Bejelit
#1
Bejelit - Age of Wars (2006)

[Obrazek: R-3737569-1342362168-7481.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Intro 00:19
2. The Age of War 03:39
3. Mercenaries 05:22
4. Son of Death 04:01
5. Just a Dream 04:14
6. March of the Immortal 05:40
7. The Evil Inside 06:18
8. Flower of Winter 05:20
9. Victory's Now 05:06
10. ...And Chaos Came from Nowhere 05:50

Rok wydania: 2006
Gatunek: Heavy/Power Metal
Kraj: Włochy

Skład zespołu:
Tiberio Natali - śpiew
Sandro Capone - gitara
Daniele Genugu - gitara
Giorgio Novarino - bas
Giulio Capone - perkusja i instrumenty klawiszowe

BEJELIT na pierwszym etapie swojej działalności uprawiał gatunek we Włoszech reprezentowany słabo, czy heavy/power metal. Dawało to grupie szansę na zaistnienie na tym poletku tym bardziej jeśli komuś nie bardzo pasowała prosta nawalanka CENTVRION z ryczącym Germano Quintabà. W maju 2006 roku Old Ones wydała drugi album tej grupy, przy czym pojawił po raz pierwszy i jedyny, nowy wokalista Tiberio Natali.

Album "Ages Of War" jest ukoronowaniem tego etapu i raczej ta korona to oklejona sreberkiem od czekolady dykta, niż autentyczny szlachetny kruszec. W graniu heavy power bardzo łatwo popaść w banał. Tak jest w przypadku tej płyty. Dynamiczne, pełne energii riffowanie, określona dawka zmian tempa i prób urozmaicenia basem czy chórkami jak w "Mercenaries" jest, ale wtórność i sztampowość tego jest ogromna. Taki jest i tytułowy "The Age of War" o charakterze łupaniny, taki też jest "Son of Death", gdzie melodia jest interesująca i ma coś z późnego ICED EARTH. No ma, te akcenty pojawiają się w mniejszym lub większym stopniu w innych utworach też, co jednak nie pozwala na potwierdzenie opinii o BEJELIT jako o włoskim IE. Wokalnie to też daleka droga, do każdego z wokalistów z tamtego zespołu, bo Tiberio Natali dysponuje głosem tyleż poprawnym, co zupełnie pozbawionym tożsamości. Raz jakby przez siłę śpiewa, to znów wręcz hard rockowo, jak w lżejszej kompozycji "Just a Dream", bliższej włoskiej tradycji melodic speed power metal.
"March of the Immortal" nasuwa znów skojarzenia na wstępie z zespołami grającymi epic symphonic power, także z Italii oczywiście, potem jednak rozwija się ciekawie jako speed power z mocnymi akcentami symfonicznymi. Ten numer jest naprawdę udany i wskazuje że gdy trochę zaczynają kombinować z klawiszami, chórami i różnicowaniem wokali potrafią przykuć uwagę. W "The Evil Inside" jest z kolei dużo przestrzeni i takiego swobodnego grania z przewagą basu, jest też odwołanie do tradycyjnego heavy metalu w melodii. Gdy nie ma napinania się na ciężko grający zespół, wychodzą plusy - zarówno w brzmieniu jak i wykonaniu. Nawet te super szybkie galopady są tu fajnie podane, a sola proste i czytelne dopełniają solidnej całości.
Bez ballady przy pianinie "Flower of Winter" obyć się mogło, bo przesadna łzawość duetu wokalnego drażni, a sama melodia eksploatowana była niejednokrotnie. W dalszej części są mocniejsze akcenty i może jako wolny song, grany ciężej by to brzmiało lepiej, a tak pozostaje się co najwyżej delektować bardzo dobrą produkcją. Ta stoi na wysokim poziomie ogólnie i pod tym względem płycie niczego zarzucić nie można. Każdy instrument jest słyszalny w zakresie, jaki jest wymagany w poszczególnych momentach, wokalista zaś w żadnym miejscu nie został zagłuszony. "Victory's Now" to znów numer bardziej heavy power, tu tło nieco denerwujące, ale bojowej true melodii słucha się z przyjemnością. Jest to jednak ponownie granie całkowicie wtórne, tym razem z akcentami brytyjskiej szkoły klasycznego heavy. Na koniec "...And Chaos Came from Nowhere" i tu już te prawie sześć minut niby epickiej galopady melodic powerowej jakoś męczy od połowy.

Średniej klasy to płyta, która teoretycznie skierowana jest do fanów heavy i power metalu różnych odmian, ale praktycznie z powodu eksploatowania w przeciętnym stylu najbardziej zgranych motywów mało atrakcyjna i dla miłośników ostrzejszego grania i dla tych, którzy przedkładają ponad energię wykonania atrakcyjne i na długo zapadające w pamięć melodie.


Ocena: 6.5/10

22.11.2007
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#2
Bejelit - You Die and I (2010)

[Obrazek: R-4232803-1394073386-8416.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Rostov 03:44
2. She's Lying 6ft Under 04:04
3. Saint from Beyond 05:47
4. Your Personal Hell 03:45
5. Astaroth 04:06
6. 2K12 Nails 04:19
7. Death Row 04:21
8. Goodnight My Shade 06:32
9. Shinigami 06:02
10. Orfeo 10 06:28

Rok wydania: 2010
Gatunek: power metal
Kraj: Włochy

Skład zespołu:
Fabio Privitera - śpiew
Sandro Capone - gitara
Daniele Genugu - gitara
Giorgio Novarino - bas
Giulio Capone - instrumenty klawiszowe

Jest to trzeci album tego zespołu wydany przez Punishment 18 Records w lutym, dotychczas głównie grającego tradycyjny power metal, częściowo inspirowany stylistyką amerykańską. Na tej płycie pojawił się ponownie jako wokalista Fabio Privitera, pojawiło się również nowe podejście do samej muzyki.


Płyta jest nad wyraz eklektyczna i rzadko się zdarza, aby na jednym LP znalazła się aż tak różnorodna muzyka.
Album rozpoczyna Rostov i wydaje się, że Włosi podsłuchali patenty KIUAS z ostatniej płyty. Bardzo mocno zagrany, dziwny, przeładowany pomysłami także w sferze wokalnej i z neoklasycznym solem. Numer kapitalny i robi spore nadzieje na płytę odmienną od standardów. She's Lying 6ft Under rwany, z elektroniką na początku, rozkrzyczany i brzmiący bardzo modern pokazuje, że wykorzystanie nowych trendów w metalowej muzyce także było celem BEJELIT. Te elektroniczne początki to widać taka uroda tej płyty, bo Saint from Beyond też się tak zaczyna, aby przekształcić się w wolny, ciężki pół balladowy numer z wszelkimi urozmaiceniami i doprawdy fajną melodią. Your Personal Hell to taki sobie, bardzo przeciętny heavy power, jaki grywali już wcześniej, a Astaroth po brutalnym dezorientującym początku nadal dezorientuje, ale sympatyczną melodią, która bardziej by pasowała może do THE DOGMA. 2K12 Nails to znów taka sobie sieczka heavy power i słychać, że jednak w tym mainstreamowym graniu mają nie za wiele do powiedzenia. Natomiast Death Row z symfonicznym tłem - fantastyczny.
Znów THE DOGMA się kłania, ale tu ten element symfoniczny to jest znacznie bardziej wyeksponowany. Ogólnie bardzo progresywny numer z udaną melodią.
Goodnight My Shade to hymn/ballada/pieśń... no sam nie wiem jak to określić i jest po prostu wzruszająca i przepiękna. Zespół łączy tu styl romantyczny, typowy dla Włoch z nagraniami ekip fińskich grających melodic metal i ten łagodny utwór, choć kontrastuje z większości ostrą muzyką, wyróżnia się bardzo pozytywnie. Shinigami niby nic takiego, taka melodyjna heavy power galopada, ale ma coś, co wciąga i przy okazji stanowi nawiązanie do tych ciekawszych i godnych zapamiętania kompozycji z pierwszej i drugiej płyty. Na koniec Orfeo 10 i tu już mamy mieszankę wszelkiego rodzaju stylów grania melodic metal z ładnym i wpadającym w ucho romantycznym refrenem. Pod względem wykonania wiele zarzucić nie można, Privetera nieźle prezentuje się we wszystkich stylach, jakie tu grupa pokazała, zwłaszcza w śpiewie delikatniejszym oraz w Rostov.

Kilka zagrań gitarzystów bardzo udanych, a wprowadzone elementy klawiszowe też wstydu nie przynoszą, choć w partiach "nowoczesnych" trudno je uznać za oryginalne, czy też specjalnie przykuwające uwagę. Oryginalne modern brzmienie dodaje tu specyficznego smaczku i odrębności, słychać to także w utworach lżejszych.
Album ogólnie jest dobry, ale jedynie jako wypadkowa kilku znakomitych kompozycji i raczej przeciętnej reszty. Rozstrzał stylistyczny natomiast powoduje, że całościowo ten album chyba raczej do nikogo nie trafi.


Ocena: 7/10

28.10.2010
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#3
Bejelit - Emerge (2012)

[Obrazek: R-4174607-1371057028-1838.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. The Darkest Hour 05:10
2. C4 05:29
3. Don't Know What You Need 04:37
4. Emerge 06:14
5. We Got The Tragedy 04:52
6. To forget And To Forgive 05:00
7. Dancerous 05:08
8. Triskelion 05:14
9. Fairy Gate 02:57
10. The Defending Dreams Battle (Aruna's Gateway) 03:45
11. Deep Water 11:21
12. DefCon/13 01:08
13. Boogeyman 06:09

Rok wydania: 2012
Gatunek: Power Metal
Kraj: Włochy

Skład zespołu:
Fabio Privitera - śpiew
Sandro Capone - gitara
Marco Pastorino - gitara
Giorgio Novarino - bas
Giulio Capone - perkusja, instrumenty klawiszowe

Aktywnie działa w ostatnim czasie BEJELIT i to już czwarty album, dosyć szybko wydany po "You Die and I" z 2010, tym razem nakładem wytwórni Bakerteam Records w marcu.
Jak to często bywa w przypadku zespołów włoskich zmiany w składzie, a właściwie tylko jedna - pojawienie się znanego gitarzysty, a także wokalisty Marco Pastorino, który tu skoncentrował się na gitarze i najważniejszy "głos" należy nadal do Fabio Privetera. Na poprzednim albumie BEJELIT przedstawił materiał zróżnicowany, power metalowy, o różnych źródłach i inspiracjach, zarówno tradycyjny jak i bardziej nowoczesny ze znakomitym "Rostov" na czele. Tak jest także i tym razem, przy czym pojawiły się w znacznej ilości pierwiastki progresywne, czy też za takie mające uchodzić.

Agresywne, nowoczesne zagrywki power metalowe mieszają się łagodnymi melodic metalowymi refrenami zahaczającymi o rock progresywny i otwieracz "The Darkest Hour" jest pod tym względem bardzo przeładowany. Konkretniejszy i bardziej nastawiony na przebojowy styl to melodic power metalowy "C4" ale i tu podobnie jak w bardzo dobrym "Emerge" tych ozdobników wokalnych w chórkach i instrumentalnych trochę za dużo, czy też nie zawsze są dobrze dobrane.
Bardzo szybki i energiczny jest "Don't Know What You Need", ale i tu chórki w refrenie zbyt rozległe do ostrych i ciętych motywów głównych. Za to także bardzo szybki "The Defending Dreams Battle (Aruna's Gateway)" rozegrany został wybornie i wybornie są tu rozłożone akcenty power metalowe i rockowe, dając w efekcie wrażenie wielkiej przestrzeni i rozmachu.
We włoskiej tradycji progressive melodic power utrzymany jest łagodniejszy w melodii i wymowie "We Got The Tragedy", dobrze prezentuje się melodyjny song o balladowych cechach "To Forget And To Forgive" z ładnym solem rockowym wspartym basem i jest w tym pomysł na granie bardzo tradycyjne w atrakcyjnej, nowocześniejszej formie realizacji. Z klawiszami na tym LP jest różnie, ale ważną rolę pełnią w interesującym progressive melodic power metalowym z odległymi echami rycerskiego folka i neoklasyki "Dancerous". Utwór sprawia bardzo pozytywne wrażenie, jest świeży i zaskakujący licznymi urozmaiceniami, tym razem znakomicie dobranymi. Dumnie rozbrzmiewa klimatyczny power w "Triskelion" najbardziej epickiej kompozycji fantasy na tym albumie z wykorzystaniem łagodnych smutnych symfonizacji.
Przy okazji "Fairy Gate" zespół trochę zaprzecza sam sobie w idei tego albumu. To znakomity prosty melodic power bez dodatków, bez udziwnień, dynamiczny, potoczysty, ze znakomitym zapadającym w pamięć refrenem. Czyli można i bez meandrów dojść do celu, a tym jest przecież atrakcyjność kompozycji. Krótki, ale treściwy kawałek-esencja melodic power metalu i killer na tym LP.
Samo zakończenie tego albumu jest delikatne, akustyczno-symfoniczne i balladowe w "Boogeyman" niezłym, ale mało metalowym w wymowie, ale tak naprawdę główny ciężar finału koncentruje się w długim "Deep Water". Pianino, gitara akustyczna, szum morza i nagłe przejście do galopady power metalowej i już wiadomo, że to kolejna z Morskich Opowieści zbudowana na muzycznych motywach Żagli i Morskich Fal. W samej melodii odkrywcze to nie jest, ale ładnie prezentują się elementy symfoniczne i tło. Melodia tawernowa, ale uroczysta i klimat zbudowany jest ze smakiem, smak przygody morskiej się czuje, a beczkę rumu zastępuje łagodne kołysanie statku niesionego w nieznane. Niezwykle sympatyczny, zmuszający do refleksji utwór urozmaicony, ale absolutnie nieprzekombinowany.
Jeśli chodzi o wykonanie, to jest znakomite. Jest znakomite gitarowo, przy czym wpływ Pastorino jest słyszalny, sekcja rytmiczna elastyczna i pomysłowa, dobre klawisze Giulio Capone, który przecież na tych instrumentach gra tu dodatkowo. Jeśli zaś chodzi o Fabio Privitera - jest to występ doskonały i bezdyskusyjnie jeden z najlepszych we włoskim power metalu w ostatnich latach. Nienaganny techniczne, donośny i rozległy w wyższych rejestrach głos Privatera to czynnik istotnie podnoszący wartość tych przedstawionych tu kompozycji. Obecnie pan Fabio to ścisła czołówka krajowa wśród wielkiej i stale powiększającej się rzeszy wokalistów koncentrujących się na melodyjnych odmianach metalu. Wielkie brawa za ten występ.

Można mieć liczne uwagi do sposobu aranżacji części z tych kompozycji. Można by to zapewne zrobić inaczej, można by zrezygnować z modernistycznych akcentów. Można mieć wiele uwag, ale płyta kompozycyjnie jest bardzo dobra. Nie za trudna w odbiorze, nie za łatwa, wielowarstwowa i wieloznaczna, pewnych sekretów nieujawniająca od razu.
Gdzie umiejscowić obecny styl BEJELIT? Zapewne gdzieś pomiędzy ARACHNES i SECRET SPHERE z dodatkiem ostrożnie podanego włoskiego fantasy power.


Ocena: 8/10

26.03.2012
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości