Drużyna Spolszczenia
Melodius Deite - Wersja do druku

+- Drużyna Spolszczenia (http://druzynaspolszczenia.pl)
+-- Dział: NOWOŚCI PŁYTOWE 2024 (http://druzynaspolszczenia.pl/forumdisplay.php?fid=258)
+--- Dział: NOWOŚCI - RECENZJE 2024 (http://druzynaspolszczenia.pl/forumdisplay.php?fid=259)
+--- Wątek: Melodius Deite (/showthread.php?tid=3269)



Melodius Deite - SteelHammer - 10.09.2020

Melodius Deite - Elysium (2020)

[Obrazek: R-16517610-1608231742-3831.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Destructive Chaos 02:12
2. Love or Lust 04:08     
3. Gluttonous Being 03:50     
4. Covetousness 03:43     
5. Acts of Failure 03:33     
6. Wrath of the Zealots 03:34     
7. Malicious Envy 05:05     
8. Vainglorius Pride 04:44     
9. Neo Utopia 02:29     
10. Novelist (New version) 06:27     
11. Various Seasons 05:20

Rok wydania: 2020
Gatunek: Progressive Power/Melodic Death Metal
Kraj: Tajlandia

Skład:
Mashahiro Yamaguchi - śpiew
Biggie Phanrath - gitara
Chanin Shinken - bas
Saton Tinnaluk - perkusja
Diego Zapatero - instrumenty klawiszowe

Scena tajlandzka raczej nie jest zbyt bogata czy znana w świecie, dużo zespołów power metalowych też nie było, ale miały wspólny element inspiracji sceną skandynawską i neoklasyką, jak NATHANIA. MELODIUS DEITE to zespół Biggie P. Phanratha założony w 2007 roku i to był kolejny zespół, chętny spróbować swoich sił w power metalu. Debiutował wtedy albumem Dream On (przemianowanemu w 2018 roku na Episode I – Dream on przy okazji remastera)  jako MELODIUS i można było usłyszeć niewyobrażalny kunszt wykonania i technicznie był to poziom nieosiągalny dla wielu zespołów. Problemem były nie tyle kompozycje, co bardzo nieprzystępne i niewystarczająco wyeksponowane refreny i melodie oraz fatalny wokalista. W 2012 roku przyszła zmiana nazwy, a 2014 kolejny album, nadal z elementami neoklasycznymi, jednak bardziej skierowana w stronę metalu progresywnego. Wokalista został wymieniony, ale niestety również był bardzo przeciętny i utrudniał i tak niełatwy odbiór, ale brzmienie wykonane przez Pawła Karlińskiego było perfekcyjne i absolutnie bez zarzutu. Podobnie było też na trzeciej płycie z 2018 roku. Kompozycje może i były krótsze, ale bardzo pokrętne i nie do końca jasne.
W 2019 roku nastąpił przebój i Biggie P. Phanrath wymienił cały skład. O ile basista i perkusista są raczej nieznani, tak Diego Zapatero w IRON SPAWN pokazał się z bardzo dobrej strony, jednak zaszła też inna, bardziej istotna zmiana, na stanowisku wokalisty. Do zespołu dołączył legendarny Yama-B.
Problemem zespołu zawsze była niewystarczająca ekspozycja melodii i wokaliści, a Yama-B wydawał się być odpowiednim remedium na ten problem i można było przypuszczać, że będzie powrót zespołu do grania bardziej neoklasycznego, które przecież Yamaguchi Masahiro tak lubi.
Na album nie trzeba było długo czekać i już w 23 października 2020 roku, nakładem Art Gates Records można usłyszeć ten nowy skład i jest to przeżycie dość interesujące i niespodziewane.
 
Dwuminutowe intro Destructive Chaos można powiedzieć, że przygotowuje na ten album idealnie i wiadomo, czego się spodziewać. Tak jakby.
Kto się spodziewa miłego, spokojnego neoklasycznego czy nawet stonowanego progresywnego grania albo ostrzej zagranego power w stylu ETERNITY'S END (na który powiem szczerze miałem nadzieję), powinien od razu sobie ten album odpuścić. To brutalnie, chłodno zagrany progressive power przemieszany z extreme melodic metalem. Wybór ciekawy, biorąc pod uwagę fakt odejścia z GALNERYUS i tego, czym wokalista zajmował się przez ostatnie lata.
Love Or Lust to raczej delikatna próba, która stara się mieszać podniosły styl szwedzki z brutalnością KALMAH. SCAR SYMMETRY słychać w Gluttnous Being, bardziej amerykańskie granie w Covetouness z bardzo dobrym refrenem i świetnymi klawiszami. Acts of Failure to KALMAH przecinany szwedzkim MDM, NIGHTFALL i coś z USA słychać w pokrętnym i brutalnym Wrath of the Zealots. Killerem albumu jest bez wątpienia Malicious Envy. Idealnie wyważony extreme metal, przywodzący na myśl NIGHTFALL w ostrzejszych partiach z delikatniejszymi dialogami prog power, tworząc ciekawy kontrast, który bardzo dobrze podkreśla melodię. Yama-B wokalnie jest tutaj niesamowity, kruszy skały i budzi wulkany swoim śpiewem, a growl niszczy ściany z żelbetonu. Do tego bardzo dobre partie perkusji i wyborne sola klawiszowe. 7 kompozycji, 1 intro, druga outro, ale jest i powrót do czasów debiutu w bonusowym Novelist i może to jest znak, że jednak kiedyś do tego powrócą? W tym składzie słucha się tego dobrze, ale na pewno pozostali pomogliby dopracować tę kompozycję jeszcze bardziej.
 
Za brzmienie ponownie odpowiada Paweł Karliński z Karlin Studio i robota została wykonana wzorowo. Potężne, gniotące, surowe bębny, mocna, surowa gitara i jednoczesna przy tym selektywność. Bardzo dobrze słychać każdy instrument i Yama-B jest umiejscowiony perfekcyjnie.
Muzyka trudna i  jeszcze bardziej nieprzystępna niż poprzednio, ale został obrany też inny kierunek i są inne, mocniejsze inspiracje. Zagrana na bardzo wysokim poziomie, a zaśpiewana fenomenalnie i to chyba jeden z najlepszych występów, jakie Yama-B miał do tej pory. Growl jest bardzo dobry i to głos bliższy Efthimisowi Karadimasowi niż Pekka Kokko. Nie ma co się oszukiwać, większość sukcesu tej płyty to jego zasługa i gdyby był ktoś równie mizerny jak poprzednicy, to raczej mało kto by zwrócił na to uwagę i to on winduje tutaj ocenę najbardziej.
Sola klawiszowe Zapatero bardzo udane i każdego słucha się z przyjemnością. Skąd się wziął Saton Tinnaluk nie wiadomo, ale to bardzo dobry perkusista, gra ze sporym wyczuciem i potrafi zaskoczyć. Phanrath gitarowo jest całkiem niezły, chociaż sol tak dużo jak wcześniej nie daje i nie są jakoś wyjątkowo długie, a szkoda. Może chciał dać większe pole do popisu pozostałym muzykom.
Osobiście chętniej usłyszałbym więcej muzyki z rejonów neoklasycznej progresji jak X-OPUS niż czegoś tak połamanego, momentami pokręconego i nie zawsze jasnego albo zwykłej neoklasyki. Fani melodyjnego Mashahiro Yamaguchi za bardzo nie mają tutaj czego szukać. Chyba że chcą go posłuchać w czymś innym.
Album dla tych, którzy nie boją się muzyki złożonej, momentami brutalnej, skomplikowanej i wymagającej. 

Ocena: 7.6/10
 
SteelHammer

Przedpremierowa recenzja dzięki uprzejmości wytwórni Art Gates Records



RE: Melodius Deite - SteelHammer - 28.02.2024

Melodius Deite - Demonology (2024)

[Obrazek: 1214889.jpg?5635]

Tracklista:
1. Prologue of the Devil 01:10         
2. Lucifer (The Fallen Star) 05:54         
3. Knights of Heaven 03:44         
4. Prince of the Nightfall 04:55         
5. Warrior's Heart and Soul 03:52         
6. Full Moon Howls 04:43         
7. Heroes Strike Back 04:11         
8. Witchery 04:22         
9. March of the Empire 03:44        
10. Overture of Silence 05:16         
11. Prepare for Battle 04:45         
12. Lament of the Banshee 05:19         
13. Infinite Battle Cry 02:14         
14. After the Rain (new version) 07:22

Rok wydania: 2024
Gatunek: Power Metal
Kraj: Tajlandia

Skład zespołu:
Max Cruz - śpiew
Biggie Phanrath - gitara, perkusja, instrumenty klawiszowe, orkiestracje, perkusja
Chanin Shinken - bas
Diego Zapatero - instrumenty klawiszowe, pianino


Gościnnie:
Petter Hjerpe - śpiew (2, 14)
Jin Jeon - śpiew (4, 9, 10)
Raphael Dantas - (5, 6, 9)
María Cobos - (12)

Po czterech latach milczenia powraca MELODIUS DEITE z nowym materiałem, który wyda tak jak poprzednio Art Gates Records 26 kwietnia 2024 roku.

Niestety, ten zespół okazał się tylko epizodem dla znakomitego YAMA-B i z poprzedniego składu został jedynie klawiszowiec Diego Zapatero. Nowym wokalistą został Max Cruz, gitarzysta melodic death metalowego DEADTIDE. On ma głos wyższy, nie tak głęboki jak Mashahiro Yamaguchi i na pewno nie o tak wielkim zasięgu, ale w ramach power metalu szwedzko-niemieckiego sprawdza się, chociaż trudno tutaj mówić o wielkim odkryciu.
Najciekawszy jest tutaj Raphael Dantas, typowo mocny, brazylijski głos stworzony do heavy/power, który naturalnie przechodzi z growlu do wyższych rejestrów. Full Moon Howls jest tak znakomity dzięki jego śpiewowi, podobnie bardziej progressive metalowy Warrior's Heart and Soul. Najlepsza kompozycja? Utrzymany w szwedzkim stylu Overture of Silence ze znakomitymi ozdobnikami i Hjerpe w dobrej dyspozycji głosowej. Może nie jest to taki poziom zniszczenia jak The Guardians of Time MORNING DWELL, ale to prosty, niewyszukany power metal utrzymany w średnich tempach z bardzo dobrymi ozdobnikami lidera Biggie Phanratha, co do którego umiejętności gry nikt nie może mieć wątpliwości.
Nie jest to muzyka tak bolesna i naiwna jak na pierwszych trzech płytach MELODIUS DEITE i jest nieco bardziej wyrafinowana i nie przytłaczająca w swojej słodyczy, ale mimo bardzo nierównego poziomu kompozycyjnego, jego gra na gitarze jest wysokich lotów i płynna, naturalnie neoklasyczna i nie bojąca się łączyć bardziej wyszukanych inspiracji progressive metalowych, co słychać w instrumentalnych Knight of Heaven, Heroes Strike Back oraz Prepare for Battle, chociaż w tym ostatnim można odnieść wrażenie chłodnej, wyliczonej monotonii i nie tak czarującej gry, jak MAJESTIC czy TIME REQUIEM. W klimatach NIGHTWISH i BLIND GUARDIAN utrzymany jest Lament of the Banshee i to klasyczna ballada na dwa głosy, gdzie Max Cruz prezentuje się na poziomie co najwyżej średnim, niestety, dlatego też dobrze, że dominuje tutaj María Cobos z hiszpańskiego THE THIRD GRADE.
Na koniec After the Rain z debiutu, zagrany w nowym składzie i zaśpiewany przez Jinn z japońskiego ILLUSION FORCE i wyszło to bardzo dobrze i wpisuje się do kanonu wtórności power metalowej całości.

Za brzmienie odpowiada hiszpański mistrz Raúl Abellán i gitary, jak i bas ustawił znakomicie (podobnie jak klawisze), w wielu miejscach słychać jednak, że mimo starań sztuczności perkusji nie udało się ukryć i w pewnych momentach potrafi to brzmieć bardzo płasko, szczególnie cyfrowe talerze. Dziwne, że nie postarano się jednak o muzyka sesyjnego, który by tę grę bardziej ożywił.
O wizjonerstwie czy przełomie w porównaniu do Elysium mówić tutaj trudno, ale z całej jego dyskografii ten album, który utrzymany jest w bardziej power metalowych obszarach niemiecko-szwedzkich, jest najlepszym, jaki nagrał. Dobra płyta dla fanów wcześniejszej twórczości czy osób, które nie są wybredne, a chcą prostych melodii i przyjemnych popisów bez żadnych nowinek czy kontrowersji.


Ocena: 7/10

SteelHammer

Przedpremierowa recenzja dzięki uprzejmości wytwórni Art Gates Records.