Slayer
#1
Slayer - Show No Mercy (1983)

[Obrazek: R-992664-1269020357.jpeg.jpg]

tracklista:
1.Evil Has No Boundaries 03:12
2.The Antichrist 02:50
3.Die by the Sword 03:37
4.Fight till Death 03:40
5.Metal Storm / Face the Slayer 04:55
6.Black Magic 04:07
7.Tormentor 03:46
8.The Final Command 02:33
9.Crionics 03:30
10.Show No Mercy 03:08

Rok wydania: 1983
Gatunek: Power Metal/Speed Metal
Kraj: USA

Skład zespołu:
Tom Araya - śpiew, gitara basowa
Jeff Hanneman - gitara
Kerry King - gitara
Dave Lombardo - perkusja


 Miłe złego początki.
W roku 1982 kilku nastolatków zakłada w Los Angeles zespół metalowy i na fali popularności gatunku umieszcza jeden ze swoich pierwszych kawałków Aggresive Perfector na składance "Metal Massacre III" w roku następnym. Wytwórnia Metal Blade dała tym chłopakom szansę i w grudniu 1983 pojawił się album "Show No Mercy". Brian Slager wyprodukował kiepsko brzmiący LP na miarę niskiego budżetu opakowany w okładkę z diabłem, co oczywiście od razu szufladkowało SLAYER w obszary "złego i zakazanego" w bardzo purytańskim wbrew pozorom USA.

SLAYER zaprezentował szybki, surowy materiał grany w speedowych tempach z powermetalową werwą i odległymi echami twórczości IRON MAIDEN, moim zdaniem przejawiającymi się jednak w bardziej w ówczesnym image zespołu, niż w samej muzyce. SLAYER bardzo przypominał żywiołową twórczość METALLICA, ANTHRAX czy MEGADETH, startujących równolegle, choć chłopcy ze SLAYERA byli programowo bardziej niegrzeczni. Mimo, że kiepska produkcja rozmywała wiele tricków i smaczków w każdym niemal utworze, można było już zauważyć kilka interesujących rzeczy.
Po pierwsze, że King i Hanneman to jedno, i że ich filozofia rozgrywania solówek jest absolutnie odmienna, niż tych granych przez gitarzystów METALLICA czy innych grup z Bay Area.
Po drugie, że Lombardo, choć czasem się myli i czasem się spóźnia, to jest bębniarzem zjawiskowym pod względem wykorzystania swojego instrumentu.
I po trzecie, że jest tu Araya.
SLAYER atakuje od samego początku absolutnie bezkompromisowo.
Melodyjek dla grzecznych dzieci nie ma, co nie znaczy, że linie melodyczne poszczególnych kompozycji nie są wyraziste.
Rzecz jasna Araya to nie jest żaden wokalista, ale czy ktokolwiek inny pasowałby do ultraszybkich solówek gitarzystów?
W Evil Has No Boundaries chórki w refrenach, co potem się już nie zdarzało i echa zagrywek NWOBHM, przy czym raczej RAVEN niż IRON MAIDEN, poważnie. The Antichrist absolutnie genialny w gitarach i okrutnych zaśpiewach i minimalnie wolniejszym tempie rozgrywania tego wszystkiego. Zniszczenie wszystkich i wszystkiego. Die by the Sword ma w sobie bardzo dużo surowej epickości kształtującego się US Metalu i jest jednym z bardziej zwróconych ku true graniu numerów z tej płyty. Oczywiście w apokaliptycznym sosie. Fight till Death jest nieco bardziej złożony w riffach, klasycznie speedowy, z jasno wyklarowaną melodią i łamany zwolnieniami dyktowanymi przez gitarzystów. Najszybsza część z solami po prostu super wyborna.
Metal Storm / Face the Slayer jest w pierwszej części poruszającym classic metalem granym z ogromną drapieżnością i dobra, niech będzie, maidenowskie riffy są tu jak najbardziej słyszalne. Jest to jednak zagrane z absolutnie amerykańskim pazurem, nawet jeśli nie thrashowym. Black Magic  nadciąga powoli i to coś już z tego, co zaczną grać w niedługim, niedługim czasie... Surowy jak VENOM. Piękny podniosły początek Tormentor i potem coś, czego się nie zapomina w riffowaniu metalowym - cóż za precyzja i nieustępliwość w powtarzaniu tej killerskiej zagrywki. Wysokie zaśpiewy Araya z końcowym "Tormentooooor" to absolutna klasyka wokalnej metalowej ekspresji. The Final Command jest grany coraz szybciej i to zastanawia, bo czy można grać szybciej? No, jednak tak. To speed metal najwyższej próby z kapitalnymi solami synchronicznymi Kinga i Hannemana. Crionics, surowy i melodyjny, w jakiś sposób przywodzi na myśl brytyjskie granie  NWOBHM z obszaru Newcastle no i.... niech tam, jednak IRON MAIDEN. I te super melodyjne cięte solówki. Gdzieś to już chyba było... Show No Mercy to speed power thrashowy killer na koniec. Jakby kwintesencja tego wszystkiego, co zagrali tu wcześniej.

Cóż tu można powiedzieć więcej.
Mega Klasyka.
Oczywiście w kwestii produkcyjnej zupełnie inaczej słucha się remastera na CD z roku 1993 od Metal Blade.
Tu mamy klasyczne brzmienie SLAYER z lat 1984-1988 i mnóstwo drobiazgów umykających wcześniej teraz staje się niebywale klarowne.
Miłe złego początki.


Ocena: 10/10

new 28.06.2018
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz


Wiadomości w tym wątku
Slayer - przez Memorius - 28.06.2018, 22:00:57
RE: Slayer - przez Memorius - 01.02.2020, 22:37:45
RE: Slayer - przez Memorius - 03.02.2020, 19:43:39
RE: Slayer - przez Memorius - 10.02.2020, 19:15:04
RE: Slayer - przez Memorius - 11.02.2020, 17:21:28

Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości