Dołączył: 04.02.2016
Liczba postów:11.250
Drakkar - Quest For Glory (1998)
Tracklista:
1. Welcome on board 01:58
2. Coming from the past 06:00
3. Dragonheart 05:33
4. Follow the prophet 06:15
5. Under the armor 05:37
6. The walls of Olathoe 13:59
7. Wings of fire 05:04
8. Morella 07:08
9. Quest for glory (Valhalla) 08:09
10. Raising the banners 05:06
11. Towards home 00:54
Rok wydania: 1998
Gatunek: Melodic Power Metal
Kraj: Włochy
Skład:
Luca Cappellari - śpiew
Dario Beretta - gitara
Alex Forgione - gitara basowa
Christian Fiorani - perkusja
Emanuele Rastelli - instrumenty klawiszowe (muzyk sesyjny)
DRAKKAR został założony w roku 1995 w Mediolanie. Nagrania demo zwróciły uwagę włoskiej wytwórni Dragonheart Records, która wydała ich debiut w roku 1998.
W odróżnieniu od bardziej klawiszowych grup w rodzaju RHAPSODY, tu panowie pogrywają melodyjny speed power metal z rycerskim zacięciem. Całość opiera się na gitarowym ataku Dario Beretty, wspartym "rytmiczną" sekcją rytmiczną. Tu niestety perkusja nieco słaba w brzmieniu, a bas niezbyt dobrze słyszalny, stąd przy jednej gitarze jakoś brak mocy, nawet jak na włoski melodyjny power. Klawisze są, ale w zasadzie stanowią tylko tło to pewnych fragmentów, gdzie mamy bojowo-epickie melorecytacje. Melodie są bardzo przyzwoite, czasem nawet pod RUNNING WILD - jak w Dragonheart. Speedmania przewija się przez cały LP i według mnie to niepotrzebnie, bo gdyby nieco zwolnić było bardziej rycersko. Byle jednak nie jak w fatalnym "Under the Armor", który rycerski power metal pokazuje w krzywym zwierciadle. Na płycie mamy też kolosa-tasiemca, w postaci czternastominutowego "The Walls of Olathoe" i tu jest próba epickiego ataku - wolniejszego i dostojnego, co ciekawe również z elementami RUNNING WILD w części instrumentalnej. Jest to też numer, gdzie chyba po raz pierwszy bas spełnia swoją funkcję jak należy. Cierpliwości na wolniejsze granie starcza tu DRAKKAR tylko na jakiś czas i ponownie mamy rwane, gitarowe galopady. Mamy jednak i balladę "Wings of Fire" i ten numer jest dobry. Od tego momentu jednak płyta zaczyna już nieco nużyć. "Morella" choć nie najgorsza, jakoś wchodzi ciężko...
Jak na rycerski power metal przystało, jest także utwór poświęcony Valhalli. "Quest for Glory (Valhalla)" rozkręca się dosyć długo od klawiszowego intro... i dostajemy co dziwne utwór będący połączeniem klawiszy i niemieckiego heavy, zagrany na szczęście na średnich tempach. "Raising the Banners" to szybki, dosyć wesoły utwór z gatunku flower happy metal i zamyka ten LP, po czym Quotro w postaci klawiszowej miniatury i to już wszystko.
Byłoby nawet fajnie, ale najgorsze zostawiłem na koniec. Wokalista. Luca Cappellari. Czy naprawdę nie było nikogo innego?
Natomiast ma jedną zaletę - fałszuje tak samo szczerze w rejestrach niskich, średnich i wysokich, a na plus, że ze dwa razy udało mu się wysoko wyciągnąć lepiej niż panu Kiske.
Płyta jest za długa i pozornie tylko zróżnicowana. Brzmienie za lekkie. Raczej tylko dla zagorzałych fanów melodyjnego włoskiego power, choć wokal jednak odrzuca, a facet śpiewa tu na okrągło. Takie albumy ocenia się bardzo ciężko. Robota instrumentalistów zepsuta przez śpiew, a do tego niewiele oryginalności.
Ocena: 6/10
9.06.2008
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
Dołączył: 04.02.2016
Liczba postów:11.250
Drakkar - Gemini (2000)
Tracklista:
1. Beginning (intro) 01:34
2. Eridan Falls 05:49
3. Pure Of Heart 04:30
4. Soldiers Of Death 06:09
5. The Climb 05:29
6. The Voice Of The Wind 06:39
7. Dragonship 05:13
8. The Secret 05:19
9. Until The End 10:57
10. Death of Slayn (instrumental) 01:12
11. The Price Of Victory 04:37
Rok wydania: 2000
Gatunek: Melodic Power Metal
Kraj: Włochy
Skład:
Luca Cappellari - śpiew
Dario Beretta - gitara
Alex Ferraris - bas
Christian Fiorani - perkusja
Eleonora Ceretti - instrumenty klawiszowe
Drugi album DRAKKAR został wydany w marcu 2000, ponownie przez Dragonheart Records.
Porównując z albumem debiutanckim wyraźnie słychać, że zespół okrzepł i nabrał doświadczenia. Zmienił się również styl gry i tym razem otrzymujemy mix włoskiego power metalu z linii RHAPSODY z niemieckim style hansenowskim. Trzeba przyznać, że melodyjne powerowe szarże gitarzysty dobrze się komponują z przestrzennymi klawiszami. Co jednak najważniejsze, pan Cappellari śpiewa zdecydowanie lepiej. Rzecz jasna nie stał się nagle jednym z trzech tenorów, ale przyprawiające o mdłości fałsze już mu się prawie nie zdarzają.
Grupa dołożyła także więcej ciężaru i głębi, a bas jest bardziej słyszalny. W wielu utworach zrezygnowano z bezsensownego pędzenia do przodu, a klawiszowe intra o charakterze symfonicznym są udane i odpowiedniej długości. Bardzo ciekawym numerem ze świetnym refrenem jest "Soldiers Of Death", pokazujący, że epickość można zbudować także i na podstawach melodyjnego power metalu. W "The Voice Of The Wind" gościnnie dwa sola wykonał Roland Grapow, trzeba jednak przyznać, że i Beretta zagrał na tym albumie kilka bardzo udanych solówek. "Dragonship" to najbardziej "niemiecki" utwór na tym LP i choć prosty, oparty na ogranym riffie, należy do najlepszych. Także na tej płycie zespół nie zrezygnował z długiej rozwiniętej kompozycji - "Until The End" i brawa za nią. Nie nudzi, a ten riff główny znakomity. Tu jednak nie bardzo popisał się wokalista...
Delikatna epicka ballada "The Price Of Victory" na zakończenie prześliczna.
Album bije na głowę debiut i to pod każdym względem. Jest także lepiej wyprodukowany, brzmienie jest klarowne, a gitara cięższa niż poprzednio. Solidna sekcja rytmiczna nie zagłusza dobrego podkładu klawiszowego o przyjemnym i niemającym nic wspólnego z italo disco brzmieniu.
Jest to udana płyta z melodyjnym, rycerskim powermetalem, zawierająca wszystko, co powinno się w takiej muzyce znaleźć.
Album przyjęty został z zainteresowaniem, zebrał sporo dobrych i bardzo dobrych recenzji i ustalił pozycję DRAKKAR we włoskiej czołówce takiego grania.
Ocena: 8/10
9.06.2008
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
Dołączył: 04.02.2016
Liczba postów:11.250
Drakkar - Razorblade God (2002)
Tracklista:
1. Razorblade God 05:23
2. Man And Machine 04:36
3. To The Future 04:49
4. Inferno 04:55
5. The Matrix 05:18
6. Galadriel' Song 04:22
7. Lo Shan Shen Long Pa 05:05
8. The Next Generation 05:08
9. Witches' Dance 05:56
10. Kingdom Of Madness (Magnum cover) 06:09
Rok wydania: 2002
Gatunek: Progressive Power Metal
Kraj: Włochy
Skład zespou:
Davide Dell'Orto – śpiew
Dario Beretta - gitara
Daniele Persoglio - bas
Christian Fiorani – perkusja
Corrado Solarino - instrumety klawiszowe
Przed nagraniem trzeciego albumu, wydanego w kwietniu 2002 przez Dragonheart Records zaszły istotne zmiany w składzie zespołu. Pojawił się nowy wokalista, Davide Dell'Orto, i kolejny nowy gitarzysta basowy Daniele Persoglio.
Jednocześnie znów zmienił się styl. Zespół chyba pozazdrościł takim kapelom jak LABIRYNTH czy ARTHEMIS i uderzył na tym LP w lekko progresywną nutę Tym razem mamy klawisze o brzmieniu nowoczesnym, utwory łamane zmiennymi rytmami i bardziej złożone aranżacje jak w "Razorblade God". Rycersko-epicko-baśniowe klimaty gdzieś zeszły na bardzo daleki plan, a typowe utwory melodic power jak "Man And Machine" są bardzo zwyczajne i bez głębszego wyrazu. Próby ich urozmaicenia, jak w "To The Future" prowadziły raczej do chaosu niż uatrakcyjnienia takich utworów. Słuchając kolejnych numerów ma się wrażenie, że nie trafili z typem kompozycji. Jeśli chcieli zrobić coś bardziej wysublimowanego niż poprzednio, to zabrakło pomysłów i umiejętności. Miła akustyczna ballada "Galadriel' Song" jest pewnym wytchnieniem od grania z kilku poprzednich utworów. Potem niestety znów szarzyzna... Bez klimatu, bez pomysłu. Nic ciekawego. Poza coverem MAGNUM, który jest moim zdaniem lepszy niż oryginał.
Wokalista jest lepszy niż poprzedni, to na pewno, ale tym razem zawiodły same kompozycje, nadmiernie przekombinowane. Płyta ma mocne brzmienie ukształtowane przez mastering bardzo dobrego inżyniera dźwięku Maurizio Giannotti z Mediolanu, a wszystko wykonane w sposób zdecydowany. Siła jednak nie zastąpi atrakcyjnych melodii, które były atutem poprzedniej płyty. Włoski progresywny power metal bazuje też na wysokich umiejętnościach muzyków. Tu mamy ekipę średnią, która zadaniu nie podołała.
Ocena: 6/10
9.06.2008
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
Dołączył: 04.02.2016
Liczba postów:11.250
Drakkar - When Lightning Strikes (2012)
Tracklista:
1. Hyperspace – The Arrival 01:26
2. Day of the Gods 02:16
3. The Armageddon Machine 06:16
4. In The Belly of the Beast 00:34
5. Revenge Is Done 05:19
6. When Lightning Strikes 04:19
7. Winter Soldiers 05:31
8. Salvation 04:04
9. At the Flaming Shores of Heaven 06:01
10. We ride 05:59
11. The Awakening 01:36
12. My Endless Flight 05:40
13. Aftermath – The Departure 01:23
14. Engage! 00:25
15. New Frontier 04:01
Rok wydania: 2012
Gatunek: Epic Melodic Power Metal
Kraj: Włochy
Skład zespołu:
Davide Dell'Orto - śpiew
Dario Beretta - gitara
Corrado Solarino - instrumenty klawiszowe
Simone Cappato - bas
oraz :
Mat Stancioiu - perkusja
gościnnie:
Luca Cappellari - śpiew
Daniele Persoglio -bas
Na przełomie stuleci DRAKKAR należał do popularniejszych włoskich zespołów z kręgu fantasy melodic power metal. Trzeci album wydany w roku 2002 ("Razorblade God") nagrany już z nowym wokalistą Davide Dell'Orto, był jednak próbą grania power metalu bardziej złożonego i został przyjęty z umiarkowanym zainteresowaniem. Potem na długo wokół zespołu zaległa cisza i gdy wydawało się, że ten zespół przeszedł do historii, przypomniał o sobie EP "Classified" w roku 2007 i obietnicą zaprezentowania niebawem kolejnej płyty długogrającej. Cisza na lata zapadła jednak ponownie i dopiero w połowie 2011 stało się jasne, że ta płyta się ukaże, a zespół funkcjonuje.
Premiera tego albumu została ostatecznie przesunięta na styczeń 2012 i zrealizowana za sprawą włoskiej wytwórni My Kingdom Records, a obok stałych członków zespołu pojawił się tu jako perkusista znakomity Mat Stancioiu w roli muzyka studyjnego (grupa nie ma aktualnie perkusisty), oraz niespodziewanie jako goście byli członkowie DRAKKAR - wokalista Luca Cappellari i basista Daniele Persoglio.
Dwie płyty dzieli dziesięć lat, ale symfoniczne intro raczej zbliża ten nowy LP do pierwszych nagrań DRAKKAR, podobnie jak akustyczny z symfonicznym tłem song "Day of the Gods".
Ta płyta jest także pewnego rodzaju epickim konceptem i to również w mniejszym lub większym stopniu ukłon w stronę przeszłości.
Tak, DRAKKAR wraca jako grupa fantasy power metalowa i jest to muzyka bardzo typowa dla stylu włoskiego, którego ramy wyznacza twórczość RHAPSODY. Jest to jednak granie nieco cięższe, z elementami epickiego bardziej tradycyjnego metalu, z mocnym i zaskakująco dobrym wokalem Davide Dell'Orto i rozległymi bojowymi chórkami w tle. Tempa są różne, od raczej wolnych i pełnych dostojeństwa do szybszych, ale bez speedu. "The Armageddon Machine" pierwszy z dłuższych numerów jest przykładem umiejętnego rozłożenia akcentów epickich oraz ciekawego wykorzystania instrumentów klawiszowych na modłę lat 70tych w niektórych partiach. "When Lightning Strikes" jest znów dosyć bliskim kuzynem numerów niemieckich melodic power, zwłaszcza w refrenie, ale są tu i galopady typowe dla pierwotnego stylu italian flower power,
W "When Lightning Strikes" jest kilka nowocześniejszych rozwiązań aranżacyjnych w gitarowych riffach, ale to także kolejny tradycyjny numer w gatunku, przy czym jeden z najszybszych na płycie. Sporo jest różnych efektów pozamuzycznych na tym LP, nie tylko w interludiach i od odgłosów bojowej trąbki rozpoczyna się "Winter Soldiers" jako kolejny war power metalowy utwór, stosunkowo mocny i agresywny z rozległym rozpoznawalnym refrenem. Taka jest to dosyć bojowa płyta i zarówno zagrany w średnim tempie "Salvation" jak i "At the Flaming Shores of Heaven" to bardzo dobre kompozycje w tych klimatach, przy czym ten drugi stworzono w oparciu o cały kontrapunktowe połączenie rycersko-folkowego motywu w stylu celtyckim z łagodną częścią środkową, dostojnym refrenem i bardzo dobrym solem gitarowych, eksponującym i mieszczącym w sobie wszystkie wątki muzyczne tej kompozycji. Dumy i dostojeństwa jest wiele i tu najbardziej tym nasycony jest znakomity true galopujący "We Ride" z kolejnym epickim refrenem wysokiej klasy. Bardzo ładnie pobrzmiewa także "My Endless Flight" praktycznie melodyjny heavy/power z klawiszami i tu jedynie może inny, mniej "niemiecki" refren prezentował by się gustowniej. Ballada tym razem bardzo krótka, akustyczna i tak na dobrą sprawę to wstęp do "My Endless Flight", który jest właściwie najważniejszym punktem płyty z kontynuacją w niedługim symfonicznym songu "Aftermath – The Departure".
Całość zamyka "Engage!/New Frontier" space sci fi power metal w stylu IRON SAVIOR który także robi bardzo dobre wrażenie, chociaż oryginalności tu zupełnie brak.
Brak oryginalności w niczym nie umniejsza wartości tego albumu. Wiele tu bardzo dobrych melodii a wykonanie jest nad wyraz dobre. Starszy o dziesięć lat Davide Dell'Orto śpiewa mocno i przekonująco. Wszystko brzmi prawdziwie i autentycznie epicko w ramach melodic power. Udane sola gitarowe, co najważniejsze posiadające w sobie jakąś treść i Beretta doskonale sobie radzi sam w sytuacji, gdy w innych zespołach włoskich często dwóch gitarzystów prezentuje się w power anemicznie. Sekcja rytmiczna bardzo dobra, a Mat Stancioiu pogrywa momentami fenomenalnie i jak zwykle, gdy zasiada do instrumentu jako muzyk sesyjny jest w pełni zaangażowany w to, co robi. Poza kilkoma kontrowersyjnymi momentami klawisze także dopasowane i ciekawe, przy czym Solarino gra różne rzeczy nie uciekając się do mętnych popisów para progresywnych.
Nad produkcją i realizacją płyty czuwał zespół doświadczony. Nagrania dokonane w studio samego Stancioiu i mastering Jürgena Lusky'ego (pracował z ANGRA i PINK CREAM 69) charakteryzują się soczystością, przejrzystością dalszych, istotnych tu planów i jest to jedna z lepiej ostatnio zrealizowanych płyt z włoskim power metalem.
True epic power metalem można by śmiało powiedzieć, naturalnie nie strefy SACRED STEEL jednakże. Album całościowo jest zaskakująco udany, bardzo dobry. Udany i przemyślany w detalach powrót po latach zespołu, który już został przez większość spisany na straty.
Ocena: 8,4/10
16.01.2012
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
Dołączył: 04.02.2016
Liczba postów:11.250
Drakkar - Run with the Wolf (2015)
Tracklista:
1. Rise of the Dark Lords 01:24
2. Under the Banners of War 04:47
3. Run with the Wolf 04:23
4. Watcher on the Wall 04:31
5. Ride the Storm 04:35
6. Burning 04:50
7. Southern Cross 04:09
8. Gods of Thunder 05:13
9. Invincible 04:33
10. Call of the Dragonblood 07:01
Rok wydania: 2015
Gatunek: Epic Melodic Power Metal
Kraj: Włochy
Skład zespołu:
Davide Dell'Orto - śpiew
Dario Beretta - gitara
Emanuele Laghi - instrumenty klawiszowe
Simone Cappato - bas
oraz :
Paolo Pirola - perkusja
Mat Stancioiu - perkusja ( "Watcher on the Wall")
W roku 2015 DRAKKAR przedstawił swoją drugą płytę po reaktywacji, wydaną przez My Kingdom Music. Wydanie to zawiera także bonusowy CD, z nagranymi na nowo kilkoma kompozycjami DRAKAR z dawnych lat.
Tym razem rolę perkusisty powierzono Paolo Pirola, a Mat Stancioiu pojawia się tylko w jednym utworze. Zaproszono także sporą grupę wokalistów do chórków, gościem specjalnym jest Mario Tarantola czyli Terence Holler z ELDRICH, który wcielił się w rolę Thora w Gods of Thunder.
DRAKKAR podąża tu nadal swoją drogą epickiego power metalu obraną w roku 2012, choć w pewnych aspektach jest to muzyka nieco surowsza, chłodniejsza w stylu szwedzkim, a nawet gdzieś wchodząca na obszary stylu amerykańskiego z kręgu ARMORY i podobnych grup, gdzie melodia jest istotnym elementem składowym kompozycji. Do USA najbliżej na pewno twardej power metalowej kompozycji Burning.
Powitanie jest dosyć surowe w szybkim i ostro zaśpiewanym Under the Banners of War i słychać tu bardziej Szwecję niż Włochy. Bardziej klasycznie włoskie granie rycerskiego power metalu z klawiszami to Watcher on the Wall przy czym DRAKKAR gra ostrzej niż inne grupy z tego kraju, a Davide Dell'Orto śpiewa zdecydowanie bardziej drapieżnie, na granicy krzyku w pewnych momentach. W chórkach i tempach podniosłego bojowego Ride the Storm ujawniają się pewne wpływy rycerskiego power metalu niemieckiego. Niespecjalnie wyszło połączenie power metalu z folkowymi akcentami w Southern Cross, gdzie udawanie dud przez klawisze jest dosyć naiwnie zrobione, a solo zapewne mające stanowić jakąś reminiscencję pewnego słynnego Gary Moore'a w ogóle nie powinno mieć miejsca.
Bardzo ciekawie zaaranżowany został Run with the Wolf. Tu ostrym power metalowym riffom towarzyszą pięknie zrobione klawisze w stylu lat 70tych i przypomina się styl Jona Lorda, czasy DEEP PURPLE i RAINBOW. To połączenie tego typu klawiszy z mocnym power metalem występuje ostatnimi czasy bardzo rzadko, ale jak widać można zrobić coś takiego w sensowny i atrakcyjny dla słuchacza sposób.
Gods of Thunder jest szybki, niemal speedowy, zrobiony wybornie w opcji epickiej i świetnie wspierany klawiszami, tyle że to jest tak bardzo niemieckie w refrenie... Niemniej oba wokale są udane i w zasadzie to jest tu pomysł na najbardziej monumentalna formę, na większe wykorzystanie tej wolnej części, a jakoś się to kończy trochę w nieoczekiwanym miejscu. Jeżeli Invincible miał być czymś w rodzaju bardziej rock/metalowego przeboju, to jest to kompozycja w tej kategorii zupełnie nieudana. Marna melodia, prymitywne riffy, waląca perkusja i nie przystające do tego klawiszowe pasaże. Po prostu słabe. To złe wrażenie zaciera w znacznej mierze dumny, heroiczny Call of the Dragonblood, bardzo typowy dla grania true, tu z klawiszami i kroczącymi miarowo gitarami. Byłby to autentyczny killer, gdyby jeszcze refren miał bardziej pompatyczny wydźwięk, choć chórki sporo tu dodają barwy.
Obok Davide Dell'Orto, który w obranej konwencji śpiewa bardzo dobrze, na wyróżnienie zasługuje nowy klawiszowiec Emanuele Laghi występujący także w CRIMSON DAWN. Wszystko co tu gra jest pomysłowe, oryginalne i zazwyczaj bardzo dobrze wpasowane.
Mattia Stancioiu choć zagrał tu tylko raz, to podjął się realizacji soundu i stworzył bardzo interesujący, z wyraźnym planem klawiszowym i mocnymi ostrymi gitarami oraz właściwie wysuniętym wokalem. Oczywiście nie zapomniał o intensywności perkusji i klarowność tego wszystkiego jest wyborna.
Ten album pod względem jakości kompozycji jest wyrównany, ale mniej interesujący niż "When Lightning Strikes" (2012). Jest tez kilka momentów słabych, które na płycie znaleźć się nie powinny. Być może za jakiś czas DRAKKAR zaprezentuje kolejny LP, bo zwiastunem tego, że działa nadal jest wydana w roku 2018 EP "Cold Winter's Night".
ocena: 7,5/10
new 6.07.2019
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
Dołączył: 04.02.2016
Liczba postów:11.250
Drakkar - Chaos Lord (2021)
Tracklista:
1. The Dreaming City 01:54
2. Lord of a Dying Race 05:41
3. Horns Up 04:22
4. Chaos Lord 05:52
5. Through The Horsehead Nebula 05:25
6. The Battle (Death From the Depths - Part II) 04:37
7. And He Will Rise Again 06:26
8. Firebird 04:33
9. The Pages of My Life 05:03
10. True to the End 06:35
Rok wydania: 2021
Gatunek: Power Metal
Kraj: Włochy
Skład zespołu:
Davide Dell'Orto - śpiew
Dario Beretta - gitara
Marco Rusconi - gitara
Simone Pesenti Gritti - gitara basowa
Daniele Ferru - perkusja
W mocno odnowionym składzie powraca z nową płytą DRAKKAR z Mediolanu. Jest nowy, drugi gitarzysta Marco Ruscoli z doom metalowego CRIMSON DAWN, jest także nowa sekcja rytmiczna z Daniele Ferru, dobrze znanym z HOLY MARTYR.
Te zmiany nie są nowe, bo grupa zreformowała się już w roku 2017 i od tego czasu w 2018 i 2020 przypomniała o sobie dwoma EP. Teraz przyszła kolej na longplay, który będzie wydany nakładem Punishment 18 Records w dniu 26 marca 2021.
Zaczyna się to wszystko mocno i dynamicznie, w zdecydowanej stylistyce power metalowej, niemal heavy/power metalowej z bezwzględnie nacierającymi gitarami w bojowym Lord of a Dying Race, choć melodię trudno uznać za specjalnie oryginalną. Za to w Horns Up więcej patosu, a przy tym i dramatyzmu i tu mocne cięte riffy tworzą melodię potoczystą, nasyconą rockiem i sporo w tym ze stylu metalowych koncertowych wymiataczy ekip niemieckich w refrenach, które są tu wyborne! W Chaos Lord wprowadzają klimatyczny nastrój niepokoju i mroku już w instrumentalnym wstępie i ten utwór jest melodyjny, ale posępny. Jednak bardziej przykuwa uwagę dopiero w podniosłym refrenie o epickim charakterze i jest to jeden z najlepszych refrenów DRAKKAR na przestrzeni ostatnich lat. Epicko jest także w wolniejszym Through The Horsehead Nebula z wplecionymi skromnymi motywami folkowymi i rozległym chóralnym refrenem w stylu, chociażby WIZARD. W znacznym stopniu niemiecki styl power metalu dominuje także w The Battle, który jest kontynuacją utworu Leviathan Rising z EP "Cold Winter's Night" (2018). Dobry, tradycyjny power metal surowszej odmiany, choć ponownie z zapadającym w pamięć refrenem. Firebird robi podobne wrażenie. Trochę znajomych riffów Kasparka w And He Will Rise Again, jednak w tempie wolniejszym niż grywał zazwyczaj RUNNING WILD i po refrenie można już powiedzieć, że DRAKKAR na tej płycie ogólnie jest po niemieckiej stronie granicy power metalu i heavy metalu. Tyle że Włosi pozbawieni są tej typowej niemieckiej kwadratowej toporności. Potwierdza to The Pages of My Life w niemal power/heavy/thrashowej manierze pracy gitar i sekcji rytmicznej, obdarzony najbardziej poetyckim i romantycznym refrenem na tej płycie i łagodnymi partiami z gitarą akustyczną.
Być może tego heroicznego grania i epickiego klimatu w środkowej części albumu nie ma aż tak wiele, ale nadrabiają to w ostatnim True to the End, z majestatycznym refrenem i są tu z kolei pewne echa tego pompatycznego grania HOLY MARTYR, także w specyficznym tempie tej kompozycji.
Bardzo dobre partie wokalne Davide Dell'Orto oraz dużo ciekawych solówek, czasem bardziej finezyjnych, niż by to mogło wynikać z prostej ogólnej riffowej struktury tych kompozycji. Potężna, dynamiczna perkusja Ferru i odważny bas Gritti dają temu wszystkiemu dodatkowej porcji power metalowej siły.
Masywne, dosyć surowe gitary, ciężki wyrazisty bas. Trochę może brakuje bardziej ostro zaznaczonych blach w perkusji Ferru. Brzmienie ogólnie bardzo klarowne, mocne, typowe bardziej dla heavy/power niż klasycznego włoskiego power metalu i stosownie dopasowane do charakteru kompozycji. Pod tym względem wydaje się to być najcięższa propozycja w dorobku grupy.
Tak więc Włosi grają jak Niemcy, ale z włoską gracją. Udana, bardzo dobra płyta, choć bez zdecydowanie wybijających się na plan pierwszy i ponad poziom killerów.
ocena: 8/10
new 5.02.2021
Przedpremierowa recenzja dzięki uprzejmości wytwórni Punishment 18 Records
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
Dołączył: 15.09.2019
Liczba postów:977
Drakkar - Spread Your Wings (2024)
Tracklista:
1. Thunderhead 04:20
2. Spread Your Wings 04:44
3. Knife in the Dark 05:18
4. Ode to Polaris 04:17
5. A Man in Black 05:32
6. Forged in Fire 05:06
7. Stand by You 04:25
8. Shields of the Brave 04:38
9. Ancestral River 07:31
Rok wydania: 2024
Gatunek: Power Metal
Kraj: Włochy
Skład zespołu:
Davide Dell'Orto - śpiew
Dario Beretta - gitara
Marco Rusconi - gitara
Simone Pesenti Gritti - bas
Gościnnie:
Daniele Ferru - perkusja
Johannes Frykholm - instrumenty klawiszowe
DRAKKAR powraca po trzech latach studyjnego milczenia w tym samym składzie, co na Chaos Lord, gdzie Daniele Ferru zagrał jako muzyk sesyjny. Tym razem dołączył do niego Johannes Frykholm ze szwedzkiego PALANTIR. Album zostanie wydany 27 września 2024 roku przez Punishment18 Records.
DRAKKAR przy okazji Chaos Lord zbliżył się do Niemiec i teutoński, kwadratowy Thunderhead można uznać za jego poprawną, choć mało oryginalną kontynuację, chociaż sporo tutaj ratują aranżacje klawiszowe Frykholma, który czuje styl DRAKKAR i nadaje tej kompozycji typowego dla Włochów epicki zarys. Ogólnie jednak o kontynuacji z 2021 roku mówić tutaj trudno, ponieważ materiał nie jest tak ciężki i mroczny i można to uznać bardziej za bezpośrednią kontynuację Run with the Wolf z 2015 roku. I do takiego lżejszego grania wracają w słonecznym Spread Your Wings może naiwny jak refreny AXENSTAR, ale jest to przyjemne i lekkie granie z ciekawymi inkantacjami gitarowymi.
Do tego jeszcze Davide Dell'Orto w formie można powiedzieć życiowej i śpiewa to wszystko znakomicie. Knife in the Dark to znów teutońska manufaktura, tym razem w okolicach wczesnego WIZARD z pogłosami MANOWAR w części środkowej i jak Dell'Orto tutaj niszczy! Jedyne, co tutaj nie pasuje to partie klawiszowe bardziej w stylu DEEP PURPLE. To nie jest złe, sola są tutaj ciekawe, ale te różne filozofie grania nie są dobrze ze sobą sparowane. Bardzo obiecująco i heroicznie zaczyna się Ode to Polaris i jaka szkoda, że to przerywnik instrumentalny. Od strony technicznej jednak bardzo dobry, Beretta/Rusconi to świetny duet, a sekcja rytmiczna to tak jak na LP poprzednim prawdziwa poezja.
Klasyczny, epicki DRAKKAR miecza i topora jest w rozkrzyczanym A Man in Black, ale show kradnie rewelacyjny Shields of the Brave, typowy dla DRAKKAR killer. Znakomity, chóralny refren, sekcja rytmiczna kompletnie miażdżąca, a bitewny klimat tak autentyczny, aż chce się chwycić za bitewny młot. To jest DRAKKAR, przy którym tłumy szaleją!
W Ancestral River gościnnie zaśpiewał Michael Stavrakakis z greckiego DOOMOCRACY i ten delikatnie malowany progressive metalem epicki heavy metal wypada znakomicie. Wyrazista melodia, bardzo dobry refren pełen nostalgii, wpasowane ze smakiem progressive metalowe pasaże Frykholma. Moc, moc i jeszcze raz moc.
Aż dziwne, że na tym LP znalazło się miejsce na tak płaską, radiową i komercyjną balladę Stand By You w szwedzkim duchu późnych lat 70. To pierwszy raz w historii zespołu, kiedy zagrali akustycznie tak potwornie nijako.
Brzmienie w wykonaniu Mattia Stancioiu tak jak w przypadku Run with the Wolf jest znakomite, chociaż tym razem wszystko jest mocniejsze i głośniejsze. Gitary dokładnie tak ostre, jak powinny być w DRAKKAR z miażdżącą sekcją rytmiczną.
Może niektóre rzeczy można było zagrać inaczej czy lepiej, może w przeciwieństwie do Chaos Lords nierówna, ale ze zdecydowanie miażdżącymi killerami, których w 2021 roku jednak trochę zabrakło.
Kolejna bardzo dobra płyta DRAKKAR, na którą warto było czekać.
Ocena: 8/10
SteelHammer
Przedpremierowa recenzja dzięki uprzejmości wytwórni Punishment18 Records.
|