Steelwing
#1
Steelwing - Lord of the Wasteland (2010)

[Obrazek: R-3949611-1350232183-7778.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Enter The Wasteland 01:57
2. Headhunter 04:59
3. Roadkill (…Or Be Killed) 05:22
4. Sentinel Hill 06:07
5. The Illusion 05:33
6. The Nightwatcher 05:21
7. Under The Scavenger Sun 06:56
8. Point Of Singularity 04:37
9. Clash Of The Two Tribes 06:46

Rok wydania: 2010
Gatunek: Traditional Heavy Metal
Kraj: Szwecja

Skład zespołu:
Riley - śpiew
Alex Vega - gitara
Robby Rockbag - gitara
Skürk - bas
Oskar Åstedt - perkusja


Ten szwedzki zespół powstał w roku 2009 i w tym też roku zwyciężył w konkursie Rock The Nation, pozostawiając w pobitym polu ponad 1200 innych grup. Otworzyło mu to drogę do wielkiej kariery i obecnie mamy starannie zaplanowaną trasę koncertową po całej Europie, która trwa już jakiś czas. W roku 2009 zespół supportował długi czas BLIND GUARDIAN, w tym pojawi się też się też w Polsce 19.10.2010 w Stodole w Warszawie.
Jest i debiutancki album, który początkowo miał się ukazać w marcu, ostatecznie jednak data wyznaczona została na 30 kwietnia 2010. Wydawcą jest austriacka wytwórnia NoiseArt Records z Salzburga.

Ładni chłopcy grają ładny heavy metal.
Tak sobie słucham całości i się zastanawiam nad tym, jak daleko można wszystko posunąć poza granice autentyzmu. Jak daleko można się posunąć, nagrywając album tradycyjny w swej muzycznej formie, a jednocześnie zrobiony z użyciem wszystkich współczesnych sztuczek produkcyjnych. Brzmienie perfekcyjne. Co za wycyzelowanie szczegółów. Jaka perka, jakie dopracowanie gitar i wokalu. Jakie basowe doły. MOC. Aż się rzygać chce od tego soundu. Tyle w tym autentyzmu, ile w gipsowym bocianie w plastykowym gnieździe pseudowiejskiej chałupy w środku wielkiego miasta w nowobogackiej dzielnicy. Wokalista jest wytrenowany przez speców. Wie kiedy ma zapiać wysoko, kiedy się trzeba wydrzeć, a kiedy ma to by true wokal z lat 80tych. Jest tak swoisty i ciekawy jak kolejny odcinek serialu na kanale Romantica TV. Utwory niosą w sobie wszystkie cechy tego, co w klasycznym heavy metalu jest najlepsze. Galopady, powtarzalne sola, bojowe refreny i melodyjne zwrotki. Jednocześnie są tak ekscytujące jak lektura książki telefonicznej. Sztuczny, pozbawiony cech swoistych heavy metal do masowego rozpowszechniania wśród nastolatek, dla których rozpoczął się właśnie pierwszy sezon. One to łykną.
O poszczególnych trackach pisać nie ma co. Żadnego nie zapamiętałem. A przecież specyfiki zapobiegające sklerozie biorę regularnie.

Oceniać nie ma czego. Ale jednak należy. Za muzykę bez duszy...



Ocena: 3.5/10

30.4.2010
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#2
Steelwing - Zone of Alienation (2012)

[Obrazek: R-3943237-1351014642-9030.jpeg.jpg]
 
Tracklista:
1. 2097 A.D. 00:54
2. Solar Wind Riders 04:33
3. Full Speed Ahead! 03:50
4. Breathless 04:25
5. Tokkotai (Wind of Fury) 05:06
6. Zone of Alienation 04:20
7. The Running Man 04:41
8. They Came from the Skies 03:40
9. Lunacy Rising 10:19

Rok wydania: 2012
Gatunek: Heavy Metal
Kraj: Szwecja

Skład zespołu:
Riley - śpiew
Alex Vega - gitara
Robby Rockbag - gitara
Nic Savage - bas
Oskar Åstedt - perkusja


STEELWING nakładem NoiseArt Records w styczniu prezentuje drugi album. Ten zespół jest przykładem kreowania przez siły reklamy i marketingu produktu powszechnego użytku, w tym przypadku metalu określanego jako neotradycyjny. To neotradycyjne granie wyrosłe na bazie kopiowania największych gwiazd lat 80tych i trzymania się reguł ustalonych w tamtym czasie jest podstawą stylu STEELWING, ekipy starannie upozowanej, wyposażonej w środki i wsparcie techniczne, od której oczekuje się nagrywania utworów masowego użytku dla mało wyrobionego słuchacza, zapoznającego się z twórczością IRON MAIDEN czy JUDAS PRIEST.

Powielanie jest dobre, jest pożądane i konieczne dla podtrzymania tradycji. Jednak STEELWING jest nieszczery. Jeśli ma być pewną komercyjną formą wykorzystania tradycyjnego heavy metalu, to niezmiernie daleko mu do DREAM EVIL. Niezmiernie daleko mu także do IRON MAIDEN i te riffy i zagrywki, jakie podpatrzyli u Brytyjczyków, są wykorzystane nijako w bladych tuzinkowych numerach w rodzaju "Solar Wind Riders". Jest także tu miejsce na taki heavy metal podszyty hard rockiem i hard'n'heavy ("Breathless" z wokalem Hakanssona), refreny są łatwe, chórki proste do wspólnego pokrzykiwania z publicznością. Grają sprawnie, owszem, jest to jednak sprawność rzemieślnika odtwórcy. Słychać również nawiązania do rycerskiego melodic power szwedzkiego z początku stulecia w "Tokkotai (Wind of Fury)" czy też "Zone of Alienation". Szybko, melodyjnie, bez pomysłu, ale pod metalową młodzież stawiającą pierwsze kroki. Ilość bezpośrednich zapożyczeń z klasyki mniej lub bardziej znanej jest tu ogromna, ale wszystko podane jest w takiej lekko strawnej formie, nawet wokalnie, choć akurat bardzo dobre są te wysokie zaśpiewy Riley'a. Są tu kawałki gorsze i nieco lepsze jak "The Running Man", przy czym zdecydowanie złych nie ma. Jest fajny instrumentalny "They Came from the Skies" przypominający krzyżówkę IRON MAIDEN RUNNING WILD, jest też zaskakująco długi jak na ten LP numer "Lunacy Rising". Słychać jednakże, że to po prostu dłuższy i rozciągnięty kolejny numer na temat IRON MAIDEN i czegoś tam jeszcze.

To może i nie jest zła muzyka... To sprawny, młody zespół z odrobiną (a nawet więcej niż odrobiną) szczęścia do promocji. Jest to jednak grupa do tego stopnia nieautentyczna, że to po prostu odstręcza. Jest również zaledwie poprawna w tej swojej odtwórczości. Po raz kolejny zapewniono godną produkcję i poziom realizacji jest wysoki, może jedynie nieco głębsze gitary zabrzmiałyby lepiej.
Kto wie, czy ten zespół nie prezentowałby się lepiej, gdyby po prostu jasno określił się muzycznie jako grający "w stylu IRON MAIDEN". Takich grup jest kilka, dobrych i bardzo dobrych.
Ostatecznie słuchacz otrzymuje kolejny w ich wykonaniu elegancko opakowany produkt, tyle że wykonany przez rzemieślnika metodą pół przemysłową z elementów gotowych i poddanych nie zawsze zręcznej obróbce.

STEELWING pozostaje tworem sztucznym i antytezą odrodzenia klasycznego heavy w neotradycyjnej formie.



Ocena: 5,5/10

6.01.2012
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#3
Steelwing - Reset, Reboot, Redeem (2015)

[Obrazek: R-9973159-1498295967-8342.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Carbon Waste Lifeforms 01:39
2. Reset, Reboot, Redeem 05:11
3. Ozymandias 06:46
4. Och världen gav vika 05:36
5. Architects of Destruction 06:18
6. Network 00:58
7. Like Shadows, Like Ghosts 04:29
8. Hardwired 07:25
9. We Are All Left Here to Die 09:30

Rok wydania: 2015
Gatunek: Heavy Metal
Kraj: Szwecja

Skład zespołu:
Riley - śpiew
Alex Vega - gitara
Robby Rockbag - gitara
Nic Savage - bas
Oskar Åstedt - perkusja


Chyba w pewnym momencie STEELWING uznał, że dalsze udawanie true heavy metalowców w spandexie i o wypakowanym na stole mikserskim brzmieniu już się nie opłaca, bo faktycznie ten neotradycyjny szwedzki heavy metal zaczął w połowie drugiego dziesięciolecia XXI wieku zdecydowanie tracić na popularności.
Na swojej trzeciej płycie, wydanej w listopadzie 2015 przez NoiseArt Records postanowili przedstawić repertuar "ambitny", w jakiejś mierze (raczej ich mniemaniu) progresywny i odmienny całkowicie od wcześniejszego "true" grania z plastykowymi mieczami w tle. Momentami nasuwa się jakieś porównanie do eksperymentu muzycznego WINTERLONG na "Metal Technology", ale tamta płyta mogła się nie podobać, ale należało docenić jej ogólną wartość artystyczną.

Efekt jest koszmarny i to karykatura tak grania heavy metalowego, gdzie kompozycje zlepione są bez ładu i składu z cudzych, wyrwanych z kontekstu pomysłów muzycznych, zabarwione elementami modern, rykami Riley'a zupełnie nieuzasadnionymi, niby cyber punkową atmosferą i brakiem, zupełnym brakiem sensownych pomysłów na jakiekolwiek rozpoznawalne melodie, no może poza Architects of Destruction w stylu pomiędzy RAM i WOLF, zupełnie bezbarwnym mimo wysilania się na drapieżność i agresywność. Och världen gav vika to jakiś bezstylowy metal po szwedzku, w Hardwired kumuluje się wszystko, co negatywne w tym graniu STEELWING. Umieszczony na końcu We Are All Left Here to Die to już nawet karykatura własnych kompozycji z lat 2010-2012 i mogli sobie darować konieczność takich porównań.
Przy okazji tej  nowej płyty STEELWING wyszło na jaw, że muzycznie ci instrumentaliści nie stoją na zbyt wysokim poziomie. Podchodząc do muzyki bardziej skomplikowanej, nie mają nic do zaoferowania pod względem technicznym i to wszystko jest po prostu prymitywne. Ryki i wrzaski Rileya zupełnie nie do zniesienia.

Długo by się można jeszcze znęcać nad tym "dziełem" ale po co? Można tylko dodać, że znający się przecież na swoim fachu spec od masteringu Micke Lind dostosował się do ogólnego poziomu i ta płyta ma brzmienie paskudne, pełne niedoróbek i surowe w złym słowa znaczeniu. Co za przepaść w stosunku do poprzednich "kolorowych" soundów albumów tego zespołu.
Fani metalu chyba się nie dali na to wszystko nabrać. Raczej na pewno nie, bo w roku 2016, po klapie tego LP STEELWING w końcu się rozwiązał. To bardzo mała strata dla szwedzkiej sceny heavy metalowej. Tam ma kto grać dobry i świetny heavy metal. STEELWING, jeden z najbardziej chyba promowanych w Europie w swoim czasie zespołów okazał się, jak pisałem to już w 2010 roku "produktem", który w przyciągającym oko opakowaniu skrywał muzyczną tandetę, a gdy moda się skończyła, nie miał już totalnie nic do zaoferowania.



ocena: 2/10

new 27.06.2019
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości