Drużyna Spolszczenia
Vanishing Point - Wersja do druku

+- Drużyna Spolszczenia (http://druzynaspolszczenia.pl)
+-- Dział: MMS - RECENZJE (http://druzynaspolszczenia.pl/forumdisplay.php?fid=183)
+--- Dział: Heavy/Power/Melodic/Epic/Doom/Gothic... (http://druzynaspolszczenia.pl/forumdisplay.php?fid=186)
+---- Dział: V (http://druzynaspolszczenia.pl/forumdisplay.php?fid=208)
+---- Wątek: Vanishing Point (/showthread.php?tid=2160)



Vanishing Point - Memorius - 28.06.2018

Vanishing Point - Embrace The Silence (2005)

[Obrazek: R-3380827-1436860631-5651.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Hollow 07:07
2. My Virtue 05:23
3. If Only I 05:21
4. Live to Live 05:54
5. Embraced 06:42
6. Season of Sundays 06:39
7. Once A Believer 07:01
8. Reason 06:06
9. Breathe 06:29
10. Somebody Save Me 04:29
11. Insight 05:08
12. A Life Less 06:59
13. As I Reflect 06:08

Rok wydania: 2005
Gatunek: Progressive Melodic Metal
Kraj: Australia

Skład zespołu:
Silvio Massaro - śpiew
Chris Porcianko - gitara
Tom Vuèur - gitara
Steve Cox -bas
Jack Lukic - perkusja
Leonard Kopilas - instrumenty klawiszowe

Ile diabłów mieści się na główce szpilki? Dokładnie nie wiadomo. Dokładnie za to wiadomo, ile muzyki mieści się na Audio CD. 80 minut. Tyle tez muzyki zawiera ten album VANISHING POINT, jednego z najciekawszych zespołów australijskich z kręgu melodyjnego, zaprawionego progresją metalu.
W ciągu pierwszych 10 lat istnienia zespół nagrywał niewiele, wydał zaledwie dwie płyty, a muzycy, poza wokalistą Silvio Massaro i gitarzystą Chrisem Porcianko, zmieniali się często. Zespół muzycznie ewoluował powoli od metalu progresywnego do form nieco prostszych, bardziej melodyjnych. Te 80 minut muzyki, jakie to przedstawili, to efekt tej ewolucji, jaką przechodzili w ciągu poprzednich pięciu lat. Te kompozycje rodziły się długo, nabierały kształtu stopniowo i VANISHING POINT ukazał się jako zespół dojrzały i w pełni uformowany.

Nagrać pewne 80 minut muzyki na bardzo wysokim poziomie jest trudno, jednak Australijczycy temu zadaniu podołali. Połączyli tu niezwykle staranne wykonanie z interesującymi melodiami, pewne rzeczy uprościli, ustawili pod szersze gusta muzyczne niż tylko fanów progresji i płyta może się podobać. Może się podobać zarówno fanom bardziej złożonych form i aranżacji, dla których przygotowano kilka kompozycji w dawniejszym stylu zespołu, jak i tym, którzy nastawieni są na wysmakowany melodic heavy metal.
Jest to granie subtelne nie mające nic wspólnego z radiowym, komercyjnym rock'n'rollowym metalem. Tu mienią się różnymi odcieniami smutek, nostalgia, radości i szczęście, a wszystko jest ciepłe i pastelowe. Massaro to najlepszy australijski wokalista. To słychać. Słychać w bezbłędnym śpiewie, w umiejętności wydobycia głosem odcieni muzycznych, w spokoju, z jakim prowadzi te melodie. Kompozycje są rozbudowane i często trwają ponad sześć minut. Muszą, bo musi tu być miejsce i dla znakomitych, wysublimowanych solówek gitarowych i dyskretnych, pastelowych pasaży klawiszowych. Musi być miejsce dla rozpędzania i zwalniania w tych urzekających melodiach. Musi być miejsce i czas na roztoczenie tych dalszych planów. W tych utworach odbija się cały muzyczny świat. Melodic power z Europy, progressive melodic z USA, neoklasyka... Wiele różnych tu jest inspiracji.
Tu każdy znajdzie coś dla siebie szczególnego, każdy coś znajdzie, nawet jeśli pewne 80 minut go nie usatysfakcjonuje. To trudne, bo przecież grają różną muzykę. Nie ma jednak możliwości, aby nie fascynowali przynajmniej przez godzinę. Tego się świetnie słucha w tej pięknej mieszance stylów, który jest stylem VANISHING POINT. Bardzo to ciepłe i eleganckie granie, wykonane z wielka gracją i swobodą. Każdy tu coś znajdzie... Ja znalazłem "My Virtue", "If Only I", "Embraced" i "Somebody Save Me". Tylko w tej chwili. W innych znajduję coś innego. "Hollow", "Once A Believer" czy jeszcze coś innego. Siłą tej płyty jest to, że w zależności od nastroju i pory dnia coś innego tu fascynuje. Łagodna muzyka, taka ciepła i chyba "Embraced" najbardziej wyraża ideę VANISHING POINT na tym albumie. Kompozycja drogi, kompozycja pożegnań i powitań oraz przemijania. Taki kabriolet, sunący dostojnie po rozpalonej słonecznej autostradzie, a Jej włosy rozwiewają się na wietrze... Kto potrafi w Australii stworzyć taki refren jak w "Somebody Save Me"? Może ktoś i potrafi, ale nikt go tak nie zagra, jak VANISHING POINT. Pięknie tu grają wszyscy, a zagranie zespołu jest niesamowite. Momentami się odnosi wrażenie, że to wszystko jednocześnie gra jeden człowiek, a nawet że ta muzyka jest generowana przez samego Massaro.

Wszystko w oprawie słonecznego brzmienia. Tylko takie, pastelowe, z zacierającymi się granicami pomiędzy poszczególnymi instrumentami.
Płyta idealna? Jednak nie, bo nie jest w stanie dać każdemu pełnej satysfakcji przez 80 minut. Ciekawe, jak by to wyglądało, gdyby to były dwie płyty - jedna z jasnym melodic metalem, a druga z kompozycjami nieco smutniejszymi, bardziej progresywnymi. Na ten zabieg grupa się nie zdecydowała, natomiast na kolejnym LP już tak, "The Fourth Season" i ta płyta to ten ciepły melodic metal.


Ocena: 8.5/10

16.04.2009


RE: Vanishing Point - Memorius - 28.06.2018

Vanishing Point - The Fourth Season (2007)

[Obrazek: R-6619335-1423999460-2537.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Embodiment 04:06
2. Tyranny Of Distance 05:25
3. Surrender 04:09
4. Hope Among The Heartless 05:13
5. Gaia 01:37
6. I Within I 04:03
7. Behind The Open Door 04:44
8. Ashen Sky 05:00
9. One Foot In Both Worlds 05:32
10. Wake Me 04:32
11. A Day Of Difference 04:52

Rok wydania: 2007
Gatunek: Melodic/Progressive Metal
Kraj: Australia

Skład zespołu:
Silvio Massaro - śpiew
Chris Porcianko - gitara
Tom Vucur - gitara
Adrian Alimic - bas
Leonard Kopilas - instrumenty klawiszowe
Christian Nativo - perkusja

Przed wydaniem tej, jak na razie ostatniej płyty, zaprezentowanej przez różne wytwórnie w sierpniu (w Europie niemiecka Dockyard 1 Records), w zespole zaszły spore zmiany - pojawiła się nowa sekcja rytmiczna oraz zmieniło się podejście do samej muzyki.

Album stanowi odejście od kompozycji dłuższych i złożonych na rzecz bardziej zwartych, o mniejszej dominacji klawiszy oraz zagranych wolniej. W efekcie otrzymujemy wysokiej klasy melodic metal z pewnymi elementami progresywnymi, od których zespół się oczywiście nie odcina. Jednak nie jest to granie nastawione ani na przebojowość, ani na chwytliwość radiowych hitów. Melancholia, nostalgia, wyczuwalna elegijność, zaduma i literacka głębia tekstów (jak zdążyłem doczytać) to fundament tego albumu. Muzyka do obcowania w spokoju, ciszy - kojącej, choć zarazem niepokojącej. Wokalnie stonowany przekaz Massaro, wpasowany idealnie w miękkie gitary, w tle przetykane przeważnie klawiszami. Bez szybkich, wymiatających killerów, bez ballad - ani nowocześnie, ani tradycyjnie. Grają swoje od początku do końca, malując dźwiękiem pastelowe obrazy. Fani galopad i ognistych refrenów czy karkołomnych instrumentalnych wycieczek nic tu dla siebie nie znajdą. Płyta zmusza do refleksji nie raz, nie dwa razy... Wciąż odkrywa pewne tajemnice. Jednocześnie jest trochę dziwna, bo w zależności od nastroju i chwili, coraz to inne kompozycje trafiają najbardziej do serca. Za najlepsze uważam "Surrender", "I Within I", "Ashen Sky" oraz "Wake Me". No i naturalnie kapitalny otwieracz w postaci "Embodiment". Odejście od progresywnego grania nie jest całkowite i słychać to w zamykającym album "A Day Of Difference". Szkoda tylko, że ta kompozycja stanowi słabe odbicie stylu, jaki zespół zaprezentował na LP "Embrace The Silence".

Jak zwykle, atutem kapeli jest nienaganne wykonanie. Przy czym sola gitarowe oraz fragmenty, gdzie klawisze wychodzą na pierwszy plan, są doprawdy imponujące. Wokalnie Massaro bardzo stonowany, wyważony, w wielu miejscach nawet na granicy przekazu aktorskiego. Album został zrealizowany w Finnvox Studios w Helsinkach - starannie i fachowo, co nie oznacza, że mamy tu do czynienia z brzmieniem typowym dla fińskich zespołów z kręgu melodyjnego metalu.
Jest to płyta australijska - i to się słyszy. Także w mnogości inspiracji, jakie determinują muzyczny obraz tego albumu.

Ocena: 8/10


24.08.2007


RE: Vanishing Point - Memorius - 19.12.2018

Vanishing Point - Distant Is the Sun (2014)

[Obrazek: R-5422630-1418687336-6920.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Beyond Redemption (Intro) 01:01
2. King of Empty Promises 04:48
3. Distant Is the Sun 04:47
4. When Truth Lies 05:18
5. Circle of Fire 04:48
6. Let the River Run 05:56
7. Denied Deliverance 04:30
8. Story of Misery 04:44
9. Era Zero 03:30
10.Pillars of Sand 05:51
11.As December Fades 04:31
12.Handful of Hope 04:20
13.Walls of Silence 04:35
14.April 04:28

Rok wydania: 2014
Gatunek: progressive melodic metal
Kraj: Australia

Skład zespołu:
Silvio Massaro - śpiew
Chris Porcianko - gitara
James Maier - gitara
Simon Best - gitara basowa
Christian Nativo - perkusja
oraz
Tony Kakoo - śpiew ("Circle of Fire")

Siedem lat dzielących "The Fourth Season" i "Distans Is The Sun" to w VANISHING POINT czas kolejnych zmian w składzie i powolnego przygotowywania materiału. Grupa pozostaje jednak wierna stylowy z poprzedniego LP, jeszcze bardziej rezygnując z dominacji instrumentów klawiszowych i na tej płycie po odejściu w 2008 Leonarda Kopilasa nowy się klawiszowiec się już nie pojawił. Pasaże klawiszowe to teraz plan drugi, plan trzeci iz pewnością nie mają racji, którzy twierdzą, że zespoł przeszedł na pozycje symfonicznego heavy metalu. Te klawisze to tylko tło, ważne ale tylko tło i nie stanowią w żadnym przypadku fundamentu kompozycyjnego.

Pastelowy melodic heavy metal malowany melancholią i zadumą dominuje na tym albumie, ale jest też nieco ostrzej, szybciej i nieco ciężej. To słychać już na samym początku w King of Empty Promises, z momentami niemal power metalowymi, ale i z klasycznym ciepłym refrenem VANISHING POINT.
Wdarła się nieco większa przebojowość, większa przyswajalność i większa energia. Potoczyste niezwykle eleganckie jest granie w Distant Is the Sun, czy chłodniejszym, zdecydowanie progresywnym songu When Truth Lies. Znakomite są tu zagrywki gitarzystów i nagłe wejście pianina. To pianino rozpoczyna także Circle of Fire i ta kompozycja jest australijsko-fińskim mixem nie tylko dlatego, że tu w duecie z Massaro śpiewa Tony Kakko z SONATA ARCTICA. Ten melodic metal ma wyraźne cechy późnego stylu SONATA ARCTICA, ale czy to dobrze? Akurat ten utwór poza bardzo dobrym wykonaniem nie wyróżnia się niczym szczególnym, i nawet mało tu tego, co jest charakterystyczne dla VANISHING POINT.Za to pięknie brzmi song Let the River Run, o łagodnej nostalgicznej melodii i rozległych wolnych przestrzeniach, wypełnianych to klawiszami, to znów gitarami. Prostą przebojowość umiejętnie łączą z bardziej monumentalnymi formami o cechach progresywnych  w Era Zero, jednak ogólnie nie nadużywają takich chwytów na tym albumie, za wyjątkiem Walls of Silence ze znakomitym refrenem.
Dramatyzm jaki cechuje wcześniejsze kompozycje VANISHING POINT tu w pełnej formie przejawia się w niezbyt szybkim Denied Deliverance oraz w kapitalnie zaśpiewanym przez Massaro w "starym stylu" songu balladowym Story of Misery.
Największy ładunek emocji jest jednak chyba zawarty w urzekającym Pillars of Sand, przepięknie ornamentowanym gitarą i planem symfonicznym, który tu jeden jedyny raz tworzy dodatkowy klimat. Rozważny, spokojny melodic heavy metal grają w nieskomplikowanym As December Fades, emanują ciepłem w rozkwitającym w refrenie Handful of Hope.

Śpiew Silvio Massaro trudno nazwać agresywniejszym niż na poprzednich albumach, ale chyba więcej jest w tym ekspresji, a mniej aktorskiego przekazu stanów duszy. Nadal jest ustawiony jako postać centralna, decydująca o wyrazie całości kompozycji. Gitary mu nie przeszkadzają, nie zagłuszają, uzupełniając go po prostu. Sekcja rytmiczna spisuje się bardzo dobrze i nowy basista Simon Best rozumie się doskonale z Nativo, jednak po nagraniu tego albumu w 2015 Best pożegnał się zespołem.
Sound jest cięższy i głębszy niż na płycie poprzedniej, instrumenty bardziej zrównoważone, sekcja rytmiczna trochę cichsza. Płyta była miksowana w Niemczech w Greenman Studios w Arnsberg i słychać, że to nie jest już brzmieniowo produkt Finnvox z Helsinek.
Po raz kolejny VANISHING POINT prezentuje udany, starannie przygotowany album z melodyjnym metalem, tym razem jednak adresowany do szerszego grona słuchaczy, na pewno także fanów AOR i mocniej zagranego melodyjnego rocka. Grupa pod wodzą Massaro i Porcianko pozostaje od lat jednym z najbardziej niezawodnych zespołów z Australii, szkoda tylko, że tak mało popularnym w świecie.


ocena: 8,3/10

new 19.12.2018



RE: Vanishing Point - Memorius - 04.08.2020

Vanishing Point - Dead Elysium (2020)

[Obrazek: 140515-Vanishing-Point-Dead-Elysium.jpg]

Tracklista:
1. Dead Elysium 07:01
2. Count Your Days 06:15
3. To the Wolves 05:56
4. Salvus 05:16
5. The Fall 05:20
6. Free 07:12
7. Recreate the Impossible 05:57
8. Shadow World 04:36
9. The Healing 06:02
10.The Ocean 06:00

Rok wydania: 2020
Gatunek: progressive melodic metal
Kraj: Australia

Skład zespołu:
Silvio Massaro - śpiew
Chris Porcianko - gitara
James Maier - gitara
Gaston Chin - gitara basowa
Damien Hall - perkusja


VANISHING POINT zapowiadał nowy album już w roku 2018 i obietnicy dotrzymał w 2020. Na 28 sierpnia zapowiadana jest przez AFM Records premiera "Dead Elysium" i po raz pierwszy będzie można usłyszeć także nową sekcję rytmiczną Chin/Hall. Przede wszystkim jednak można usłyszeć to, nad czym Australijczycy pracowali przez ostatnie lata. Nie było jasne, jaki kierunek zostanie obrany i czy grupa ponownie uśmiechnie się do szerszego grona fanów mocnego rocka.
Nie tym razem i bardzo dobrze.

VANISHING POINT przedstawia album mocny, melodyjny, ale w opcji progresywnej i kapitalnie się to zaczyna, bo tytułowy Dead Elysium to wspaniały przykład jak wejść na terytorium EVERGREY, a jednocześnie pozostać w Australii. Ta kompozycja jest wizytówką tego LP, jest także credo muzycznym całości. Ta płyta to właśnie potężnie brzmiące, nowoczesne gitary w skandynawskim stylu, świetnie zrobione plany symfoniczne w tle, no i przede wszystkim niezwykły klimat, zbudowany z dramatyzmu, mroku, specyficznej dusznej miejscami atmosfery i emocji. To muzyka dostojna, monumentalna, gdzie niepokój miesza się z nadzieją, a równocześnie te melodie są tak mocno zapadające w pamięć...
To wszystko nie miałoby tak wielkiej magii oddziaływania gdyby nie Silvio Massaro,  który jest tu w życiowej formie i to jak góruje nad kruszącą nawałnicą gitar, jest po prostu godne podziwu. Ogromna dawka ekspresji, nienaganna technika, po prostu Mistrz! To, co robi w przepełnionym bolesnym dramatyzmem To the Wolves to sztuka wokalna na najwyższym z możliwych poziomów i ogólnie ta kompozycja robi po prostu piorunujące wrażenie, także w opcji planu klawiszowego.
To jest nadal w pełni rozpoznawalny VANISHING POINT, bo wystarczy posłuchać tych pięknych melodii w melancholijnych barwach w Count Your Days, no i w Salvus, który na początku wydaje się trochę mało wyrazisty, a potem po prostu rozkwita pastelowymi muzycznymi barwami. Piękny, piękny refren! Zawsze potrafili grać przebojowo, a zarazem elegancko i tu w tym stylu dają wspaniały The Fall w umiarkowanym tempie. Znowu jakieś skojarzenia z EVERGREY, z tym najlepszym, oczywiście.
Druga część albumu wydaje się nieco słabsza i od całości ogólnie odstaje jednak. Free wypełniony pomysłami, ale bez jasno zaznaczonej myśli przewodniej. Recreate the Impossible, Shadow World i The Healing wydają się być bardziej nastawione na ekspozycję elementów progresywnych niż na melodie, choć i tu są bardzo dobre refreny, a wokalny przekaz Massaro zróżnicowany i aktorski. Na sam koniec The Ocean w tej kategorii nieco trudniejszego melodic progressive jest po prostu rewelacyjny, pełen emocji i rozmachu i tak bardzo potoczysty. Zachwyca dynamika i zdecydowanie, z jakim jest to rozgrywane.

Porcianko jak zwykle gra świetnie, Maier pokazuje, że radzi sobie świetnie nie tylko w takim repertuarze jak w roku 2014. Zresztą zgranie VANISHING POINT zawsze było godne podziwu i skład z roku 2020 to także potwierdza.
Sound i produkcja są fenomenalne. Jest to pod tym względem najlepszy album VANISHING POINT i wszystko, od ustawienia perkusji po sound gitar i rozmieszczenie instrumentów w przestrzeni - jest idealne. To jedna z najlepiej wyprodukowanych płyt z melodyjnym metalem w roku 2020 i brawa dla Chrisa Porcianko jako producenta.
Jest to także najlepsza jak do tej pory płyta tego zespołu, niezwykle dojrzała w formie i muzycznej treści, klimatyczna, wyrazista i stylistycznie jednorodna. Miejscami trudna, miejscami mega przebojowa, a równocześnie wysmakowana i wysublimowana. 
Warto było czekać sześć lat na nowy album tej doświadczonej ekipy z Melbourne.


ocena: 9,3/10

new 4.08.2020

Przedpremierowa recenzja dzięki uprzejmości wytwórni AFM Records