16.06.2018, 16:15:41
Armored Saint - March of the Saint (1984)
Tracklista:
1. March Of The Saint 04:12
2. Can U Deliver 03:35
3. Mad House 03:48
4. Take A Turn 03:44
5. Seducer 03:54
6. Mutiny On The World 03:26
7. Glory Hunter 05:09
8. Stricken By Fate 03:43
9. Envy 02:59
10. False Alarm 04:14
Rok wydania: 1984
Gatunek: Heavy Metal/Power Metal
Kraj: USA
Skład zespołu:
John Bush - śpiew
David Pritchard - gitara
Phil Sandoval - gitara
Joey Vera - bas
Gonzo Sandoval - perkusja
Ocena: 6/10
19.09.2009
Tracklista:
1. March Of The Saint 04:12
2. Can U Deliver 03:35
3. Mad House 03:48
4. Take A Turn 03:44
5. Seducer 03:54
6. Mutiny On The World 03:26
7. Glory Hunter 05:09
8. Stricken By Fate 03:43
9. Envy 02:59
10. False Alarm 04:14
Rok wydania: 1984
Gatunek: Heavy Metal/Power Metal
Kraj: USA
Skład zespołu:
John Bush - śpiew
David Pritchard - gitara
Phil Sandoval - gitara
Joey Vera - bas
Gonzo Sandoval - perkusja
ARMORED SAINT z Las Vegas powstał w roku 1981. Trochę długo trwało, zanim ich muzyka przykuła uwagę łowców talentów i grupa zdołała podpisać kontrakt ze znacząca wytwórnią Chrystalis. Poprzedzona maxi singlem "Armored Saint" płyta ukazała się w roku 1984 i była jednym z pierwszych manifestów amerykańskiego power metalu, czy raczej próbą przełożenia na grunt amerykański tego, co grał w Europie na przykład JUDAS PRIEST w tym czasie.
ARMORED SAINT grał jednak tę muzykę w wyraźnym powiązaniu tradycjami amerykańskiego heavy metalu, a nawet hard rocka i ta płyta wypełniona jest kompozycjami melodyjnymi i pozbawionymi agresji. Przeważają dosyć szybkie tempa, a Bush śpiewa raczej czysto, mocno, od czasu do czasu tylko uciekając się do ostrzejszych form wokalnego wyrazu. W większości utworów wspierany jest przez chórki tworzące wielogłosowe harmonie, ale bez nadmiernego słodzenia.
"March of The Saint" czy "Can U Deliver" to typowa muzyka, jaką tu zespół proponuje w podobnych wariantach i dalej. Ta druga kompozycja jest wzbogacona o gitarowy pojedynek Pricharda i Sandovala i takich jest tu na tym LP sporo. Szkoda jednak, że w tych momentach gitary wydają się zbyt cofnięte.
Zapewne najsłynniejszym utworem z tego LP jest dynamiczny, zdecydowanie power metalowy "Mad House", gdzie poza znakomitą grą gitarzystów warto też odnotować ataki basowe Very.
Największym problemem na tym albumie są melodie. Te są bardzo przeciętne. W znacznym stopniu brakuje im jakiejś wyrazistości, są dobre, ale to wszystko jest jakby powtórzeniem różnych motywów lżej lub ciężej grających zespołów z USA z kręgu tradycyjnego hard rocka i to bardzo słychać w pół balladowym "Take A Run". Obiecujący początek, a potem takie granie, jakiego było coraz więcej i więcej z każdym miesiącem w tym czasie w USA.
Tam, gdzie dynamika jest dobra, zawodzi sama melodia, jak w "Seducer" czy "Glory Huner", tam gdzie, jest próba power metalowego potraktowania melodii hard rockowej w "Mutiny On The World" jakieś to ożywienie jest sztuczne.
John Bush, przez wielu bardziej kojarzony z występów w ANTHRAX, nie wyróżnia się tu jako wokalista niczym szczególnym. Głos jak wiele innych głosów z tamtego okresu, co więcej skala tego głosu jest mocno ograniczona. W mocniejszych, ciężej zagranych numerach zapewne brzmiałby lepiej, jednak ta produkcja jest tu niezbyt eksponująca power metalowy charakter kompozycji. Ta energia ogólnie tu jest nieco sztucznie generowana, czasem w riffowaniu bardziej nerwowym jak w "Stricken By Fate". Ten ich metal jest bardzo ułożony, aż za bardzo i to słychać w "Envy", a jeszcze bardziej na koniec w "False Alarm".
Ten numer zagrany z większym ogniem i ikrą mógłby być ozdobą tego LP, jednak to co najwyżej blady szkic tego, co można było z tego zrobić.
Bas Very próbuje na tym LP zdziałać więcej, perkusja Sandovala nie zawsze jednak na to pozwala i gra Gonzo nie budzi na tym albumie większego zainteresowania, mimo że ten instrument jest bardzo dobrze ustawiony.
Album jest dobrze wyprodukowany jak na standardy bardziej tradycyjnego heavy metalu, jednak jak na potrzeby power metalu jest zbyt ugładzony. W znacznej mierze przypomina brzmieniem mainstreamowe płyty z hard rockiem i metalem stadionowym z wyostrzonym nieco brzmieniem gitar, które jednak wydają się przez to suche.
Album sukcesu komercyjnego nie przyniósł, nie spowodował też jakiegoś wielkiego zainteresowania samym zespołem. Średnie melodie i średnie wykonanie nie sprzyjały temu.
Grupa mimo to zachowała kontrakt z Chrystalis i wydała tam kolejne albumy w nieco już odmiennym składzie, gdyż w trakcie nagrywania drugiego albumu odszedł gitarzysta Sandoval, aby założyć własny band MEGATTACK.
ARMORED SAINT grał jednak tę muzykę w wyraźnym powiązaniu tradycjami amerykańskiego heavy metalu, a nawet hard rocka i ta płyta wypełniona jest kompozycjami melodyjnymi i pozbawionymi agresji. Przeważają dosyć szybkie tempa, a Bush śpiewa raczej czysto, mocno, od czasu do czasu tylko uciekając się do ostrzejszych form wokalnego wyrazu. W większości utworów wspierany jest przez chórki tworzące wielogłosowe harmonie, ale bez nadmiernego słodzenia.
"March of The Saint" czy "Can U Deliver" to typowa muzyka, jaką tu zespół proponuje w podobnych wariantach i dalej. Ta druga kompozycja jest wzbogacona o gitarowy pojedynek Pricharda i Sandovala i takich jest tu na tym LP sporo. Szkoda jednak, że w tych momentach gitary wydają się zbyt cofnięte.
Zapewne najsłynniejszym utworem z tego LP jest dynamiczny, zdecydowanie power metalowy "Mad House", gdzie poza znakomitą grą gitarzystów warto też odnotować ataki basowe Very.
Największym problemem na tym albumie są melodie. Te są bardzo przeciętne. W znacznym stopniu brakuje im jakiejś wyrazistości, są dobre, ale to wszystko jest jakby powtórzeniem różnych motywów lżej lub ciężej grających zespołów z USA z kręgu tradycyjnego hard rocka i to bardzo słychać w pół balladowym "Take A Run". Obiecujący początek, a potem takie granie, jakiego było coraz więcej i więcej z każdym miesiącem w tym czasie w USA.
Tam, gdzie dynamika jest dobra, zawodzi sama melodia, jak w "Seducer" czy "Glory Huner", tam gdzie, jest próba power metalowego potraktowania melodii hard rockowej w "Mutiny On The World" jakieś to ożywienie jest sztuczne.
John Bush, przez wielu bardziej kojarzony z występów w ANTHRAX, nie wyróżnia się tu jako wokalista niczym szczególnym. Głos jak wiele innych głosów z tamtego okresu, co więcej skala tego głosu jest mocno ograniczona. W mocniejszych, ciężej zagranych numerach zapewne brzmiałby lepiej, jednak ta produkcja jest tu niezbyt eksponująca power metalowy charakter kompozycji. Ta energia ogólnie tu jest nieco sztucznie generowana, czasem w riffowaniu bardziej nerwowym jak w "Stricken By Fate". Ten ich metal jest bardzo ułożony, aż za bardzo i to słychać w "Envy", a jeszcze bardziej na koniec w "False Alarm".
Ten numer zagrany z większym ogniem i ikrą mógłby być ozdobą tego LP, jednak to co najwyżej blady szkic tego, co można było z tego zrobić.
Bas Very próbuje na tym LP zdziałać więcej, perkusja Sandovala nie zawsze jednak na to pozwala i gra Gonzo nie budzi na tym albumie większego zainteresowania, mimo że ten instrument jest bardzo dobrze ustawiony.
Album jest dobrze wyprodukowany jak na standardy bardziej tradycyjnego heavy metalu, jednak jak na potrzeby power metalu jest zbyt ugładzony. W znacznej mierze przypomina brzmieniem mainstreamowe płyty z hard rockiem i metalem stadionowym z wyostrzonym nieco brzmieniem gitar, które jednak wydają się przez to suche.
Album sukcesu komercyjnego nie przyniósł, nie spowodował też jakiegoś wielkiego zainteresowania samym zespołem. Średnie melodie i średnie wykonanie nie sprzyjały temu.
Grupa mimo to zachowała kontrakt z Chrystalis i wydała tam kolejne albumy w nieco już odmiennym składzie, gdyż w trakcie nagrywania drugiego albumu odszedł gitarzysta Sandoval, aby założyć własny band MEGATTACK.
Ocena: 6/10
19.09.2009
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
"Only The Strong Survive!"