Anthem
#1
Anthem - Tightrope (1986)

[Obrazek: R-7791913-1448848465-3548.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Victim in Your Eyes 03:43
2. Night After Night 05:23
3. Death to Death 04:14
4. Tightrope Dancer 04:22
5. Driving Wire 04:22
6. Finger's on the Trigger 04:32
7. Light It Up 05:53
8. Back Street Groove 03:19
9. Black Eyed Tough 04:23

Rok wydania: 1986
Gatunek: Heavy Metal
Kraj: Japonia

Skład zespołu:
Eizo Sakamoto - śpiew
Hiroya Fukuda - gitara
Naoto Shibata - bas
Takamasa Ohuchi - perkusja

Jest to drugi album tego, jakże ważnego dla sceny heavy metalowej, zespołu z Tokio. Wydany został w kwietniu 1986 roku przez Nexus, z którym grupa związała się wieloletnim kontraktem.

Tym razem zespół zagrał śmielej, a centralną postacią był gitarzysta Hiroya Fukuda.
Przedstawiony został ponownie melodyjny materiał hard rockowy i heavy metalowy z mieszanymi tekstami japońskimi i angielskimi. Album otwiera dynamiczny i szybki "Victim in Your Eyes" z popisowymi zagrywkami Fukuda, a po nim podobny w budowie i równie melodyjny "Night After Night". Słychać, że zespół nabrał pewności siebie. Są to bardzo dobre kompozycje, niczym nieustępujące brytyjskim czy amerykańskim, chwytliwe i zgrabnie skonstruowane. Wolniejszy "Death to Death" to już typowo heavy metalowy numer dla ANTHEM i klasyczny przykład metalu lat 80-tych. Kolejna bardzo dobra rzecz i jedynie może refren średniacki. Nieco amerykańskiego rock/metalu stadionowego, lekko przypominającego AEROSMITH, to "Tightrope Dancer" i "Finger's on the Trigger", a w "Driving Wire" mamy speed metal, także melodyjny, tu jednak moim zdaniem bardzo słabo wypada niestety Sakamoto, fatalne są też chórki. Za to po raz kolejny, jak na całej płycie, wymiata Fukuda. Można powiedzieć, że mamy zapożyczenia z NWOBHM - bo riffy z hard rockowego "Light It Up" to klasyczny przykład grania brytyjskiego z wczesnych lat 80-tych z tym specyficznym, japońskim zacięciem. Ciekawy utwór, również jeden z lepszych na płycie. Wybornie poradzili sobie w opartym na ciętych riffach rokendrolowym niemal, a do tego bardzo agresywnym i szybkim "Back Street Groove". Buja i to bardzo!
Na płycie mamy jeszcze heavy killer "Black Eyed Tough" na koniec i trzeba przyznać, że ten LP jest nieporównywalnie lepszy od debiutu.

Luz i doskonałe połączenie atrakcyjności melodii, dynamiki, metalowej werwy i wykonania. Nawet dla samego występu pana Fukuda warto posłuchać.
Brzmienie albumu jest dobre, ale może zanadto spłaszczone i ustępuje jednak temu, jakie uzyskano na płytach późniejszych.
Uważam, że tym LP zespół zawstydził większość zespołów, grających szybki melodyjny heavy metal w tym czasie i tylko egzotyka pochodzenia ograniczyła popularność tej płyty.

Delikatna okładka nie oddaje agresywnej zawartości.

Ocena: 8/10

10.07.2010
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#2
Anthem - Bound To Break (1987)

[Obrazek: R-6629922-1423434258-2315.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Bound to Break 04:22
2. Empty Eyes 04:04
3. Show Must Go On 03:42
4. Rock'n'Roll Survivor 04:05
5. Soldiers 04:24
6. Limited Lights 01:22
7. Machine Made Dog 04:53
8. No More Night 04:36
9. Headstrong 05:12
10. Fire 'n' the Sword 05:16

Rok wydania: 1987
Gatunek: Heavy Metal
Kraj: Japonia

Skład zespołu:
Eizo Sakamoto - śpiew
Hiroya Fukuda - gitara
Naoto Shibata - bas
Takamasa Ohuchi - perkusja

Trzeci LP zespół wydał Nexus w marcu 1987 roku, ANTHEM dysponował też znacznie większym budżetem. Postawiono na większą staranność produkcji.
Był to krok w dobrym kierunku, brzmienie na tym albumie było lepsze - ostrzejsze i bardziej klarowne.

Płytę rozpoczyna dynamiczny, bardzo agresywny i melodyjny "Bound to Break". Rycząca gitara, szybkie tempo i mamy doskonały początek. "Empty Eyes zrobiony podobnie i już w tym momencie słychać, że ANTHEM zasmakował w graniu z zębem, bez słodzenia i jęczenia. Fukuda niszczy tu długim solem, jednym z najbardziej udanych do tej pory. Wolniejszy rytmiczny "Show Must Go On", oparty na dudniącym basie, kroczy zdecydowanie od pierwszej do ostatniej sekundy zgodnie z tytułem. "Rock 'n' Roll Survivor" też, zgodnie z tytułem, zbudowany na osnowie rokendrolowej i stanowi specyficzny mix grania amerykańskiego i SAXON, słyszalnego w ciętych riffach i dłuższych wybrzmiewaniach. Także i tu nie można się nadziwić inwencji i swobodzie Fukudy. Niestety czasem się o tym gitarzyście w kontekście sceny japońskiej lat 80-tych zapomina, absolutnie niesłusznie. Na tym LP znajduje się również jeden z najpiękniejszych, bojowych, pełnych dramatyzmu numerów zespołu "Soldiers". Tu fantastycznie zaśpiewał tę żołnierską pieśń Sakamoto. Wspaniała kompozycja o niezwykłej melodii i ogromnym ładunku emocji. Typowo amerykański rock/metal stadionowy "Machine Made Dog" brzmi nawet bardziej amerykańsko niż oryginały i to nabijanie rytmu w średnim tempie jest kapitalne. "No More Night" to kolejny killer zagrany ostro i Sakamoto tu także wkłada wszystkie siły i umiejętności, które zresztą bardzo poprawił. Potem znów wolniej i krocząco w "Headstrong", ale ten utwór, mimo niezłej melodii, raczej należy tu do mniej udanych. Za to wspaniały i mocno japoński "Fire'n'the Sword" ma i epicką siłę, i moc heavy metalowego killera.

Album znakomity i przez wielu uważany za najlepszy, jaki powstał w Japonii w klasycznym heavy metalu w latach 80-tych.
Teraz już ANTHEM twardo zajął miejsce w czołówce.

Ocena: 9/10

10.07.2010
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#3
Anthem - Gypsy Ways (1988)

[Obrazek: R-3023336-1358382633-5553.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Gypsy Ways (Win, Lose or Draw) 05:18
2. Love in Vein 04:22
3. Bad Habits Die Hard 04:33
4. Legal Killing 04:38
5. Cryin' Heart 05:01
6. Silent Child 04:21
7. Midnight Sun 04:41
8. Shout It Out! 04:20
9. Final Risk 04:08
10. Night Stalker 05:02

Rok wydania: 1988
Gatunek: Heavy/Power Metal
Kraj: Japonia

Skład zespołu:
Yukio Morikawa - śpiew
Hiroya Fukuda - gitara
Naoto Shibata - bas
Takamasa Ohuchi - perkusja

Ten LP został wydany przez Nexus w maju 1988.
Jest to pierwszy album, na którym zabrakło wokalisty Sakamoto. Zastąpił go Yukio Morikawa, wówczas jeszcze młody i nieznany, przed którym stanęło trudne zadanie - wypełnienie luki po charyzmatycznym frontmanie ANTHEM. Można powiedzieć, że rozpoczął się nowy rozdział w muzyce zespołu.

Album "Gypsy Ways" zawiera metal już nieco inny, cięższy, wolniejszy, w znacznej mierze pozbawiony hard rockowych akcentów i jakby dostosowany do mocnego, ale nieco statycznego sposobu śpiewania Morikawy. Trzy pierwsze kompozycje, "Gypsy Ways", "Love in Vein" i "Bad Habits Die Hard" to udane, ale nie porywające numery heavy power ze znacznymi odniesieniami do podobnej muzyki nagrywanej w USA przede wszystkim. Słychać wielkie zgranie zespołu, ale i jednocześnie jakieś wyciszenie. Podobnie rzecz się ma z kolejnym utworem "Legal Killing", ten jednak bije poprzednie znakomitą melodią i świetnie pomyślanym refrenem. Poprzedni ANTHEM słychać za to w ostro zagranym "Cryin' Heart", przy czym wokalnie i tu rozegrane jest to bardzo spokojnie. "Silent Child" odpowiada na zapotrzebowanie na przebój w stylu japońskim i stanowi cięższą wersję takich nagrań, jakich się zaczęło pojawiać w tym czasie już więcej. Gitara zmiękczona przez coś na kształt symfonicznych zagrywek w tle. "Midnight Sun" ma z kolei dużo wspólnego z brytyjskimi nagraniami heavy metalowymi w refrenie, ale zwrotki opierają się na manierze japońskiej. Tak przy okazji tego utworu już nasuwa się spostrzeżenie, że Fukuda gra na tym LP nieco zachowawczo i nie ma tej ekwilibrystyki gitarowej, jaką proponował wcześniej. "Shout It Out!" to standardowy numer heavy metalowy, raczej średni i blado wypada na tle następnego "Final Risk".
Tu i wokal, i gitara są drapieżne i byłby to killer, gdyby melodia w refrenie była bardziej dopracowana. Prowadzony w średnim tempie "Night Stalker" można zaliczyć do jednych z pierwszych typowych utworów heavy power made in Japan. Szkoda tylko, że brzmi dosyć trywialnie, poza środkową częścią instrumentalną.

Album o bardzo dobrym brzmieniu i średnich w sumie kompozycjach. Płyta jest dojrzała i zrobiona z głową, ale zabrakło odrobiny tego luzu i żywiołowości, cechującej poprzednie nagrania.


Ocena: 7.5/10

10.07.2010
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#4
Anthem - Hunting Time (1989)

[Obrazek: R-5258123-1388919758-7933.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. The Juggler 03:50
2. Hunting Time 05:58
3. Evil Touch 04:35
4. Tears for the Lovers 05:06
5. Sleepless Night 03:56
6. Jailbreak (Goin' for Broke) 04:20
7. Let Your Heart Beat 05:47
8. Bottle Bottom 04:03

Rok wydania: 1989
Gatunek: Heavy Metal
Kraj: Japonia

Skład zespołu:
Yukio Morikawa - śpiew
Hiroya Fukuda - gitara
Naoto Shibata - bas
Takamasa Ohuchi - perkusja

Jest to drugi album z nowym wokalistą wydany przez Nexus w maju 1989 roku oraz pierwszy, na którym w szerszym zakresie wykorzystano instrumenty klawiszowe. Przy tej okazji zazwyczaj się często powtarza błąd, jakoby zespół rozrósł się do kwintetu, pozyskując klawiszowca, Yoshitaka Mikuni. Ten muzyk miał na nowym albumie status gościa.

Coś chyba musiało nie pasować ludziom z ANTHEM na poprzedniej płycie, bo ten LP to ponownie nawrót do szybszego grania o większym ładunku ekspresji, bardziej zadziornego i agresywnego. Tak witają pierwszym utworem "The Juggler". Niestety, mimo starań, nie jest to poziom nagrań z lat wcześniejszych i ten luz i agresywność brzmią nieco sztucznie.
Za to następny, "Hunting Time", bardzo melodyjny, zdecydowanie japoński, w charakterze znakomity. Tu Morikawa pokazuje klasę jako wokalista i myślę, że jego poprzednik w tym czasie tak dobrze by tego nie zaśpiewał. Takiego utworu zabrakło na albumie poprzednim. Mocno zagrany "Evil Touch" także bardzo dobry. Już w tym momencie słychać, że i Fukuda pewne rzeczy przemyślał. Tak starannych, dopracowanych solówek próżno szukać na albumach z podobną muzyką w owym czasie. Słychać też, że stawiają na przemyślane melodie. Tu świetnie wypada spokojniejszy i nieco refleksyjny "Tears for the Lovers". Stary, dobry, szybki ANTHEM mamy w killerskim "Sleepless Night" z zaskakująco rozegranymi partiami wokalnymi Morikawa - poczynając od grzecznych zaśpiewów do krzyku no i do tego jeszcze eksplodujące w mózgu solo gitarowe. W tym utworze słychać również, jak znakomicie ustawiona jest perkusja. "Jailbreak" to słabsze ogniwo tego albumu, poprawnie zagrany heavy metalowy numer, niestety ciągnie całość nieco w dół. "Let Your Heart Beat" to, jak byśmy dziś powiedzieli, taki klasyczny hard'n'heavy z prostym rytmem, melodią i może nieco zbyt piosenkowym refrenem, jednak ładnie wpasowuje się w całość płyty jako lżejszy akcent. Na koniec znów szybko i ostro w "Bottle Bottom" z fajnymi szarżami basu i chórkami. Mocny, udany utwór na koniec.

Mix tego LP jest wyborny. Nad tym czuwał od dłuższego już czasu Chris Tsangarides, znany ze współpracy z THIN LIZZY i z płyty na płytę osiągał coraz lepszy efekt. Album ma wzorcową produkcję, eksponującą, grzmiącą sekcją rytmiczną i nowocześnie brzmiącą gitarą. Klawisze dyskretne, schowane, tworzące miłe tło w spokojniejszych fragmentach.
Wyciągnęli wnioski z pewnych niedomagań albumu poprzedniego i zniszczyli po raz kolejny.


Ocena: 9/10

12.07.2010
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#5
Anthem - No Smoke Without Fire (1990)

[Obrazek: R-5012218-1495634617-3182.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Shadow Walk 05:00
2. Hungry Soul 05:03
3. Blinded Pain 06:51
4. Do You Understand 04:52
5. Love on the Edge 05:30
6. Voice of Thunderstorm 03:30
7. Power & Blood 04:32
8. Fever Eyes 03:44
9. The Night We Stand 05:12

Rok wydania: 1990
Gatunek: Heavy Metal
Kraj: Japonia

Skład zespołu:
Yukio Morikawa - śpiew
Hiroya Fukuda - gitara
Naoto Shibata - bas
Takamasa Ohuchi - perkusja

Regularność w wydawaniu płyt ANTHEM w tym czasie godna podziwu i rok 1990 przyniósł kolejny album, który Nexus przedstawił w marcu.

Po co coś zmieniać, skoro maszyna funkcjonuje bezbłędnie... Zmian nie ma i znów mamy dynamiczny, agresywny i melodyjny heavy metal. Brzmienie nieco ostrzejsze niż na LP poprzednim, za to jakby więcej melodyjności, w przebojowym znaczeniu, w refrenach.
"Shadow Walk" na dobry początek, przy czym nie jest to jakiś wielki killer, podobnie jak rytmiczny i wolniejszy "Hungry Soul" w klasycznym stylu hard'n'heavy. Znacznie bardziej interesujący jest "Blinded Pain", gdzie riffy są cięte i ostre, a wokal Morikawy bardzo łagodny. Efekt, przy znakomitej melodii wyborny. Żeby słuchacze nie zapomnieli, że ANTHEM to mistrz szybkich kompozycji, mamy wycinający w pień niewiernych "Do You Understand", gdzie w riffach jest coś z lokomotywy ACCEPT, i mamy rzadko spotykane sola basowe Shibaty. Oczywiście i Fukuda tu wtrąca swoje trzy grosze, a na całej płycie punktuje w solówkach na maxa. Punktuje cały zespół, no bo jak nie docenić wspaniały i mocno japoński "Love on the Edge". No perełka i tyle. Trudno uwierzyć, że można utrzymać taką formę przez cały album, ale znów szybki wymiatacz "Voice of Thunderstorm" utwierdza w przekonaniu, że ANTHEM w tym czasie to był japoński HM dominator. Nieco inaczej pomyślany jest "Power & Blood", gdzie dominuje perkusja i sporo klawiszowych wstawek. Ta kompozycja nie zła, jednak trochę ta nadmierna pop music i "łołooo" w refrenie razi. Ogólnie jakby trochę z innej bajki to jest. "Fever Eyes" to powrót do melodyjnego agresywnego heavy metalu i może nie od razu się ten numer docenia, ale splecenie refrenu z główną melodią wyśmienite. Na koniec mocarny pełen smaczków gitarowych pełen ekspresji i wycyzelowany "The Night We Stand".

Wykonanie fantastyczne, poczynając od wokalisty, a na perkusiście kończąc, a wszystko podkreślone znakomitą produkcją z bardzo wyrazistym basem Shibata.


Ocena: 9/10

12.07.2010
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#6
Anthem - Domestic Booty (1992)

[Obrazek: R-7713182-1447261665-4199.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Venom Strike 04:49
2. Renegade 04:41
3. Gold & Diamonds 05:05
4. Mr. Genius 04:42
5. Heavy Duty 05:30
6. Blood Sky Crying 00:45
7. Cry in the Night 04:18
8. The Dice of No Mercy 06:12
9. Devil Inside 05:25
10. Willesden High-Road 02:02
11. Silent Cross 06:22

Rok wydania: 1992
Gatunek: Heavy Metal
Kraj: Japonia

Skład zespołu:
Yukio Morikawa - śpiew
Akio Shimizu - gitara
Naoto Shibata - bas
Takamasa Ohuchi - perkusja

Sława ANTHEM rosła, także poza Japonią. W składzie jednak zaszła poważna zmiana. Nowym gitarzystą został Akio Shimizu, a Fukuda niestety opuścił kolegów. Na kolejnym LP pojawił się gościnie jako klawiszowiec sam słynny Don Airey.
Płyta wyszła w marcu 1992 nakładem Nexus, w okresie wielkiej zapaści klasycznego heavy metalu.

Założenie - szybko, melodyjnie i agresywnie. Cały ANTHEM.
Tak się też ten album zaczyna. "Venom Strike" to dewastujący otwieracz na miarę poprzednich płyt. Także nieco wolniejszy "Renegade" z mocnym rytmem, nabijanym przez perkusję trzyma poziom. Jest jednak mały problem. Coś się stało z Morikawa. Jakby wyeksploatowany, jakby nieco zmęczony i ta jego jadowita agresja wymęczona i na siłę. Głos nagle się postarzał, stał się matowy i nie wyrabiał się w wielu miejscach. Tam, gdzie poprzednio by dewastował głosem, to teraz zastępuje krzykiem. Trzeba przyznać, że "Gold & Diamonds" brzmi nowocześnie jak na owe czasy w głównym riffie, ale z drugiej strony, czy nie kłania się DEEP PURPLE z wiadomego utworu po reaktywacji? "Mr. Genius" to kawał dobrego riffowania i inaczej zaśpiewany przez Morikawa stanowi mocny punkt tej płyty. Zawsze jakoś boję się tych utworów z tytułem "Heavy Duty". Na ogół to średnio wolno zagrany łupankowy hejwi metal i tym razem jest tak samo. Fajne solo, ale reszta taka bardzo przeciętna. "Blood Sky Crying" to miniaturka klawiszowa Aireya, będąca wstępem do "Cry in the Night". Lżejszy, przebojowy, klawisze coś z RAINBOW, ale też tak jakoś przyciężka gitara do tych frywolnych klawiszy, a wokal nieco zbyt zdarty. "The Dice of No Mercy" z jakimś dyskotekowym motywem zupełnie nieudany, fatalnie także śpiewa Morikawa. Jeden z najgorszych numerów ANTHEM, jaki słyszałem. "Devil Inside" ma za to fajny motyw główny, ale brak tu mocy mimo wszystko. Instrumentalny wypełniacz bez myśli przewodniej "Willesden High-Road" słucha się bez emocji i ostatnia nadzieja to "Silent Cross". Znów sporo Airey'a w tle, spokojna melodia, nie wymęczony, delikatny wokal i dużo przestrzeni, częściowo zajętej przez głośną sekcję rytmiczną. Refren pod RAINBOW znów, ale tu Morikawa taki sobie.

Jeśli popatrzeć surowo, to i Akio Shimizu za wiele tu nie pokazuje. Pod względem technicznym bardzo dobry, ale jakby bojaźliwy, podgrywa w tle, a solówki niczym się nie wyróżniają. To nie finezyjny, agresywny i nieobliczalny Fukuda...
Na początku napisałem -"Założenie - szybko, melodyjnie i agresywnie." Niestety, to tylko założenie. Wyszło nudnawo, sztampowo, wykonanie średnie, a brzmienie nieszczególne tym razem, poza basem i klawiszami . Tsantaragis nie bardzo się postarał.
Myślę, że sami zdawali sobie sprawę, że to nie jest to. We wrześniu 1992 pożegnali się z fanami koncertowym albumem o znaczącym tytule "Last Anthem" i zeszli z metalowej sceny japońskiej na wiele lat, wciąż jednak uwielbiani, otaczani kultem i w glorii sławy.

Ocena: 6/10

12.07.2010
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#7
Anthem - Heraldic Device (2011)

[Obrazek: R-7767953-1448368173-9777.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. The Sign 04:00
2. Contagious 05:01
3. Go! 03:40
4. Blind Alley 03:55
5. Rockbound 04:21
6. Wayfaring Man 05:46
7. Code Of The Silence 03:45
8. In The Dead Of Night 05:18
9. Remains 04:38
10. Living Proof 04:36

Rok wydania: 2011
Gatunek: Melodic Heavy/Power Metal
Kraj: Japonia

Skład zespołu:
Eizo Sakamoto - śpiew
Akio Shimizu - gitara
Naoto Shibata - bas
Hirotsugu Homma - perkusja

Fenomen ANTHEM jest zjawiskiem zdumiewającym. Ikona japońskiego heavy metalu od 30lat istnieje i nagrywa i cieszy się ogromnym powodzeniem nie tylko w swoim ojczystym kraju.
"Black Empire" z 2008 nie był albumem należącym do najlepszych osiągnięć zespołu, jednak w przypadku tej ekipy nigdy nie wiadomo co zaprezentują następnym razem w obrębie melodyjnego heavy i power metalu. Płyta została wydana przez Victor 6 czerwca 2011.

"Heraldic Device" nagrany po trzech latach rewolucji nie czyni. To muzyka, jaką ANTHEM gra już od początku bieżącego stulecia, melodyjny heavy/power metal o uniwersalnym charakterze, uniwersalnym, bo ukierunkowanym na znacznie szerszego niż tylko japońskiego słuchacza. Grupa dużo korzysta ze stylistyki europejskiej, to bezwględnie atakując jak PARAGON w morderczym riffowo "Contagious" to znów wykonując ciężkiego rokendrola w "Go!". Czasem zespół łączy style SCORPIONS, RAINBOW i romantycznego japońskiego metalu i taka mieszanka w postaci "Blind Alley" jest o dziwo udana.Część kompozycji w prosty sposób nawiązuje do "Black Empire" i o ile "The Sign" niczym się nie wyróżnia to już twardy nieustępliwy "Rockbound" jest znacznym postępem w stosunku do podobnych numerów z poprzedniego LP. Słychać, że ANTHEM chciał zaprezentować album bardziej zróżnicowany niż dwa ostatnie i wzbogacony orientalnym motywem i klawiszami oraz niespodziewanym Jrockowym refrenem "Wayfaring Man" zaskakuje. Zaskakuje także bezpośrednim nawiązaniem w solo gitarowym do stylu Ritchie Blackmore'a z czasów RAINBOW. Również "Remains" zawiera kilka różnych wątków i wydaje się, że nie są one do końca dobrze ze sobą powiązane. Lekki chaos tu panuje, co w przypadku zazwyczaj zwartych i w pozytywnym sensie schematycznych numerów zespołu jest niemiłą niespodzianką.
Potwierdza się jednak to, że ANTHEM w kompozycjach lżejszych, bardziej rockowych wypada od jakiegoś czasu słabiej i tego przykładem jest "In The Dead Of Night". Za to w granym w średnio szybkim tempie melodyjnym heavy/power nadal są ekstraklasą i zakończenie płyty w postaci "Living Proof" jest bardzo udane, a Shimizu rządzi tu niepodzielnie.
Shimizu jak zwykle wykazuje się wielką elastycznością, z ogromną swobodą przeskakuje od stylu do stylu a przy tym gra znacznie lepsze solówki niż na albumie poprzednim. Popis swojego kunsztu daje w instrumentalnym "Code Of The Silence", który jest zagrany z werwą, a przy tym bez zbędnego komplikowania. Typowa japońska instrumentalna petarda z wyraźnie zaznaczoną główną linią melodyczną. Duże wyrazy uznania należą się również basiście Shibata za jego nieustępliwe wspieranie gitarzysty i solowe wycieczki.
Sakamoto wypadł na tym albumie dobrze, niemniej nie jest to jego najwyższa forma. Chwilami jakby ginie gąszczu ostrej i ryczącej gitary i potężnego gęstego basu. Siła głosu już nie taka jak kiedyś...

Solidny melodyjny heavy i power metal zagrał ANTHEM na swojej nowej płycie. Takiej muzyki gra się obecnie coraz mniej tym bardziej w powiązaniu z brytyjską tradycją lat 80tych, jaką grupa kultywuje od samego początku swej działalności. Solidnie owszem, ale bez rewelacji. Album nieco nierówny i pod tym względem ustępuje zarówno "Eternal Warrior", jak i "Immortal", brak też niestety killera na miarę "Unknown World".
Tak czy inaczej, ANTHEM nadal utrzymuje się w krajowej czołówce i fani metalu Made In Japan, a zwłaszcza miłośnicy talentu Akio Shimizu, nie powinni przejść koło tego LP zupełnie obojętnie.


Ocena: 7,7/10

6.06.2011
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#8
Anthem - Burning Oath (2012)

[Obrazek: R-7768080-1448370661-5608.jpeg.jpg]

tracklista:
1.Evil One 04:14
2.Unbroken Sign 04:13
3.Overture 00:58
4.On and On 03:57
5.Get Away 05:02
6.Struggle Action 03:46
7.Ghost in the Flame 07:55
8.Double Helix 03:50
9.Face the Core 03:34
10.Life and Crime 04:43
11.Dance Alone 04:46

Rok wydania: 2012
Gatunek: Melodic Heavy/Power Metal
Kraj: Japonia

Skład zespołu:
Eizo Sakamoto - śpiew
Akio Shimizu - gitara
Naoto Shibata - bas
Hirotsugu Homma - perkusja ("Ghost in the Flame")
oraz
Isamu Tamaru - perkusja
Yusuke Takahama - instrumenty klawiszowe

Kolejny rok i kolejny album ANTHEM, Fani oczekują, fani liczą na kolejną dobrą płytę.
Tym razem rysa w granitowym składzie zespołu. Homma uczestniczy w nagraniu tylko jednego utworu Ghost In The Flame i ostatecznie opuszcza kolegów w roku następnym. Zastąpił go sesyjny perkusista Isamu Tamaru, który zresztą  w roku 2013 zostaje przyjęty do grupy na stałe. Oficjalnym powodem odejścia Homma było odnowienie się kontuzji, jakiej doznał w wypadku motocyklowym w 2008...

"Burning Oath" to bezpośrednia kontynuacja muzyki z płyty poprzedniej, choć momentami więcej tu twardego heavy/power w amerykańskim stylu i takim jest otwieracz Evil One. Bardzo dobre i mocne to jest otwarcie i jeśli się doliczy tu doskonałe solo Akio Shimizu, to jest doprawdy bardzo dobrze. Unbroken Sign, dostojnie galopujący jest znakomity w kategorii melodyjny heavy/power. Wszystko tu jest, od solidnej podstawy riffowej, poprzez potoczystą melodię, aż do wybornego sola Shimizu.
Shimizu nie jest może efekciarzem czy gitarowym pirotechnikiem, ale jego wyczucie konwencji muzycznej jest godne szacunku. Te sola, które gra zawsze są realnym i cennym dopełnieniem każdej kompozycji. Rytmiczny On and On jest rewelacyjny. Jest prostym zapożyczeniem od DREAM EVIL, zrobionym najprostszymi środkami i dlatego jest aż tak atrakcyjny. Po prostu heavy metal, melodyjny, chwytliwy i wirtuozersko wykonany. W Get Away symfoniczny wstęp autorstwa zaproszonego tu znanego klawiszowca Yusuke Takahama ciekawy mroczny riff i kolejny killer w średnim tempie. To solo w tradycji Ritche Blackmore'a jest wyborne. No i absolutną klasę pokazał w naprawdę ekscytującym instrumentalnym Double Helix, gdzie gra w stylu Watersa z ANNIHILATOR. Zniszczenie w modern stylu! Uwielbiam, gdy ANTHEM tak się rozpędza i tak gna w jasnych i mocnych melodiach jak w Struggle Action. Co za moc i atomowa energia! Tamaru gra tu mordercze partie perkusyjne i jest to perkusista godny ANTHEM, w niczym nieustępujący Homma.
Raz rozegrali dłuższy, wolniejszy numer Ghost in the Flame. Rozegrali w mistrzowskim stylu. To niesamowity mix japońskiej metalowej delikatności i brytyjskich patentów z najwyższej półki. Jest i romantycznie i epicko i niezwykle melodyjnie. I tu Shimizu dopowiada wszystko gitarą w solach. Tu słowo o Sakamoto. To głos stworzony do śpiewania heavy metalu. To jest najwłaściwszy wokalista dla ANTHEM. Żeby stanąć ponad potężną gitarą Shimizu trzeba mieć głos. I on go ma tym razem. Forma zdecydowanie wyższa niż w roku poprzednim.
Zamaszyście, bujająco i porywająco grają takie melodic heavy/power killery jak Face the Core czy Dance Alone i jest coś w tym z luzu HIBRIA. W Life and Crime znów US Power w twardym rozgrywaniu zwrotek i kolejny nośny refren tym razem daleki od Japonii.

Produkcja jest doskonała, tak samo jak na albumie poprzednim. Nieco zdjęto może ryku z gitary Shimizu i to spowodowało większą czytelność całości.  Kapitalnie ustawione blachy. Ogólnie sekcja rytmiczna zrobiona niezwykle starannie. Jest to album wyłącznie killerów, zróżnicowanych stylowo, perfekcyjnie dopracowanych w szczegółach, bez mielzn, bez dłużyzn, bez wypełniaczy. Genialny album ANTHEM po tylu latach najwyżej wybitnych płyt. Tak się powinno grać melodyjny heavy power!
Może to niezbyt fortunne odniesienie, gdyby się temu przyglądać drobiazgowo, ale wynik kilku ostatnich lat w rywalizacji LOUDNESS/ANTHEM o serca fanów metalu to moim zdaniem 5:0 dla ANTHEM.

ocena: 9,9/10

new 27.07.2018
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#9
Anthem - Seven Hills (2001)

[Obrazek: R-5281721-1476932266-4410.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Grieve of Heart 04:13
2. Raging Twister 04:17
3. XTC 04:35
4. The Man with No Name 04:46
5. March to the Madness 05:08
6. D.I.M. 422 03:21
7. Running Blood 05:39
8. Freedom 04:38
9. Silently and Perfectly 05:58
10. The Innocent Man 04:44

Rok wydania: 2001
Gatunek: Heavy Metal
Kraj: Japonia

Skład zespołu:
Eizo Sakamoto - śpiew
Akio Shimizu - gitara
Naoto Shibata - gitara basowa
Hirotsugu Homma - perkusja

W roku 1992 ANTHEM został rozwiązany i był nieobecny na japońskiej scenie metalowej przez osiem lat. Z inicjatywy Naoto Shibaty został reaktywowany w roku 2000, nagrał album z nowymi wersjami swoich słynnych kompozycji, które zaśpiewał niemniej słynny Graham Bonnet. Płyta wzbudziła duże zainteresowanie w Japonii, przybliżyła także zespół fanom tradycyjnego heavy poza rodzinnym krajem, jednak Bonnet, zajęty w licznych projektach, nie mógł zostać stałym członkiem grupy.

W 2001 Shibata i Shimizu zreformowali skład i w ANTHEM pojawił się były perkusista LOUDNESS Hirotsugu Homma oraz... ponownie Eizo Sakamoto jako wokalista. Szybko przygotowany został nowy LP "Seven Hills" wydany przez Victor, jednak stworzenie nowego, atrakcyjnego repertuaru okazało się trudne.
Solidna forma wokalna Sakamoto, kilka zadziwiających solówek Shimizu (w tym w instrumentalnym D.I.M. 422) oraz inteligentna i dynamiczna gra Homma nie mogła przesłonić faktu, ze przeważają tu tuzinkowe kompozycje balansujące na granicy klasycznego heavy metalu i hard rocka, typowe dla Japonii, ale mało wyraziste jak Grieve of Heart, The Man with No Name czy Running Blood. Kilka utworów jest nieco mocniejszych, rytmicznych i mocno akcentowanych (Raging Twister, March to the Madness), ale refreny są toporne i wszystko wydaje się bez polotu. Wśród takich Silently and Perfectly jest nieco bardziej ponury, ma to pewien klimat mroczniejszy, ale zostaje on popsuty w nijakim hard'n'heavy refrenie.
Znacznie lepiej wypadają, grając szybciej, na granicy speedu, w ostrym zadziornym XTC, choć ten numer nie ma takiej siły rażenia jak numer ACCEPT pod tym samym tytułem. Solo Shimizu jest tu jednak mordercze. O czasach dawnej świetności przypomina także bardzo dobry Freedom z najlepszym refrenem na płycie, poniekąd inspirowany europejskim heavy metalem lat 80 tych. Ogólnie można zauważyć pewne wzorowanie się na kompozycjach śpiewanych przez Bonneta w ALCATRAZZ i RAINBOW, wychwycić też można wykorzystanie przez Sakamoto niektórych chwytów stosowanych przez Grahama Bonneta. Najbardziej to chyba słychać w The Innocent Man, mocnym numerze w wolniejszym tempie o wyraźnych rockowych europejskich korzeniach.

Niezła, typowo japońska produkcja i typowy japoński sound, ale parę płyt ANTHEM miał już wyprodukowanych lepiej.
Kilka przebłysków w ogólnej nieco nijakiej poprawności i wyborne wykonanie sprawia, że ten album nie może być uznany za nieudany, choć poza Japonią został zignorowany i do dziś należy do najmniej znanych LP grupy.


ocena: 7/10

new 2.01.2019
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#10
Anthem - Overload (2002)

[Obrazek: R-7767718-1476945248-3242.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Revenge 04:21
2. The Voices 03:47
3. Demon's Ride 04:26
4. Rough and Wild 04:07
5. Rescue You 04:06
6. Ground Zero 03:21
7. Overload 04:28
8. Desert of the Sea 05:14
9. Gotta Go 04:12
10. Eternal Mind 04:18

Rok wydania: 2002
Gatunek: Heavy Metal
Kraj: Japonia

Skład zespołu:
Eizo Sakamoto - śpiew
Akio Shimizu - gitara
Naoto Shibata - gitara basowa
Hirotsugu Homma - perkusja

"Overload" to drugi album ANTHEM z nowym materiałem, wydany przez Victor w 2002 roku.

Może i Revenge brzmi jak nagrania RAINBOW z Turnerem czy Bonnetem, ale to zaskakująco udane rozpoczęcie albumu.
Nasycenie rockową atmosferą lat 80 tych słychać na tym albumie bardzo wyraźnie. Rzecz jasna ANTHEM gra ciężej, w klasycznej heavy metalowej manierze, ale takie wplecenie reminiscencji brytyjskiego heavy grania z XX wieku spowodowało zwiększenie atrakcyjności i chwytliwości kompozycji. Świetnym przykładem jest tu rock/metalowy, niemal hard'n'heavy stadionowy Demon's Ride, jednak zrobiony w podobnym stylu Rough and Wild większego wrażenia już nie robi. Nieskomplikowany rytmiczny i całkiem miły dla ucha Gotta Go dopełnia obrazu arena metalu na tym LP.
ANTHEM nie stroni jednak i od nowocześniejszego rozgrywania heavy metalu w The Voices i te potężne ataki gitarowe Shimizu doprawdy robią tu wrażenie w połączeniu z przebojowym refrenem. Shimizu gra na tym albumie wspaniale i jest pełen inwencji. Te wszystkie sztuczki, smaczki i przemyślane w każdej sekundzie sola są ozdobą "Overload' i na każde solowe wejście gitarzysty czeka się z napięciem. Instrumentalny Ground Zero to popis Akio Shimizu, ale także i basisty Shibata. Klasa! Klasa to także powalający, epicko zrobiony mocny song Desert of the Sea przesycony duchem Blackmore'a. Kapitalne przejścia i kapitalne solo w stylu Ritchiego, na tle kashmirowych riffów.
Potężny heavy/power metalowy atak to Rescue You, dosyć surowy i ponury nawiązujący do nagrań, chociażby LOUDNESS, przy czym takich kompozycji pojawi się w przyszłości grupy więcej. Ma swój urok lekko psychodeliczny, chłodny Overload, gdzie specyficznie śpiewa w zwrotkach Eizo Sakamoto, który ogólnie jest bardzo dobry i jakby bardziej zaangażowany, niż na albumie poprzednim. Płytę zamyka niezbyt szybki, stalowy Eternal Mind, stanowiący ukłon w kierunku heavy/power w brytyjskiej odmianie, rozegrany z żelazną (czy nawet stalową ) konsekwencją.

Granie ANTHEM po reaktywacji nabrało wyrazu i kolorytu, także dzięki bardzo dobrej realizacji. Rycząca gitara, silnie zaakcentowana obecność sekcji rytmicznej z potężnym basem i ostrymi blachami rozważnego Hirotsugu Homma - wszystko to przykuwa uwagę.
Album ten rozwiewa wątpliwości co do sensu reaktywacji ANTHEM. Ikona japońskiego heavy metalu powróciła albumem "Overload".


ocena: 8/10

new 9.03.2019
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#11
Anthem - Eternal Warrior (2004)

[Obrazek: R-4201385-1476955404-8720.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Onslaught 05:12
2. Eternal Warrior 05:05
3. Soul Cry 04:08
4. Life Goes On 06:00
5. Let the New Day Come 04:49
6. Distress 05:56
7. Bleeding 04:05
8. Omega Man 04:05
9. Easy Mother 04:40
10. Mind Slide 07:03

Rok wydania: 2004
Gatunek: Heavy Metal
Kraj: Japonia

Skład zespołu:
Eizo Sakamoto - śpiew
Akio Shimizu - gitara
Naoto Shibata - gitara basowa
Hirotsugu Homma - perkusja
oraz
Toshi Koike - instrumenty klawiszowe ("Life Goes On" i "Mind Slide")

"Eternal Warrior" to trzeci album ANTHEM po reaktywacji z Eizo Sakamoto jako wokalistą. Wydany przez Victor ukazał się w Japonii w lipcu 2004 roku.

W tym czasie ANTHEM zdecydowanie już wypracował sobie styl zapoczątkowany w 2001 roku i orientacja na heavy metal z elementami heavy/power jest na tej płycie bardzo wyraźna. Pewna inspiracja painkillerową estetyką także, co słychać już na samym początku w znakomitym, dynamicznym Onslaught.
ANTHEM miał zawsze słabość do nieco nowocześniej zaaranżowanych kompozycji, przypominających nagrania amerykańskie i takim jest bardzo dobry Eternal Warrior, a także Let the New Day Come, w którym można również odnaleźć echa RAINBOW i DEEP PURPLE.
Rytmiczne melodyjne stadionowe granie reprezentuje tym razem Soul Cry i na pewno jest to znacznie bardziej bogato zrobione niż analogiczne kompozycje z USA. Epicko i dramatycznie jest w Life Goes On i być może byłby to killer nad killery, gdyby w refrenie ekipa umiał, postawić na większą pompatyczność, a Shimizu zagrał lepsze solo, chociażby oparte o to, co można usłyszeć w samej końcówce jego gitarowego popisu w tym numerze.
Distress jest wolny, ubarwiony śladowymi elementami neoclassical, southern i groove, nastawiony na klimat posępny i dosyć duszny w efekcie jednak otrzymujemy mieszankę solowego Johna Westa i Jorna Lande, która chwyta, ale może nie od razu. Jak już chwyci, to nie puszcza... Solidny jest standardowy heavy/power w średnim tempie Bleeding, oraz Easy Mother, ale gdyby wypełnić całą płytę takimi utworami, to zapewne zanudziłaby na śmierć po 20 minutach.
Smakowity kąsek w postaci Mind Slide, rozbudowanego, z klawiszami, z pierwiastkiem psychodelii i teatru z pod znaku EVIL MASQUERADE pozostawiony został na deser. Jest tu jeden taki przepiękny fragment instrumentalno-wokalny, o który zespół taki jak ANTHEM doprawdy trudno podejrzewać. Ogólnie jest tu mnóstwo znakomitych motywów, czasem rzuconych jakby od niechcenia i mimochodem... Mistrzostwo.

Pewien niedosyt pozostawia tym razem gra Shimizu. Owszem, gra  bardzo dobrze, sola są udane, ale nawet w instrumentalnym Omega Man nie wywołuje okrzyków zachwytu. Solidna, bardzo solidna gitara, ale od Akio można oczekiwać jednak trochę więcej. Eizo Sakamoto śpiewa, jak należy, przy czym także i on jest minimalnie pod kreską w stosunku do poprzedniej płyty.
 Brzmieniowo ten LP został zrealizowany nieco inaczej niż poprzedni. Gitara jest nieco lżejsza, perkusja trochę głośniejsza, a Sakamoto lekko wtopiony w plan gitary. Bardzo starannie ustawiono doły i zarówno bębny jak i bas są mocno zaakcentowane.
Można pomarudzić nad takimi czy innymi szczegółami i niuansami, ogólnie jest to jednak po raz kolejny bardzo udana płyta ANTHEM.


ocena 8,1/10

new 15.03.2019
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#12
Anthem - Immortal (2006)

[Obrazek: R-3979537-1476960868-3075.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Immortal Bind 04:32
2. Soul Motor 03:34
3. Mob Groove 04:26
4. Ignite 03:59
5. The Beginning 04:05
6. Freak Out! 04:50
7. Insomnia 04:13
8. Unknown World 04:41
9. Betrayer 03:58
10.Echoes in the Dark 05:15
11.Road to Nowhere 04:05

Rok wydania: 2006
Gatunek: Heavy Metal
Kraj: Japonia

Skład zespołu:
Eizo Sakamoto - śpiew
Akio Shimizu - gitara
Naoto Shibata - gitara basowa
Hirotsugu Homma - perkusja

Niezmordowany ANTHEM w niezmienionym składzie zaprezentował w roku 2006 kolejny album "Immortal".
To, co grali na kilku poprzednich płytach, podobało się nie tylko w Japonii, więc Shibata jako kompozytor nie musiał ponownie wymyślać prochu.

Solidne jest otwarcie w postaci Immortal Bind, dynamicznego heavy/power z wpadającym w ucho łagodniejszym rock/metalowym refrenem no i słychać, ze Shimizu jest bardziej chętny do gry niż w roku 2004. Ta gitara ma więcej energii, a solo, choć niezbyt długie, jest wirtuozerskie. Potwierdza to dewastujący speed/ heavy/power metalowy Soul Motor przypominający killery METALUCIFER, z refrenem o mocy atomowego holownika i bezwzględnym, zawadiackim solem Shimizu. Ekstraklasa!
Potem trochę wolniej, ale twardo i rytmicznie w melodyjnym Mob Groove oraz wielce przebojowym Ignite z pięknie ryczącą gitarą. Elegancki i niezwykle potoczysty The Beginning to kolejny killer, który zwala tu z nóg.  Trochę neoklasyki, trochę patosu, ultra atrakcyjny refren i jest fantastyczny kawałek, choć przecież w gruncie rzeczy bardzo prosty. Freak Out! Niesamowity rockowy feeling emanuje z tej kompozycji osadzonej w tradycji heavy rocka lat 70 i 80tych i ta gitara tu wręcz hipnotyzuje, a Sakamoto pokazuje głosowy pazur i wspaniały zasięg.
Tak, ANTHEM jest w formie i udowadnia to po raz kolejny w instrumentalnym Insomnia i zaraz potem w niesamowitym Unknown World. No moc, po prostu moc nowocześnie zagranego RAINBOW. Jest to numer bez wątpienia mieszczący się na każdym "Best Of" ANTHEM. Morderczy chóralny refren i Sakamoto jak rockowy potwór nad tym wszystkim!
Świetny przecież, ostry, nasycony basem Betrayer trochę blednie przy swoim poprzedniku, ale to także klasa i pierwsza liga. Potem Skamoto ryknął sobie przeciągle na początku Road to Nowhere i w efekcie dostajemy rasowy melodyjny, painkillerowy heavy/power  z refrenem w stylu... SINNER (!). Doskonała kompozycja zagrana w świetnym tempie. Jedynie tylko Echoes in the Dark, łagodniejszy i bardziej skierowany do japońskiej publiczności i fanów JRocka lekko odstaje poziomem od pozostałych kompozycji.

Jeśli przy okazji "Eternal Warrior" można było mieć drobne zastrzeżenia do wokalu Sakamoto, to tym razem wyśpiewuje on chyba swoją najlepszą dotychczasową partię w ANTHEM. Rasowy heavy metalowy wokalista, bez trudu górujący nad ostrą gitarą i mocną sekcją rytmiczną. Jeśli chodzi o sound, to mamy tu zdecydowany powrót do soczystego i klarownego brzmienia z albumu "Overload" i odpowiedzialny za mastering w Anglii Ian Cooper zrobił to lepiej niż na płycie poprzedniej.
Soczysty, pełen energii i udanych melodii metal japońskich pionierów heavy/power, wykonany na wyśmienitym poziomie.
Klasa!


Ocena: 9,1/10

new 15.03.2019
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#13
Anthem - Black Empire (2008)

[Obrazek: R-7767877-1476973958-4504.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Black Empire 04:34
2. Heat of the Night 04:05
3. You 03:55
4. Go Insane 04:43
5. Walk Through the Night 04:48
6. Emptiness World 05:12
7. Telling You 04:13
8. Pilgrim 04:22
9. Awake 04:56
10.Perfect Crawler 04:51

Rok wydania: 2008
Gatunek: melodic heavy/power metal
Kraj: Japonia

Skład zespołu:
Eizo Sakamoto - śpiew
Akio Shimizu - gitara
Naoto Shibata - gitara basowa
Hirotsugu Homma - perkusja

Aby pozostać Shogunem Metalu w Japonii, trzeba nagrywać, nagrywać coraz lepsze płyty.
W roku 2008 ANTHEM przedstawia nakładem Victor "Black Empire" i rzuca na szalę wszystko, co ma najlepszego.

To, co dzieje się w pierwszej części płyty to jest coś niesamowitego. Cztery absolutnie genialnie zrobione melodyjne killery w konwencji painkillerowego heavy/power zdumiewają i takiej energicznej, wyładowanej metalową mocą ta grupa jeszcze nigdy wcześniej nie przedstawiła. Wspaniały klimat i refren w hipnotyzującym Black Empire, dewastujący gitarowym atakiem Heat of the Night z rysem neoklasycznym, melodyjnie zadziorny You i pełen autentycznego wigoru, wirtuozersko odegrany Go Insane.  Zniszczenie! Sekcja rytmiczna w tych numerach to przepotężna machina, chórki wycyzelowane, Sakamato przekonuje do siebie jak rzadko kiedy, a Shimizu jest pomysłowo pirotechniczny w gitarowych ornamentacjach i solach. Spokojny i elegancki instrumentalny Pilgrim oparty o epickie wykorzystanie neoklasyki to najlepszy od lat taki numer z Akio Shimizu w roli głównej. Akio po prostu rządzi na tym albumie!
Potem dają chwilę wytchnienia i wyciszenia w bardzo dobrej rock/metalowej balladzie Walk Through the Night, z pewnością przyjaznej dla radia, ale zrobionej bez popowej prostoduszności. Emptiness World jest z kolei zupełnie inny, melodia jest nietypowa, trudna do zaklasyfikowania z bardzo rzadko spotykanymi riffami. Jest to brylant, którego blask niekoniecznie trzeba odkryć za pierwszym razem. Telling You to ukłon w stronę brytyjskiego grania z początku lat 80 tych i tu zwrotki są znacznie lepsze (pod SAXON) niż refren (pod DEF LEPPARD).
Pod koniec ekipa z Tokio wraca do melodyjnego heavy/power w czystej postaci w bojowym, twardym i okraszonym hymnowym refrenem Awake i zamyka wszystko wolniejszy i niestety najmniej wyrazisty na tym albumie Perfect Crawler gdzie w górę ciągnie bardzo melodyjny chwytliwy refren, ale tylko on jest tu godny uwagi.

Kapitalne pewne siebie wykonanie i zgranie to dodatkowe atuty tej płyty. ANTHEM to autentycznie jeden muzyczny organizm. Wszyscy zaliczyli występ na najwyższym, godnym uznania poziomie.
Album ma godną kompozycji oprawę dźwiękową, przy czym mastering wykonał tym razem Japończyk Takahiro Uchida. Świetna robota. Można był sądzić, że trudno będzie przebić "Immortal" w obranej stylistyce. Tymczasem się udało. Jest to płyta jeszcze lepsza, dostarczająca ogromnej ilości niezapomnianych muzycznych wrażeń.
ANTHEM - Japoński Dominator.


ocena: 9,6/10

new 15.03.2019
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#14
Anthem - Absolute World (2014)

[Obrazek: R-7768136-1448372003-1046.jpeg.jpg]

tracklista:
1.Shine On 04:23
2.Stranger 04:17
3.Pain 04:14
4.Destroy the Boredom 02:14
5.Love of Hell 06:10
6.Don't Let It Die 05:14
7.Absolute Figure 04:29
8.Sailing 05:28
9.Edge of Time 04:30
10.In the Chaos 04:17
11.Run with the Flash 05:03

Rok wydania: 2014
Gatunek: Melodic Heavy/Power Metal
Kraj: Japonia

Skład zespołu:
Yukio Morikawa - śpiew
Akio Shimizu - gitara
Naoto Shibata - gitara basowa
Isamu Tamaru - perkusja
oraz
Yusuke Takahama - instrumenty klawiszowe

Nic nie trwa wiecznie, nawet na szczytach japońskiego heavy metalu. W roku 2014 odchodzi Eizo Sakamoto i kończy się jego era rozpoczęta na początku XXI wieku. Ponieważ jednak ANTHEM to instytucja, a japońskie instytucje opierają się na poszanowaniu tradycji, to wraca po 22 latach Yukio Morikawa. Ach, ta siła tradycji...
Nowa płyta ukazuje się w październiku 2014 roku i nie jest do końca jasne, czy Shibata przygotował zaprezentowane tu kompozycje jeszcze z myślą, że zaśpiewa je Sakamoto.
 
Morikawa jest wokalistą o bardziej rockowym głosie niż Sakamoto, choć określony pazur ma. Coś jednak wróciło wraz z nim. Ta płyta jest bardziej japońska w stylistyce niż poprzednia, zarówno w typie melodii, jak i w sposobie wykonania.
Jest tu więcej przyjaznego Japończykom romantycznego słodzenia i dynamiczny Shine On to właśnie taki kawałek, przy którym na koncertach mieszkańcy Kraju Kwitnącej Wiśni z uśmiechem kiwają głowami do rytmu. Ten JRock jest słyszalny wielokrotnie. Taki jest delikatny Love of Hell, mocno przypominający nagrania ANTHEM  z lat 80tych, ale pobrzmiewający wyjątkowo szlachetnie i pompatycznie.
Jest także mocne, melodyjne i przebojowe rozegranie heavy/power metalowego Stranger z morderczym solem Shimizu, który na tym albumie robi wszystko, by MOC pozostała z nami. Jest również fenomenalnie zrobiony, bujający rokendrolowo  w stylu lat 80 tych Pain. Na płycie jest także ultra killer Destroy the Boredom, gdzie wystarcza ANTHEM nieco ponad dwie minuty, by totalnie i melodyjnie zdewastować słuchacza w agresywnym heavy/power z riffami wyjętymi żywcem z USPM. Dłuższy Don't Let It Die jest w tej kategorii już tylko po prostu bardzo dobry. No i jest tu sporo z JRocka właśnie. Czasem i ANTHEM przytrafia się słabszy moment i szkoda, że klika podnoszących ciśnienie heavy/power riffów w Edge of Time i rycerski refren (mało go)  to wszystko, co ma do zaoferowania ten kawałek.
Lekko rozczarowuje tym razem instrumentalny Absolute Figure z klawiszami i to pewnego rodzaju słabsza reminiscencja podobnych kompozycji GALNERYUS, zbudowana na neoklasycznym, romantycznym fundamencie. W Sailing ANTHEM wykorzystał motyw kashmirowy Zepów  w dosyć nowoczesnej aranżacji i wyszło to dobrze, a miejscami znakomicie,   części instrumentalnej ponurej i bezlitosnej. In the Chaos ma pewne cechy modern metalu, jednak tylko na tyle, na ile pozwala ogólna konwencja tego albumu i stylu zespołu, bo refren jest bardzo tradycyjny i klasyczny dal ANTHEM  z XX wieku.
Druga część płyty jest słabsza niż pierwsza, na szczęście album zamyka ascetyczny, zbudowany na podstawie progresywno-neoklasycznej Run with the Flash z doskonałym polatującym ku niebu bojowym refrenem. Ten kontrapunkt zwrotki/refren są jednym z najbardziej frapujących elementów kompozycyjnych na tym LP.

Zaproszenie do składu Morikawa było ze strony lidera Shibaty genialnym posunięciem. Z jednej strony uniknięto dyskusji w stylu "a ten nowy wokalista to to, czy tamto", a drugiej po prostu Morikawa śpiewa fantastycznie i trudno uwierzyć, że przez prawie ćwierć wieku pozostawał na dalekim marginesie metalowego grania w Japonii, nie występując w żadnym znaczącym zespole lub nie występując wcale. Doprawdy, jeden z najbardziej udanych powrotów metalowych głosów w XXI wieku.
Album ten brzmieniowo ma kilka obliczy. Kompozycje retro/vintage są zrobione w soundzie podobnym do lat 80, natomiast mocne heavy/power metalowe zachowały brzmienie z kilku poprzednich LP zespołu. Dodaje to całości sporo autentyzmu i przyjemnego zróżnicowania pod tym względem

Trochę retro, trochę modern, trochę JRockowo, trochę USPM...
Nie jest to album na miarę "Burning Oath", także w sferze wykonania instrumentalnego, ale chyba ANTHEM postawił sobie nieco inne cele i przypomniał się nieco szerszej publiczności. Bardzo dobra płyta, łącząca dalszą i bliższą przeszłość zespołu.

ocena 8/10

new 25.03.2019
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#15
Anthem - Engraved (2017)

[Obrazek: R-14140400-1570221795-1176.jpeg.jpg]

tracklista:
1.The Artery Song 03:49
2.Far Away 05:31
3.Keep Your Spirit Alive 04:07
4.Linkage 04:50
5.Midnight Growl 04:44
6.Reactive Desire 04:27
7.Sacred Trace 04:51
8.Paint Myself 04:08
9.Frozen Fate 04:44
10.Don't Break Away 04:27
11.Engraved 04:19

Rok wydania: 2017
Gatunek: Melodic Heavy/Power Metal
Kraj: Japonia

Skład zespołu:
Yukio Morikawa - śpiew
Akio Shimizu - gitara
Naoto Shibata - gitara basowa
Isamu Tamaru - perkusja
oraz
Yusuke Takahama - instrumenty klawiszowe

Rok 2017 i kolejna płyta ANTHEM, tym razem wydana przez Universal Music Japan.

No cóż, należy rozpocząć od głębokiego ukłonu w kierunku pana Yukio Morikawa. Fakt, znakomicie zaprezentował się już w roku 2014, ale tym razem jego występ jest po prostu fenomenalny i w tymże roku 2017 wysunął się on na pierwsze miejsce wśród japońskich wokalistów z kręgu melodyjnych odmian metalu. Piękny, barwny, dalekosiężny rockowy głos i na tej płycie lideruje i skupia na sobie uwagę.
Jest to jednak możliwe z jednego zasadniczego powodu. Powodująca opad szczęki pierwsza minuta The Artery Song (oraz dalsze zwrotki) to tylko lekkie zamaskowanie tego,ze tym razem ANTHEM wraca do lat XX wieku z Morikawa i ten album to wyrażenie stylu i klimatu z tamtego okresu, z typowymi dla epoki japońskimi melodiami w refrenach i słodkawą komercyjną łagodnością bijącą z całości. Takie granie jest lekko maskowane prawie we wszystkich kompozycjach, ale refreny Far Away, Midnight Growl (trochę neoklasyczny) czy Don't Break Away mówią same za siebie. Jeśli patrzeć przez pryzmat tego japońskiego podejścia to z pewnością najlepszy na całej płycie jest rycerski i pompatyczny Frozen Fate i to jest killer na miarę kompozycji z najlepszych albumów zespołu, czarujący elegancją i majestatem. Rytmika melodic metalu podana w nieco nowocześniejszej formie pełną mocą ujawnia się w Keep Your Spirit Alive, poniekąd także w raczej miałkim tytułowym Engraved. Może tylko trochę modern metalu jest w wolniejszym i rytmicznym Linkage i na pewno nie jest klasyczny dla zespołu melodyjny heavy/power. Może także solidny Reactive Desire zdradza wpływy ambitniejszych produkcji power metalowych z USA  z ostatniego okresu. Może też próbą przełamania ogólnej konwencji jest dosyć surowy i rozegrany z chirurgiczną precyzją, ale to nie jest interesujący numer.

Tym razem zrezygnowano z dywersyfikacji soundu w różnych kompozycjach i całość ma brzmienie nowoczesne, bardzo czytelne, momentami nawet nazbyt sterylne. Wyraźnie słychać celowe wysunięcie Morikawy na pierwszy plan, co oczywiście wcale nie dziwi. Na marginesie należy wspomnieć o tym, że Shimizu gra co prawda bardzo dobrze, ale jest to jednak jeden z jego najmniej kreatywnych występów od reaktywacji zespołu.  Można było oczekiwać znacznie, znacznie więcej... Tak, to jednak nie jest marginalna wiadomość. Gdyby cała płyta była oparta o numery w rodzaju Frozen Fate, to byłoby to jedno ze szczytowych osiągnięć ANTHEM, a tak, przy kilku wycieczkach w nieodległe rejony heavy/power otrzymujemy dosyć hermetyczną płytę z granie japońskim i głównie do rodzimego słuchacza, mocno obeznanego z ANTHEM. Ponieważ jednak to japońskie granie z 80 tych było efektem swoistego podpatrywania sceny brytyjskiej i amerykańskiej to echa, chociażby ALCATRAZZ są tu w wielu miejscach słyszalne.

ocena: 7,5/10

new 25.03.2019
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 2 gości