Wolves at the Door. Jest także mnóstwo DIO w zbudowanym na klasycznych riffach lat 70tych Can’t Slow Down.
Jest i nieco słabszej muzyki i rock metalowy Rattle the Cage to taki stadionowy heavy metal, który jako tytułowa wizytówka tego LP nie jest specjalnie ani reprezentatywny, ani trafnie dobrany. Także Hell or High Water i Play It Loud z uporczywie  powtarzanymi refrenami i nieco usypiającymi tempami, są najwyżej przeciętne. A przecież Metal Highways to także nieco lżejsza metalowa kategoria, ale jaki tu jest ząb i jaki zaraźliwy refren. Pięknie buja! Melodyjnie i zdecydowanie w Shockwave i tu jest po prostu amerykański heavy metal lat 80tych. A na koniec także klasyczny heavy metal, choć bardziej uniwersalny w stylistyce Hearts of Steel. Sławienia Heavy Metalu jest na tej płycie bardzo dużo i to oczywiście znakomicie.
Tym razem słychać, że się wszystkim po prostu chce grać, to nie jest wymęczone, no i jak zwykle Carl Canedy gra przejścia z taką elegancją i swobodą, że zasługuje na oklaski na stojąco.
Mocny sound uzyskano dzięki pewnemu rozmyciu głębokiej gitary i basu, który tu robi bardzo gęste "doły".

"No surrender, no compromise" - takie słowa można usłyszeć na tej płycie i to jest prawda. I prawdą jest także to, że to najlepsza w XXI wieku płyta THE RODS.


ocena: 8/10

new 17.12.2023

Przedpremierowa recenzja dzięki uprzejmości wytwórni Massacre Records