Amethyst
#1
Amethyst - Throw Down the Gauntlet (2024)

[Obrazek: 1254734.jpg?4433]

Tracklista:
1. Embers on the Loose 05:12       
2. Stand Up and Fight 05:56       
3. Won't Do It Again 04:07       
4. Running Out of Time 05:18       
5. Rock Knights 04:00      
6. Queen of a Thousand Burning Hearts 05:55      
7. Take Me Away 04:18       
8. Serenade (Under the Rising Moon) 06:36

Rok wydania: 2024
Gatunek: Heavy Metal
Kraj: Szwajcaria

Skład zespołu:
Fredric G. - śpiew
Ramon S. - gitara
Yves B. - gitara
Miguel S. - bas
Eldo - perkusja


AMETHYST to nowy zespół ze Szwajcarii, założony w 2020 roku, który szybko zdobył popularność w 2022 roku EP Rock Knights. W większości są to muzycy nowi na scenie, poza Yvesem Bradlerem, który gra w death metalowym DEATHCULT. Debiut wydało No Remorse Records 27 września 2024 roku.

Na początku tego roku debiutował brytyjski zespół COLTRE i AMETHYST ma sporo z nimi wspólnego, od inspiracji DIAMOND HEAD i TANK, chociaż AMETHYST dorzuca tutaj nieco melodyki charakterystycznej dla wczesnego IRON MAIDEN (śodkowa partia Stand up and Fight) czy nawet ANGEL WITCH (Won't Do It Again). Jest i duch THIN LIZZY w Rock Knights, może i nawet Fredric G. chwilami brzmi jak Phil Lynott, ogólnie jednak śpiewa może nazbyt bezpiecznie i spokojnie. Jest i rockowo w stylu DEMON i TYGERS OF PAN TANG w Queen of a Thousand Burning Hearts. Refreny są proste, nie komplikują w żaden sposób prostego przesłania, co nie oznacza, że jest granie prostackie, bo sola gitarowe potrafią być bardzo wysokiej klasy, jak w kompletnie dewastującym Take Me Away, którego partia środkowa to absolutne mistrzostwo. Ogólnie sekcja rytmiczna gra tutaj na wysokim poziomie i to już słychać w bardzo dobrym Embers on the Loose. Kiedy potrzeba, potrafią wyzwolić z siebie prawdziwy wulkan energii, nawet jeśli nie jest to muzyka zbyt odkrywcza czy oryginalna, ale nie o oryginalność tu chodzi, a o klimat wczesnych lat 80., który jest tutaj autentyczny. Gdzie do tej pory ukrywał się Miguel Sanchez nie wiadomo, ale to dobrze, że AMETHYST zaprezentowało go światu. Świetny basista, grający z luzem, czasami potrafi zaskoczyć techniką i nie jest on zwykłym przedłużeniem sekcji, chociaż Eldo prezentuje się tutaj z bardzo dobrej strony i nie boi się użyć talerzy. Gitarzyści, jak wspomniałem, rozumieją się doskonale i od strony instrumentalnej jest to satysfakcjonujące.

Za produkcję odpowiada Eldo i jest to ciekawe, niemieckie spojrzenie na wyspiarskie granie, chociaż moim zdaniem wokale można było nagrać lepiej, a gitary ustawić inaczej. Perkusja za to miażdży, chwilami może nawet aż za bardzo, co słychać w zdominowanym przez nią Won't Do It Again. Jako sound vintage to się nawet broni, szczególnie jeśli chodzi o wysunięty bas, którego metaliczny sound jest bardzo przyjemny.
Ciekawy debiut z Szwajcarii, który godnie oddaje hołd scenie brytyjskiej.


Ocena: 8/10

SteelHammer
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 2 gości