Drużyna Spolszczenia
Tygers of Pan Tang - Wersja do druku

+- Drużyna Spolszczenia (http://druzynaspolszczenia.pl)
+-- Dział: MMS - RECENZJE (http://druzynaspolszczenia.pl/forumdisplay.php?fid=183)
+--- Dział: Heavy/Power/Melodic/Epic/Doom/Gothic... (http://druzynaspolszczenia.pl/forumdisplay.php?fid=186)
+---- Dział: T (http://druzynaspolszczenia.pl/forumdisplay.php?fid=206)
+---- Wątek: Tygers of Pan Tang (/showthread.php?tid=2141)



Tygers of Pan Tang - Memorius - 27.06.2018

Tygers of Pan Tang - Wild Cat (1980)

[Obrazek: R-8822931-1537206649-8402.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Euthanasia 03:44
2. Slave to Freedom 05:55
3. Don't Touch Me There 02:58
4. Money 03:18
5. Killers 06:35
6. Fireclown 03:12
7. Wild Catz 03:06
8. Suzie Smiled 05:12
9. Badger Badger 04:10
10. Insanity 06:26

Rok wydania: 1980
Gatunek: Heavy Metal (NWOBHM)
Kraj: Wielka Brytania

Skład zespołu:
Jess Cox - śpiew
Robb Weir -gitara
Richard Laws - bas
Brian Dick - perkusja

"Wild Cat" z wokalistą Jess Coxem z roku 1980 to pierwszy album TYGERS OF PAN TANG, który zespół zdoła wydać przy nagłym wzroście zainteresowania wytwórni płytowych młodymi grupami brytyjskimi, grającymi heavy metal. Grupa, założona niespełna dwa lata wcześniej, w roku 1978 początkowo była związana z brytyjską wytwórnią Neat, jednak od razu zwróciła uwagę amerykańskiego potentata fonograficznego MCA Records to ta właśnie wytwórnia wydała ten LP. Był najprawdopodobniej także pierwszy album z NWOBHM wydany w Jugosławii w tym samym roku.

Płyta jest bardzo charakterystyczna dla początków NWOBHM, wypełniona prostymi, surowo brzmiącymi kompozycjami z chłodnym, beznamiętnym wokalem Coxa.
Nacisku na wielką melodyjność tu nie ma, są za dosyć staranne sola gitarowe i specyficzny klimat, jakiego na kolejnych płytach już nie było.
Do najciekawszych numerów należy tu rozbudowany "Killers" - słychać, że w takich dłuższych utworach potrafili zaciekawić słuchacza dobrym riffem i solem w tym numerze o nieco apokaliptycznym charakterze. Ta kompozycja przypomina nieco styl grup z okręgu Newcastle, takich jak SATAN czy BLITZKRIEG lub RAVEN.
Krótkie utwory zawierają sporo energii i pewne elementy embrionalnego thrashu, naturalnie w formie bardzo typowych riffów - z których większość pojawiła się także potem na wielu innych albumach innych zespołów nurtu. Tu na wyróżnienie zasługuje "Don't Touch Me There", podszyty rock'n'rollem. Dobra jest także gra sekcji rytmicznej, zwłaszcza perkusisty, Dicka, który gra prosto, ale z ogromnym wyczuciem. Bas jednak też ma dużo powiedzenia i najbardziej interesujące partie Laws rozgrywa w "Fireclown" z kąśliwymi zagrywkami gitarowymi i specyficznym, a tu szczególnie wyczuwalnym brakiem emocji w głosie Coxa. Absolutnie jakby dla niego stworzony "jest Wild Catz", oparty o jednostajny rytm i proste riffy, klasyczne dla NWOBHM. Takie też tworzą nieskomplikowane numery "Suzie Smiled". Trochę, ale tylko trochę, więcej melodii zawiera "Badger Badger". Mimo że grali bardzo chłodno, to w "Insanity" wytworzyli odrobinę niepokojącego klimatu i te zalążki szaleństwa są tu słyszalne nie tylko w wokalu Coxa, ale i zwolnieniach tempa z dawką efektów gitarowych. Warto zwrócić uwagę, że zespół na tej płycie nie dał żadnej ballady ani też kompozycji, jaka mogłaby pełnić rolę przeboju na radiowych listach BBC i innych stacji, które w tym czasie kreowały gusta muzyczne słuchaczy heavy metalu.

Płyta ma brzmienie surowe, ale dosyć staranne, z dużym naciskiem na czytelność i podkreślenie znaczenia sekcji rytmicznej. Mimo, że na dłuższą metę ta płyta może się wydawać monotonna i jednostajna, to jednak zawiera wszystkie elementy NWOBHM na bardzo dobrym poziomie.
Album został skierowany do zwolenników surowszego grania heavy metalu, był jednak jedyną taką propozycją grupy. Po jej nagraniu odszedł Cox, zastąpił go znacznie bardziej rockowo śpiewający Jon Deverill, a drugim gitarzystą został John Sykes i TYGERS OF PAN TANG przyjął łagodniejszą, nastawioną na melodie, heavymetalową orientację.


Ocena: 8/10


11.07.2008


RE: Tygers of Pan Tang - Memorius - 27.06.2018

Tygers of Pan Tang - Spellbound (1981)

[Obrazek: R-3875329-1467981898-4881.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Gangland 03:43
2. Take It 04:27
3. Minotaur 00:22
4. Hellbound 03:30
5. Mirror 04:34
6. Silver And Gold 03:35
7. Blackjack 03:15
8. Story So Far 03:29
9. Tyger Bay 03:28
10. Don't Stop By 04:04

Rok wydania: 1981
Gatunek: heavy metal (NWOBHM)
Kraj: Wielka Brytania

Skład zespołu:
Jon Deverill - śpiew
Robb Weir - gitara
John Sykes - gitara
Rocky - bas
Brian Dick - perkusja

W początkach NWOBHM do ścisłej czołówki zaliczał się TYGERS OF PAN TANG. Jego mocną pozycję ugruntował drugi LP "Spellbound" z kwietnia 1981 roku wydany ponownie przez amerykańską MCA Records.

Tu już wokalistą był Jon Deverill, agresywny i obdarzony dobrym głosem frontman. Jeden z nielicznych w tym czasie, który miał umiejętność prowadzenia całości głosem. Mocno wybija się na tle energicznej pary gitarzystów Weira i Sykesa, wspieranej przez sekcję rytmiczną grającą prosto, ale precyzyjnie. Sykes wnosi tu sporo świeżości oraz tego rockowego, melodyjnego ducha, jakim zawsze wzbogacał zespoły, w których występował. "Gangland", otwierający ten LP, to przykład melodyjnego, agresywnego heavy metalu NWOBHM i jeden z najbardziej znanych numerów zespołu, często otwierającym koncerty. "Take It" może mniej udany, ale już "Hellbound" szczególnie ze względu na bardzo dobre riffy i wysokiej klasy sola to też jeden z najważniejszych numerów na tym krążku. O dobrym rozplanowaniu płyty świadczy umieszczenie jako następnej delikatnej, pełnej emocji ballady "Mirror". Trzeba przyznać, że wyróżnia się ona tle sztampowych, obowiązkowych ballad NWOBHM zarówno pod względem kompozycji jak i wykonania. Po raz kolejny solo gitarowe najwyższej marki. "Silver And Gold" to także jeden z przebojów tego albumu i tu w pewnych momentach można wychwycić punkty styczne z wczesnym JUDAS PRIEST, głównie w tych ostrzejszych fragmentach. Gitarowy majstersztyk to "Blackjack", surowy jak na ten album i raczej przypominający nagrania z debiutu. Wrażenie łagodzi rockowy, radiowy "Story So Far" - prosty i melodyjny trochę w tradycji UFO w opracowaniu gitar. "Tyger Bay" to powrót do ostrzejszego grania, z bardzo dobrym wokalem Deverilla. Nie jest to jednak numer na tak wysokim poziomie, jak "Gangland". Płytę zamyka "Don't Stop By", też lżejszy i melodyjny, tym razem zaśpiewany bardzo łagodnie, szczególnie w refrenach.

Płyta skutecznie konkurowała z innymi albumami NWOBHM w tej bardziej melodyjnej odmianie, w tym z albumami SAXON. Pochwalić należy wyborną grę gitarzystów i wokal Deverilla oraz staranną produkcję.
Już jednak w tym samym roku grupa zmieniła styl i skierowała się do publiczności zainteresowanej melodyjnym rockiem, także tym lubianym jako rock arena w USA. W tym stylu wydała kilka płyt w latach 1981- 1987 z krótką przerwą w działalności w roku 1984 i w zmieniających się składach. Albumy te cieszyły się umiarkowaną popularnością także w Ameryce i grupa została rozwiązana w 1987. Reaktywowana  w 1999 kontynuowała granie hard rocka i rocka nagrywając trzy kolejne LP do roku 2008.


Ocena: 8/10

11.07.2008


RE: Tygers of Pan Tang - Memorius - 05.05.2023

Tygers of Pan Tang - Bloodlines (2023)

[Obrazek: 1115803.jpeg?4652]

tracklista:
1.Edge of the World 05:11
2.In My Blood 04:24
3.Fire on the Horizon 03:26
4.Light of Hope 03:49
5.Back for Good 05:06
6.Taste of Love 04:17
7.Kiss the Sky 03:55
8.Believe 05:19
9.A New Heartbeat 04:08
10.Making All the Rules 04:27

rok wydania: 2023
gatunek: heavy metal
kraj: Wielka Brytania

skład zespołu:
Jack Meille - śpiew
Robb Weir - gitara
Francesco Marras - gitara
Huw Holding - gitara basowa
Craig Ellis - perkusja


Pozostawmy na boku rozważania czy TYGERS OF PAN TANG nagrał po roku 1981 prawdziwy heavy metalowy album, czy grał po prostu melodyjny hard rock i rock...
Jest nowy skład w stosunku do tego z roku 2019, w którym znalazł się znakomity włoski gitarzysta Francesco Marras (także SCREAMING SHADOWS) oraz basista Huw Holding (HOLOSADE, ex AVENGER i BLITZKRIEG) jest nowa płyta w ramach kontraktu z duńską wytwórnią Mighty Music wydana 5 maja 2023.

Jest heavy metal. Oczywiście taki brytyjski, z nieodłącznymi dla grup grających niegdyś NWOBHM melodic metalowymi i hard rockowymi ukłonami w stronę konserwatywnej w tym zakresie brytyjskiej publiczności, ale jest tradycyjny heavy metal. To, co grają, jest dosyć różnorodne szkoda jednak, że w przypadku takich kompozycji jak Edge of the World zbyt oczywiste i przewidywalne. Jakoś do końca się TYGERS OF PAN TANG nie potrafi uwolnić od tego balansowania na krawędzi rocka i metalu, ale to trwa już ponad czterdzieści lat. Tak nieco bez echa przewijają się na tej płycie Light of Hope, Kiss the Sky i  Believe. Gdy riffy są ostrzejsze, a melodia bardziej chwytliwa, to całkiem przyzwoicie wypada taki hard'n'heavy Back for Good. Jednak przecież bardzo dobrze się to zaczyna classic  metalowym Edge of the World z pompatycznym, lekko orientalnym wstępem i melodyjnym eleganckim refrenem. Nieco ociężałe granie tradycyjnego heavy w In My Blood to nic w przypadku ekip z UK osobliwego. Przebojowy i bujający jest A New Heartbeat i dawno ta grupa nie zrobiła takiego beztroskiego i bezpretensjonalnego hita w melodic heavy metalowym stylu. Doskonałe w swej prostocie i zagrane wirtuozersko przez całą ekipę. Klasa!
Miało być coś na tym albumie klasycznego dla NWOBHM i jest znakomity, szybki Fire on the Horizon. Ostre gitarowe ataki Marrasa i Weira pełne pewności siebie i zadziorne i wybornie śpiewa Jack Meille, który od roku 2004 występując w tej grupie nie raz pokazał klasę, ale nieczęsto miał okazję to zrobić w takich zdecydowanie heavy metalowych utworach.
Bardzo delikatna i poetycka jest tym razem balladowa kompozycja Taste of Love, dużo tu wnosi właśnie Melle, ale byłoby to jeszcze lepsze, gdyby nie dodali niespecjalnie pasującego do tego radiowego rockowego refrenu. Na koniec pozytywnie zaskakują w wysmakowanym i spokojnym Making All the Rules. Taka niby metalowa ballada, jednak nie do końca ballada, ale na pewno z górnej półki. Subtelnie w gitarowym tle dla Jacka Melle, piękne wielogłosowe harmonie wokalne przypominające styl MAGNUM. No jest to zdecydowanie udane podsumowanie tej płyty.

Mistrz Tue Madsen zrealizował w Danii ten album w pewnym stopniu ustawiając sound pod stary NWOBHM i ogólnie jest w tym wszystkim więcej metalu w gitarach, więcej pary w perkusji i więcej  mocnego basu. Wykonanie znakomite, ładne sola, choć tym elementem grupa tu nadmiernie nie epatuje. Melle w doskonałej formie.
Ciekawe, po tylu latach od reaktywacji nagrali w końcu coś, co można określić jako bardzo dobra muzyka. Tak, to jest bardzo dobra płyta, najlepsza tej grupy od niepamiętnych czasów.


ocena: 8/10

new 5.05.2023