Heavatar - Wersja do druku +- Drużyna Spolszczenia (http://druzynaspolszczenia.pl) +-- Dział: MMS - RECENZJE (http://druzynaspolszczenia.pl/forumdisplay.php?fid=183) +--- Dział: Heavy/Power/Melodic/Epic/Doom/Gothic... (http://druzynaspolszczenia.pl/forumdisplay.php?fid=186) +---- Dział: H (http://druzynaspolszczenia.pl/forumdisplay.php?fid=194) +---- Wątek: Heavatar (/showthread.php?tid=2311) |
Heavatar - Memorius - 12.07.2018 Heavatar - Opus II The Annihilation (2018)
tracklista:
1.None Shall Sleep 04:37
2.Into Doom 04:06[/url]
3.Purpose of a Virgin Mind 03:51
4.Hijacked by Unicorns 04:03
5.The Annihilation 04:51
6.Wake Up Now! 04:49
7.A Broken Taboo 04:45
8.An Awakening 03:32
9.A Battle Against All Hope 03:07
10.A Look Inside 02:46
11.Metal Daze (Manowar cover) 04:36
12.The Look Inside (orchestral) 13:58
rok wydania: 2018
gatunek: heavy metal
kraj: Niemcy
skład zespołu:
Stefan Schmidt -śpiew, gitara
Sebastian Scharf - gitara
Daniel Wicke - gitara basowa
Jörg Michael - perkusja
I po pięciu latach HEAVATAR zaprezentował Opus II. W międzyczasie zaszła jedna zmiana w składzie i jako basista pojawił się Daniel Wicke, stary znajomy Stefana Schmidta z JESTER'S FUNERAL. To miło, że ci tak zajęci panowie jak Michael i Schmidt znaleźli czas pobawić się w HEAVATAR ponownie. Album został wydany przez earMUSIC w lutym.
Śmieszą mnie ci, którzy rozpatrują ten zespół jako niemiecki odpowiednik DREAM EVIL, ci którzy kłócą się o łączenie tradycyjnego heavy metalu lat 80tych z neoklasyką, spierają skąd HEAVATAR zapożyczył ten czy inny refren lub gitarowy riff. HEAVATAR to nie jest ani DREAM EVIL, ani tym bardziej NANOWAR OF STEEL. Nie jest to ani paszkwil, ani pastisz, ani próba zbicia kapitału na cudzych osiągnięciach. Oni po prostu świetnie się przy tym bawią, cały czas puszczając oko do słuchacza, a przy tym są śmiertelnie poważni jeśli chodzi jakość wykonania i wszelkiego rodzaju perełki i smaczki, którymi zaskakują uważnych i obytych słuchaczy, jak wstęp do The Annihilation chociażby.
Swobodnie mieszają potężne zimne gitary nadreńskie z nośnymi refrenami i ten z None Shall Sleep, to absolutny classic metalowy killer w stylu starego RAGE. Perfekcyjne są wielogłosowe harmonie wokalne, o które zadbał oczywiście Schmidt jako jeden z filarów śpiewającego heavy metal a capella VAN CANTO. Kapitalne są partie perkusyjne Michaela, neoklasyczne sola gitarzystów zagrane z pewną siebie żartobliwą nonszalancją. W Hijacked by Unicorns zaskakują zaczerpnięciem z amerykańskiej encyklopedii riffów glam metalu, w Into Doom jest absolutnie wszystko pomieszane w inteligentny sposób. Oczywiście Purpose of a Virgin Mind to bezpośredni ukłon w stronę DREAM EVIL/FIREWIND z późniejszego okresu, wykonany bez żadnego zażenowania, a w Wake Up Now! dorzucają nawet trochę MANOWAR w otoczce ciężkich epickich akordów. No i jest także cover MANOWAR, nieśmiertelnego Metal Daze. Co tu zrobił Stefan Schmidt?! No zniszczył jak Eric Adams! Kapitalne wykonanie tego super klasyka po prostu. Od A Broken Taboo do A Look Inside mamy do czynienia z opowieścią pod wspólnym tytułem "The Look Inside". Elementy symfoniczne są tu świetne, folkowe odjazdy z żeńskimi wokalami budzą podziw, a A Battle Against All Hope to perełka epic metalu zagranego z power metalową werwą. Ten autonomiczny element tej płyty jest godny szacunku jak wspaniale zrobiona epicka mini opera metalowa w folkowym stylu. No kto tak gra "na poważnie'? Jak można się nie wzruszyć przy rozbudowanej do prawie 14 minut wersji The Look Inside w najlepszej stylistyce progressive folk power metal? Przecież to jest granie zawstydzające zespoły, które biedzą się nad takimi kompozycjami latami. Epickość godna ścieżki dźwiękowej do najlepszego filmu w gatunku Magii i Miecza.
Płyta jest starannie wyprodukowana, zwłaszcza godne uwagi jest wycyzelowanie i dopieszczenie strony wokalnej, drugiego planu oraz tła symfonicznego. Mistrzowskie wykonanie dotyczy wszystkich bez wyjątku.
Wzruszyłem się przy The Look Inside (orchestral).
Mam nadzieję, ekipa HEAVATAR znajdzie jeszcze kiedyś czas by spotkać się ponownie i nagrać Opus III.
ocena: 8,8/10
new 12.07.2018
RE: Heavatar - Memorius - 30.06.2022 Heavatar - Opus I All My Kingdoms (2013)
tracklista:
1.Replica 04:38
2.IAbracadabra 03:35
3.All My Kingdoms 04:10
4.Elysium at Dawn 04:20
5.Long Way Home 05:35
6.Born to Fly 04:19
7.Luna! Luna! 04:56
8.The Look Above 11:04
9.To the Metal 04:53
rok wydania: 2013
gatunek: power metal
kraj: Niemcy
skład zespołu:
Stefan Schmidt -śpiew, gitara
Sebastian Scharf - gitara
David Vogt - gitara basowa
Jörg Michael - perkusja
W roku 2012 w Bingen am Rhein czterech znanych muzyków niemieckiej sceny power metalowej postanowiło zagrać wspólnie "coś nowego, coś starego i coś pożyczonego". Narodził się HEAVATAR, który w zasadzie nie był traktowany jako cel sam w sobie, raczej jako projekt specjalny, poboczny i w pewnym stopniu żartobliwy, aczkolwiek bez tak często frustrującej i żenującej w takich grupach prymitywnej błazenady. Efekt tej współpracy pojawił się nakładem Napalm Records w lutym 2013 roku.
"coś nowego"
W sumie nowego niewiele, po prostu melodyjny power metal w europejskiej odmianie, rozpoznawalny jako niemiecki.
"coś starego"
Hm... w metalu nie ma rzeczy starych, są co najwyżej vintage i klasyczne. A to co tu jest stare, to jest raczej nowe...
"coś pożyczonego"
I tu zaczyna się fun, bo każdy tu pożyczył coś z patentów macierzystych zespołów. Stefan Schmidt pożyczył pewne ozdobniki neoklasyczne z VAN CANTO, no i oczywiście te rozbudowane partie wokalne o chórki i chóry, które tu są wspaniałe, zrobione przez grono doświadczonych wokalistów, którzy w różnych formacjach już to robili i nigdy nie zawiedli. Sebastian Scharf pożyczył od BRAINSTORM ten intensywny, masywny a zarazem czytelny power metalowy sound i styl gitarowy, David Vogt czyli Charles Greywolf pożyczył sympatyczny rozmach aranżacyjny i pozytywne zakręcenie z POWERWOLF, no a Jörg Michael zebrał swoje doświadczenia z tych wszystkich power i heavy bandów, w jakich grał i dał tu mocne, zdecydowanie niemieckie tło rytmiczne.
Jest ciekawie, choć gdy mijają oryginalnie zaaranżowany z neoklasyką Replica i taki przypominający styl POWERWOLF (refren!) Abracadabra, to robi się już nieco sztampowo. No na pewno jeszcze nie w przypadku znakomitego All My Kingdoms, rasowego power metalowego klimatycznego hita w średnim tempie. Tak jakoś na myśl przychodzi DARK AT DAWN, a niemal nokturnowa neoklasyczna partia instrumentalna prezentuje się wybornie. Potem sporo BRAINSTORM w szybszym, masywnym graniu o sporej dawce nośności, ale i przewidywalności w Elysium at Dawn i tak dosyć kryzysowo popadają w toporność heroiczną w Long Way Home i to nie jest dobre. Pewne echa RAGE też tego zupełnie nie ratują. Born to Fly jest bardzo dobry, może też z echami RAGE, ale pewnie w chropawej melodyjności średnio wczesnego POWERWOLF. Taki szczery, prosty i zapadający w pamięć power metalowy kawałek.
Taki bardzo wczesny BRAINSTORM w riffach to Luna! Luna! i nie byłoby nic szczególnego, gdyby nie ten refren... No trudno to opisać, trzeba posłuchać. Chyba jednak pożyczone z VAN CANTO. Świetny refren i tyle!
Gdy Niemcy grają coś przez prawie dwanaście minut, trzeba być ostrożnym i przygotowanym na wszystko. The Look Above. Na początku trochę cicho, trochę blado, potem jednak gitarzyści power metalowo zaczynają naciskać, przygniatać momentami epic doom riffami, choć zasadniczo to taka rycerska fantasy opowieść z BLIND GUARDIAN w tle, by nie uciekać się do porównań z LOGAR'S DIARY. W tych klimatach to Niemcy rzadko mają coś szczególnie interesującego do powiedzenia. Generalnie całość dla cierpliwych. Na koniec chyba postanowili bardziej wyeksponować trud i kunszt wokalny Stefana Schmidta w To the Metal, tyle że metalu tu tyle co w VAN CANTO, choć czasem się bas odzywa i coś tam jeszcze pod koniec. Takie sobie, takie sobie...
Trudno powiedzieć, czemu tak wyszło, ale w procesie produkcji przy tak starannym podejściu do mixu i masteringu instrumentów zapomniano chyba o solówkach i te często brzmią źle, jakby zupełnie nie pomyślano o ich soundzie. To razi w Long Way Home, ale przecież nie tylko tam. Poza tym jednak brzmienie jest bardzo dobre i tym bardziej wspomniany mankament nieobrobienia solówek jak należy jest słyszalny.
Album jest nierówny pod względem kompozycyjnym i to jego największy mankament. Co nie znaczy, że panowie poświęcili swój czas na darmo. Solidny album w przyjętej konwencji stylistycznego amalgamatu. W nieco odmiennym zestawieniu, już bez Charlesa Greywolfa ta ekipa powróciła w roku 2018 z nieco innym podejściem do tematu i ten album jest znacznie lepszy.
ocena: 7,9/10
new 30.06.2022
|