Alcatrazz
#1
Alcatrazz - No Parole from Rock 'n' Roll (1983)

 [Obrazek: R-2494743-1365750127-4035.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Island In The Sun 03:56
2. General Hospital 04:50
3. Jet To Jet 04:27
4. Hiroshima Mon Amour 04:01
5. Kree Nakoorie 06:10
6. Incubus 01:24
7. Too Young To Die, Too Drunk To Live 04:21
8. Big Foot 04:07
9. Starcarr Lane 03:54
10. Suffer Me 04:18

Rok wydania: 1983
Gatunek: Heavy Metal/Hard Rock
Kraj: USA

Skład:
Graham Bonnet - śpiew
Yngwie Malmsteen - gitara
Gary Shea - bas
Jan Uvena - perkusja
Jimmy Waldo - instrumenty klawiszowe

Graham Bonnet to wokalista o charakterystycznym, niezmiernie rozpoznawalnym głosie należący do weteranów szeroko rozumianej metalowej sceny.
Śpiewał w uznanych i cenionych kapelach takich jak MSG, RAINBOW, IMPELLITTERI, a nawet japoński ANTHEM, miewał też okresy słabsze i trudne gdy imał się różnych zajęć i walczył z samym sobą... Własny band założył tylko raz. Grupa nosiła nazwę ALCATRAZZ i powstała w Los Angeles w roku 1983. Bonnet był już wtedy uznanym i znanym wokalistą, w przeciwieństwie do zaproszonego do współpracy gitarzysty - niejakiego Yngwiego M. znanego później jako Lars Yngwie Johann Lannerbach Malmsteen. Warto jednak dodać, że Bonnet wcale nie przygarnął go w akcie litości - ówże Yngwie miał równolegle kilka innych propozycji od znanych zespołów. Po skompletowaniu składu grupa szybko przystąpiła do nagrania pierwszego albumu. Wszystkie teksty napisał Bonne,t a muzykę stworzył w zasadzie wspólnie z Malmsteenem i z pewnym udziałem Waldo. Album został zaprezentowany przez wytwórnię Rocshire Records z Anaheim, która była częścią firmy fonograficznej MCA i chyba poza tym albumem niczego więcej nie wydała.

Na ten LP składa się 10 utworów, w tym miniatura Malmsteena „Incubus”.
Pierwsze dwie kompozycje nieco rozczarowują. Słuchając „Island In The Sun” oraz  “General Hospital” czułem pewien zawód. Mamy tu mało przekonujące hard rockowe granie bez większego pomysłu na melodię, jakich bardzo wiele było w tym czasie. Za to dalej... jest to album wspaniały, dynamiczny i pełen wewnętrznej siły. „Jet To Jet” od razu wprawia w osłupienie zdecydowaniem wykonania i tu po raz pierwszy Bonnet pokazuje, co potrafi zrobić ze swym jakby nieco zdartym głosem! ”Hiroshima Mon Amour” to klejnot w koronie nie tylko ALCATRAZZ, ale i całego hard rockowego grania. Antywojenne przesłanie przekazane z pasją i niespotykaną ekspresją z refrenem odśpiewanym w sposób wzbudzający najwyższy szacunek. Utwór ten wywiera zawsze na mnie wielkie wrażenie, cieszył się także kolosalnym powodzeniem w Japonii, gdzie zespół w roku następnym koncertował z wielkim powodzeniem.
Kolejny numer z tej płyty odbiega nieco od ogólnego stylu. W „Kree Nakoorie”, najdłuższym utworze na tym albumie słychać wpływ Malmsteena i tego co zaczął tworzyć, gdy już obrał własną drogę. Na szczególne wyróżnienie zasługują właśnie partie gitarowe Yngwiego.  ”Incubus”, króciutki instrumentalny popis umiejętności młodego Malmsteena jest tylko przerywnikiem, a następujący po nim „Too Young To Die To Drunk To Live” to chyba też jeden z najbardziej znanych kawałków zespołu i ze względu na swoją energiczność i kapitalny refren najważniejszy koncertowy wymiatacz tego bandu, zresztą parokrotnie coverowany, w tym także przez zespoły japońskie. ”Big Foot” to epicka opowieść o Wielkiej Stopie, nieco wolniejszy i dostojniej zagrany numer, w którym czuje się jednak spore pokłady wewnętrznej emocji. „Starcarr Lane” choć dosyć typowy w melodii i aranżacji, wyróżnia się zdecydowanie na tle innych podobnych rzeczy nienagannym wykonaniem i doskonałymi wokalami, przez co stanowi bardzo mocny punkt tej płyty. Album zamyka przepiękny, sentymentalny i wręcz aktorsko wykonany przez Bonneta „Suffer Me”, wolny i niezmiernie melodyjny, ale daleki od sztampowej ballady.

Największą zaletą tego albumu są brawurowe popisy wokalne Bonneta. Uważam, że nigdy wcześniej ani później nie zaśpiewał on już tak znakomicie. Jeśli chodzi o Malmsteena, to spisał się bez zarzutu, choć widać, że nie do końca była to muzyka, jaką chciał grać. Sekcja rytmiczna wypełniła swoje zadanie z honorem, a niektóre klawiszowe ozdobniki i solóweczki Waldo wypadły wręcz doskonale, szczególnie w tych miejscach, gdzie splatały się z gitarową maestrią Malmsteena. Album ma dobre brzmienie, jedynie może instrumenty klawiszowe nie zawsze są czytelne na tle gitarowych popisów Malmsteena. Sporo w tym wszystkim RAINBOW i z pewnością płyta ta może trafić celnie w gusta miłośników takiego grania.
Był to pierwszy i ostatni album studyjny z udziałem szwedzkiego gitarzysty. Już w roku następnym opuścił on mury ALCATRAZZ, aby jako wolny człowiek rozpocząć solową karierę.
Zastąpił go znacznie bardziej utytułowany czarodziej gitary Steve Vai, ale to już zupełnie inna historia.


Ocena: 8.5/10

27.09.2007
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#2
Alcatrazz - Born Innocent (2020)

[Obrazek: R-15569943-1594542073-8917.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Born Innocent 03:06
2. Polar Bear 04:35
3. Finn McCool 04:21
4. We Still Remember 04:02
5. London 1666 04:59
6. Dirty like the City 03:48
7.I Am the King 05:29
8. Something That I Am Missing 04:36
9. Paper Flags 04:00
10.The Wound Is Open 03:48
11.Body Beautiful 04:59
12.Warth Lane 06:15
13.For Tony 03:59

Rok wydania: 2020
Gatunek: Heavy Metal
Kraj: USA

Skład:
Graham Bonnet - śpiew
Joe Stump - gitara
Gary Shea - bas
Mark Benquechea - perkusja
Jimmy Waldo - instrumenty klawiszowe

oraz Goście i Przyjaciele
Chris Impellitteri - gitara
Steve Vai - gitara
Bob Kulick - gitara
Nozomu Wakai - gitara
D. Kendall Jones - gitara
Jeff Waters - gitara
Dario Mollo - gitara
Don Van Stavern - gitara basowa (2, 3, 5, 6, 9)


Nic o przeszłości. ALCATRAZZ został reaktywowany po postu w roku 2019 w składzie z Shea i Waldo i oczywiście Niezniszczalny Graham Bonnet, który z tym, że obecnie ma 72 lata wcale się nie kryje. I nowa płyta "Born Innocent" wydana w końcu lipca przez Silver Lining Music, a w Ameryce Południowej przez Icarus Music. I w składzie głównym Profesor Joe Stump!
Wydarzenie? Ogromne wydarzenie, bo przecież od wydania ostatniej płyty ALCATRAZZ minęło 34 lata. Wydarzenie tym większe, że na tej płycie jako Goście i Przyjaciele pojawiły się takie sławy, że przedstawianie ich byłoby dla nich po prostu afrontem. Ma to także swój wymiar historyczny, bo jest i Steve Vai!

