Drużyna Spolszczenia
Twisted Tower Dire - Wersja do druku

+- Drużyna Spolszczenia (http://druzynaspolszczenia.pl)
+-- Dział: MMS - RECENZJE (http://druzynaspolszczenia.pl/forumdisplay.php?fid=183)
+--- Dział: Heavy/Power/Melodic/Epic/Doom/Gothic... (http://druzynaspolszczenia.pl/forumdisplay.php?fid=186)
+---- Dział: T (http://druzynaspolszczenia.pl/forumdisplay.php?fid=206)
+---- Wątek: Twisted Tower Dire (/showthread.php?tid=2140)



Twisted Tower Dire - Memorius - 27.06.2018

Twisted Tower Dire - Crest of the Martyrs (2003)

[Obrazek: R-3042830-1313083917.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. At Night 04:02
2. Some Other Time Some Other Place 03:14
3. Axes & Honor 05:57
4. To Be a Champion 04:06
5. Infinitum 04:06
6. Fight to Be Free 04:08
7. Transfixed 02:56
8. By My Hand 04:15
9. Guardian Bloodline 03:32
10. The Reflecting Pool 07:33

Rok wydania: 2003
Gatunek: traditional heavy metal
Kraj: USA

Skład zespołu:
Tony Taylor - śpiew
Dave Boyd - gitara
Scott Waldrop - gitara
Jim Hunter - bas
Marc Stauffer - perkusja

TWISTED TOWER DIRE to jeden z tych zespołów, który rozkręcał się stopniowo.Grając tradycyjny heavy metal, stanowiący mix europejskiego i amerykańskiego grania lat 80tych, na poprzednim albumie "The Isle of Hydra" zaprezentował się przeciętnie zarówno pod względem atrakcyjności kompozycji, jak i wykonania wokalnego i instrumentalnego.

W pełni pokładane w nim nadzieje zespół spełnił dopiero na tej płycie, wydanej przez Remedy Records w maju i dobry, aczkolwiek nieco neutralny początek w postaci "At Night" i "Some Other Time Some Other Place" nie powinien zaciemniać ogólnego charakteru tej płyty. Ten zespół najlepiej wypadał tam, gdzie grał heavy metal rycerski, z powerową energią i poszanowaniem tradycji, na której zbudował swój styl.Taki jest niesamowity "Axes & Honor", gdzie od niewinnego rozpoczęcia grupa przechodzi do true grania, przy którym topór sam unosi się do ciosu. To jest granie amerykańskiego pochodzenia zarówno w stylu poprowadzenia refrenu, jak i w zmasowanym ataku basu i perkusji. Refren to jeden z najlepszych, jakie można usłyszeć w takim graniu z USA w tym stuleciu. Trochę tam się może to sypie w części środkowej, ale to nie ma znaczenia, gdy Taylor oraz chórek śpiewa:
 
With axes and honor, our victories gained.
Taylor śpiewa na tym albumie bardzo dobrze, jest pewniejszy niż poprzednio i trzyma się prostszych rozwiązań. To słychać w "To Be a Champion" i słychać także, że zespół już nie nadużywa zapożyczeń z IRON MAIDEN na tyle, aby uznać go za tribute band nagrywający własne kompozycje. "Infinitum" jest lepszy, jest lepszy, mimo że tu IRON MAIDEN czasem słychać, ale ten marszowy rytm i kolejny odrobinę lżejszy wysoko zaśpiewany refren tworzą znakomitą całość. "Fight to Be Free" to kolejna bardzo dobra kompozycja, gdzie może zabrakło tylko tego przysłowiowego ostatniego szlifu. Jest to także najbardziej amerykańsko brzmiący heavy metal na tym albumie, choć może refren wskazuje chwilami na niemieckie pochodzenie. Potem TTD rozpoczyna prawdziwy festiwal zwartego, przesyconego rycerską epiką grania w szybszym tempie i trzy kolejne numery są demolujące.
"Transfixed" to niecałe trzy minuty rozbujanego heavy z kąśliwymi naprzemiennymi solówkami gitarowymi, zaś "By My Hand" nieco wolniejszy, to agresywny wokal Taylora i dominacja sekcji rytmicznej oraz dążenie do ekspozycji refrenu z chórkami naprzemiennymi z Taylorem kończącym frazą Kingdoms crumble by my hand. Barbarzyńsko to zostało zagrane, a perkusja Stauffera tu jest jak dynamit. "Guardian Bloodline" . Co tu można napisać, to kult i tyle. Refren zaśpiewany przez cały zespół wysadza rycerza ze zbroi w ciągu pierwszych sekund. No i to kapitalne zakończenie takie proste. Kult. Na koniec melodyjnie mocno i epicko w rozbudowanym "The Reflecting Pool" i pozostaje tylko uczucie niedosytu, że to koniec i że początek mógł być nieco lepszy...
Produkcja to Piet Sielck. Majstersztyk, a bębny to stereo burzące mury Jerycha.
Sola, melodie, sound, klimat i Taylor .
Najlepszy album TWISTED TOWER DIRE.


Ocena: 9,2/10

23.06.2009


RE: Twisted Tower Dire - Memorius - 27.06.2018

Twisted Tower Dire - Netherworlds (2007)

[Obrazek: R-5434209-1430715610-3657.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Starshine 03:29
2. Dire Wolf 04:24
3. Fortress 04:52
4. Killing Kind 03:59
5. Netherworlds 06:18
6. Casuality of Cruel Times 04:44
7. Tales of Submission 05:07
8. No One Left to Blame 06:29
9. Firebird 06:23

Rok wydania: 2007
Gatunek: Heavy/Power Metal
Kraj: USA

Skład zespołu:
Tony Taylor - śpiew
Scott Waldrop - gitara
Dave Boyd - gitara
Jim Hunter - bas
Mark Stauffer - perkusja

Jest to czwarty i jak na razie ostatni album jednego z najciekawszych zespołów amerykańskiej podziemnej sceny heavy metalowej z Virginii, a także ostatnia płyta, na której zaśpiewał Tony Taylor, który 6 lutego 2010 roku zginął w tragicznym w skutkach wypadku motocyklowym.
TWISTED TOWER DIRE nagrał ten LP, wydany przez Remedy Records po czteroletniej przerwie w lutym 2007i tym razem inspiracje muzyczne były nieco inne niż na poprzednim albumie, "Crest of the Martyrs".

Zespół jednoznacznie sięgnął do tradycji amerykańskiego heavy power metalu lat 80-tych, do muzyki tworzonej wówczas przez JAG PANZER, MALICE, WILD DOGS czy LIEGE LORD.
Grupa dodała do tego nieco elementów nowocześniejszego grania heavy power z USA i wszystko zostało opatrzone brzmieniem już bardzo współczesnym, ale rzecz jasna odległym od modern metalowego soundu XXI wieku.
Powstał album bardzo klasyczny, jednak wrażenie, że to muzyka stworzona w dobie obecnej, jest wyraźne. Utwory są, unosi się jednak nad tym nieuchwytny duch grania odtwórczego i pewnego przyciężkiego wykonania. Wciąż słychać gdzieniegdzie echa IRON MAIDEN, podane jednak sztywnej formie jak w "Starshine". Taylor sporo śpiewa tu wysoko i to owszem jest korespondujące z wokalami US power metalu lat 80-tych, ale niekoniecznie brzmi to naturalnie dla Taylora. Trochę się męczy przy tym i momentami to brzmi trochę sztucznie.
Forma gitarzystów jest jak zwykle wyborna i kompozycje są pełne znakomitych solówek i zadziornych super energicznych riffów. Stylizacji na lata 80-te jest mnóstwo w chórkach i stylu śpiewania w bardziej melodyjnym "Fortress" i tu ten wysoki wokal ma dużo cech wspólnych z wokalami z grup christian metalowych z poprzedniego stulecia.
Pomysłów na atrakcyjne melodie tu nie brak, niestety utwór tytułowy pod tym względem wypada gorzej od pozostałych. Próba odtworzenia nieco cięższej i złożonej stylistyki wypadła tylko co najwyżej dobrze. W prostszym, rozpędzonym, udramatyzowanym w w riffach i z rycerskim true refrenem "Casuality of Cruel Times" bardziej nawiązują do classic metalu i w tej konwencja jak zwykle prezentują się wyśmienicie. Trzeba podkreślić także bardzo dobry występ sekcji rytmicznej. Dokonuje ona tu z Markiem Staufferem heroicznych wysiłków, aby zabrzmieć jak najbardziej w klimatach lat 80-tych US power i heavy metalu i to się udaje praktycznie przez cały czas, choć chyba perkusista zalicza najlepszy występ w "Starshine" i "Dire Wolf" już na samym początku. Trochę blado wypada w tym towarzystwie ostrzejszych numerów "Tales of Submission", nieco za grzecznie zaśpiewanym i za spokojnie zagranym, także solo po raz pierwszy niespecjalne, choć najbardziej rozpoznawalne, marszowe i bojowe na tym LP. Próby bardziej rozbudowanego grania z echami wczesnego HELSTAR słychać w "No One Left to Blame", coś z GRIFFIN, LIEGE LORD czy EXXPLORER w nieco romantycznym, ale wciąż true metalowym "Firebird".

TWISTED TOWER DIRE grając poniekąd pod JAG PANZER w tym epickim heavy power nie mógł osiągnąć poziomu tego zespołu z 1984, nie mógł także uzyskać takiej dynamiki jak METAL CHURCH nie stosując thrashowych chwytów. Nie mógł także stworzyć tak niebanalnej heavy power metalowej muzyki, jak chociażby pierwsze albumy HELSTAR.
Nagrał bardzo porządny album, wypełniony wycieczkami w przeszłość i zagrany na bardzo dobrym poziomie, do jakiego już przyzwyczaili, niemniej niezupełnie chyba w granicach muzyki, którą czuli najlepiej, czyli jednak mixu amerykańskiego i europejskiego true heavy metalu.


Ocena: 8/10

5.08.2010


RE: Twisted Tower Dire - Memorius - 27.06.2018

Twisted Tower Dire - Make It Dark (2011)

[Obrazek: R-5276883-1430658202-8681.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Mystera 02:33
2. Snow Leopard 05:26
3. The Stone 04:37
4. Make It Dark 04:07
5. White Shadow 04:22
6. The Only Way 03:52
7. Torture Torture 03:33
8. Beyond the Gate 08:06

Rok wydania: 2011
Gatunek: Traditional Heavy Metal
Kraj: USA

Skład zespołu:
Johnny Aune - śpiew
Scott Waldrop - gitara
Dave Boyd - gitara
Jim Hunter - bas
Mark Stauffer - perkusja

Piąta płyta długowiecznego TWISTED TOWER DIRE, wydana przez włoską wytwórnię Cruz del Sur Music w maju, kontynuująca tradycje klasycznego heavy metalowego grania lat 80-tych, z domieszką power metalu. Poza nieco niepewnym debiutem, ten zespół w każdej dotychczasowej konfiguracji przysparzał dużo radości swoją muzyką, odnoszącą się do różnych źródeł klasycznego metalu, tak amerykańskich, jak i europejskich. Nieżyjący już wokalista Anthony "Tony" Taylor i duet gitarowy Boyd-Waldrop potrafili porwać, a nawet gdy grali trochę słabiej, nie zanudzić.

Zawsze była to muzyką wtórna, ale wtórna z zamierzenia i w tym przypadku to bardzo dobrze. Teraz z nowym wokalistą, Johnnym Aunem, nie zmieniło się wiele, ale zespół zabrnął w ślepą uliczkę. Jeśli już czerpać jakieś wzorce, to z tego, co najlepsze, a nie z przeciętnego melodyjnego heavy i power. Wraca specyficzna rytmika IRON MAIDEN w kilku kompozycjach, obudowana, jednak tak trywialnymi i wyblakłymi melodiami, jakimi ten zespół jeszcze słuchacza nie raczył. Nic nie pokazują ani w "Mystera", ani w "Snow Leopard", ani też w "The Stone", który jest szybki, energiczny i... Bez treści, poza takim niedługim fragmentem instrumentalnym z echami celtyckimi. Takie irlandzkie motywy pojawiają się też na początku "Make It Dark". Nie chodzi o to, aby ten zespół grał folk metal z Zielonej Wyspy, ale o to, aby w ogóle coś grał, a ta kompozycja zupełnie nic sobą nie reprezentuje. Cały czas zespół próbuje być na tym LP ożywiony, wesoły i przebojowy, tyle że autentyzmu w tym nie ma wcale.
W każdym kolejnym utworze gitary ostro tną, wszystko pędzi... Pędzi donikąd niestety. Aune może i dobrze się prezentował w bardziej thrash/power metalowym VIPER, tu jest po prostu poprawnym wokalistą, chyba trochę za bardzo rozkrzyczanym i nadużywającym wysokiego śpiewu, może nie nadmiernie wysokiego, ale odrobinę męczącego. Wskutek zastosowania jednostajnie szybkiego tempa, te utwory jakoś się zlewają i nawet teoretycznie przebojowe/chwytliwe refreny, jak w "The Only Way", wypadają szybko z pamięci.
Te kompozycje nie są długie, na koniec jednak zespół serwuje utwór długi "Beyond the Gate", niby epicki, ale w takiej formie się tego po prostu nie da słuchać. Gdzie się podziało w tym speed power metalowym łupaniu prawdziwe wyczucie takich rycerskich klimatów przez ten zespół... Nie wiem.

Taki doświadczony zespół nagrał taki naiwny, amatorski album. Samo wykonanie jest dobre, choć tę ekipę już nieraz można było usłyszeć w znacznie lepszej formie.
Co z tego, że tak dobrej produkcji jeszcze nie mieli, a bas po prostu dewastuje narządy słuchu. To płyta z naiwnym, podkreślam, heavy metalem, niebezpiecznie zbliżającym się do tych neo tradycyjnych produktów, w prostacki sposób przedstawiających metal klasyczny ubiegłego stulecia z wykorzystaniem współczesnej techniki nagraniowej.
Album nie jest dobry. Taki heavy metal nie powinien być nagrywany przez tak markowe zespoły.


Ocena: 5.2/10

13.05.2011


RE: Twisted Tower Dire - Memorius - 27.02.2019

Twisted Tower Dire - The Curse of Twisted Tower (1999)

[Obrazek: R-3902249-1430712077-2170.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Land of Illusions 06:33
2. Hail Dark Rider 06:56
3. The Curse of Twisted Tower 06:54
4. The Epic War Never Ends 06:58
5. Rue of the Forsaken Sleepkeeper (Part II) 07:12
6. Lament: Nocturne 03:32
7. The Valkyrie Death Squadrons 10:19
8. The Witch's Eyes 05:19

Rok wydania: 1999
Gatunek: traditional heavy metal
Kraj: USA

Skład zespołu:
Tony Taylor - śpiew
Dave Boyd - gitara
Scott Waldrop - gitara
Jim Murad - gitara basowa
Marc Stauffer - perkusja


Ostatnie lata 90-te XX wieku to okres odrodzenia w USA heavy metalu klasycznego, w rycerskiej odmianie, nie naznaczonego thrashem czy USPM. Pojawiają się debiuty ZANDELLE, GOTHIC KNIGHTS i właśnie TWISTED TOWER DIRE, ekipy z Chantilly w Wirginii, która od 1995 pracowicie prezentowała swoje kompozycje na produkcjach demo i w końcu zwróciła na siebie uwagę początkującej wówczas jeszcze brytyjskiej (!) wytwórni Miskatonic Foundation.
Co ciekawe, grupa kierowana przez Tony Taylora i Dave Boyda nie umieściła na tej płycie ani jednej ze swoich wcześniejszych kompozycji i album, nagrany na początku 1999 roku  w Ottoquan w Wirginii zawiera część drugą znanego
Rue of the Forsaken Sleepkeeper, a nie ma tu tej pierwszej części.

TWISTED TOWER DIRE sięga do tradycji metalowej UK bardziej niż inne zespoły z USA z tego okresu, jak wspomniane chociażby ZANDELLE czy GOTHIC KNIGHTS. To słychać w inspirowanym NWOBHM niezbyt ciężkim Land of Illusions o łagodnym epickim wydźwięku. Trzeba powiedzieć, że debiut TWISTED TOWER FIRE jest formalnie nieco bałaganiarski, bo są tu i zagrywki w stylu starego IRON MAIDEN i amerykańskie wysokie zaśpiewy ogólnie wysoko śpiewającego Taylora i nerwowe rwane tempa.
Więcej nieco mrocznego US heavy metalu jest w  Hail Dark Rider, mrocznego w przekazie klasycznego heavy epic grania.
Na pewno najbardziej klasyczny pod tym względem jest tu zawierający wolniejsze, niemal doomowe partie The Curse of Twisted Tower, w jakiś sposób, i raczej przypadkowo nawiązujący do stylu narracji PAGAN ALTAR,  Bardziej monumentalny i ostrzejszy jest The Epic War Never Ends, jest tu najwięcej dynamicznych gitarowych zagrywek, w znacznej mierze nawiązujących do tradycyjnego metalu amerykańskiego (EXXPLORER, GRIFFIN i podobne).
Part II Rue of the Forsaken Sleepkeeper został zrobiony w formie kompozycji o cechach łączących heavy epic doom klasyczny i riffowanie grających taką muzykę grup brytyjskich jak SOLSTICE,z którym zresztą raz znalazł razem na promocyjnym splicie. Ta kompozycja obnaża ten muzyczny bałagan jaki po części wygenerowali na tym albumie i tak do końca niczego zdecydowanie ona nie wyraża i nie jest interesującą w żadnym stylu. Podobnie zresztą jak z jednej strony epicka z drugiej lekko psychodeliczna w rytmach NWOBHM Lament: Nocturne.The Valkyrie Death Squadrons zadziwia rozgardiaszem i mieszaniem temp oraz klasycznym "Łoołoo" jako jedynym elementem "lirycznym". Dziesięć minut takiej metalowej muzycznej pustki. Cztery by w zupełności wystarczyły, choć są tu przebłyski dobrego grania, zwłaszcza w surowszych fragmentach i thrashowym pochodzeniu.

Wykonanie jest dosyć przeciętne, choć słychać, że w gitarzystach drzemie pewien potencjał. Sam Taylor najlepiej prezentuje się gdy śpiewa rzeczy bardzo łagodne, jak we wstępnej części The Witch's Eyes. W tym numerze śpiewa w ogóle najlepiej na tym LP, a i sama kompozycja wydaje się najbardziej dopracowana i kompletna.
Wiele niuansów umyka w wyniku fatalnej amatorskiej produkcji. Jest to jak na rok 1999 i nawet mając na uwadze skromne środki płyta wyprodukowana jest źle, z marnym brzmieniem gitar i kartonową perkusją. Płaskie brzmienie z zazwyczaj wtopionym wokalistą i prawie niesłyszalnym basem. W roku 2009, gdy zespół był już uznany i sławny ten LP został poddany remasteringowi i nowa wersja prezentuje się już pod względem soundu znacznie lepiej, niestety obnażając przy tym liczne błędy popełnione przez sekcję rytmiczną. Prezentuje się ona w roku 1999 bardzo amatorsko, zresztą Jim Murad długo po wydaniu tego LP miejsca w TWISTED TOWER DIRE nie zagrzał.Często debiuty bywają dla zespół najlepsze, w przypadku jednak tego bandu tak nie było. Naiwne i mało profesjonalne jest to co tu proponują i najlepsze lata dopiero przed nimi.


ocena: 5,9/10

new 27.02.2019



RE: Twisted Tower Dire - Memorius - 09.03.2019

Twisted Tower Dire - The Isle of Hydra (2001)

[Obrazek: R-3725965-1430826333-3059.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Battle Cry 01:07
2. The Isle of Hydra 06:16
3. When the Daylight Fades 04:15
4. The Dagger's Blade 05:14
5. Ride the Night 04:52
6. The Longing 08:50
7. Sign of the Storm 06:02
8. Final Stand 06:13
9.Dying Breath 05:13

Rok wydania: 2001
Gatunek: heavy metal
Kraj: USA

Skład zespołu:
Tony Taylor - śpiew
Dave Boyd - gitara
Scott Waldrop - gitara
Mike Engel - gitara basowa
Marc Stauffer - perkusja


Jest to druga płyta TWISTED TOWER DIRE  nagrana już z nowym basistą Mike Engelem. Tym razem wszystko zostało przygotowane bardziej profesjonalnie niż w roku 1999 i odpowiedzialny za produkcję Sean Folly spisał się dobrze. Przynajmniej pod względem brzmienia trudno coś tu zarzucić. Soczyste gitary, głośna perkusja z dobrze dobranym tonem blach. W sferze samej muzyki jest to album dyskusyjny.

Epicki, rycerski heavy metal w tradycji lat 80tych bywa banalny lub bardzo wtórny, a tego TWISTED TOWER DIRE chce za wszelką cenę tu uniknąć. Tytułowy The Isle of Hydra zawiera w sobie zarówno cytaty z IRON MAIDEN jak i klasyków US heavy metalu oraz rozbudowane sola gitarowe, które jednak trochę nie przystają do patetycznej całości. W różnorodności być może siła, ale When the Daylight Fades i Sign of the Stormnie wykraczają poza proste oparte na kilku riffach głównych dobre granie heavy metalu rycerskiego z prostą perkusją i ładnie mruczącym basem.The Dagger's Blade jest bardziej klimatyczny, bardziej dramatyczny ale i surowy w przekazie, raczej amerykański niż europejski tyle że ta epicka opowieść od pewnego miejsca (powiedzmy od refrenu) staje się jednostajna i nużąca i ta historia nie przekonuje. Znowu niezbyt udane solo stylizowane na maidenowskie ornamentacje i tego IRON MAIDEN, podanego nie wprost, jest na tym albumie sporo.
W Ride the Night  część wstępna z gitarą akustyczną przypomina dumne monumentalne wstępy MANOWAR, potem jednak grupa roztrwania to zyskała przekształcając to w raczej prymitywny heavy metal z bardzo złymi, fałszywie zagranymi solówkami. Ni to radio, ni to melodic metal... słabo po prostu. Najdłuższy jest The Longing, zagrany w kilku następujących po sobie tempach, rycerski, maidenowski, ale jakby bez realnej myśli przewodniej. Heavy metal dla heavy metalu, który można by zagrać równie dobrze w trzy minuty.
Final Stand żwawy, chwilami na granicy chaosu wyróżnia się in minus marną współpracą sekcji rytmicznej i gitarzystów, i nie bardzo wiadomo czy to perkusja nie nadąża, czy też gitarzyści grają zbyt często nie do rytmu. Jest tu także słaba część wolniejsza, ni to doomowa, ni to folkowa... Takie to trochę bezsensowne.
Ogólną przeciętność przypieczętowuje Dying Breath. Znów po prostu heavy metal bez historii, z dawką rycerskości, pozostawiającą słuchacza raczej obojętnym.

Tony Taylor śpiewa na tym albumie bardzo dobrze, znacznie bardziej wyraziście niż na debiucie, ale gitarzyści jakoś nie są w specjalnie dobrej dyspozycji. Grają ostrożnie typowe rzeczy i zazwyczaj słabe dosyć sola, bardzo czytelne i uproszczone, żeby nie powiedzieć prostackie. Jeśli miały dopowiadać wprost historię Taylora to się to nie udało.
Generalnie jest to album zapożyczeń i prostych rozwiązań, powodujących monotonię w obrębie poszczególnych numerów, bez błysku i bez choćby jednego porywającego refrenu. Poprawny, ostrożny epic heavy metal nigdy nie chwyta za serce...


ocena: 6,7/10

new 9.03.2019



RE: Twisted Tower Dire - Memorius - 15.03.2019

Twisted Tower Dire - Wars In The Unknown (2019)

[Obrazek: R-13360196-1552748822-3931.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. The Thundering 04:15
2. True North 04:34
3. Tear You Apart 03:34
4. Light the Swords on Fire 03:41
5. And the Sharks Came Then 04:57
6. Riding the Fortress 04:07
7. Eons Beyond 03:33
8. A Howl in the Wind 04:28
9.The Beast I Fear 03:56
10.These Ghosts Can Never Leave 04:05

Rok wydania: 2019
Gatunek: Traditional Heavy Metal
Kraj: USA

Skład zespołu:
Johnny Aune - śpiew
Scott Waldrop - gitara
Dave Boyd - gitara
Jim Hunter - gitara basowa
Mark Stauffer - perkusja


Na osiem lat zamilkł TWISTED TOWER DIRE, a w tym czasie w amerykańskim tradycyjnym heavy metalu wydarzyło się bardzo wiele. Zasłużona ekipa powraca albumem "Wars In The Unknown" wydanym w marcu przez No Remorse Records i powraca z muzyką rozpoznawalną i odnoszącą się do wczesnych lat XXI wieku w ich twórczości.

Jako grupa neotradycyjna nie może być posądzana o archaiczność, tym bardziej jeśli celuje w chwalebną stylistykę "Crests Of The Martyrs". Jest to jednak trudne bez Taylora, bo Aune jest wokalistą bardziej topornym, siermiężnym i nie osiągnie nigdy dramatyzmu swojego zmarłego poprzednika. Trudno jest także osiągnąć poziom takich starych ultra killerów jak Guardian Bloodline, gdy się gra bardzo prosto zaaranżowane kawałki w rodzaju True North czy Tear You Apart z co najwyżej dobrymi melodiami.
Czasem pewna toporność jest tu urokliwa, oczywiście jeśli ktoś uważa, że francuski LONEWOLF gra porywającą muzykę także w tych słabszych numerach. Bo The Thundering jest fajny, ale doprawdy LONEWOLF gra podobne rzeczy lepiej.W efekcie całościowo otrzymujemy tu bardziej poziom muzyczny albumu "The Isle Of Hydra" niż "Crests Of The Martyrs" i dlatego TWISTED TOWER DIRE staje się jednak archaiczny i to na własne życzenie. Tak jak w Riding the Fortress czy też Eons Beyond. Takie to w gruncie rzeczy jednostajne i bez zęba, choć gitary mocne i ryczące.
Oczywiście spoglądają także na VISIGOTH czy JUDICATOR, jak  w Light the Swords on Fire oraz wThe Beast I Fear, ale tak z lekka nieudolnie, przaśnie i topornie to wygląda, choć na pewno chęci nie brakuje.
Nie niszczą? Ależ niszczą w kapitalnym, niezbyt szybkim And the Sharks Came Then, gdzie jednak po prostu grają tak jak na "Make It Dark" tylko o 100% lepiej. Waldrop i Boyd zrobili tu kawał znakomitej gitarowej roboty.
Często, a raczej zazwyczaj przymilają się do słuchacza łagodniejszymi refrenami i zaśpiewami i w zasadzie tylko w surowszym i chłodniejszym epickim A Howl in the Wind tego unikają, co nie znaczy, że jest to faktycznie posępny heavy metal rycerski. Nie jest, i poziom mroku nie przekracza tego z "The Isle Of Hydra". Jeśli niemal do końca wszystko jest przynajmniej warunkowo dobre, to These Ghosts Can Never Leave mogli sobie darować. Jest to wykonane zupełnie bez pary i energii, a sama melodia bardzo słaba.

Aune nie jest ciekawym wokalistą, czasem trochę beczy przeciągając, czasem grzebie klimat zbyt beznamiętnym wykonaniem. Najlepiej głosowo wypada na tej płycie potwór (smok?) na końcu A Howl in the Wind. Forma gitarzystów dobra, jednak poza kilkoma momentami są poprawnie schematyczni, a w solach niespecjalnie kreatywni.
Najlepszy w tym wszystkim jest perkusista Mark Stauffer, który wydaje się być w życiowej formie.
Do produkcji i brzmienia nie można mieć zastrzeżeń. Jest to bardziej wypolerowany sound z 2011, przy czym polerka odkrywa warstwę z roku 2003, co oczywiście na plus.
Wrócić do czołówki się nie udało, ale powodu do wstydu też nie ma. Na pewno jest to płyta znacznie lepsza niż "Make It Dark", ale jednak słabsza niż "Netherworlds", nawet jeśli wziąć pod uwagę to, że stylowo te albumy są jednak nieco inne.
Ogólnie mówiąc - przypomniał o sobie znaczący zespół amerykański i to się też liczy.


ocena: 7/10

new 15.03.2019