Drużyna Spolszczenia
Hellish War - Wersja do druku

+- Drużyna Spolszczenia (http://druzynaspolszczenia.pl)
+-- Dział: MMS - RECENZJE (http://druzynaspolszczenia.pl/forumdisplay.php?fid=183)
+--- Dział: Heavy/Power/Melodic/Epic/Doom/Gothic... (http://druzynaspolszczenia.pl/forumdisplay.php?fid=186)
+---- Dział: H (http://druzynaspolszczenia.pl/forumdisplay.php?fid=194)
+---- Wątek: Hellish War (/showthread.php?tid=2655)



Hellish War - Memorius - 17.01.2019

Hellish War - Defender of Metal (2001)

[Obrazek: R-4309548-1361373419-3493.jpeg.jpg]

tracklista:
1.Into the Battle 03:20
2.Hellish War 05:32
3.We Are Living for the Metal 04:32
4.Defender of Metal 05:22
5.The Sign 07:52
6.Gladiator 06:21
7.Into the Valhalla 03:45
8.Sacred Sword 10:17
9.Memories of a Metal 09:42
10.Feeling of Warriors 05:22
11.The Law of the Blade 10:13

rok wydania: 2001
gatunek: epic heavy/power metal
kraj: Brazylia

skład zespołu:
Roger Hammer - śpiew
Vulcano - gitara
Daniel Job - gitara
Gustavo Gostautas - gitara basowa
Jayr Costa - perkusja

HELLISH WAR z Campinas po sześciu latach działalności został zauważony przez brazylijską wytwórnię Megahard Records, która wydała ten album w  roku 2001. 

Nietypowy to debiut nawet jeśli się weźmie poprawkę na różnorodność i specyfikę brazylijskich grup metalowych.
Przede wszystkim ten album jest bardzo długi. To ponad 70 minut muzyki z epickim mixem heavy, power i speed metalu z wyraźnymi inklinacjami progresywnymi. Te ujawniają się w trzech kolosach trwających po 10 minut, nasyconych gitarowymi dialogami, zmianami tempa, z pompatycznymi wstępami bardzo szybkimi partiami okraszonymi gitarowymi solami, Wszystkie są bardzo interesujące, mimo długości przykuwają uwagę od pierwszej do ostatniej sekundy a epicki ich charakter jest zdecydowanie autentyczny. Wszystkie trzy trzymają także równy poziom i trudno któryś z nich postawić na pierwszym miejscu, choć największe wrażenie robi zapewne Sacred Sword z arcyciekawie budowanym napięciem. W jakiś sposób grupa łączy tu styl wczesnego OMEN, CIRITH UNGOL i SACRED STEEL i ogólnie ten LP jest mieszanką niemieckiej i amerykańskiej stylistyki gatunkowej.
Rzadko się zdarza, by utwory instrumentalne, i to wszystkie trzy (Into the Battle, Into the Valhalla, Feeling of Warriors) były tak znakomite i zawierały w sobie tyle treści epickiej bez słów. Doskonały klimat oddany został przez same instrumenty i te kompozycje nie są tu żadnymi wypełniaczami.
Szybkie, bojowe numery w rodzaju Hellish War, czy We Are Living for the Metal odnoszą się bezpośrednio do wczesnego okresu działalności takich zespołów niemieckich jak GRAVE DIGGER, STORMWITCH czy RUNNING WILD, surowszy i bardziej rozbudowany The Sign budzi skojarzenia z USA, w tym z MANILLA ROAD, ale także z heroicznym power/thrash metalem z tego kraju, jaki grały najbardziej zasłużone zespoły nad Atlantykiem , nad Pacyfikiem i nie tylko tam.
Ta muzyka jest bardzo bogata formalnie nawet w na pozór niespecjalnie skomplikowanym Gladiator.

Wokalista Roger Hammer jest odpowiedni do tego rodzaju grania i stosunkowo wąski zakres głosu można mu wybaczyć, tym bardziej że w miarę sprawnie przemyka się przez natarcia dwóch gitarzystów. Vulcano i Danel Job to duet wyborny. Naprawdę grają doskonale technicznie, pojedynki, sola i zagrywki zespołowe są na najwyższym poziomie i można zaryzykować stwierdzenie, że to wokół nich i dla nich to wszystko jest zbudowane.  Dobra sekcja rytmiczna, chociaż styl gry perkusisty trochę zanadto thrashowy.
Album ma jedna cechę, która jest dla części słuchaczy zaletą, a dla innych wadą. Mam tu na myśli produkcję, która jest na poziomie podobnych płyt z roku 1985, a na pewno nie na poziomie początku XXI wieku. Może budżet był skromny, może miała to być stylizacja, jednak wiele kunsztownych ornamentacji, jakie tu zagrali gitarzyści ginie w surowiźnie soundu, zagłuszana także dosyć kartonową perkusją. Produkcyjny prymitywizm i surowiznę można wytrzymać przy 33 minutowym winylu z połowy lat 80tych, ale przy 70 minutach z 2001 zaczyna to w pewnym momencie męczyć i rozkojarzyć.
Tym bardziej że uciekają smaczki i niuanse.
HELLISH WAR po nagraniu tego albumu zamilkł na wiele lat, i gdy się już wydawało, że podzielił los wielu nie spełnionych brazylijskich zespołów pojawił się ponownie z albumem "Heroes of Tomorrow"  w roku 2008.

ocena 8,1/10

new 17.01.2019


RE: Hellish War - Memorius - 23.06.2019

Hellish War - Heroes of Tomorrow (2008)

[Obrazek: R-6656871-1429184626-2516.jpeg.jpg]

tracklista:
1.Straight from Hell 04:28
2.Die for Glory 05:58
3.Metal Forever 06:17
4.Son of the King 07:08
5.Reasons 06:19
6.My Freedom 08:50
7.Destroyer 04:10
8.Awaken 07:42
9.Beyond 03:51
10.Heroes of Tomorrow 09:35

rok wydania: 2008
gatunek: epic heavy/power metal
kraj: Brazylia

skład zespołu:
Roger Hammer - śpiew
Vulcano - gitara
Daniel Job - gitara
JR - gitara basowa
Daniel Person - perkusja

Gdy wydawało się, że HELLISH WAR podzielił los wielu brazylijskich zespołów "jednej płyty" niespodziewanie powrócił w roku 2008 w przebudowanym składzie i zaprezentował LP "Heroes of Tomorrow" wydany nakładem własnym.

Brazylijczycy świadomie powrócili jako południowoamerykańskie wcielenie GRAVE DIGGER i te inspiracje niemieckimi liderami heavy/power są tu bardzo słyszalne. HELLISH WAR gra metal potężnie brzmiący, może nawet potężniej niż GRAVE DIGGER w XXI wieku i z podobną dawką brutalnego i mocnego odwzorowania epickiej i rycerskiej stylistyki. Trzeba jednak zauważyć, że ekipa z Campinas zachowała tu jednak swoją charakterystyczną bogatą formę swoich kompozycji i pewnego rodzaju finezję, która cechowała ich debiut. Vulcano i Daniel Job nadal toczą wyborne gitarowe pojedynki, grają ekscytujące sola, a utwory zawierają różnego rodzaju smaczki i jest to na pewno muzyka bardziej urozmaicona od jednowymiarowego często heavy/power GRAVE DIGGER i innych niemieckich zespołów z tego kręgu. To słychać bardzo dobrze w najdłuższym Heroes of Tomorrow, mocarnym epickim killerze i jest to doskonały przykład także na to, jak zgrabnie HELLISH WAR buduje także klasyczny epicki klimat na tym LP. Można też zaryzykować stwierdzenie, że sposób budowania tego klimatu ma jednak więcej cech rycerskiego metalu z USA niż z Europy. Predysponuje do tego także styl wokalny Rogera Hammera, który na pewno nie jest wokalistą, którego można postawić bardzo blisko Chrisa Boltendahla.
Co więcej, HELLISH WAR dosyć śmiało wykorzystuje tła i drugie plany klawiszowe o charakterze symfonicznym, skromne, ale mocno podkreślające epickość prezentowanych melodii.
W krótszych zwartych i szybkich numerach takich jak Straight from Hell, czy znakomitym Destroyer niemiecka riffowa narracja jest niczym nieskrywana. HELLISH  WAR ma do powiedzenia zazwyczaj sporo i dlatego większość tych utworów jest dosyć długa, by jak poprzednio, dać czas gitarzystom na rozwinięcie skrzydeł. Niekiedy trochę nadmiernie celebrują i przeciągają przy średnio atrakcyjnych melodiach jak w Die for Glory, ale Metal Forever został zrobiony znakomicie i wstęp do tej kompozycji należy do najlepszych na płycie, podobnie jak część instrumentalna i melodia - rycerska i heroiczna.
Lepszy jest tylko mocarny i zagrany z dużą energią Son of the King i to siedem minut czystej wody true heavy metalu. W Reasons znalazło się miejsce dla mocniej podanego rycerskiego średniowiecznego folk i ten element został przygotowany w bardzo dopracowany sposób, Awaken jest z kolei z jednej strony surowy w gitarach, a z drugiej pełen bojowego dramatyzmu.

Wszystko, co najlepsze koncentruje się w wolnym epickim, refleksyjnym songu My Freedom zaśpiewanym z uczuciem przez Rogera Hammera i tu także w pełni można docenić jakość brzmienia, jaką HELLISH WAR uzyskał na tym albumie. Jeśli debiut trącił garażową surowizną, to tym razem jest to sound wspaniały z mruczącym basem, głębokimi bębnami i szumiącymi blachami oraz wyśmienicie ustawionym soundem gitar, odpowiednio ciężkim, ciepłym i drapieżnym. Płyta zrealizowana całkowicie w Brazylii, skromnymi środkami w niczym nie ustępuje starannie wymodelowanym produkcjom grup europejskich w tym GRAVE DIGGER.
W następnych latach, gdy nie udało się uzyskać kontraktu płytowego z żadną wytwórnią nastąpił kolejny zastój w działalności nagraniowej zespołu. Na domiar złego odszedł w roku 2011 współzałożyciel zespołu Roger Hammer. Grupa zdołała jednak przezwyciężyć te trudności i z w roku 2013 przedstawiła kolejną, trzecią płytę...

ocena: 8,5/10

new 23.06.2019



RE: Hellish War - Memorius - 11.07.2019

Hellish War - Keep It Hellish (2013)

[Obrazek: R-5043360-1382963176-4182.jpeg.jpg]

tracklista:
1.Keep It Hellish 05:14
2.The Challenge 06:06
3.Metal Forever 06:17
4.Son of the King 07:08
5.Reasons 06:19
6.My Freedom 08:50
7.Destroyer 04:10
8.Awaken 07:42
9.Beyond 03:51
10.Heroes of Tomorrow 09:35

rok wydania: 2013
gatunek: power metal
kraj: Brazylia

skład zespołu:
Bil Martins - śpiew
Vulcano - gitara
Daniel Job - gitara
JR - gitara basowa
Daniel Person - perkusja

W roku 2011 z grupy odchodzi Roger Hammer. Jest to dla artystycznego wyrażenia HELLISH WAR spory cios, a zamiana Hammera na ładną, ale chyba nie bardzo pasującą do style zespołu Thalitę było raczej aktem desperacji. W tym samym 2012 roku jej miejsce zajął Bil Martins znany z innych metalowych grup brazylijskich DARKWITCH i HEAVENLY KINGDOM, człowiek o mocnym, metalowym głosie, przypominającym głos Iuri Sansona z HIBRIA.
Z nim to właśnie nagrany został trzeci album, wydany tym razem poza Brazylią, także w Niemczech przez Pure Steel Records.

Trzeba powiedzieć, że nie tylko głos wokalisty przypomina tu HIBRIA. Muzyka także. To typowe granie pod GRAVE DIGGER zamienione zostało miksem tego co HIBRIA grał w latach 2004-2008, czyli dynamicznym power metalem, bez toporności, opartym na ataku dwóch gitar i lekko wysuniętym do przodu wokalu oraz stylu o mniejszym natężeniu epickiego pierwiastka, rozumianego jako klasyczny heavy epic o amerykańskich korzeniach.
Ostro i śmiało sobie poczynają w zwartych i czytelnych kompozycjach Keep It Hellish i The Challenge, przy czym słychać, że jeśli coś z Niemiec zostało, to raczej konstrukcja części instrumentalnych i solach znamionująca wzorowanie się na filozofii hansenowskiej GAMMA RAY. Pewne rzeczy zanikły zupełnie, przede wszystkim to utkane z inteligentnej gry gitarzystów ambitne budowanie karkołomnych riffowych połączeń, i po prostu ten lp zawiera prostszą muzykę.
Świetny jest perkusyjny początek Reflects on the Blade, potem jednak to taki power metal typowy, zwyczajny, choć owszem bojowy. Takich melodii już było jednak mnóstwo. No, może takich wybornych solówek to nie było aż tak wiele, ale w końcu to duet znakomitych gitarzystów, którzy czymś się musieli tu wykazać. Tak, sola to chyba najmocniejszy punkt tego albumu, bo nie jest nim wolniejsze epickie granie. Zrobiony w tej konwencji Fire and Killing jest bardzo przeciętny, z riffami gdzieś tam przypominającymi te słabsze z RUNNING WILD i bezbarwnym refrenem. Na fundamencie kasparkowych motywów zbudowany jest też co najwyżej dobry instrumentalny Battle at Sea. Morskie tematy, także nieodległe od RUNNING WILD w riffach przewodnich prezentuje Phantom Ship. Ten utwór należy do najdłuższych na płycie i jest mocno rozbudowany w części instrumentalnej ale oferuje tylko tyle, ile oferują podobne numery RUNNING WILD i podobnej długości. Trochę ubogo jak na inwencję twórczą gitarzystów HELLISH WAR, ale i tak to utwór z czołówki tego LP. Lepszy od podążania śladami HIBRIA. Z dłuższych numerów Scars (Underneath Your Skin) wydaje się jakiś ociężały i wymęczony w tym monotonnym powtarzaniu kilku riffów, z których część przypomina HIBRIA, a jeden RUNNING WILD, a do tego refren został dobrany niefortunnie do takich mocnych riffów i jest za lekki.
Ogólnie można odnieść wrażenie, że te utwory z drugiej części płyty są przedłużane nieco na siłę, a obiecujący klimatyczny początek Darkness Ride ma finał w archetypowym szybkim power metalu w europejskiej odmianie. Umieszczony na końcu kolos epicki, ale raczej w zamyśle niż realizacji The Quest, ma kilka wywołujących zniecierpliwienie dłużyzn i w sumie ani to epic heavy ani power metal, bo jest tu wszystkiego po trochu, a nic konkretnie. Jest też trochę tego typowego, żywiołowego brazylijskiego power metalowego chaosu w Masters of Wreckage, który wynika z tego, że każdy chce grać sam jak najlepiej, ale suma elementów staje się nieskładna.

Bez Rogera Hammera grupa radzi sobie bardzo dobrze, to wyjątkowo sprawny zespół z sekcją rytmiczną, która wie czego chce i wokalistą, którego na pewno niejeden zespół chciałby mieć w swoim składzie. Zagrane zostało wszystko bardzo dobrze, do samej produkcji z wyrazistym brzmieniem perkusji także zastrzeżeń mieć nie można, ale kompozycje są mało zapadające w pamięć, typowe dla gatunku gdy brak realnych pomysłów, a inspiracje są zbyt czytelne.
W roku 2013 taką muzyką już się w Europie furory nie robiło, a przecież HELLISH WAR mówi o sobie jako o najbardziej "europejskim" zespole z Brazylii. Album ten cieszył na Starym Kontynencie bardzo umiarkowanym zainteresowaniem, a HELLISH WAR zamilkł na kolejne sześć lat.

ocena 7,8/10

new 11.07.2019



RE: Hellish War - Memorius - 20.07.2019

Hellish War - Wine of Gods (2019)

[Obrazek: R-13920858-1564097904-4124.jpeg.jpg]

tracklista:
1.Wine of Gods 05:21
2.Trial by Fire 04:03
3.Falcon 06:02
4.Dawn of the Brave 05:56
5.Devin 07:47
6.House on the Hill 02:33
7.Burning Wings 05:13
8.Warbringer 04:49
9.Paradox Empire 05:52
10.The Wanderer 06:06

rok wydania: 2019
gatunek: heavy/power metal
kraj: Brazylia

skład zespołu:
Bil Martins - śpiew
Vulcano - gitara
Daniel Job - gitara
JR - gitara basowa
Daniel Person - perkusja

Sześć lat HELLISH WAR milczał, by powrócić w lipcu 2019 nowym albumem wydanym tym razem nakładem własnym.

Ten "najbardziej europejski brazylijski zespół metalowy" rzeczywiście tym razem brzmi absolutnie europejsko, i może konkretniej - niemiecko. Co ciekawe, wcale nie jak GRAVE DIGGER tylko jak SACRED STEEL w Wine of Gods i jak RUNNING WILD w topornej wersji w Trial By Fire. Niestety, to zupełnie bezprodukcyjne granie i całkowicie wtórne. Całkowicie, i do tego na zaskakująco niskim poziomie wykonania. Gitarzyści tak czarujący finezją przed laty, tu są zupełnie bezradni i toną w kwadratowości teutońskich riffów i zawstydzających jak na ich możliwości solówek gitarowych.
Przyzwoity, utrzymany w średnim tempie rycerski heavy metal w Falcon i Dawn of the Brave jest strawny przyzwoitością niemieckiej drugiej ligi i takich kompozycji jest mnóstwo, a może nawet jeszcze więcej. HELLISH WAR strojący się w piórka true metalu nie wypada zbyt przekonująco, wokal Bila Martinsa jest manieryczny, a klimat heroiczny tylko udawany.
Speedowe ataki Devin to coś ponownie z RUNNING WILD, ale może nawet bardziej z BLAZON STONE Ceda i ta wtórność jest załamująca, mimo że te riffowe zagrywki są w sumie jak należy. Po prostu dokładnie to samo już było, a quasi-cover band z Brazylii nie jest nikomu potrzebny w Europie. Fakt, taki true heavy metalowy Burning Wings jest bardzo dobry, może i prawie bardzo dobry jest także mocny Warbringer, ale tu po prostu poza niemiecką topornością jest trochę więcej melodii sensownej takiej, jaką proponuje WIZARD, czy nieco ciężej grający REBELLION. A GRAVE DIGGER? No nie. Za mało w tym germańskiej energii wykonania realnego heavy/power, chociaż oczywiście tu gościnnie zaśpiewał  Chris Boltendahl z GRAVE DIGGER. Z kolei refren z bojowego Paradox Empire to taka uboga wersja pewnych refrenów SABATON i tylko tyle można powiedzieć o tej kompozycji. Na koniec przeciętny, ospały i tylko teoretycznie heroiczny The Wanderer całkowicie rozpływający się w nudnym refrenie pozbawionym monumentalizmu. Coś z tych udających true granie numerów PRIMAL FEAR.

Doprawdy, co ten zespół robił przez sześć lat? Na plaży byli? Bo to, co nagrali, to podpatrując grupy niemieckie i po części Ceda, można było stworzyć w kilka miesięcy.
Wykonanie toporne, wokal nieciekawy samo brzmienie jakoś nazbyt surowe, zbyt ostre, zbyt przerysowane w surowiźnie i wszystko poza ustawieniem wokalisty oraz mocną soczystą perkusją powinno być dopracowane jak należy. Londyńskie PiccoliStudio zupełnie się nie popisało i jego szef Ricardo Piccoli, też nie.
Rycerski heavy/power metal inspirowany niemiecką sceną dla mało wymagających słuchaczy. Ewolucja tego zespołu poszła zdecydowanie w złą stronę.

ocena 6/10

new 20.07.2019