Eternal Champion
#1
Eternal Champion - The Armor of Ire (2016)

[Obrazek: R-9123875-1475180492-3275.jpeg.jpg]

tracklista:
1.I Am the Hammer 05:15
2.The Armor of Ire 04:55
3.The Last King of Pictdom 04:13
4. Blood Ice 02:03
5.The Cold Sword 04:03
6.Invoker 04:31
7.Sing a Last Song of Valdese 06:04
8.Shade Gate 03:14

rok wydania: 2016
gatunek: epic heavy metal
kraj: USA

skład zespołu:
Jason Tarpey - śpiew
Carlos Llanas - gitara
Blake Ibanez - gitara
John Powers - gitara
Arthur Rizk - gitara basowa, perkusja, instrumenty klawiszowe, gitara (2, 3, 6) 

Ta ekipa z Austin w Teksasie składa się z muzyków doświadczonych, choć poza Rizkiem znanym z SUMMERLANDS zaangażowanych w bardziej ekstremalne gatunki metalu, z Jasonem Tarpeyem na czele, na co dzień frontmanem istotnego dla sceny crossover POWER TRIP. Tu panowie postanowili zagrać razem klasyczny epicki heavy metal w amerykańskiej manierze, gdzie jest trochę MANILLA ROAD, trochę BROCAS HELM i trochę takiego najbardziej barbarzyńskiego US heavy metalu, jaki w ostatnich latach jest już niestety na wyginięciu. Płyta została wydana przez No Remorse Records w końcu września 2016 roku.

I Am the Hammer zdecydowanie przypomina te posępną surowość pewnych kompozycji lub całych albumów MANILLA ROAD i gitary snują tu mroczną opowieść o bardzo epickim wymiarze.
W ostatecznym rozrachunku ETERNAL CHAMPION epigonem twórczości MR nie jest i dwie kolejne kompozycje - The Armor of Ire i The Last King of Pictdom to zdecydowanie bardziej potoczyste i pompatyczne granie rycerskie, dosyć szybkie i jeśli nie cofamy się zbyt daleko w przeszłość, to znajdujące się wyraźnie w nurcie proponowanym przez TWISTED TOWER DIRE z Taylorem. Podobna motoryka, podobna konstrukcja utworów, oparta o dwie, a czasem więcej gitar i dążenie do ekspozycji bardzo dobrych zresztą refrenów. Nie bardzo jestem obeznany z twórczością POWER TRIP, jednak mogę też stwierdzić, że Tarpey śpiewa tu znacznie łagodniej, faktycznie z epickim zacięciem i w wielu momentach przypomina właśnie Taylora. Także w wyjątkowo udanym The Cold Sword z maidenowską ornamentacją przewodnią. Jak zwykle na takich albumach jest tu epicki song balladowy Invoker, nawet niezły, ale jakoś mało zapadający w pamięć z takimi sobie szybszymi partiami. Epickiego kolosa nie ma. Jego role pełni krótszy Sing a Last Song of Valdese, po części w konwencji epic heavy/doom, także w sposobie wokalnego przekazu Jasona Tarpey'a. Momentami jest to lekko riffowo pokomplikowane i przypomina pewne rozwiązania stosowane przez SHADOWKILLER, ale od pewnego czasu bardzo wiele zespołów w USA wzoruje się na gitarowej przeplatance z "Until the War Is Won", choć akurat tu bardziej słychać w końcówce ancient motywy ze Slaves of Egypt.
Ten album nie jest długi i może nawet nieco sztucznie wydłużony dwoma kompozycjami instrumentalnymi Blood Ice i Shade Gate (z narracją), które tu niewiele wnoszą i bardziej pasowałyby do dłuższej, konceptualnej płyty.

Starczyło inwencji na kilka udanych, choć bardzo wtórnych numerów z true metalowej klasyki, dobrze zaśpiewanych, ale w przypadku gitarzystów odegranych trochę zbyt ostrożnie i zbyt staromodnie, choć stworzenie muzyki zdecydowanie oldschoolowej z pewnością było tu głównym zamiarem. Także chyba w kwestiach brzmienia, które jest średnio interesujące, nieco za bardzo rozmyte w gitarach i sekcji rytmicznej. Z pewnością nie jest to efekt wynikający ze słabości studia i braku kompetencji osób odpowiedzialnych za mix i mastering, bo nieco inaczej zaaranżowany Invoker brzmi znakomicie.
Płyta zdobyła spore uznanie w USA, poza tym krajem już nie bardzo. Tęsknota za takim mocno rycerskim heavy metalem w USA jest bardzo duża, popyt na to nadal jest, tyle, że realnie patrząc ekipie ETERNAL CHAMPION sporo jednak brakuje do JUDICATOR, ANCIENT EMPIRE czy VISIGOTH. Trudno też sądzić, że panowie z Austin będą próbować nawiązać z nimi jakąś rywalizację. Ci muzycy mają swoje własne priorytety, a wspólne granie metalu lat 80tych przez muzyków związanych bardziej brutalnymi odmianami metalu jest po prostu od jakiegoś czasu modne w Ameryce.

ocena 7,9/10

new 15.03.2019
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#2
Eternal Champion - Ravening Iron (2020)

[Obrazek: a2424041592_16.jpg]

tracklista:
1.A Face in the Glare 04:59
2.Ravening Iron 05:01
3.Skullseeker 04:13
4. War at the Edge of the End 04:45
5.Coward's Keep 05:54
6.Worms of the Earth 04:29
7.The Godblade 02:17
8.Banners of Arhai 05:40

rok wydania: 2020
gatunek: epic heavy metal/power metal
kraj: USA

skład zespołu:
Jason Tarpey - śpiew
John Powers - gitara
Brad Raub - gitara basowa
Arthur Rizk - perkusja, instrumenty klawiszowe, gitara


W nieco zmienionym składzie powraca w listopadzie 2020 ekipa ETERNAL CHAMPION z Chicago drugim albumem "Ravening Iron" wydanym przy współpracy z wytwórnią No Remorse Records. Nową twarzą w zespole jest basista Brad Raub, kolega Powersa i Rizka z SUMMERLANDS, a bardzo miłą niespodzianką gościnny występ Jake Rodgersa z VISIGOTH w dodatkowych wokalach.

ETERNAL CHAMPION powraca jako zespół mniej barbarzyński i odschoolowo epicki, powraca jednak z bardzo dopracowaną muzyką classic heroic heavy metalową. W pewnym sensie dołącza stylistycznie do takich amerykańskich grup jak ANCIENT EMPIRE, JUDICATOR czy VISIGOTH i teraz ten rycerski metal jest bardziej wygładzony i wycyzelowany w szczegółach. Zwraca uwagę doskonały, dosyć łagodny, ale epicko rozbrzmiewający wokal  Jasona Tarpey'a i melodyjność utworów z bardzo dobrze dobranymi refrenami.
A Face in the Glare jest jako opener dosyć ostry riffowy i nawet pewne progresywne układy riffowe i chłodny epicki klimat przypominają tu SHADOWKILLER potem jednak ocieplają swój wizerunek znakomitym, pełnym dramatyzmu Ravening Iron, gdzie JUDICATOR spotyka VISIGOTH. Bardzo dynamiczny i na swój sposób podniosły numer true heavy, godny uznania jako nowa wizytówka zespołu. Tu i nie tylko zresztą tu solo gitarowe jest przedniej marki i pełne ekspresji.
Surowszy, mroczniejszy z bardzo mocną gitarą, kroczący dostojnie Skullseeker stoi na pograniczu USPM i heavy/doom epic, przy czym wokal Tarpey'a jest tym razem archetypowym wokalem gatunku heavy/doom epic. W tej roli, z wyższym wzniosłym śpiewem Jason wypada bardzo okazale i przekonująco. To samo można powiedzieć o bardziej rozbudowanym, trochę ponurym i wzbogaconym o motywy orientalne i "ancient" twardo zagranym Coward's Keep. Umiejętnie zmieniają klimaty i podgatunki, grając szybki potoczysty rycerski i nieco lżejszy War at the Edge of the End trochę wchodząc na obszary BURNING STARR. Zgrabnie, urokliwie i z gracją to grają tutaj! Potężnie i dramatycznie rozbrzmiewa heroiczny Worms of the Earth w stylu VISIGOTH i gdyby takich kompozycji było tu więcej to wartość muzyczna tego LP byłaby jeszcze większa. Delikatny, oniryczny instrumentalny The Godblade stanowi wstęp do Banners of Arhai, który jest zarazem lekko barbarzyński i mocno przypomina najlepsze epickie lata SOLITUDE AETURNUS, a patrząc bardziej współcześnie plasuje się w nurcie ATLANTEAN KODEX.

Piękna realizacja, ostra gitara, głośna perkusja, ciężki bas. Bardzo to amerykańskie i bardzo true. Selektywność mixu znakomita, mastering na najwyższym poziomie. Brawo Arthur Rizk!
Przy okazji poprzedniej płyty pisałem, że trudno będzie dołączyć grupie ETERNAL CHAMPION do czołówki z VISIGOTH, JUDICATOR i ANCIENT EMPIRE na czele. Myliłem się i cieszę się, że się myliłem.
Wysokiej klasy tradycyjny heavy metal w heroicznej odmianie, ze wszech miar godny polecenia.


ocena: 8,8/10

new 19.11.2020
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości