24.06.2018, 15:38:16
Pale Divine - Eternity Revealed (2004)
Tracklista:
1. Morphia 01:37
2. Crimson Tears 04:18
3. Sins of the Fallen 05:55
4. Martyrdom 05:44
5. Blind Faith 04:30
6. Serpent's Path 06:51
7. Ever After 04:57
8. Drowned Out 03:37
9. Lord of Sorrow 05:46
10. Solitude (Candlemass cover) 08:31
Rok wydania: 2004
Gatunek: doom metal
Kraj: USA
Skład zespołu:
Greg Diener - śpiew, gitara
Greg Diener - śpiew, gitara
Jim Corl - gitara basowa
Darin McCloskey - perkusja
Mimo że pierwszy album zespołu został bardzo dobrze przyjęty, to na następny przyszło czekać trzy lata, a wydawcą była tym razem amerykańska wytwórnia Martyr Music Group.
Ewolucja nastąpiła nie tylko w brzmieniu, ale i w samych źródłach, z jakich zespół czerpał. Dużo cięższe brzmienie, masywne, z mocną sekcją rytmiczną i dużo więcej zarówno BLACK SABBATH w solówkach, jak i CATHEDRAL w samym podejściu do psychodelicznego klimatu. Jednocześnie wyraźnie się uwidocznił wpływ SAINT VITUS, przy czym w znacznie wzmocnionej formie i te elementy stylu SAINT VITUS brzmią tutaj znacznie bardziej energicznie i potężniej.
"Eternity Revealed" całościowo jednak takiego wrażenia jak debiut nie robi. "Crimson Tears" i "Sins of the Fallen" to kompozycje na poziomie dobrym, ale dopiero oparty na znakomitym riffie głównym "Martyrdom" daje pełną satysfakcję z odsłuchu. Także rozegrany w specyficznym tempie stonerowy "Blind Faith" trzeba uznać za godny nazwy Pale Divine. Ogólnie album jakby celowo skonstruowany tak, aby melodyjność i siła riffów narastała z każdą kompozycją, bo jak inaczej nazwać wyśmienity "Serpent's Path". Zagrywki gitarowe Dienera zachwycające. "Ever After" może nie ma aż tak wybornej melodii, ale motoryka uzyskana dzięki umiejętnie rozplanowanym powtarzalnym riffom doskonała i ten utwór bardzo buja. Wolniejszy "Drowned Out" jest surowy i nieco wyhamowuje całość albumu. Wolny jest również wyraźnie doomowy "Lord of Sorrow", zagrany z żelazną konsekwencją od początku do końca. Warto zauważyć, że tu wokal jest lekko schowany za gitarę, a łagodne zaśpiewy zbliżone do szkoły brytyjskiej. Na koniec jeszcze cover "Solitude" Candlemass. Instrumentalnie trudno coś zarzucić, ale bez Marcolina brzmi to blado. Nie ma magii wyjącego mnicha i tyle.
Album ma kilka słabszych punktów, jak na przykład niezbyt udany początek i niefortunnie wybrany cover. Ma jednak masę wybornych riffów, selektywne brzmienie i bardzo udane partie perkusji.
Płyta odmienna od poprzedniej. Góruje moc i siła.
Ocena: 8.5/10
25.11.2010
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
"Only The Strong Survive!"