Les Memoires Fall
#1
Les Memoires Fall - Endless Darkness of Sorrow (2014)

[Obrazek: R-10005437-1490013087-1664.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. River of Pain 10:15     
2. The Sun Fell 08:29       
3. Restless 07:00     
4. Mourning Your Death 04:32       
5. My Last Pain 05:08     
6. Rotting Between Old Images 06:39

Rok wydania: 2014
Gatunek: Doom/Death Metal
Kraj: Brazylia

Skład:
Emerson Mördien - śpiew, bas
Naimi Stephanie - śpiew
Alicya Haze - instrumenty klawiszowe

Gościnnie:
Luiz Amadeus - gitara
Niko Teixeira - perkusja

Zespół założony został w 2011 roku przez Emersona Mördiena i dużo historii tutaj nie ma. W 2012 roku został wydany split, którym zainteresowała się rosyjska wytwórnia Shapeless Visions Records i w 2013 roku udało się podpisać kontrakt na wydanie albumu.
Zespół od początku nie miał stabilnego składu i do nagrań nie udało się znaleźć gitarzysty i perkusisty, dlatego zostali nimi producenci płyty, którzy zagrali tu jako muzycy sesyjni.

Po części słychać, że to muzycy sesyjni i perkusista Niko Teixeira gra raczej dość standardowo i typowo jak na ten gatunek, bardzo mechanicznie i oszczędnie. Gitarzysta Luiz Amadeus ma nieco więcej do zaoferowania, jeśli chodzi o melodie, ale to też gra raczej odtwórcza, tak w riffach, jak i solach.
Może i nie ma czemu się tutaj dziwić, że to muzyka niezbyt odkrywcza czy oryginalna, a jedynie dobrze zagrana, mocno inspirowana DRACONIAN, a w cięższych momentach REMEMBRANCE i DESIRE. I taki raczej był tego cel.
Jedyną ciekawostką jest tutaj chyba konstrukcja tracklisty, bo zaczynają od najwolniejszej kompozycji, nieśmialo przyspieszając z każdą kolejną, aby ostatecznie znów zwolnić w Rotting Between Old Images. Jakąś kompozycję wyróżnić tutaj trudno, bo jest zagrane to równo, podręcznikowo i bardzo bezpiecznie. Nie ma tutaj kompozycji bardzo złej, ani bardzo dobrej. Jest solidnie, przewidywalnie, z solidnie wykonanymi tłami klawiszowymi, ale banalnymi.
Całkiem przyjemna melodia na końcu Rotting Between Old Images, ciepła i miła dla ucha. Bardzo pozytywna.

Poprawne, selektywne brzmienie, wodotrysków brak. Standard gatunku, jak cały album. Mördien i Stephanie śpiewają dobrze, ale nic ponad ogólnie przyjęte ramy doom death metalu. Po prostu szablonowa, zwyczajna muzyka.
Jak komuś brakuje DRACONIAN i nie oczekuje zbyt wiele, to może po ten album bez problemu sięgnąć.
Chciałoby się powiedzieć, że to też coś dla fanów NOX AUREA, ale basetli tu brak.


Ocena: 7/10

SteelHammer
Odpowiedz
#2
Les Memoires Fall - The Tree: Yarns of Life (2020)

[Obrazek: a0368550967_16.jpg]

Tracklista:
1. Vacuum 11:19     
2. Creation 10:33     
3. Spring 07:53       
4. Summer 09:39     
5. Autumn 07:21       
6. Winter 10:23

Rok wydania: 2020
Gatunek: Doom/Death Metal
Kraj: Brazylia

Skład:
Emerson Mördien - śpiew, bas
Alessandro M. Montenegro - gitara
Gościnnie:
Niko Teixeira - perkusja
Gabriel Bernardes - instrumenty klawiszowe


Niedługo po nagraniu debiutanckiego albumu, wytwórnia Shapeless Visions Records zbankrutowała i zespół Mördiena pozostał bez kontraktu i nadal niezauważony.
Skład się wykruszył przez te lata i pozostał tylko Alessandro M. Montenegro, który dołączył po nagraniach na debiut.
Pojawiały się single, EP i dopiero w 2019 roku zyskali zainteresowanie brazylijskiej wytwórni Black Hearts Records.

Zespół nadal nie miał perkusisty, więc ponownie do współpracy zaproszony został Niko Teixeira, który przez te wszystkie lata pozyskał doświadczenie, grając w zespołach death metalowych.
Tym razem nie ma DRACONIAN i pani, która by służyła za kontrast. Został nagrany album inny od poprzedniego, który mógłby trafić do dyskografii ANATHEMA, z małymi inspiracjami PARADISE LOST, z drobnymi zapożyczeniami od CANDLEMASS, co słychać chociażby w Creation, chociaż jest tutaj też coś z konsekwencji PANTHEIST. Spring próbuje coś mieszać i kombinować, jest PARADISE LOST, ale jest i SATURNUS, zagrany niestety dość nieudolnie, bo w drugiej połowie kompozycji nie dzieje się nic i niepotrzebnie to trwa prawie 8 minut. Minimalizm PANTHEIST jest tutaj uderzający, ale nie mogę się pozbyć również wrażenia, że nad tym wszystkim wisi duch CATHEDRAL. Tylko jak ma go nie być, skoro na tym właśnie ANATHEMA wyrosła?
Muzyki tym razem jest więcej, bo 55 minut, dowodem, który daje jasno do zrozumienia, że muzyka miała być kontynuacją ANATHEMA jest kończący album Winter.
Problemem tutaj jest gitara i tutaj jest czarno na białym, że do takiej muzyki jednak dwie gitary są potrzebne, szczególnie, kiedy Montenegro jest tak niewyrazisty i raczej bezstylowy, tak jak Mördien to co najwyżej wokalista poprawny.

Brzmienie celowo upodobnione do typowo brytyjskiej szkoły grania muzyki klimatu, nic szczególnego, ale i koszmarnego i perkusja nie brzmi jak karton.
ANATHEMA to muzyka bardzo wymagająca, trudna, głównie przez minimalizm i tutaj trudno zarzucić zespołowi, że to nie jest muzyka przystępna, bo po części taki był cel. Zabrakło transu i hipnozy, jaki wprowadzał CATHEDRAL.
To jest album skierowany do dość wąskiego grona odbiorców, osób, które lubią, a może nawet wielbią ANATHEMA lat 90-tych, ale płyt, które przyszły po debiucie. Do tego takich, którzy raczej są w stanie pójść na kompromis, jeśli chodzi o stronę instrumentalną czy wykonawczą ogólnie, bo fajerwerków tu nie ma, raczej granie podręcznikowe.
A to już nie zawsze idzie w parze i taki układ nie każdemu może pasować.


Ocena: 7/10

SteelHammer
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 2 gości