Zaczynają jakże klasycznie i nostalgicznie w melodyjnym heavy tytułowym Born Innocent i ten klimat roku 1983 wraca, po prostu wraca... Piękny początek, ale przychodzi kolej na Polar Bear i zniszczenie w kategorii neoclassical heavy metal jest absolutne. Po prostu niesamowity, pełen elegancji i energii killer. O solach gitarowych nie będę pisał, to są Mistrzowie, to są Czarodzieje i te czary są na całej płycie zachwycające. Vai i Impellitteri na jednej płycie, bezcenne! A w japońsko miejscami brzmiącym, super przebojowym  Finn McCool  pojawia się Guitar Hero Nozomu Wakai z DESTINIA i wygrywa ze Stumpem cudeńka, jakich świat nie słyszał. Ta lekkość, ta niebywała swoboda! Co za wspaniały, prosty nośny refren!
Potem pełen dramatyzmu wolniejszy We Still Remember i tu jest pole do popisu dla Bonneta, który taki dramatyzm potrafi wydobyć jak mało kto. Tu może nieco jednak zawodzi refren i mocne przesłanie melodii zwrotek się trochę rozmywa. Za to piękne klawiszowe inkrustacje i ornamentacje Waldo. A zaraz potem, surowy i posępny London 1666 zdecydowanie w brytyjskiej manierze klasycznego heavy. Partia instrumentalna Stumpa jest tu genialna. Dirty like the City jest to taki mało wyrazisty heavy metal z elementami klasycznego rocka, dosyć brutalny, ale gdy pojawia się rock arena refren, jest po prostu znakomicie. Melodic metal w I Am the King  trudno uznać za interesujący, ale tu zagrał Bob Kulick, który zmarł 28 maja 2020, a wsławił się występując u boku Alice Coopera, Meat Loafa, Michalea Boltona czy Lou Reeda. To, jak się wydaje, ostatnie gitarowe akordy zarejestrowane w długiej rockowej historii Roberta (R.I.P).
Something That I Am Missing doskonale odświeża tradycje rocka i metalu lat 70tych i 80tych, melodyjnego, ale takiego z nieco większymi ambicjami. W Something That I Am Missing trochę brytyjskich tematów bliskich tym z "Forbidden" BLACK SABBATH, a na gitarze zagrał ze Stumpem Dario Mollo znany chociażby z THE CAGE, supergrupy z Tony Martinem jako wokalistą. Mollo potrafi wyczuwać klimaty brytyjskiej klasyki.
W Paper Flags Jeff Waters (ANNIHILATOR) i nieco heavy metalowego teatru i dramatu w surowszej, choć nie power speed thrashowej oprawie, zaś The Wound Is Open brzmi wyjątkowo ostro i nowocześnie i raczej tu bym widział Watersa. Ta końcówka długiej godzinnej płyty jest słabsza i heavy metalowy Body Beautiful brzmi dosyć powszednio, a refren rozczarowuje. Stosunkowo łagodny, romantyczny i nostalgiczny song Warth Lane, gdzie też zagrał Mollo, pasowałby bardziej do Ozzy Osbourne'a... No, a plan drugi For Tony zupełnie deprecjonuje tę kompozycję jako utwór metalowy. Ja oczywiście rozumiem ogólną intencję i ideę, ale może niekoniecznie na płycie z muzyka heavy metal.

Tradycyjny amerykański sound heavy metalowy to dzieło Andy Hallera, który z Bonnetem współpracował już wcześniej, a znany jest także chociażby z realizacji mixu KAKTUS PROJECT Sylvain Rouvière w roku 2011.
Fenomenalny występ gitarzystów, wszystkich bez wyjątku, mocarna sekcja rytmiczna czująca tę muzykę, Shea jak zwykle pięknie kreatywny i bardzo dobry Graham Bonnet, któremu może czasem brakuje głębi, ale ten repertuar to nie są AOR piosenki radiowe i wymagają doprawdy wielkiego wkładu energii. Może ten album jest w sporym stopniu eklektyczny i jak na szyld ALCATRAZZ momentami eksperymentalny i zaskakujący, ale te zaskoczenia to z drugiej strony spory atut.

Tego wspólnego występu plejady gwiazd nie można pominąć!


ocena: 7,5/10

new 31.07.2020
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#3
Alcatrazz - V (2021)

[Obrazek: R-20561884-1634390320-8709.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Guardian Angel 05:17
2. Nightwatch 04:51
3. Sword of Deliverance 03:38
4. Turn of the Wheel 05:25
5. Blackheart 05:18
6. Grace of God 05:08
7. Return to Nevermore 05:17
8. Target 04:44
9. Maybe Tomorrow 06:17
10.House of Lies 04:53
11.Alice’s Eyes 05:03
12.Dark Day for My Soul 06:28

Rok wydania: 2021
Gatunek: Heavy Metal
Kraj: USA

Skład:
Doogie White - śpiew
Joe Stump - gitara
Gary Shea - gitara basowa
Mark Benquechea - perkusja
Jimmy Waldo - instrumenty klawiszowe
oraz
Cliff Evans - gitara basowa (6)
Don Van Stavern - gitara basowa (1, 2, 8)
Nigel Glockler - perkusja (1,5)

Historia lubi się powtarzać. Gdy w roku 2007 doszło do podziału TANK na dwa zespoły, na miejsce Algy Warda przyszedł w roku następnym Doogie White. Gdy w 2020 rozeszły się drogi Grahama Bonneta i ALCATRAZZ, ponownie z pomocą przyszedł Doogie. Nie chcę tu wnikać w powody takich, a nie innych decyzji personalnych i komentować spory, oczywiście życzę Grahamowi wszystkiego najlepszego i wydania zapowiadanej płyty w drugim, prowadzonym przez niego ALCATRAZZ. A posłuchać Doogie w nowych kompozycjach to zawsze duża przyjemność. Album "V" wydany został w październiku przez londyńską wytwórnię Silver Lining Music. Na płycie pojawiło się kilku znamienitych gości z tak znanych grup jak TANK, RIOT V i SAXON.

Jest bogato i klasycznie. Co więcej, ta klasyka ma wiele źródeł i ramy czasowe spina DEEP PURPLE z lat 70 tych i współczesny melodyjny heavy ostatnich lat. Utwory są zbudowane z różnych stylów i podgatunków metalu i te niemal barokowe konstrukcje przypominają wspaniały album "X" ROYAL HUNT z 2010 roku. Profesor Stump daje dewastujący popis w każdej z tych kompozycji i jego kunszt jako czołowego Guitar Hero w metalowym świecie nie podlega żadnej dyskusji. Sola są piorunujące, a w niektórych słychać piękne stylizacje na Blackmore'a. Chłodny neoklasyczny shred Mistrza po prostu fenomenalny! Zresztą wszyscy grają wybornie i warto posłuchać, jak współpracuje gościnnie grająca sekcja rytmiczna w pełnym werwy i elegancji Guardian Angel, zbudowanym na neoklasycznym fundamencie. Jest tu i melodyjny, heroiczny heavy metal w amerykańskim stylu, w bardzo dobrym Nightwatch, słychać także DIO w męskim, rytmicznym Sword of Deliverance. Dostojny, potężnie odegrany na granicy heavy/power w zwrotkach Turn of the Wheel ma piękny, romantyczny refren i bije z tego prawdziwa classic metalowa epicka duma! I true heavy metal z bojowymi chórkami Blackheart jest także kapitalny. Szczery, prosty wyrazisty utwór z heroicznym, marszowym refrenem chóralnym.
Potoczysty i pełen wdzięku jest Grace of God zagrany w umiarkowanym tempie i wspaniale się to rozwija w refrenie, a całość przypomina numery CORNERSTONE i wokal White to dodatkowo uwypukla. Nie zabrakło klasycznego epickiego numeru, zbudowanego na ancient orientalnym motywie, zagranego ciężko, bezwzględnie i uporczywie i Return to Nevermore prezentuje się w tej kategorii bardzo dobrze, a dramatyczne długie solo Stumpa to popis najwyższej próby. Nieco mroczny jest w zwrotkach dumny Target, ale w refrenach neoklasyka łączy się z melodyką RAINBOW chociażby i zachwycają po prostu. Tak jak i w znacznie spokojniejszym, refleksyjnym songu Maybe Tomorrow, gdzie tło stanowi plan klawiszowy, częściowo w stylu symfonicznym. Może tylko Doogie w refrenach śpiewa miejscami nazbyt siłowo. Stump... jak ta gitara płacze, jak rozpacza... Do tradycji DEEP PURPLE i RAINBOW odnosi się lżejszy House of Lies i jest to dobry utwór, ale jednak na tej płycie prezentuje się słabiej niż inne kompozycje. Duch niby Blackmore'a, ale nieco to trywialne i toporne. Ta końcówka jest jednak słabsza, bo potem przychodzi czas na nieudany amerykański heavy metal w Alice’s Eye. Miało być trochę inaczej, miało być trochę dziwnie, a wyszło zupełnie nijako.
Na koniec coś z Krainy Łagodności przy pianinie. Dark Day for My Soul. Bo ja wiem... Nie jestem specjalnym fanem twórczości Sir Eltona Johna, a tak to trochę brzmi. W drugiej części trochę się to metalizuje za sprawą głównie Stumpa, ale całościowo to tak sobie wyszło.
 
A Doogie White? Dajcie mu dobre melodie, to zawsze jest znakomity. A tu takie melodie ma. Jest to album z muzyką wcale nie taką łatwą do zaśpiewania i tym większe brawa dla Doogie.

Mix i mastering wykonał ponownie Andy Haller, jednak tym razem produkcja jest jeszcze bardziej staranna, mniej surowa w amerykańskim stylu, niż  na płycie poprzedniej, sound niezwykle klarowny i eksponujący wszystkie bez wyjątku instrumenty. Bas wbija w ziemię, klawisze są strzeliste i masywne, a gitara Stumpa pełna dźwiękowych niuansów. I perkusja - moc!
W roku 2020 ALCATRAZZ zaprezentował dobry, nieco nierówny album. W 2021 zagrali lepiej, jest więcej pirotechniki gitarowej Profesora Stumpa, więcej klasowych kompozycji. Nie ma jednak ultra killera na miarę nieśmiertelnego już Polar Bear i końcówka płyty także nieco rozczarowuje. Zapewne ta końcówka ma zadowolić fanów bardziej ortodoksyjnych fanów ALCATRAZZ, ale jak się zasadniczo gra klasyczny epicki poniekąd heavy metal przez ponad 40 minut, to trudno jest wszystkie gusta pogodzić.


ocena: 8,3/10

new 19.10.2021
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#4
Alcatrazz - Take No Prisoners (2023)

[Obrazek: NzMtNDE3Mi5qcGVn.jpeg]

Tracklista:
1. Little Viper 04:39
2. Don't Get Mad...Get Even (feat. Girlschool) 03:56
3. Battlelines 03:58
4. Strangers 05:40
5. Gates of Destiny 05:02
6. Alcatrazz 04:14
7. Holy Roller (Love's Temple) 04:08
8. Power in Numbers 05:27
9. Salute the Colours 05:36
10.Bring on the Rawk 04:36

Rok wydania: 2023
Gatunek: Heavy Metal
Kraj: USA

Skład:
Doogie White - śpiew
Joe Stump - gitara
Gary Shea - gitara basowa
Larry Paterson - perkusja
Jimmy Waldo - instrumenty klawiszowe

Nowym perkusistą ALCATRAZZ został w roku 2021 Larry Paterson, czyli Lawrence Paterson, znany także jako biograf grup BLAZE i BLAZE BAYLEY (a przy tym i samego Bayley'a), w których to wcześniej występował i nie tylko w nich. Występował zresztą już także ze Stumpem w RAVEN LORD. Reszta składu bez zmian i  w takim zestawieniu zespół nagrał kolejny album, wydany 19 maja 2023 przez wytwórnię Silver Lining Music z Londynu.

Jak jest Stump, to jest zawsze Metalowa Sztuka. Okazuje się, że nie zawsze, gdy śpiewa Doogie White, który jest tu niestety w trochę słabszej dyspozycji głosowej, wykonuje mocniejsze partie z wysiłkiem, a rockowy feeling nieco przygasł. Zapewne świadomie w procesie mixu został on tak ustawiony, że główna uwaga skupia się na gitarze Stumpa i ten jest fantastyczny w potężnym, heroicznym i dramatycznym openerze Little Viper i tu naprawdę "nie biorą jeńców". Ach, te swobodne neoklasyczne zagrywki solowe Stumpa, zawsze i wszędzie dopasowane i pełne finezji i elegancji. Oczywiście należy szanować GIRLSCHOOL za wkład, za dorobek, ale akurat Don't Get Mad...Get Even, gdzie tu można je usłyszeć w chórkach to słabiutki poza solem Stumpa glamowy numer i album z powodzeniem by się bez tego mógł obyć. Solidnie, zwłaszcza melodyjnym bojowym refrenie prezentuje się Battlelines. Nostalgicznie, romantycznie, ale epicko w mocnym monumentalnych refrenach jak BLACK SABBATH Dio czy Martin jest w Strangers, a Gates of Destiny od pierwszych sekund wskazuje, że tu się po tej dostojnej galopadzie zdarzy coś pięknego. I jest, jest po prostu nieprawdopodobny w melodii refren, którego można słuchać bez końca i nawet solo Stumpa tu ma wobec niego znaczenie drugorzędne. I zaraz potem Alcatrazz, kolejny killer w szybszym tempie i tu jest nie tylko zachwycająca melodia, ale i pirotechnika gitarowa Profesora dawkowana zupełnie jakby od niechcenia. Och, ten Stump Arcymistrz! Wolniejszy, stylizowany na klasyczny metal epicki Holy Roller (Love's Temple) nie jest już tak porywający i to mniej udana kompozycja z tego albumu, którą Stump próbuje tu kierować na tory lekkiej progresji z wykorzystaniem kroczącego motywu orientalnego w manierze ancient. Power in Numbers - i to jest zagadka w kwestii  jasnej kwalifikacji stylu. Świetne, ale tyle tu wpływów różnych podgatunków, że aż trudno wszystko od razu ogarnąć. Taki epicki wczesny EVIL MASQUERADE powiedziałbym. A Salute the Colours to także mix ponurego klimatu "Dehumanizer" BLACK SABBATH ze zdecydowanie pełnym epickiej mocy eleganckimi refrenami. Długie, zróżnicowane solo Stumpa stopniowo nabiera tu cech dramatycznych i zaczyna w pewnym momencie po prostu hipnotyzować. Jak się można było spodziewać, tym razem końcowy akcent w postaci Bring on the Rawk jest dewastujący - tu idą jak tajfun do przodu i Stupm gra bezwzględnie realnie power metalowo - sieją melodyjne zniszczenie i jak w tytule - "jeńców nie biorą"! Mocarny finał, mocarny!
Wyborne partie sekcji rytmicznej podporządkowane są Stumpowi, klawisze Waldo bardzo oszczędne, poza kilkoma momentami  i nie wchodzi on w zasadzie w żadne dialogi i pojedynki ze Stumpem, ale na koniec w Bring on the Rawk mamy taki dialog, choć szkoda, że skromny.

Profesor Joe Stump rządzi, Stump wymiata, Stump dewastuje, melodie w znacznej mierze wspaniałe, ponadto słychać, że grupa zdecydowanie odżegnuje się od prostszego heavy heroicznego grania na rzecz form bardziej wyszukanych i wysmakowanych aranżacyjnie. Bogaty w pomysły, miejscami zaskakujący, a miejscami poruszający, najlepszy album nagrany pod szyldem ALCATRAZZ.


ocena: 9,2/10

new 19.05.2023
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości