Sacred Warrior
#1
Sacred Warrior - Rebellion (1988)

[Obrazek: R-4824037-1451996786-6711.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Black Metal 04:40
2. Mad, Mad World 04:16
3. Stay Away From Evil 02:47
4. He Died 03:55
5. Children of the Light 02:39
6. Rebellion 04:30
7. Day of the Lord 03:37
8. The Heaven's Are Calling 04:33
9. Famine 05:12
10. Master of Lies 03:14
11. Sword of Victory 03:31

Rok wydania: 1988
Gatunek: Power metal/heavy metal
Kraj: USA

Skład zespołu:
Rey Parra - śpiew
Bruce Swift - gitara
Steve Watkins - bas
Tony Velazquez - perkusja
Rick Macias - instrumenty klawiszowe

Heavy i power metalowa scena christian to przede wszystkim USA. Gatunek zwany też "white metalem" spopularyzowany w połowie lat 80tych przez STRYPER szybko zdobył szeroką rzeszę fanów, utożsamiających się z religijnym przesłaniem zawartym w tekstach. Nastąpiła gwałtowna eksplozja tej odmiany metalu, która szybko zresztą podzieliła się na podgatunki, stosownie do głównych trendów i nurtów ogólnych. SACRED WARRIOR można zaliczyć do grup power metalowych, jednak bez nacisku na określenie US Power, bowiem prezentowali styl lżejszy, nastawiony na melodię i pozbawiony agresji, co zresztą było wpisane w konwencję christian metalu tego okresu. Zespół wzorował się też na klasycznym heavy metalu spod znaku STRYPER, BLOODGOOD czy BARREN CROSS, jednak dodał od siebie dużą energię wykonania i zaangażowanie, przez co ich przekaz brzmi bardzo szczerze i naturalnie.

Debiutancka płyta "Rebellion", wydana przez Intense Records ugruntowała ich pozycję na scenie christian, choć trzeba zaznaczyć, że przez szersze grono słuchaczy zespół został "odkryty" znacznie później, już w bieżącym stuleciu, na fali wzrostu zainteresowania grupami grającymi heavy i power metal w USA w latach 80tych. Zespół ten nie miał szczęścia w momencie swej największej aktywności, bowiem lata 90te nie sprzyjały tradycyjnym metalowym formom i większość ich sporego dorobku przeszła, poza gronem wiernym fanów, bez większego echa. Tymczasem już album "Rebellion" to bardzo dobra płyta. Zawiera ona kilka utworów wręcz stanowiących kanon christian metalu jak krótkie, ale bardzo treściwe i wypełnione metalową energią manifesty Stay Away From Evil, Children Of the The Light i Master Of Llies ze słynnymi refrenami przeznaczonymi do wspólnego śpiewania z publicznością. Wysoki egzaltowany głos wokalisty Parra dodaje im autentyzmu i mocy. Są to przy tym kompozycje bardzo wysokiej klasy, mocno osadzone w amerykańskiej tradycji heavy i power. Warto zwrócić uwagę na pełną fantazji grę gitarzysty, który jest tylko jeden wspierany przez klawisze na drugim planie. Album zawiera też bodaj najbardziej znany utwór zespołu Mad Mad World, gdzie z kolei słychać jak duże znaczenie ma w muzyce tej grupy bas i perkusja. Jest to jedna z lepszych sekcji rytmicznych, jakie pojawiły się w szeroko pojmowanym christian metalu.
Zespół najlepiej wypada w kompozycjach szybkich, napędzanych głośną grzmiącą perkusją i basowymi natarciami, traci nieco w wolniejszych i ciekawej porywającej ballady na tym albumie nie ma, bo nastrojowy He Died to raczej song religijny skądinąd zagrany z dużym wyczuciem i smakiem. Potrafią natomiast wpleść melodyjny podniosły refren w utwory grane w średnim tempie jak Sword Of Victory. Niekiedy czerpią nieco z klasycznego heavy metalu, z lekka wzorując się w spokojnym refleksyjnym Famine na BLOODGOOD, a w The Heavens Are Calling przemycają elementy speed/thrashu, umiejętnie jednak tu łagodzone w delikatnych, pełnych emocji wolnych fragmentach.
W warstwie tekstowej zespół jest dosyć bezkompromisowy i swoje credo ideologiczne wykłada już na początku w kompozycji Black Metal, stając jednoznacznie po stronie Metalu Białego.
Album ma typowe dla lat 80tych brzmienie, ale jest nagrany starannie, przy czym jest lżejszy niż następne płyty.

Zespół zdecydowanie wart uwagi dla samej muzyki, mimo nie każdemu pasującego jawnego religijnego przekazu w sferze tekstowej. Z grup obracających się w kręgu tradycyjnego christian metalu ekipa z czołówki.


Ocena: 8.5/10


18.10.2007
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#2
Sacred Warrior - Master's Command (1989)

[Obrazek: 3026.jpg?0310] 

Tracklista:
1. Master's Command 04:57
2. Beyond the Mountain 04:30
3. Evil Lurks 04:27
4. Bound in Chains 03:46
5. Unfailing Love 05:37
6. Paradise 05:23
7. Uncontrolled 03:50
8. Many Will Come 03:56
9. Onward Warriors 03:16
10. The Flood 04:18
11. Holy, Holy, Holy 04:30

Rok wydania: 1989
Gatunek: Power metal/heavy metal
Kraj: USA

Skład zespołu:
Rey Parra - śpiew
Bruce Swift - gitara
Steve Watkins - bas
Tony Velazquez - perkusja
Rick Macias - instrumenty klawiszowe

"Operation: Mindcrime" QUEENSRYCHE z roku 1988 bez wątpienia przewróciła do góry nogami świat amerykańskiego (i nie tylko) progresywnego heavy/power metalu, stała się wpływowa i wzorcowa dla wielu innych zespołów, w tym także dla SACRED WARRIOR. W roku 1989 Intense Records wydaje drugi album SACRED WARRIOR, gdzie grupa próbuje przeszczepić muzyczne idee ekipy Tate'a na grunt christian metalowy.

Wyszło to niezbyt przekonująco. Rey Parra to jednak mimo pewnych podobieństw skali w wyższych rejestrach to nie jest jednak klasa Geoffa Tate, a i tworzenie bardziej skomplikowanych form i aranżacji kompozycji jest tu nieco ponad siły zespołu. Jest tu dużo grania power metalowego, intensywnego, jak w Beyond the Mountain, chaotycznie dramatycznym Bound in Chains, czy też Uncontrolled. Jest także taki power i heavy jak Master's Command, Many Will Come, czy Evil Lurks, kopiujący QUEENSRYCHE ze średnio udanymi próbami przekazu christian metalowego w łagodniejszych refrenach. Ten utwór tytułowy jest dobry, daje nadzieję, że jeszcze lepsze pojawią się tu niebawem, ale w sumie nic takiego nie następuje. Pod koniec albumu może trochę zaskaują brutalnymi partiami wokalnymi w The Flood, ale ostatecznie z tego utworu niewiele wynika dla power metalu amerykańskiego, podobnie jak z zamykającego Holy, Holy, Holy najnudniejszego tu songu o równocześnie największym nacisku na christian metaowe przesłanie. Balladowo hymnowy Unfailing Love w klasycznej manierze christian metalowej jest podniosły i interesujący tylko w solo gitarowym Swifta. Lżejsze rock/metalowe granie blado wypada w nudnym i nadmiernie rockowo ugrzecznionym Paradise. Onward Warriors jest instrumentalny, a szkoda, bo jest to muzycznie udana rzecz i z wokalem byłby to zdecydowanie zapadający w pamięć heroiczny christian metalowy hit.

Gitara ma brzmienie niezbyt ciekawe, suche i płaskie, natomiast zdecydowanie udany jest mix i mastering perkusji i sound tego instrumentu jest najlepszy, biorąc pod uwagę wszystkie płyty SACRED WARRIOR. Zresztą także same partie Tony Velazqueza są tu same z siebie świetnie zagrane. Warto dokładnie ich posłuchać. Klawiszy bardzo niewiele i Macias, poza kilkoma wstępami, tu po prostu tylko asystuje. Swift gra świetne sola, ale zasadnicze riffy wskazują na generalny brak pomysłu na coś oryginalnego.
Gdzieś tam ocierają się o dobre, gdzieś miejscami są ujmujący, gdzieś chwilami autentyczni w tym, co tu grają. Generalnie jednak grają rzeczy trudne w odbiorze dla fanów pierwszej płyty i nie porywają ani razu, tak jak w Stay Away from Evil. Takich kompozycji tu po prostu nie ma.


ocena: 6,3/10

new 27.06.2022
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#3
Sacred Warrior - Wicked Generation (1990)

[Obrazek: 3027.jpg?0954] 

Tracklista:
1. No Happy Endings 05:09
2. Little Secrets 06:18
3. Standing Free 05:00
4. Are You Ready 03:05
5. Minister by Night 03:35
6. Miss Linda 04:51
7. In the Night 05:58
8. Warriors 03:13
9. Wicked Generation 04:44
10.War Torn Hero 04:57

Rok wydania: 1990
Gatunek: Power metal/heavy metal
Kraj: USA

Skład zespołu:
Rey Parra - śpiew
Bruce Swift - gitara
Steve Watkins - bas
Tony Velazquez - perkusja
Rick Macias - instrumenty klawiszowe

W roku 1990 grupa przedstawia nakładem Intense Records swój trzeci album "Wicked Generation".

Fascynacje QUEENSRYCHE są tu nadal słyszalne. Subiektywnie patrząc, to fani QUEENSRYCHE pewnie nie byli zachwyceni średniej klasy zagrywkami instrumentalistów, choć Parra udoskonalił tu niewątpliwie swój styl naśladowania Geoffa Tate. Antyfani samą obecność QUEENSRYCHE uznali za ostateczną zdradę ideałów debiutu. Ten festiwal Tate to praktycznie cała pierwsza połowa tego albumu i chciałoby się choć cokolwiek tu uznać za dobre, ale to trudne. Jednowymiarowy heavy/power metal imitujący progresywność to No Happy Endings, bardzo wtórny Little Secrets, i jeszcze bardziej wtórny, refleksyjny i nieco nadmiernie dramatyczny Standing Free. Pewnie nieco więcej wart od pozostałych jest jednak prostszy i bardziej bojowy w opcji christian No Happy Endings. Słabo wypada mrok, połączony z klasyczną wzniosłą estetyką christian metalu w Are You Ready. Dopiero dynamiczny i zadziorny Minister by Night, gdzie słychać riffowe echa IRON MAIDEN jest wreszcie udaną kompozycją i jedną z nielicznych gdzie Swift zagrał coś na swoim wysokim poziomie. W innych utworach jest po prostu słabszy niż na poprzednich albumach. Dużo słychać Watkinsa, bas warczy fajnie, i czasem się wydaje, że maskuje on przeciętne zagrywki gitarzysty prowadzącego. W Miss Linda znowu QUEENSRYCHE, choć pewnie można także wychwycić te heavy rockowe akcenty, które w tym czasie zaczął mocno akcentować w swojej twórczości inny wiodący zespół christian metalowy BARREN CROSS. Fakt, bogato zaaranżowana jest ta kompozycja, jest tu kilka różnych wątków, ale może nawet za bogato, bo główny motyw muzyczny nie występuje. Rozbudowany In the Night to i semi ballada i coś z progressive heavy, nie jest to złe, jednak do wspólnego śpiewania na koncertach na pewno się nie nadaje. Dynamiczny Warriors jako jeden z nielicznych nawiązuje do debiutu i to klasyczny amerykański power metal z przebłyskami wybornej gry, ale już zdecydowanie odwołujący się do USPM Wicked Generation, na swój sposób heroiczny jest bardzo powszedni i typowy. I tak trochę o niczym na koniec jest speed/power metalowy War Torn Hero z zupełnie niewykształconą melodią. Jakieś wzniosłe motywy na samo zakończenie...

Ten album zarówno pod względem brzmienia jak zawartości to typowy produkt amerykańskiej myśli metalowej przełomu dekad. Zbyt melodyjnie pewnie nie wypadało grać Amerykanom, popracować nad mniej surowym i raczej płaskim brzmieniem pewnie się nie chciało, skoro thrash tego nie wymagał...
Zespół sporo stracił ze swej christian metalowej widowni, choć teksty były społecznie i religijnie nadal zaangażowane. STRYPER czy BARREN CROSS oraz BLOODGOOD bardziej przemawiały do tej publiczności.

ocena 6,2/10

new 23.08.2022
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości