Cemetary
#1
Cemetary - Godless Beauty (1993)

[Obrazek: R-585480-1294128536.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Now She Walks the Shadows 02:22
2. The Serpent's Kiss 03:45
3. And Julie Is No More 03:48
4. By My Own Hand 04:35
5. Chain 03:20
6. Adrift in Scarlet Twilight 04:55
7. In Black 04:21
8. Sunrise (Never Again) 05:27
9. Where the Fire Forever Burns 06:54

Rok wydania: 1993
Gatunek: Dark/Gothic/Death Metal
Kraj: Szwecja

Skład zespołu:
Mathias Lodmalm - śpiew, gitara, instrumenty klawiszowe
Anton Hedberg - gitara
Zriuko Culjak - bas
Juha Sievers - perkusja

CEMETARY Lodmalma od początku był zespołem "innym".  Gdy Lodmalm przedstawił pierwszą płytę, "An Evil Shade of Grey", w roku 1992, to był to death metal inny niż wszystkie i kolejna płyta dokazała, że ten zespół i jego lider jest grupą poszukującą, oderwaną od głównych trendów i zdecydowanie nowatorską. Te poszukiwania doprowadziły do muzyki z drugiej płyty, wydanej przez Black Mark Production w październiku 1993 roku.

Ciężkie, klimatyczne granie, wyrosłe z death metalu w tym czasie się już kształtowało, zarówno pod wpływem PARADISE LOST, jak i MY DYING BRIDE, ANATHEMA czy CATHEDRAL.
To, co nowe szło z Anglii, Skandynawia była o krok z tyłu. Lodmalm w Szwecji zrobił ten krok tak zdecydowanie odrywający się od death metalu w czystej postaci pierwszy. Na tej płycie poniechał wchodzenia na obszary doom/death i raczej jest to album, będący pochodną "Shades Of God" z brutalnym, ale pełnym gotyckiej melancholii metalem, wyrosłym na gruncie tradycyjnego, klasycznego heavy. Pozostał growl, ciężki i nawet drapieżny, są riffy zaczerpnięte z thrashu w "Now She Walks the Shadows", jest tu szybkość, ale to tylko dwie minuty.
Ten album rozpoczyna się myląco, bo jego istotą i esencją jest klimat, podany w sposób surowy i brutalny, twardy i bezwzględny, jak w "The Serpent's Kiss". Te same motywy, podawane w jednoznacznie podawanych sekwencjach, mrok i melodia zawsze niepokojąca. Na całym LP słychać duże odniesienia w solach do PARADISE LOST, choć styl gry Lodmalma jest inny. Te sola to często tło, to druga gitara, a sposób wykorzystywania tych podawanych w tle motywów przejęły niemal wszystkie zespoły, jakie grały potem podobną muzykę.
"Adrift in Scarlet Twilight" to najlepszy przykład takiego powtarzania motywu na całej płycie. "And Julie Is No More" jest ponury, przesycony treścią, zmianami tempa. Jest tu melodia bardzo łagodna, szybka partia gitary i to najbardziej niespokojna kompozycja na tym albumie.
"Adrift in Scarlet Twilight" i "By My Own Hand" to już ten dostojny, mroczny CEMETARY, gdy grają niezbyt szybko w tempach już zbliżonych do doom/death, ale nie grają doom/death, jaki grali Anglicy. No najwięcej tego PARADISE LOST A.D. 1992 tu jest, temu nikt nie zaprzeczy, pewnie także w szybszym "Chain", gdzie heavy metal tradycyjny jest podany tak brutalnie, a jednocześnie przyciąga z magnetyczną siłą. Elektronicznie przetworzone głosy dodają tu kolejnej porcji niepokoju. Ta muzyka, jest w gruncie rzeczy duszna, mroczna, jest dark, choć ten termin jeszcze nie sprecyzował się jasno w tym czasie w metalowej muzyce. Głosy, skromne wstawki gitary akustycznej, to wszystko potęguje nastrój posępny jak w "In Black" i ten utwór jest tu czymś niezwykłym, głównie ze względu na wspaniały refren, który wyrasta tu i pojawia się nagle i demoluje melodyjną siłą, wzmocniony jeszcze prostym, jakże bardzo podkreślającym sens tej kompozycji, solem gitarowym. "Sunrise (Never Again)" szybki jak na ten LP, nagle jest hamowany gitara akustyczną, zawiera fragmenty z melorecytacjami i solem Lodmalma, jakiego już potem nigdy nie zagrał i jakiego może brakowało na "Shades Of God". Wstrząsający utwór poprzez przemieszanie tej pełnej zła brutalności i łagodności. Tu Mrok walczy ze Światłem, ale zwycięzcy nie ma. "Where the Fire Forever Burns" zawiera wszystkie doświadczenia muzyczne z tego albumu. Chłodny, rozwijający się powoli, z kruszącymi gitarami, jednocześnie bojowy i refleksyjny. Nie ma tu niespodzianek, tylko smutek i duma i pewna transowość, wytwarzana przez gitary.

Ta płyta to 40 minut grania niezwykłego, zespołowego i jakby w całości to wszystko wypowiedziane jest przez Lodmalma. Nie oznacza to, że pozostali statystują. Oni są z nim tu jednością. Szare, mocne, stalowe brzmienie gitar, oszczędna, ale wyrazista perkusja i bas.
Nie jest to płyta, której się słucha, a potem o niej zapomina. Ta muzyka zostawia w umyśle ślad, którego wymazać się nie da. Może nawet bliznę, której nie potrafi usunąć żaden chirurg duszy.


Ocena: 9.9/10

19.02.2008
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#2
Cemetary - Black Vanity (1994)

[Obrazek: R-745246-1174469428.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Bitter Seed 02:51
2. Ebony Rain 05:26
3. Hunger of the Innocent 06:10
4. Scarecrow 04:17
5. Black Flowers of Passion 03:50
6. Last Departure / Serpentine Parade 05:11
7. Sweet Tragedy 03:16
8. Pale Autumn Fire 04:20
9. Out in Sand 04:19
10. Rosemary Taste the Sky 05:09

Rok wydania: 1994
Gatunek: Heavy/Gothic Metal
Kraj: Szwecja

Skład zespołu:
Mathias Lodmalm - śpiew, gitara, instrumenty klawiszowe
Anders Iwers - gitara
Tomas Joseffson - bas
Markus Nordberg - perkusja

Lodmalm to duch metalowy niespokojny.
Wydawać by się mogło, że "Godless Beauty" to i optymalny skład zespołu, i pewien styl, który wystarczyło kontynuować, aby być zauważonym i docenionym.
Lodmalm jednak rozpoczął wszystko od nowa, z innym składem pod szyldem CEMETARY, zaprosił do nagrania "Black Vanity" grupę gości, dodał więcej instrumentów, zmienił brzmienie, sposób aranżacji utworów... Zmienił bardzo dużo, ale pozostał mrok, niepokój i te melodie, jakie umiał stworzyć. Ta płyta ujrzała światło dzienne dzięki wytwórni Black Mark Production.

Nie zawsze to wszystko sprawia wrażenie poukładanego jak należy i "Last Departure / Serpentine Parade" jest tego najlepszym przykładem. Pewne kompozycje są przeładowane jak ta, są też niekiedy obarczone efektami specjalnymi niezbyt trafnymi. To, co poprzednio generowały gitary, tu złożone jest na barki instrumentów klawiszowych, niby oszczędnych, ale jednak rozwadniających, odciągających główne melodie gdzieś na boki.  Lodmalm nie stara się być brutalny, jest tu wyraźna chęć stworzenia melodii bardziej przebojowych w smutku jak w "Bitter Seed" i to nie jest akurat w tym przypadku dobry manewr.
Gdy jednak trafia to trafia bez pudła, jak w rytmicznym, z płynnymi zwolnieniami "Ebony Rain", pełnym leniwej, dekadenckiej rezygnacji. To piękne solo gitarowe zagrał tu gościnnie Christofer Johnsson wraz z Lodmalmem. Trafia też bez pudła w "Hunger of the Innocent", zaaranżowanym kapitalnie pod względem wokalnym, użyciem gitary akustycznej, melorecytacji i tego wracającego motywu gitarowego, wspartego tym, co grają w solach tak prostych, a tak genialnych. Brutalne wyrwanie z Krainy Łagodności jest tu po prostu wstrząsające.
"Scarecrow" może aż takiego spustoszenia nie czyni, choć zbudowany jest na podobnych zasadach, ale tu postawiono na większy ładunek "przebojowości", która by się przydała w ponurym, ale jednak nieco nużącym, "Black Flowers of Passion". Chłodne, posuwiste rytmy "Sweet Tragedy", znów ta obojętność o letniej temperaturze, udziwnienie z basem i oderwaną solówka gitarową, znów te posuwiste rytmy. To jest proste, ale z taką prostotą w samych riffach ten album stoi. Jak w "Pale Autumn Fire", gdzie te gitary są mocno wspomagane innymi efektami. Te efekty pewną rolę odgrywają również w "Out in Sand", ale tu są to hammondy w tle, a wszystko zmierza do tej partii łagodniejszej, z mruczanym wokalem. To jest tak sprytnie zrobione, że cały czas się czeka, kiedy ten motyw się powtórzy. Nawet gdy gitara akustyczna się pojawia w mini balladzie wplecionej mimochodem i to solo, typowo heavy metalowe i romantyczne. Na koniec morderczy, pokręcony, mroczny i gotycki "Rosemary Taste the Sky". Tyle można wydobyć z kilku zagrywek, kilku długich, powtarzanych wybrzmiewań... Efekt wzmacnia stopniowe chowanie wokalu w muzyczne tło.

Lodmalm to człowiek poszukujący na tym LP. Zwiedza różne obszary, wykorzystuje różne doświadczenia, nie zawsze własne. To, jak śpiewa, może niektórych odstręczać. Ni to grow, ni to mruczanki pozbawionego głosu osobnika, wracającego do domu pod dobrą datą ze śpiewem na ustach.
Trudna płyta, choć niezwykle atrakcyjna pod względem melodii. Momentami przegadana, czasem nierówna w obrębie samych kompozycji. Obiecująca wiele i nie dająca do końca tego, co wydawać by się mogło dać musi. Lodmalm to postać frapująca. Stał obok wszystkich, miał tu własną wizję. Czegoś jednak zabrakło, aby ta płyta dorównała "Godless Beauty".
Chyba że miała być po prostu inna.


Ocena: 8.7/10

19.02.2008
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#3
Cemetary - Sundown (1996)

[Obrazek: R-782515-1361837023-6971.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Elysia 02:36
2. Closer to the Pain 03:39
3. Last Transmission 03:19
4. Sundown 03:51
5. Ophidian 05:33
6. Primal 02:18
7. New Dawn Coming 05:03
8. The Embrace 04:02
9. Morningstar 03:57
10. The Wake 05:43

Rok wydania: 1996
Gatunek: Heavy/Gothic Metal
Kraj: Szwecja

Skład zespołu:
Mathias Lodmalm - śpiew, gitara, pianino
Anders Iwers - gitara
Thomas Josefson - bas
Markus Nordberg - perkusja
Randy Wolf - instrumenty klawiszowe (gościnnie)

Lodmalm jako muzyk cały czas poszukujący nagrywał kolejno z CEMETARY płyty odmienne i "Sundown" jest też już albumem innym od "Black Vanity".
Połowa lat 90-tych w Skandynawii to pojawienie się nowego oblicza SENTENCED, stylu heavy gothic, wyzbytego naleciałości death metalu, melodic death czy dark metalu, z ciężarem przesuniętym na melancholijny klimat podany w przebojowej oprawie.

Lodmalm poszedł w tym kierunku i "Sundown", wydany przez Black Mark Production w końcu lutego 1996 roku, to jego wizja takiej muzyki, choć wzbogaconej o pewne elementy z okresu wcześniejszego. Jego heavy "romantic" gothic jest mimo wszystko mroczniejszy, surowszy w formie, z ostrzejszym wokalem i chłodniejszy niż fiński.
To słychać w "Elysia" w klasycznych tempach a la SENTENCED w nowym wcieleniu, ale jednak to wszystko jest bardziej zdystansowane, jest zimniejsze i mniej ekspresyjne. Te kompozycje są w większości bardzo krótkie, zwarte, owiane jakąś szarą mgłą, jak znakomity, wolniejszy "Closer To The Pain", w pewnym stopniu wynikający muzycznie z LP "Black Vanity". Jest tu też dużo grania szybkiego i wręcz przebojowego, jak "Last Transmission", wykorzystany zresztą jako część ścieżki dźwiękowej do jednego z najsłynniejszych modów do gry komputerowej "Half Life" - "Poke". Ten refren z klawiszowym tłem jest chyba jednym z największych osiągnięć Lodmalma w obszarze chwytliwej melodii. Gdzieś jednak tych udanych melodii zabrakło, jak w "The Wake" czy "Ophidian" mamy do czynienia tylko z dobrym warsztatowo heavy/gothic, jakiego może wtedy jeszcze nie było zbyt wiele, ale jaki niebawem zalał ten nowy gatunek. Romantycznie jest w "Sundown" i tak potem też zaczęto grac coraz częściej. Lodmalm był jednak jednym z pierwszych i ten melancholijny styl tu ładnie się prezentuje przy wykorzystaniu doświadczeń z poprzedniej zwłaszcza płyty. Takie wykorzystanie instrumentów klawiszowych w tle stało się w zasadzie normą dla stylu skandynawskiego. To, że Lodmalm miał wizję własną takiego heavy gothic ze smugą dark słychać w ponurym "New Dawn Coming" w średnim tempie i mistrzowskimi klawiszowymi ornamentacjami budującymi tu specyficzny klimat.
Melodyjna rozpacz i taka typowa dla muzyki Lodmalma rezygnacja znakomicie się prezentuje w "The Embrace" z refrenem na poziomie tego z "Last Transmission". Znakomitą kompozycją jest także wyposażony w ciekawe podziały rytmiczne "Mormingstar", zagrany jakby na zwolnionych obrotach miejscami i tu klawisze też pełnią znaczącą rolę. Czasem nawet odnosi się wrażenie, słuchając tego albumu, że obie gitary stanowią tło do tego, co chce powiedzieć sam Lodmalm. Śpiewa dobrze, tym razem zupełnie odchodząc od dark wokali i growla na rzecz śpiewu czystego, choć mało wyrazistego. Pod tym względem, porównanie do wokalistów z grup fińskich wypada zawsze na jego niekorzyść.

Pewnym problemem jest tu samo brzmienie. W sytuacji, gdy grupy fińskie stawiały na mięsiste głębokie gitary i przestrzeń, Lodmalm nagrał to wszystko w konwencji nieco dusznej, płaskiej i ascetycznej. To ma swój urok, ale chwilami to ustawienie brzmienia z głośną perkusją wydaje się ubogie. W Szwecji bez wchodzenia w obszary melodic death w zasadzie taki styl, jaki został zaprezentowany na tym albumie, nie miał godnej kontynuacji.

Ocena: 8.6/10

20.02.2008
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#4
Cemetary - Last Confessions (1997)

[Obrazek: R-925859-1361888068-2564.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Forever 03:54
2. Caress the Damned 03:47
3. So Sad Your Sorrow 02:48
4. 1213 - Trancegalactica 04:26
5. Twin Reactor 03:53
6. Field of Fire 02:53
7. One Burning Night 03:35
8. Carbon Heart 03:16

Rok wydania: 1997
Gatunek: Gothic metal
Kraj: Szwecja

Skład zespołu:
Mathias Lodmalm - śpiew, gitara, instrumenty klawiszowe
Anders Iwers - gitara
Tomas Josefsson - bas
Markus Nordberg - perkusja

Piąta i ostatnia przed rozwiązaniem grupy płyta CEMETARY. Wydana przez Black Mark Production w marcu 1997 roku.

Osiem utworów, niecałe pół godziny muzyki. Muzyki stanowiącej w zasadzie aneks do "Sundown" z roku poprzedniego, tyle że jeszcze bardziej idącej w kierunku fińskiego stylu takiego grania. Krótki, zwarty numer "Forever" z pewnymi echami dawnego stylu zespołu, słabym wokalem Lodmalma i, co najgorsze, już słychać fatalne brzmienie. Gitary pierdzące, perkusja puka, bas też niewyraźny. Sama melodia dobra, ale brzmi to nieco jak odrzut z poprzedniej sesji nagraniowej. Zdecydowanie lepsze są "Caress the Damned" i "So Sad Your Sorrow", można powiedzieć, że na poziomie "Sundown" a do tego nie kopiują Finów. Pomysł na riff w "So Sad Your Sorrow" znakomity i ten jeden z najkrótszych kawałków CEMETARY jest najlepszy na tej płycie. Chłód i ta specyficzna obojętność muzyki Lodmalma tu została świetnie uwypuklona. Niestety, potem przychodzi miotanie się w "1213 - Trancegalactica", gdzie na siłę starają się być nowocześni, choć klawisze nie są interesujące i bluesowaty "Twin Reactor", wzorowany na amerykańskim alternatywnym metalu, zupełnie nieudany z powodu fatalnego wokalu Lodmalma i okropnego brzmienia gitary. Na fińskim graniu wzorowany jest zaś "Field of Fire", ale tylko fajna zagrywka gitarowa w tle, zastępująca refren zasługuje tu na uwagę. Wokalnie kolejny skopany kawałek. Łagodny, akustyczny wstęp do "One Burning Night" prowadzi ponownie donikąd w bezładnym graniu w średnim tempie. "Carbon Heart" zupełnie nieudany, pozbawiony i mocy, i melodii, do jakiej CEMETARY przyzwyczaiło wcześniej.  Po raz kolejny drażniący wokal Lodmalma i gdy ta kompozycja się kończy w zasadzie z ulgą, można pożegnać się z tym LP.
Album zrobiony w pośpiechu, byle jak, bez pomysłu i jakby stworzony z myślą tylko o tym, aby utrwalić swoje pomysły w ostatnim momencie.

Płyta niepotrzebna, psująca na koniec wizerunek zespołu, który przecież kilka lat wcześniej nagrał "Godless Beauty". W tym samym roku grupa została rozwiązana. W roku 2001 Lodmalm wskrzesił CEMETARY jako projekt w zasadzie jednoosobowy. Plonem jego działalności był obojętnie przyjęty album modern doom/gothic metalowy "Phantasma" z roku 2005. W tym samym roku Lodmalm ogłosił opuszczenie sceny metalowej i skoncentrował sę na muzyce elektronicznej.


Ocena: 5/10

21.02.2008
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości