Axel Rudi Pell
#16
Axel Rudi Pell - Into the Storm (2014)

[Obrazek: R-5298885-1490780311-3113.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. The Inquisitorial Procedure 01:48
2. Tower of Lies 04:26
3. Long Way to Go 05:32
4. Burning Chains 05:23
5. When Truth Hurts 06:46
6. Changing Times 06:05
7. Touching Heaven 07:02
8. High Above 04:49
9. Hey Hey My My (Neil Young cover) 05:02
10.Into the Storm 10:35

Rok wydania: 2014
Gatunek: Melodic Heavy Metal
Kraj: Niemcy

Skład zespołu:
John Gioeli - śpiew
Axel Rudi Pell - gitara
Volker Krawczak - bas
Bobby Rondinelli - perkusja
Ferdy Doernberg - instrumenty klawiszowe


Byłoby dziwne, gdyby nagle coś się w muzyce tej ekipy zmieniło. Byłoby to nawet niepokojące...
Zmienił się jedynie perkusista i do ARP w miejsce Terrany dołączył nie mniej znany Bobby Rondinelli (BLACK SABBATH, RAINBOW, RIOT itd.).
Wydany przez Steamhammer album "Into The Storm" to kontynuacja stylu wypracowanego przez lata. Jest to konwencja konserwatywna i dlatego w pełni zadowalająca ogromną rzeszę fanów, mówiących od prawie 20 lat - "Axel! Tak właśnie ma być!"

No i tak jest. Klasyczne średnie tempa, klasyczna rytmika i rozpoznawalna melodia w Tower of Lies. Jest bardzo dobrze, ale bardzo dobry (tylko) opener na LP AXEL RUDI PELL troszeczkę rozczarowuje. Już po pierwszych sekundach wiadomo, że Long Way to Go to będzie taki łagodny lekko nostalgiczny song w rock/metalowej radiowej stylistyce i rzecz jasna tak jest.
Niestety, bardzo to miałkie i już dosyć dawno ARP nie nagrał takiego bezbarwnego kawałka w tej konwencji.
Burning Chains już znacznie lepszy taki pół epicki styl ARP tu się przebija, trochę też w tym RAINBOW w sposobie zestawienia  gitary i instrumentów klawiszowych. Rondinelli gra tu gęste, bardzo gęste partie perkusji i aż miejscami trochę za gęste. To jest jednak inny typ perkusisty niż Mike Terrana, który często wiedział kiedy zrobić sekundę ciszy we właściwym momencie.
Przy okazji rozpoczynającego się przy pianinie songu When Truth Hurts można sprawdzić aktualną formę Gioeli. No cóż, śpiewa bardzo dobrze, ale bywało już lepiej, przy czym trudno mu coś wytknąć wprost, ale jednak i coś tu z nim do końca dobrze nie jest. Ta emisja głosu jest jakby o mniejszym zasięgu. Sama kompozycja jest jednak wyborna, przy czym ostatecznie chwyta za serce niekoniecznie za pierwszym razem. Tak, czy inaczej, te dostojne smutne numery Pella, ktokolwiek by ich nie śpiewał, są naprawdę poruszające. Changing Times niby szybszy i niby ostrzejszy jest w rzeczywistości sprytnie włączonym w to wszystko wypełniaczem, bo w żadnej z ulubionych przez słuchaczy kategorii niczym nie porywa. Nawet solo Pella jest po prostu odegrane. Ogólnie to Axel tym razem niespecjalnie przyłożył się do treści swoich solówek. Realnej treści niewiele, wirtuozerii też.
Touching Heaven rozpoczynający jak kawałek AOR rozwija się potem w niemal kashmirowym stylu, ale przeważa monotonia riffowa i kilka motywów melodycznych, które się tu przewijają wzbudza średnie zadowolenie. No i solo. Pell gra jakby myślał zupełnie o czymś innym, z roztargnieniem graniczącym z mechanicznym odtwarzaniem. Długo tu przyszło czekać na realny killer i wydawało się po początku High Above, że to właśnie będzie to. Jednak nie, refren tym razem poniżej oczekiwań. Wybranie Hey Hey My My Neila Younga jako cover świadczy tym razem tylko o braku pomysłu na własny smutnawy song numer dwa dla tej płyty.
Epicki kolos. Tym razem na końcu albumu. Into the Storm rozpoczyna się motywami wschodnimi, arabskimi potem oczywiście pojawia się główny motyw krążący i niemal znakomicie... Niemal, bo te kolosy potrafiły przykuć hipnotycznie, a tego się po prostu słucha z zadowoleniem. Od połowy gra solo Pell. Klimat drugiego planu tworzą klawisze, ale ogólnie to nie ma rozbudowanej partii instrumentalnej, a całość mogłaby się skończyć trzy minuty wcześniej.

Można odnieść wrażenie, że tym razem Axel Rudi Pell nagrał ze swoim zespołem płytę, bo takie były wymagania kontraktu.
ARP zawsze gra podobne rzeczy, ale tym razem tu naprawdę nie mam nic nowego poza odgrzewanymi pomysłami, znanymi już riffami oraz melodiami, które już były wcześniej. Szczerze mówiąc, nie ma tu ani jednego "ARP Killera" z prawdziwego zdarzenia.
Nawet realizacja jest co najwyżej średnia. Gitara Pella jakaś taka sucha, plany klawiszowe lekko zamazane, perkusja miejscami za głośna... Ulf Horbelt poddawał masteringowi tyle płyt AXEL RUDI PELL, a tym razem jakoś nie nadał tu ostatecznego szlifu.
Cóż, kiedyś kryzys musiał przyjść, po tylu latach, po tylu płytach. Rzemiosło artystyczne, z naciskiem na "rzemiosło".


ocena: 7,7/10

new 27.01.2019
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#17
Axel Rudi Pell - Game of Sins (2016)

[Obrazek: R-7962733-1503039339-9022.jpeg.jpg]

tracklista:
1.Lenta Fortuna (Intro) 01:24
2.Fire 05:34
3.Sons in the Night 05:07
4.Game of Sins 08:43
5.Falling Star 05:14
6.Lost in Love 06:07
7.The King of Fools 04:58
8.Till the World Says Goodbye 07:40
9.Breaking the Rules 05:07
10.Forever Free 08:29

Rok wydania: 2016
Gatunek: Melodic Heavy Metal
Kraj: Niemcy

Skład zespołu:
John Gioeli - śpiew
Axel Rudi Pell - gitara
Volker Krawczak - gitara basowa
Bobby Rondinelli - perkusja
Ferdy Doernberg - instrumenty klawiszowe

Raz na dwa lata AXEL RUDI PELL musi o sobie przypomnieć nowym albumem. Zresztą, czekają na to miliony.
Po "Into the Storm" w 2014 przychodzi czas na "Game of Sins" w 2016 i po prostu ma to być normalny, rozpoznawalny i zarazem unikalny styl melodic metal wirtuoza Axela i całego zespołu. Lp wydaje rzecz jasna Steamhammer, w styczniu.

Wszystko tu przebiega zgodnie z planem, zgodnie z rytuałem i uświęconą tradycją. Rozpoczyna intro, potem bardzo dobry klasyczny opener w średnim tempie o niezbyt skomplikowanej konstrukcji Fire i może ta melodia już była, ale w końcu co z  tego? Świetny wokal Gioelli, który jest zdecydowanie w wysokiej formie, świetne archetypowe solo Pella.
Te rock metalowe potwory są tym razem po prostu różne. Sons in the Night gładko przechodzi, bez mocniejszego bicia serca, podobnie jak The King of Fools, ale niewinnie klasyczny w riffach zwrotek Falling Star ma refren kapitalny, z najlepszych możliwych czasów ARP. Dosyć rzadko się zdarza, by w kompozycjach Pella zwrotki miały lepsze melodie i były ciekawiej zaśpiewane niż refreny, ale w przypadku Breaking the Rules tak właśnie jest. Trochę to siada wszystko po gitarowo wielce obiecującym początku.
Moc ARP tkwi w tych długich rozbudowanych melodyjnych, melancholijnych kolosach i jest tak prawie od zawsze. To one wzruszają, poruszają epickością i stanowią o ostatecznej wartości albumów Pella. Tytułowy Game of Sins, kroczący dostojnie jest wspaniały z tymi klawiszowymi planami Doernberga i pełnym ekspresji wokalu Gioelli. On lubi i umie śpiewać takie rzeczy. W każdym true heavy epic metalowym zespole dewastowałby bez najmniejszego problemu. Till the World Says Goodbye jest bardziej posępny, mrok gdzieś czai się na drugim planie w riffach i chórach w tle... Coś tu jednak do końca nie zagrało w samej melodii i refren wydaje się trochę zbyt powszedni, by uznać tę kompozycję za wybitną. Album zamyka najdłuższy Forever Free i to też już pewna tradycja, której AXEL RUDI PELL nie zmienia. Zaczyna się to dosyć tajemniczo, melancholijnie, w chłodnym stylu, ale refren eksploduje fantastycznie w stylu pompatycznego Pella i jest to numer wyborny, z porywającym solem gitarowym i zapada to wszystko w pamięć, oj zadecydowanie zapada. Przepiękny, romantyczny song Lost in Love to ozdoba tej płyty. Początek z gitarą akustyczną i onirycznymi folk - rycerskimi klawiszami wspaniały, no a potem jest tak, gdy się zapala zapalniczki na koncertach tej grupy. Magia ARP w balladowych numerach jest zjawiskiem ponadczasowym i fenomenem!

Ocena muzyków i wokalisty? Taka jak zwykle - AXEL RUDI PELL!
Album przygotował jako producent sam Axel Rudi Pell, a mastering to jak zwykle Ulf Horbelt. Chyba trochę popadł w rutynę. Ja to oczywiście rozumiem, że zespół chce brzmieć w swoim określonym stylu, ale trochę kolorytu nowoczesnej techniki nagraniowej można by w końcu wykorzystać. "Eternal Prisoner" z 1992 brzmi prawie dokładnie tak samo jak płyta z 2016. Coś z tą perkusją by wypadało tu zrobić, może nawet z głębią gitary Mistrza Pella.
Generalnie mamy to, co chcieliśmy usłyszeć. Po prostu AXEL RUDI PELL, a nie BONFIRE czy SCORPIONS. I lepsze to wszystko jest niż ARP A.D. 2014
Zadanie wykonane ku zadowoleniu słuchaczy nieoczekujących fajerwerków oryginalności.


ocena: 8,8/10

new 17.07.2019
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#18
Axel Rudi Pell - Sign Of TheTimes (2020)

[Obrazek: R-15178911-1588876577-1326.jpeg.jpg]

tracklista:
1.The Black Serenade (Intro) 01:40
2.Gunfire 05:21
3.Bad Reputation 05:41
4.Sign of the Times 07:10
5.The End of the Line 05:22
6.As Blind as a Fool Can Be 06:14
7.Wings of the Storm 05:48
8.Waiting for Your Call 05:34
9.Living in a Dream 05:59
10.Into the Fire 06:01

Rok wydania: 2020
Gatunek: Melodic Heavy Metal
Kraj: Niemcy

Skład zespołu:
John Gioeli - śpiew
Axel Rudi Pell - gitara
Volker Krawczak - gitara, basowa
Bobby Rondinelli - perkusja
Ferdy Doernberg - instrumenty klawiszowe


Z tradycyjną regularnością i żelazną konsekwencją AXEL RUDI PELL nagrywa i co dwa lata wydaje kolejne płyty. Ponownie przez Steamhammer w maju 2020 przedstawiony został następny album, zatytułowany tym razem mniej rycersko, a bardziej tajemniczo "Sign Of The Times".

Zgrana i doświadczona ekipa wybitnych muzyków proponuje to, czego fani grupy oczekują, bo w przypadku ARP być po prostu inaczej nie może. ARP to nie tylko zespół, to muzyczna instytucja z mnogością wydań na różnych nośnikach na całym świecie, rozbudowane promocyjne trasy koncertowe...
Byłoby źle, gdyby AXEL RUDI PELL nagle zaczął grać coś innego, tak twierdziłem zawsze. 
Tym razem super kolosów trwających ponad dziesięć minut brak i najdłuższy jest tu utwór tytułowy. Wystarczyło siedem minut spokojnego grania w miarowych tempach, wybornego śpiewu Gioeli oraz jak zwykle wirtuozerskiego, pełnego treści sola Pella, by powiedzieć, że w takim krótszym kolosie spisali się na najwyższą ocenę. Ogólnie, długość kompozycji jest zbliżona i takiego trzyminutowego wymiatacza radiowego z elementami rock arena także nie ma. Jest jednak taki trwający ponad pięć minut Bad Reputation i to błąd, bo to numer tuzinkowy, zupełnie bez historii i muzycznie mało ciekawy. Taki ułożony BONFIRE  z dawnych lat i w sumie nic ponadto. Trudno trochę zrozumieć również, dlaczego zespół rozmienia się na drobne w nijakim arena metal z USA Waiting for Your Call i to drugi z niespecjalnie udanych utworów z tego albumu.
Rozumiem potrzeby promocji poza fanami metalu rockowej muzyki Pella, ale może trzeba było w tym przypadku pozostać przy singlu... Za to podszyty reggae Living in a Dream z niespodziewanie ostrymi partiami gitary i przyspieszeniami jest po prostu fantastyczny! Tego się słucha!  Kwintesencja ARP w leciutko odświeżonej formule.
Jest gustowne intro The Black Serenade z Pellem w roli głównej do Gunfire, z ostrą gitarą, vintage purplowskimi klawiszami Doernberg (Mistrz, Mistrz na całej płycie!) i tym potoczystym feelingiem, jaki tworzy ARP w swoich najlepszych, nośnych i żywszych utworach. Pięknie! A w solach Pell cudownie nawiązuje w pewnych inkrustacjach do Blackmore'a. Pell to jest jednak niekwestionowany Guitar Hero!
Oczywiście taki szybszy ARP w The End of the Line z podobną melodią słyszało się już na ich płytach wiele razy, ale zawsze miło posłuchać kolejnego zamaszystego heavy rockera w takim stylu. A As Blind as a Fool Can Be to kolejny dramatyczny i romantyczny zarazem hymnowy song ekipy z potężnym tu, jakże wyrazistym wokalem Gioeli i oszczędnym płaczem gitary Axela. Piękne, jak piękne są tego rodzaju utwory tego zespołu. Wings of the Storm stylizowany jest na lata 70te na ekipy Blackmore i metal/rock jaki tu zaprezentowali jest po prostu wyśmienity. Co ciekawe, są także minimalne ukierunkowana na znacznie nowocześniejsze elektryczne muzycznie style, zarysowane jednak niezwykle delikatnie i zdominowane przez klasyczne klawisze, spokojnie prowadzony mocno akcentujący bas i kolejny pellowski refren klasyczny. Pell gra tu również finezyjne solo, być może najbardziej warte uwagi na całej płycie. Nierównany i niepowtarzalny Axel Rudi Pell!
Into the Fire to oczywiście nie jest cover DEEP PURPLE, a coś zupełnie nowego można powiedzieć, przy czym na starym zeppelinowskim riffie "kashmirowym" oraz z mocnym, ale łagodnym refrenem, z ogromnym uczuciem odśpiewanym przez Johna. Klasa, ekstraklasa na zakończenie tej płyty. I podświadomie czeka się tu na solo Pella... Warto, bo tym razem Pell wraca tu do wykorzystania pewnych "ancient" motywów" ze swoich słynnych starych monumentalnych potworów z dawnych lat.

Wykonanie jak zwykle znakomite i przy tym podkreślić należy niespożyte siły Bobby Rondinelliego, przedstawiciela starszej metalowej młodzieży. Młodzieńczy duch, młodzieńcza perkusja!
Wyborna realizacja na najwyższym światowym poziomie, klasyczna dla zespołu. Wyrazista, choć niezbyt mocna perkusja, fenomenalnie ustawione klawisze Ferdy'ego, wspaniały sound gitary Pella  w solówkach.
Jest więc wszystko to, czego należało oczekiwać. Na więcej, niż bardzo dobrym poziomie.


ocena: 8,8/10

new 9.05. 2020
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#19
Axel Rudi Pell - Lost XXIII (2022)

[Obrazek: 1014802.jpg?5220]

tracklista:
1.Lost XXIII Prequel (Intro) 01:47
2.Survive 05:02
3.No Compromise 04:57
4.Down on the Streets 04:46
5.Gone with the Wind 08:56
6.Freight Train 06:08
7.Follow the Beast 05:02
8.Fly with Me 05:42
9.The Rise of Ankhoor 03:48
10.Lost XXIII 08:35

Rok wydania: 2022
Gatunek: Melodic Heavy Metal
Kraj: Niemcy

Skład zespołu:
John Gioeli - śpiew
Axel Rudi Pell - gitara
Volker Krawczak - gitara, basowa
Bobby Rondinelli - perkusja
Ferdy Doernberg - instrumenty klawiszowe

15 kwietnia 2022 to data premiery jak zwykle wyczekiwanej przez miliony nowej płyty ekipy AXEL RUDI PELL. Oczywiście wydał nie kto inny jak Steamhammer.
I oczywiście, to po raz kolejny, niezmienny od ponad dwóch dekad "Pell Metal".

Coś, co jest zawsze takie same, nigdy do końca takim samym nie jest. Tym razem Niemcy dosyć wyraźnie nawiązują w konstrukcji albumu i samych utworów do czasów "Oceans of Time".
Nawiązują w mniej lub bardziej udany sposób. Przede wszystkim trzeba powiedzieć, że Gioeli śpiewa jednak nieco gorzej niż wtedy, Pell gra mniej interesujące solówki, a brzmienie wypracowane przez Ulfa Horbelta jest poniżej oczekiwań. Tak jakoś sucho i płasko muzyka zespołu formatu światowego brzmieć nie powinna. Przede wszystkim gitara Pella ma jakiś taki nieprzyjemny stalowy posmak, a w solach to jest tak, jakby korzystał z przetworników domowej roboty z lat 70tych... A przecież pamiętamy, jakie niuanse brzmieniowe były w tych solówkach, chociażby na wspomnianym "Oceans of Time". Po prostu chyba tym razem Axel Rudi Pell podszedł do sprawy jako producent niezbyt odpowiedzialnie.
Promocyjny utwór Survive jest typowym openerem w średnim tempie, ciepłym i bardzo melodyjnym, z takim jakże uroczym w przypadku ARP markowaniem grania heavy/power metalu i jest fajnie, ale uwzględniając wszystkie wspomniane niedostatki, tylko po prostu solidnie. Szkoda jednak tylko, że No Compromise to taki toporny z niemieckim rock/metalem numer i ta prosta łupanka z raczej prymitywnym głównym motywem gitarowym Pella to jedna z większych wpadek kompozycyjnych Pella w ostatnim dziesięcioleciu. I zaraz potem druga, czyli Down on the Streets. No prawie, bo fatalna jest melodia zwrotek, sięgająca meandrów albumu "Nasty Reputation", zaś refren jednak odrobinę lepszy w bezpiecznych obszarach klasycznych stylizacji refrenowych ARP. Trzeba się czymś ratować. Kolos poetycki i refleksyjny Gone with the Wind w tej przeszywającej serce manierze aranżacyjnej... Gioeli śpiewa tu jakże długo tylko w towarzystwie gitary akustycznej, a gdy włączają prąd jest to, co powinno być, jako metalowo monumentalne, ale przecież nie porywa jak podobne ich największej hity.
Nie zachwyca Pell jako gitarzysta. Tu już nie chodzi o umiarkowanie tylko interesujący instrumentalny The Rise of Ankhoor, ale jak się posłucha monotonnego, grubo ciosanego Freight Train to wszystko wydaje się jasne. Trochę wstyd, że ten album musi ratować taki prosty, szybki i ponownie markujący heavy/power Follow the Beast. Oczywiście, w prostocie siła, ale to jest AXEL RUDI PELL, budujący swoją potęgę na finezji i elegancji. Przy Fly with Me robi się niebezpiecznie... Wchodzimy na wstępie wprost w objęcia mixu Come Back To Me URIAH HEEP i pościelowych hitów Boltona. No jest owszem potem "Pell Metal", ale to takie zachowawcze, takie ograne... No z sympatii można uznać tę kompozycję za dobrą.
Wreszcie tytułowy kolos Lost XXIII. Byłoby niesprawiedliwością powiedzieć, że to jest nieciekawe. Najlepiej zaaranżowany utwór z klawiszami Doernberga planu drugiego i parasymfoniką, toczący się spokojnie, niemal leniwie, a przy tym z nieubłaganą konsekwencją. No i jest epicko, jest majestatycznie, jest wreszcie potężne artystyczne solo Pella. To jest jednak koniec płyty i jak mawiał Lemmy "Too Late, Too Late"...

Trochę na siłę ta płyta została nagrana, z niczego, ze starych wyeksploatowanych patentów. Niestety, także wykonawczo jest średnio i bohaterowie albo są zmęczeni, albo nie do końca wierzą, że to jest naprawdę coś warte. Cóż, ta płyta musiała jednak powstać. Coś trzeba nowego zaprezentować na światowych występach po dwóch latach koncertowej covidowej posuchy.


ocena: 7/10

new 16.04.2022
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości