Ascension
#1
Ascension - Far Beyond The Stars (2012)

[Obrazek: R-5719325-1400800903-6795.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Somewhere Back In Time 06:00
2. Blackthorne 05:51
3. Reflected Life 06:39
4. Heavenly 06:02
5. Moongate 08:08
6. Orb Of The Moons 04:47
7. Silver Tide 05:26
8. Time Machine 07:29
9. Far Beyond The Stars 01:15
10. The Avatar (Ascension) 09:41
11. Time for War 03:57

Rok wydania: 2012
Gatunek: Melodic Power Metal
Kraj: Wielka Brytania

Skład zespołu:
Richard Carnie - śpiew
Fraser Edwards - gitara
Stuart Docherty - gitara, instrumenty klawiszowe
Nick Blake - bas
Dick Gilchrist - perkusja

Trudno jest wydać płytę z power metalem młodej nieznanej grupie na Wyspach Brytyjskich.
Przez lata nie udawało się to także ASCENSION i dopiero teraz, w marcu, zespół debiutuje, ale za sprawą... japońskiej wytwórni Spiritual Beast.

Grupa z Aberdeen w Szkocji do tego czasu przygotowała i wydała na niskonakładowych EP sporo utworów, jednak na "Far Beyond The Stars" umieszczono tylko kilka z nich, w nowych zresztą wersjach. Większość z tego co tu można usłyszeć, to materiał premierowy jednak jeśli chodzi o styl, żadnej niespodzianki nie ma. Na EP "Alchemy" z roku 2010 grupa zaprezentowała melodyjny power metal w stylu DRAGONFORCE czy CELLADOR i tu także mamy do czynienia z taką muzyką. Podobnie jak i w przypadku kompozycji tamtych zespołów grupa prezentuje sporo długich kompozycji i tu najdłuższą jest trwająca ze wstępem w postaci "Far Beyond The Stars" sztandarowa "The Avatar (Ascension)". No cóż, wszystko jak w DRAGONFORCE tylko o klasę niżej, no może poza perkusją, bo Dick Gilchrist spisuje się znakomicie i pewnie DRAGONFORCE spokojnie by sobie poradził. Gitarzyści są nieźli, ale do pirotechnicznej wirtuozerii im jednak sporo brakuje, natomiast wokalista Richard Carnie ma głos dosyć wysoki i dalekosiężny, ale o barwie niespecjalnie interesującej. Gdy nie śpiewa, można usłyszeć wolniejsze partie instrumentalne z pianinem, gitarami akustycznymi i klawiszowymi symfonizacjami, podobnymi w większości kompozycji.
Do DRAGONFORCE brakuje sporo także dlatego, że te melodie są po prostu mało atrakcyjne ("Moongate"), albo stanowią blade odbicie promiennego radosnego grania tamtej grupy ("Time Machine"). Do najlepszych utworów można zaliczyć otwierający płytę "Somewhere Back In Time", gdzie jest sporo melodyjnego zgiełku i rozmachu oraz dobre tempo i zadziorny wyrazisty "Reflected Life" w stylu numerów z debiutu CELLADOR. Trochę lepszy wokalista wyciągnąłby zapewne więcej z muzycznie udanego "Heavenly" co ciekawe jednak, Carnie śpiewa bardzo dobrze w balladowym songu "Silver Tide" z ładnym tłem, ale zupełnie bezbarwną melodią.
Najbardziej emocjonującym utworem jest tu nieoczekiwanie instrumentalny "Orb Of The Moons" gdzie odrywają się od kurczowego trzymania się formuły DRAGONFORCE i rozgrywają brawurowy speed metal z elementami neoklasycznymi i może ich muzyczna droga powinna iść właśnie w takim kierunku. Klawiszowe partie w tej kompozycji nagrał Elias Holmlid ze szwedzkiego DRAGONLAND. Jeszcze jeden smoczy akcent na tym albumie.
Brzmienie doskonałe, wzorowane na soundzie DRAGONFORCE z odrobinę ostrzejszymi gitarami jest dziełem samego Andy La Rocque.

Podsumowując, jest to dobra płyta z melodyjnym smoczym power/speed metalem, ale ta grupa jest po prostu słabsza od swoich mistrzów. Fani DRAGONFORCE zauważą to natychmiast, a gorsze kopie słynnych wpływowych zespołów zazwyczaj większego sukcesu nie osiągają.


Ocena: 7,2/10

22.03.2012
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#2
Ascension - Under the Veil of Madness (2023)

[Obrazek: 1106822.jpg?0257]

Tracklista:
1. Sayonara 06:21
2. Megalomaniac 03:58
3. Defiance 04:59
4. Monsters 07:15
5. Set You Free 05:36
6. Last Winters Night 09:09
7. Under the Veil of Madness (Part 1) 08:45
8. Power of a Thousand Suns (Part 2) 03:04
9. Pages of Gold (Part 3) 06:19
10. God of Death 04:00

Rok wydania: 2023
Gatunek: Melodic Power Metal
Kraj: Wielka Brytania

Skład zespołu:
Richard Carnie - śpiew
Fraser Edwards - gitara
Stuart Docherty - gitara, instrumenty klawiszowe
Nick Blake - bas
Dick Gilchrist - perkusja

Ta płyta powstawała długo, było sporo problemów technicznych, premiera była przesuwana. Ostatecznie jednak jest i wydał ją zespół nakładem własnym w końcu lutego bieżącego roku.
Mimo upływu ponad dziesięciu lat od debiutu, grupa nagrała ten LP w niezmienionym składzie, a sama muzyka, no cóż, także nie pokazuje jakiegoś postępu w rozwoju ASCENSION.

Brytyjczycy ze szkockiego Aberdeen pozostają nadal pod wpływem DRAGONFORCE, grając melodyjny power metal na speedzie i dobrze, że przynajmniej nie jest to ten DRAGONFORCE z kompromitujących ostatnich albumów. Niestety, powodów do zachwytu nie ma, no chyba że ktoś lubi power metal infantylny i ocierający się o słabej jakości pop/rock, gdzie wysokiej przecież klasy gitarzysta Fraser Edwards, gra rzeczy nad wyraz naiwne, a ekipa mu w tym gorliwie pomaga. Pierwsza część płyty z takimi kompozycjami jak Sayonara, Megalomaniac jest po prostu graniem metalowo bezradnym, a gdy próbują coś zrobić bardziej aranżacyjnie zaawansowanego, to wychodzi koszmarek Defiance, w którym zupełnie nie wiadomo o co chodzi i to pobrzmiewa jak parodia GALNERYUS. Straszny jest Set You Free. Może pewne rzeczy by na tym LP prezentowały się lepiej, ale wokalnie Carnie jest tak piskliwie nachalny, tak nieustannie pchający się w wysokie rejestry, nieraz na granicy fałszu, że od połowy albumu jego popisy zaczynają po prostu męczyć. Wykonanie ogólnie jest kontrowersyjne i na przykład niektóre sola gitarowe są pełne kiksów (no chyba, że to taka stylistyka wykonawcza), a Docherty tylko może ze dwa, trzy razy w klawiszowych pasażach zagrał coś, na co warto by zwrócić uwagę. Jedna gwiazda świeci tu realnie autentycznym blaskiem i to fenomenalnie usposobiony i jeszcze bardziej technicznie dojrzały niż kiedyś perkusista Dick Gilchrist. Momentami aż szkoda jego ogromnego wysiłku, jaki tu jest niweczony przez nieudolne w pomyśle i wykonaniu kompozycje. Gdyby czegoś tu poszukać lepszego, to pewnie należałoby wskazać na heroiczny, w komiksowym oczywiście stylu, Monsters, ale przecież zupełnie niedopasowana partia instrumentalna na pewno nie jest tu ozdobą. Last Winters Night to dziewięć minut speed/power niemocy, czy może raczej sympatyczny podkład muzyczny pod jakiś animowany film dla dzieci o przygodach Krokodylka, czy Różowej Wojowniczki. Ciężko to dosłuchać do końca bez zniecierpliwienia. Kto jednak dosłucha, ten narażony jest zaraz potem na obcowanie z groteskową odmianą heroicznego speed/power w Under the Veil of Madness i instrumentalnej kontynuacji Power of a Thousand Suns, gdzie Fraser Edwards zupełnie bez uzasadnienia zabiera się za motywy neoklasyczne. To jakiś tryptyk wraz Pages of Gold, który łączy cechy części 1 i 2, ale zasadniczo jest stylistycznym miszmaszem nawet z jakimś fragmentem gotycko/heavy/folk średniowiecznym. Straszne. Ogólnie godzina bezradności w wykonaniu ASCENSION.
Produkcja przeciętna, sound sterylny, perkusja sucha i tego pana co gra najlepiej, to najgorzej tu słychać.

Warto nadmienić, że w marcu przewidziane jest wydanie tego albumu w Japonii nakładem Spiritual Beast. Tam pewnie zyska większe uznanie niż w Europie...
Ja rozumiem, że od jakiegoś czasu następuje gwałtowna infantylizacja społeczeństw, ale z jakiego powodu metalowi muzycy muszą wychodzić naprzeciw oczekiwaniom tych najbardziej infantylnych?
Sayonara, ASCENSION...


ocena: 4/10

new 26.02.2023
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości