Bloden-Wedd
#1
Bloden-Wedd - Times Go On (1998)

[Obrazek: R-3751808-1484336625-3726.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. The Travel Begins (Intro) 01:20
2. Learning From A Beast 04:08
3. P.O.R.K.S. 04:44
4. Mohicans 05:32
5. Skyland 05:10
6. Happy Time 04:41
7. Bloden-Wedd 11:45
8. Times Go On 08:57

Rok wydania: 1998
Gatunek: power/speed metal
Kraj: Chile

Skład zespołu:
Dan Elbelman - śpiew, gitara
Patota Atxondo - gitara
Ricardo Palma - bas
Max Acuña - perkusja


BLODEN-WEDD zaczerpnął swoją nazwę z języka gaelickiego i w tłumaczeniu na angielski oznacza ona "Gods of Sunrise". Ten zespół z Santiago należy do najbardziej zasłużonych dla rozwoju chilijskiego metalu tradycyjnego, ma na koncie trzy albumy i ten jest ich debiutem, który pojawił się w pięć lat po utworzeniu grupy. Wydany on został przez aktywna na przełomie stuleci wytwórnię Picoroco Records z Santiago.

Obracając się w sferze fantasy i mitologii przedstawiają tu zestaw utworów power metalowych z elementami tradycyjnego heavy metalu i speed, zbliżonego do dokonań zespołów przede wszystkim niemieckich z kręgu HELLOWEEN i GAMMA RAY ("Learning From A Beast", "Happy Time"), zresztą wokalista Elbelman często śpiewa wysoko w rejonach Kiske chociażby a i pewne motywy są zapożyczone od Niemców w prosty sposób, szczególnie w refrenach. Wokal jest piskliwy w wysokich rejestrach, w niższych brak mu mocy, dużo tu fałszów i zawodzenia szczególnie dokuczliwego w "Mohicans". Granie sprawia wrażenie drewnianego, z fatalną pracą sekcji rytmicznej, zwłaszcza perkusisty grającego prymitywnie do pozbawionych inwencji riffów gitarzystów. Czasem w melodiach odchodzą trochę w rejony niemieckiego speed power i heavy z lat 90tych w kręgu WARHEAD jak w "P.O.R.K.S" z krzyczanymi refrenami. W "Skyland" próbują grania z pewnymi thrashowymi naleciałościami, bardziej ponurego i do tego instrumentalnego i utwór ten to bardziej zbiór kilku odegranych powtarzalnych sekwencjach riffów niż sensowna kompozycja z treścią. Wymęczony średnio szybki "Bloden-Wedd" to niestety męka przez ponad 10 minut wypełnionych rwanym graniem z zupełnie nieczytelnym motywem głównym i chwile wytchnienia daje tylko łagodny fragment z gitarą akustyczną, który jednak dowodzi, że Elbelman to jednak wyjątkowo mierny wokalista. Gitarowe sola są bardzo przeciętne, choć jeszcze zawierają najwięcej treści muzycznej z tego wszystkiego. Szkoda ze perkusista zazwyczaj je skutecznie zagłusza. Ta perkusja jest tu ustawiona bardzo głośno, bas też, przy czym akurat do basisty większych zastrzeżeń mieć nie można. Na koniec równie bezsensowny "Times Go On", rozwlekły power metal teoretycznie rycersko epicki a faktycznie zupełnie niemożliwy do ogarnięcia w panującym tu nieładzie.

Jest to po prostu słaba płyta w praktycznie każdym aspekcie, poczynając od kompozycji, poprzez wykonanie a na paskudnym brzmieniu kończąc.


Ocena: 3/10

12.10.2010
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#2
Bloden-Wedd - Raging Planet (2001)

[Obrazek: R-5994689-1519064209-5388.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Intro 00:53
2. Raging Planet 05:49
3. As the Rain & the Rainbow 04:49
4. Lord of the Final Sin 07:39
5. Liberty 06:06
6. Skyland II 05:16
7. Winter Son 06:23
8. Angels From Future 05:45
9. By My Side 07:18

Rok wydania: 2001
Gatunek: Power/Speed Metal
Kraj: Chile

Skład zespołu:
Dan Elbelman - śpiew, gitara
Patota Atxondo - gitara
Francisco Bull - bas
Max Acuña - perkusja

Jest to drugi album power metalowego BLODEN-WEDD z Santiago wydany przez szwedzką wytwórnię Toxic Records, nagrany po trzech latach od wydania debiutu, tym razem z nowym basistą Bullem i klawiszami muzyka sesyjnego Eduardo del Campo. Zespół zdecydowanie okrzepł i dojrzał pod każdym względem. Przede wszystkim Dan Elbelman śpiewa znacznie lepiej, już nie męczy fałszami i zupełnie nieźle wychodzą mu podjazdy pod Kiske w wyższych rejestrach. Gitarowo zespół opanował chaos i basista, zresztą jak poprzedni, sprawuje się bardzo dobrze, a perkusista Max Acuna przestał prymitywnie punkowo okładać swój zestaw.

Tym razem grupa gra zdecydowanie wyrażony speed/ power z nieustannymi natarciami gitarowymi, lekko mroczny i jedynie w solach nadal niespecjalnie się to trzyma kupy. Taki ostrzejszy mix hansenowskiego metalu z niemieckim speed metalem lat 90tych z tego wyszedł, przy czym utwory są dosyć do siebie podobne, o niezbyt wyrazistych melodiach, gdzieś tam przypominających w liniach wokalnych "Keepery" HELLOWEEN. Bardziej przemyślane to "Lord of the Final Sin", gdzie wchodzą na obszary szerzej pojmowanego rycerskiego melodic power w niemieckim stylu, grając trochę wolniej miejscami i dokładając w tych wolniejszych partiach epickiego wzniosłego klimatu podobnie jak w "Winter Son". Ogólnie jednak te wszystkie utwory są raczej monotonne i podobne do siebie, a przede wszystkim te niektóre dłuższe jak "Liberty" po prostu za długie. Grupa w zasadzie nigdy nie ma muzycznie nic do powiedzenia w czasie dłuższym niż 3 minuty. Jako numer instrumentalny pojawia się ponownie "Skyland", oznaczony jak "II" tym razem nieco melodyjniejszy, ale także niczym nieprzyciągający uwagi. "Angels From Future" jest z kolei raczej nieudaną próbą wykorzystania wzorów amerykańskiego heavy/power epickiego grania.Odpoczynkiem od nieustannego raczej męczącego dwugitarowego ataku jest znacznie łagodniejszy na końcu song przy pianinie "By My Side", i tu słychać, że jednak Dan Elbelman wokalnie poczynił bardzo duży postęp. Ładnie zaśpiewany zupełnie nieoryginalny w melodii utwór.
Tym razem produkcja jest dobra, brzmienie gitar masywne, łączące głębię z ostrością, perkusja została trochę (wystarczająco) cofnięta i tylko może wokalista mógłby być bardziej wysforowany przed tę gitarową ścianę.
 
Tak, BLODEN-WEDD poczynił w stosunku do swojego dzieła z roku 1998 duży krok naprzód, jednak nie na tyle, aby w takim mocniejszym melodyjnym speed/power znaleźć się chociażby na zapleczu średniej klasy dobrych zespołów.


Ocena: 6,5/10

12.10.2010
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#3
Bloden-Wedd - Eye of Horus (2005)

[Obrazek: R-6409637-1520171991-6690.jpeg.jpg]

Tracklista;
1. Lone Runner 02:48
2. Firebird 04:05
3. Seventh Gate 04:22
4. Still Believe 05:16
5. Eye of Horus 07:33
6. Through the Heaven's Eyes 05:51
7. Down the Road 03:58
8. Power Metal Pride 03:32
9. Daughter of the Minotaur 03:40
10. Untold Words 05:11
11. Exodus (Bonus Track) 04:55

Rok wydania: 2005
Gatunek: Melodic Power Metal
Kraj: Chile

Skład zespołu:
Dan Elbelman - śpiew, gitara
Patota Atxondo - gitara
Pedro Aragón - bas
Max Acuña - perkusja

Na trzeci album power metalowego BLODEN-WED z Santiago trzeba było poczekać kolejne cztery lata i czas ten zespół spędził na szlifowaniu formy i swoich kompozycji i wreszcie w kategorii melodic power metal zaprezentowali solidny album oparty na europejskich wzorach. Płyta została wydana przez niedużą chilijską wytwórnię Risestar Music, ale Japonii w czerwcu 2005 przedstawiła ją znana Soundholic Co. Ltd.

Zdecydowanie nadal słychać wpływy niemieckie, także te spod znaku HELLOWEEN czy GAMMA RAY, ale jest tu również wiele innych odniesień, mnóstwo szybkich temp, pędu i autentycznie power metalowej energii. To zresztą słychać w dobrze zapowiadającym płytę bardzo dynamicznym i krótkim "Lone Runner" na początku.
Tym razem zespół zrezygnował z przedłużania swoich utworów na siłę i tylko tytułowy "Eye Of Horus" trwa ponad siedem minut, wypełnionych ciekawymi wątkami muzycznymi z łagodnym melancholijnym początkiem i epic power metalowym rozwinięciem. Energicznie grają w kompozycjach zwartych i z grzmiącą perkusją, ciętymi riffami i słucha się dobrze "Firebird" czy też "Seventh Gate" lub delikatniejszego "Through the Heaven's Eyes", choć te melodie już rozgrywały liczne zespoły wcześniej. Elbelman śpiewa bardzo dobrze i pewnie, dopracował górki i moc emisji głosu, który bez problemu unosi się nad masywnymi gitarami. "Still Believe" to pewna nieśmiała próba przemycenia do rozległej w wokalach kompozycji dawki dramatyzmu i śladowych ilości progresywnego podejścia. Ukłonem w stronę amerykańskiego power metalu z rycerskim fantasy zacięciem jest dobry "Daughter of the Minotaur" i ta kompozycja odróżnia się dosyć wyraźnie od pozostałych także lekko progresywną otoczką.
To, co zostało tu zagrane, zostało zagrane bardzo dobrze. Po latach prób i błędów zespół zaprezentował się jako sprawny i zgrany power metalowy band z kompetentnym i dopasowanym wokalistą. Album brzmi przy tym w pełni profesjonalnie, co więcej został wyprodukowany wręcz wzorcowo, z pięknie brzmiącą perkusją, dawką ostrości gdzie trzeba, głębi i wyjątkowej selektywności. Masywny przyjemny dla ucha melodic power metalowy sound.  Brak jednak na tym albumie jakichś zdecydowanie wybijających się utworów i mega dynamiczne granie w "Power Metal Pride" tego w żadnym stopniu nie rekompensuje. To wszystko dobre melodie, ale zespół po prostu nie ma zupełnie własnego muzycznego oblicza tak jak w hymnowym w stylu GAMMA RAY "Untold Worlds" na koniec.

Jest to ostatni album tej grupy, która w następnych latach przejawiała bardzo ograniczoną działalność, a muzycy udzielali się w innych projektach. W roku 2011 ekipa zaprezentowała jeszcze tylko kilka nagrań zamieszczonych na niedługiej EP "Made Of Steel". Patota Atxondo opuścił zespół w roku 2010. Dana Elbelmana można usłyszeć na pierwszym albumie chilijskiego "All Stars" zespołu HUMAN FACTOR z roku 2004.
BLODEN-WEDD stanowi przykład muzycznego dojrzewania i doskonalenia stylu i warsztatu występujących tu muzyków. Słabiutki debiut dzieli od "Eye of Horus" ogromna przepaść i kto wie, co ten zespół mógłby zaproponować na następnej płycie, która być może jeszcze kiedyś powstanie.

Ocena: 7,8/10

19.12.2011
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości